NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » TAJEMNICA HITLERA

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Tajemnica Hitlera

  
MareczekX5
16.01.2013 16:54:11
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)

Grupa: Administrator 

Posty: 7596 #1144185
Od: 2012-7-24
Za: http://marucha.wordpress.com/2013/01/12/tajemnica-hitlera/

FORUM Nr 19/2005

Ciszej nad tą rodziną

W Trzeciej Rzeszy obowiązywało pewne tabu: nie wolno było interesować się rodziną Adolfa Hitlera. Na samą wzmiankę o jego pochodzeniu i krewnych w Dolnej Austrii Führer wpadał w szał. Jaką mroczną tajemnicę chciał ukryć? Odpowiedź znaleziono w zakurzonych aktach, odkrytych niedawno w archiwach.

Albert Speer, minister budownictwa Rzeszy i ulubiony towarzysz rozmów Hitlera, wspominał w swych pamiętnikach jedną znamienną scenę. W trakcie rozmowy zameldowano Führerowi, że w rodzinnej miejscowości jego ojca tutejszy gauleiter wystawił tablicę pamiątkową: to z tej ziemi wywodzi się nasz wielki wódz. Zamiast się ucieszyć i pochwalić gorliwca, Hitler niespodzianie wpadł w furię. – Ile razy mówiłem, żeby nie wspominać o tej okolicy, a ten osioł gauleiter wyjeżdża z czymś takim! Natychmiast to usunąć!

O podobnym ataku wściekłości Hitlera wspomina też Hans Frank, jego osobisty prawnik (a potem generalny gubernator okupowanych ziem polskich). W napisanej w więzieniu przed czekającą go egzekucją książce „Im Angesicht des Galgens” (W obliczu szubienicy) Frank wspominał, że wytrącony z równowagi Hitler, a działo się to w latach 30., zwierzył się z „podłej próby szantażu” podjętej przez jakiegoś „obrzydliwego krewniaka”. Ten ktoś miał zagrozić, że ujawni zagranicznej prasie jakieś kompromitujące dane na temat pochodzenia Führera. Dla wybadania, jakie dane mogły zachować się w urzędowych archiwach, Hitler wysłał wtedy Hansa Franka do Austrii.

Co mogło skompromitować rosnącego w siłę przywódcę nazistowskiej, jawnie antysemickiej partii? Oczywiście domieszka krwi żydowskiej w żyłach. Z takimi aluzjami Hitler miewał do czynienia od początku swojej kariery. Pisano, że pozbywa się rywali „na żydowski sposób”. W 1933 r. „Daily Mirror” zamieścił zdjęcia nagrobków na cmentarzu żydowskim w Bukareszcie: na jednym z nich widniało nazwisko Hitler. Inna gazeta prezentowała zdjęcia nagrobków Huetlerów na cmentarzach żydowskich w Austrii.

Sam Hans Frank w swych więziennych wspomnieniach porusza tę możliwość, to znów ją odrzuca. Pisze, że w swych poszukiwaniach natknął się na jakąś kobietę spowinowaconą z rodziną Hitlera. Miała mu opowiedzieć, że jego babka Maria Anna Schicklgruber służyła niegdyś w Grazu u żydowskiej rodziny Frankenbergerów. Potem urodziła nieślubnego syna Aloisa (ojca Adolfa), na którego utrzymanie Frankenbergerowie jakoby kilkanaście lat posyłali pieniądze. Miały istnieć nawet jakieś listy na poparcie tej historii.

Niewiele zapisanych zdań w dziejach dało początek tak gruntownym badaniom historyków, jak ten fragment wspomnień straconego w 1946 r. Hansa Franka. Szukano jego tajemniczej rozmówczyni i owych listów, szukano śladów rodziny Frankenbergerów, szukano Marii Anny w zachowanych rejestrach służby domowej w Grazu. Wszystko na próżno. Ustalono natomiast, że Żydom od XV do końca XIX wieku nie wolno było się w tym mieście osiedlać. Renomowany historyk niemiecki Werner Maser w irytacji wyraził nawet pogląd, że Hans Frank zmyślił całą tę historię.

Heil Schicklgruber!

Oczywiście i bez mitycznego dziadka Frankenbergera Hitler miał dość powodów, by utrzymywać swoje pochodzenie w tajemnicy. W „Mein Kampf” tylko krótko i mgliście wspomina o rodzicach. Chodzi o to, że Führer, który od swoich obywateli wymagał dostarczenia świadectwa aryjskiego pochodzenia, sam nie byłby w stanie przedstawić takiego dokumentu. Jego ojciec Alois był dzieckiem nieślubnym i do 40 roku życia nosił panieńskie nazwisko matki: Schicklgruber. W końcu udało mu się znaleźć dwóch świadków, którzy razem z nim udali się do miejscowej parafii w Döllersheim i poprosili o wystawienie Aloisowi nowej metryki. Zaświadczyli, że jego ojczym Johann Georg Hiedler (który ożenił się z jego matką Marią Anną pięć lat po urodzeniu Aloisa) jest jego prawdziwym ojcem i życzył sobie, by syn nosił jego nazwisko.

W związku z tym w rejestrze chrztów – gdzie przy urodzeniu Aloisa w rubryce „ojciec” było wcześniej puste miejsce – wpisano „Hitler”. Świadkowie (z których jeden był, jak się przypuszcza, faktycznym ojcem Aloisa) nie zwrócili uwagi na nową pisownię nazwiska (Hitler zamiast Hiedler), bo byli po prostu analfabetami. Zamiast podpisów złożyli trzy krzyżyki.

Prawie nikt z biografów Hitlera nie wierzy, by oświadczenie było prawdziwe. Johann Georg nie mógł wyrazić takiego życzenia, choćby dlatego że już od 20 lat nie żył – podobnie jak jego żona Maria Anna. W przyszłości tę zmianę nazwiska mieli wykpiwać przeciwnicy Adolfa Hitlera: Czyż to nie brzmiałoby komicznie, gdyby Parteigenossen zamiast „Heil Hitler” skandowali „Heil Schicklgruber”?

Führer zawsze zasłaniał się tajemnicą, gdy chodziło o jego rodzinę. Ukrywał swych krewnych przed opinią publiczną. Starannie budował swój wizerunek. Dla tłumów miał być uwielbianym, samotnym wodzem, niemal nadczłowiekiem, nie zaś przeciętnym mieszczuchem obarczonym rodziną. Nie żenił się, gdyż przed 1933 rokiem obliczył na chłodno, że taki krok kosztowałby go w wyborach utratę tysięcy głosów kobiet. Wolał głosić, że „jego oblubienicą są Niemcy”. Siostrze Pauli pomagał finansowo, ale nakazał jej zmienić nazwisko na „Wolf”. Gdy jego bratanek zaczął rozpowiadać dziennikarzom za granicą o słynnym stryju, Hitler wezwał go do Niemiec, by przywołać do porządku. Podobno szalał: Wy idioci! Zniszczycie mnie! Ile ja dołożyłem starań, aby ukryć przed prasą moje sprawy prywatne i rodzinne! Ludzie nie mogą wiedzieć, kim jestem. Nie mogą wiedzieć, skąd przybywam ani z jakiej wywodzę się rodziny!

W jakim stopniu Hitlera uwierała jego rodzinna biografia, miało się okazać zaraz po anschlussie Austrii. Już w 1938 r. wysłano z Berlina do Dolnej Austrii wojskowych kartografów, aby dokonali pomiarów wioski Döllersheim. Okazało się bowiem, że Wehrmachtowi pilnie potrzebny jest nowy poligon dla artylerii. I że taki poligon musi powstać właśnie w Döllersheim.

Delegacja miejscowych notabli udała się do Berlina z prośbą o zmianę decyzji. Argumentowali, że Döllersheim jest bardzo starą miejscowością, pojawia się w kronikach już w 1143 roku. Miało nawet na wzgórzu zamek, póki nie spalili go husyci. I jest potrzebnym ośrodkiem administracyjnym jako siedziba gminy, parafii i szkoły dla okolicznych wiosek. Może udałoby się znaleźć inne miejsce, są przecież pustkowia?

Wrogie plotki

I co? I nic. Dziś to dawne, malownicze Döllersheim można oglądać wyłącznie na czarno-białych zdjęciach z lat 30. Delegatom w Berlinie powiedziano, że niestety pilnie potrzebne jest „wzmocnienie obronności kraju od strony Czech”. Mieszkańcy zostali w ekspresowym tempie wysiedleni. Zaraz potem artyleria rozbiła w puch wszystkie budynki. Rozwalono doszczętnie nawet nagrobki na miejscowym cmentarzu. Nie zachował się nawet ślad po grobie owej kompromitującej babki Marii Anny Schicklgruber – służącej, a na domiar złego matki nieślubnego dziecka.

Czego więc obawiał się Hitler, gdy wysyłał swego zaufanego do Austrii? Pogłosek o mitycznym Frankenbergerze – czy czegoś całkiem innego?

Istnieje jeszcze inny ślad: notatka przesłana w 1944 r. przez Himmlera, szefa gestapo i policji, do Kancelarii Rzeszy. Notatce sporządzonej na maszynie do pisania – jednej z używanych przez gestapo – nadano klauzulę najwyższej tajności: geheime Reichssache. Anonimowy funkcjonariusz donosi tam o żyjącej w Austrii gałęzi rodziny Schicklgruber, w której „przychodzą na świat same matoły i idioci”. Złośliwe plotki na ten temat rozsiewają „wrogie ośrodki” – a tak konkretnie cioteczna babka Hitlera z Grazu, katoliczka, która ma tę upośledzoną rodzinę pod opieką. W notatce stwierdzono, że zostały podjęte stosowne kroki, by gadatliwą kobietę uciszyć.

Ale prawdziwie tragiczna historia, do jakiej nawiązuje notatka gestapo, wyszła na jaw dopiero ostatnio, w 2005 roku, po otwarciu berlińskich archiwów dotyczących eksterminacji chorych umysłowo w okresie Trzeciej Rzeszy. Jest tam m.in. historia choroby niejakiej Aloisii Veit.

Aloisia na zdjęciu rodzinnym spogląda poważnie przed siebie: spokojna, grzeczna dziewczynka w bluzce z marynarskim kołnierzem. Mała przyszła na świat w lipcu 1891 r., dwa lata po narodzinach Adolfa. Rodzina Schicklgruberów, jak widać, nie zadawała sobie trudu wymyślania coraz to nowych imion: Alois (imię ojca Hitlera i jego starszego, przyrodniego brata) nadawano w żeńskiej formie także dziewczętom. Prababka Aloisii, Josefa, była rodzoną siostrą Marii Anny Schicklgruber, babki Adolfa.

Obie rodziny utrzymywały ze sobą kontakt. Ojciec Adolfa pisał do ojca Aloisii „Szanowny kuzynie”, starał się załatwić mu pracę w urzędzie celnym, gdzie sam był zatrudniony. W 1876 r. ojciec Adolfa wyjaśniał listownie kuzynom, zamieszkałym w Klagenfurcie, czemu podpisuje się już inaczej: „Hitler”: „będę odtąd oficjalnie nosił nazwisko mego Ojca, zamiast nazwiska mojej zmarłej Matki, niech spoczywa w pokoju…”. Mały Adolf zwierzał się wówczas koledze, że ta akcja ojca wyjątkowo mu się podobała: nazwisko Schicklgruber było przecież „takie prostackie”.

Ojcowie Aloisii i Adolfa umarli wcześnie (Alois Hitler „w knajpie nad swoim porannym piwem”). Potem dzieje obojga potoczyły się jednak zupełnie inaczej i skrzyżowały raz jeszcze, w makabryczny sposób, dopiero w 1940 roku. W 1932 roku Hitler stoi u progu wielkiej kariery. Partia NSDAP zgłasza jego kandydaturę na prezydenta.

Natomiast Aloisia – pracująca od lat jako pokojówka w renomowanym wiedeńskim hotelu Höller – trafia 23 stycznia 1932 roku do lekarza. Zaprowadził ją tam zaniepokojony chlebodawca, sugerując, że znana z niezwykłej sumienności Aloisia „po prostu się przepracowała”. Lekarz jednak zanotował: „Od tygodnia zachowuje się nienormalnie. Boi się iść hotelowym korytarzem… Widzi duchy, pragnęłaby patrzeć tylko w radosne dziecięce oczy”. Sama Aloisia pisała: „Co dzień jest ze mną inaczej. W zeszłym tygodniu był we mnie wielki smutek, a teraz przyszło uczucie szczęścia. Uklękłam w łóżku i dziękowałam Bogu”

Kuzynkę zapraszam do gazu

Z akt choroby wynika, że płakała i skarżyła się, gdy zabrano ją do zakładu dla chorych psychicznie. Diagnoza brzmiała: schizofrenia połączona z bezradnością i depresją. Urojenia, omamy zmysłowe. W tamtych czasach nie było farmakologicznych metod leczenia schizofrenii. Chorych po prostu zamykano, izolując ich od świata.

Egzystencja biednej Aloisii w zakładzie – to koszmar. Buntuje się przeciw zamknięciu, przestaje jeść. W aktach choroby są wzmianki o jej zasłabnięciach, o sztucznym odżywianiu przez sondę. Chora waży już tylko 29 kilogramów. W 1935 roku mówi pielęgniarce, że krew w jej żyłach już umiera, jest w niej jad trupi. Prześladuje ją widok trupiej czaszki.

Są dni, kiedy czuje się nieco lepiej i wtedy marzy o wyjściu na wolność: Ale dokąd miałabym stąd pójść? W liście pokornie prosi o przysłanie jej trucizny: „Myślę, że wystarczyłaby mi teraz tylko odrobina, aby mnie uwolnić od tych strasznych tortur”.

Tymczasem Adolf Hitler po objęciu rządów wprowadza w życie ustawę o przymusowej sterylizacji umysłowo chorych i pacjentów dotkniętych dziedzicznymi wadami. Takie jednostki „nie zasługują na życie”. Führer głosi, że jest to „pierwszy krok w walce przeciwko grożącej nam powolnej degeneracji niemieckiego narodu”.

Od 1938 r. w aktach choroby Aloisii pojawia się coraz częściej „żelazne łoże”, do którego przywiązywano niespokojną chorą. Ponadto podawano jej herbatę z domieszką opium. Rok później następuje u niej pewna poprawa. Pielęgniarki notują: „Chciała dziś pójść do szwalni, szyła, była cicha i pilna”. W tym samym roku Hitler podpisuje rozporządzenie o masowej likwidacji chorych umysłowo: to jedyny dokument nazistowskiej eksterminacji, noszący jego własny podpis. Data: 1 września 1939 r. – dzień rozpoczęcia II wojny światowej.

W październiku rozpoczyna się akcja rejestrowania chorych psychicznie celem „eutanazji” – taką nazwę propaganda Trzeciej Rzeszy nadała masowej akcji mordowania chorych psychicznie. Likwiduje się ich tlenkiem węgla. To próba generalna przed „ostatecznym rozwiązaniem” kwestii żydowskiej.

6 grudnia 1940 r. kuzynka Hitlera opuszcza zakład. Jedzie wraz z innymi do Hartheim w Górnej Austrii. Autobus ma zamalowane szyby – chorzy nie mają wiedzieć, dokąd się ich wywozi, choć nie ma to już większego znaczenia. W aktach Aloisii, pozostałych w wiedeńskim zakładzie, pojawia się służbowa adnotacja „przeniesiona do nieznanego ośrodka”. To szyfr zrozumiały dla wtajemniczonych. Oznacza, że Aloisia Veit umarła w Hartheim w komorze gazowej.

Czy Hitler był powiadomiony o losie kuzynki? Jest to możliwe. Czy lękał się, że i u niego pojawią się oznaki choroby umysłowej? Na pewno miał podstawy do przypuszczenia, że jest dziedzicznie obciążony. Wśród Schicklgruberów istniał – graniczący z kazirodztwem – obyczaj zawierania małżeństw w obrębie tej samej rodziny. Również rodzice Adolfa potrzebowali kościelnej dyspensy, by się pobrać. Byli blisko spokrewnieni.

Szantażysta Hitlera

A może to właśnie do chorób psychicznych w rodzinie (oprócz Aloisii były jeszcze dwa inne przypadki) robił aluzję ów „obrzydliwy krewniak” szantażujący Führera? I kto właściwie był tym tajemniczym szantażystą?

W 1929 r. pewien 19-letni Anglik wziął dwutygodniowy urlop w swojej londyńskiej firmie i udał się do Niemiec. Interesował go polityk, o którym w Europie było coraz głośniej: Adolf Hitler. Chciał go zobaczyć. Zamiar się udał: młody londyńczyk nie tylko zobaczył, jak Hitler przemawia do zebranych nazistów w Norymberdze, lecz nawet zatrzymał się w prywatnym mieszkaniu Führera. Zdumiewający szczegół? Nie do końca. Nazwisko młodego Anglika brzmiało: William Patrick Hitler. Jego ojcem był Alois, starszy, przyrodni brat Adolfa, który jeszcze przed I wojną światową wyjechał do Irlandii i tam się ożenił.

O irlandzkich koneksjach rodzinnych Hitlera do niedawna wiedziano niewiele. Historykom udało się ustalić, że Alois Hitler w 1909 r. w Dublinie spotkał na wyścigach konnych 17-letnią Bridget Dowling z ojcem. Elegant z zegarkiem na grubym złotym łańcuszku i pierścionkami na rękach wywarł wielkie wrażenie na dziewczynie i jej ojcu. Opowiadał, że jest bogatym hotelarzem, który właśnie zwiedza Europę. Ojcu panienki oczarowanie wkrótce przeszło – wykrył, że nowy znajomy tak naprawdę pracuje jako kelner w podrzędnej knajpie. Zabronił córce spotykać się z nim. Zakochana panienka zdecydowała inaczej: wkrótce razem z Aloisem uciekli do Liverpoolu i wzięli ślub. Niedługo potem przyszedł na świat William Patrick.

Alois próbował swych sił w biznesie, ale splajtował. Wtedy, przed I wojną, postanowił wrócić do Niemiec. Bridget z małym została w Anglii – podobno zdążyła się już rozczarować do małżonka, który okazał się brutalem. Sprytny Alois po paru latach przekazał do Anglii wiadomość, że niestety zginął na wojnie. Bridget wkrótce dowiedziała się jednak prawdy: małżonek żył jak najbardziej, a nawet ożenił się powtórnie. Najwidoczniej uznała to za szczęśliwe zrządzenie losu, bo nie zgłaszała żadnych pretensji. Kilka lat później Alois, szczęśliwy, że nikt nie grozi mu wyrokiem za bigamię, zaprosił syna z wizytą do Niemiec.

Po dojściu Hitlera do władzy w 1933 roku młody William Patrick znów pojawił się w Niemczech. Liczył chyba, że dzięki stryjowi zrobi karierę. Ale otrzymał tylko jakieś nic nieznaczące stanowisko w banku. Domagał się czegoś lepszego. Zawiedziony napisał list do Hitlera, grożąc, że ujawni „osobliwe szczegóły z historii rodziny”.

To dziwne, ale Führer dał się zaszantażować i nawet dał bratankowi pewną sumę pieniędzy. Nie pomógł mu jednak w karierze. Oznajmił nawet: „Nie zostałem kanclerzem po to, aby zrobić dobrze mojej rodzinie. Nikt nie będzie mnie posądzał o kumoterstwo. I nikt nie będzie się wspinał po moich plecach do kariery”.

Dopiero ze wspomnień Hansa Franka można się dowiedzieć, jakie uczucia miotały wtedy Führerem, gdy mówił mu o „podłej próbie szantażu” ze strony „obrzydliwego krewniaka”.

Przez kilka lat William Patrick przebywał w Niemczech. Pracował w banku, potem w zakładach Opla, by wreszcie zająć się sprzedażą samochodów. Jesienią 1937 r. przyjechał z wizytą do Berlina. Dziennikarz „Daily Express”, który przyszedł zrobić z nim wywiad w domku jego matki Bridget, tak go opisywał: „Willliam Patrick Hitler powiedział mi: Jestem jedynym legalnym dziedzicem rodu – i skrzyżował przy tym ręce na piersiach, imitując charakterystyczny gest stryja Adolfa. Wyznał: Widać musimy to mieć we krwi, coraz częściej łapię się na tym, że robię ten gest. William Patrick jest bardzo podobny do swego stryja – ma dokładnie taki sam, skopiowany wąsik, czesze się z takim samym przedziałkiem, jest tego samego wzrostu i budowy ciała”.

Nienawidzę mojego stryja

Doprawdy trudno wnosić z tego opisu, że William Patrick był antyfaszystą, szczerze nienawidzącym swego stryja Adolfa. Tymczasem już rok później bratanek pojawił się w Londynie i na dzień dobry opublikował w styczniu 1939 r. w „Look” i we francuskim „Paris-Soir” artykuł „Dlaczego nienawidzę mojego stryja”. Ostrzegał tam przed Adolfem Hitlerem, który przeistoczył się w szalonego zbrodniarza. A właściwie był nim już wcześniej – bo to on przecież zabił kiedyś w Monachium swoją siostrzenicę Geli Raubal, kiedy zaszła w ciążę… Historię dziewczyny William Patrick opisał z dużą znajomością szczegółów. Musiał słyszeć ją od rodziny. Być może od ojca Aloisa, który również był wujem Geli.

Tak niedawno jeszcze dumny z tego, że jest dziedzicem rodu, William Patrick teraz zapewniał, że przejrzał na oczy: poznał prawdziwe oblicze nazizmu oraz stryja Adolfa. Ten ostatni miał mu nawet proponować ważną rolę w Trzeciej Rzeszy, ale pod warunkiem, że bratanek zrzeknie się brytyjskiego obywatelstwa. On oczywiście z oburzeniem odmówił, ale wtedy ostrzeżono go, że Hitler nie puści płazem takiej zniewagi. Dlatego bratanek musiał czym prędzej uciekać.

Znając prawdziwy stosunek Hitlera do „obrzydliwego krewniaka”, można wątpić, czy istotnie proponowano mu „ważną rolę” w Trzeciej Rzeszy. Być może bratanek próbował się raczej w ten sposób dowartościować wobec zachodnich mediów. Możliwe natomiast, że poczuł się zagrożony – a nawet, że faktycznie groziło mu niebezpieczeństwo.

Wkrótce potem William Patrick Hitler wyjechał wraz z matką do USA na zaproszenie koncernu prasowego Hearsta. Jeździli po Stanach, wygłaszając odczyty („Hitler przeciw Hitlerowi”) i ostrzegając przed Führerem. W 1944 r. Patrick zgłosił się na ochotnika do wojska. Oficerowi, do którego go skierowano, podał nazwisko. – Hitler? Roześmiał się tamten. – Skoro tak, to ja nazywam się Hess! W 1947 r. William Patrick zakończył służbę wojskową, ożenił się z Phyllis, Niemką z pochodzenia, zmienił nazwisko – i przepadł. Żadnych więcej wywiadów dla prasy, żadnych wspomnień.

Kawalerowie z wyboru

Tymczasem oprócz losu Williama Patricka historyków intrygowała książka, jaką kiedyś napisała jego matka Bridget, „Mój szwagier Adolf”. Nieukończoną książkę wydało po latach jedno z amerykańskich wydawnictw. Bridget wspominała tam, jak szwagier spędził u nich w Liverpoolu kilka miesięcy przed I wojną światową. Podobno ukrywał się wtedy, by nie powołano go w Austrii do wojska. Bridget pisała, że Adolf „lubił przesiadywać w jej przytulnej kuchence, bawił się z dzieckiem, mało mówił, czasem opowiadał o potrawach, jakie gotowała jego matka”. Ponoć to ona, Bridget, zainteresowała Adolfa horoskopami i okultyzmem. Problem polegał na tym, że ten epizod z biografii Hitlera był całkowicie nieznany. Historycy uwierzyli natomiast od razu, że Hitler (jeśli w ogóle był w Liverpoolu) – mało tam mówił. W ogóle przecież nie znał angielskiego.

Dopiero w latach 90. pewnemu dziennikarzowi, po czteroletnich poszukiwaniach, udało się trafić na trop tej gałęzi rodziny. „Ostatni z Hitlerów”, jak się okazuje, żyją na wsi na Long Island. Nazywają się oczywiście już inaczej, a dziennikarz zobowiązał się zachować ich nowe nazwisko i adres w tajemnicy.

Nie żyje już Bridget Hitler ani William Patrick. Na Long Island mieszka wdowa po nim, dziś blisko 80-letnia Phyllis, i ich trzech synów: Alex, Louis i Brian. Zajmują się ogrodnictwem. W opinii sąsiadów to Phyllis – dumna i nieprzystępna Niemka – ponosi winę za to, że żaden z jej synów, choć dwaj starsi przekroczyli już pięćdziesiątkę, nigdy się nie ożenił.

Prawda jest inna. Wszyscy synowie postanowili, że nigdy nie założą własnych rodzin. Chcą, by na nich zakończyła się historia rodu, który przyniósł ludzkości katastrofę. Nigdy też nie przyszło im do głowy, by ubiegać się o spadek po Hitlerze – uważają, że byłyby to „krwawe pieniądze”.

W pobliżu wioski na cmentarzu są groby Bridget i Williama Patricka. Na płycie widnieją tylko imiona i napis „niech spoczywają w pokoju”. Żadnego nazwiska. Przy okazji wizyty dziennikarza Phyllis wyjaśniła sprawę tajemniczego pobytu Hitlera w Liverpoolu. Bridget, jej teściowa, przyznała się kiedyś, że po prostu wszystko to zmyśliła.

Koniec rodu na Syberii

Nazwiska Hitler nie nosi już nikt. Brat Adolfa, Alois, zaraz po wojnie zmienił nazwisko na Hiller. Tylko na grobie siostry Adolfa, Pauli, w alpejskim Berchtesgaden widnieje nazwisko Hitler. Za życia, zgodnie z wolą brata, używała nazwiska Wolf. Jej grób pielęgnują weterani SS, jeden z nich nawet zarezerwował sobie sąsiednie miejsce – chce spocząć obok siostry Führera.

Zarówno Paula jak jej przyrodnia siostra Angela zostały pod koniec wojny ściągnięte na życzenie wodza III Rzeszy do Berchtesgaden. Tam zastali Paulę Amerykanie, ale oficer Allen, który próbował ją przesłuchać, szybko dał za wygraną. Starsza pani opowiadała mu ze wzruszeniem o wspólnych zakupach z Adolfem przed laty w Wiedniu i o parteitagach w Norymberdze, na których widywała brata raz do roku. Zapewniła też, że nie miała pojęcia o warunkach panujących w obozach koncentracyjnych. Nie mógł o tym wiedzieć także jej brat Adolf: na pewno by czegoś takiego nie tolerował.

Grając przed Allenem naiwną kretynkę, Paula nie krępowała się wyrażać później w listach swoje prawdziwe poglądy. Opublikowało je jedno z prawicowych wydawnictw. Paula oburza się tam m.in. na wydaną w Austrii książkę o młodości Hitlera: „Gdy Austriak obrzuca błotem największego syna swojej ojczyzny, jest to dla mnie niemal świętokradztwo”.

Nazwiska Hitler nie nosi także nikt z rodziny pozostałej w Dolnej Austrii. Z tymi krewnymi los obszedł się mniej łaskawie. Rosyjski wywiad wytropił w Austrii piątkę krewnych Adolfa. Przewieziono ich do Moskwy. W śledztwie jeden z nich – inwalida – przyznał, że dostał od Hitlera osiem tysięcy marek tytułem zapomogi. Jako uprzywilejowany przez wodza został skazany i zmarł w więzieniu. Tylko jednemu z piątki – Johannowi Schmidtowi, ciotecznemu wnukowi Adolfa – udało się wrócić z Rosji z życiem. Ślady innych gubią się w więzieniach i syberyjskich łagrach.

Schmidt, dziś już staruszek, ma o słynnym krewnym niewiele do powiedzenia. Słyszał, owszem, rodzinne opowiastki o tym, że Adolf jako dziecko łapał i kroił żaby. Sam pamięta z dzieciństwa tylko, jak uciszał go słuchający radia ojciec: Uwaga, teraz przemawia wuj Adolf! Ale kontakty z Führerem? Nie, kontaktów żadnych nie było. – Myśmy się nie liczyli, byliśmy dla niego zbyt prości. Nikt więc już nie nazywa się Hitler. Wyszło z użycia także imię Adolf. No, prawie. Bo William Patrick w USA nadał imię znienawidzonego stryja (jako drugie) swemu najstarszemu synowi. A więc czysta nienawiść – czy jednak z odrobiną fascynacji?

Na podstawie Facts, Profil, CNN
http://ofiaromwojny.republika.pl
_________________
http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee



http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » TAJEMNICA HITLERA

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny