NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » „ZAPORA” SIĘ NIE PODDAŁ

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

„Zapora” się nie poddał

  
MareczekX5
20.02.2013 13:15:37
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)

Grupa: Administrator 

Posty: 7596 #1200148
Od: 2012-7-24
Za: http://marucha.wordpress.com/2013/02/20/zapora-sie-nie-poddal/

Partyzanci nazywali go “Starym”, choć nie miał jeszcze trzydziestu lat. Był cichociemnym, “znakomicie wyszkolony w posługiwaniu się bronią ręczną i maszynową, niepozorny, ale obdarzony wielkim czarem osobistym, umiał być wymagający i utrzymywał żelazną dyscyplinę w podległych mu oddziałach”, ale troszczył się o każdego żołnierza.

Obrazek

U blacharza Dekutowskiego w Dzikowie pod Tarnobrzegiem było aż dziewięcioro dzieci. Kiedy najmłodszy z rodzeństwa, Hieronim, miał dwa lata, jego najstarszy brat, Józef, walczył z bolszewikami w 1920 roku. Ojciec był socjalistą i piłsudczykiem, ale przede wszystkim wielkim patriotą i w takiej tradycji wychowywał synów i córki.

Hieronim złożył maturę w 1939 roku i prawie od razu poszedł na wojnę, i to na ochotnika, bo nie został zmobilizowany.

Wśród cichociemnych

“Po skończeniu Kampanii przeszedłem wraz z oddziałem na Węgry, po czym zgłosiłem się do Armii we Francji. Brałem udział w Kampanii francuskiej, a po upadku Francji byłem ewakuowany do Anglii” – pisał w życiorysie. Na Wyspach skończył Szkołę Podchorążych Piechoty, zresztą z wyróżnieniem, i w kwietniu 1942 roku zgłosił się, znów na ochotnika, do cichociemnych.

Był jednym z tych 316 specjalnie przeszkolonych żołnierzy, którzy zostali zrzuceni na spadochronach do Polski i wspierali walkę podziemnej armii w kraju. Swój skok wykonał w rocznicę sowieckiej napaści na Rzeczpospolitą, w nocy z 16 na 17 września 1943 roku. Jako ppor. “Zapora” wylądował koło Wyszkowa, przedostał się do Warszawy, a przed zimą był już na Lubelszczyźnie, gdzie dowodził Kierownictwem Dywersji (Kedywem) w Inspektoracie AK Lublin oraz jego dyspozycyjnym oddziałem partyzanckim. Z nim, do lipca 1944 roku, przeprowadził 83 akcje bojowo-dywersyjne przeciwko Niemcom, a w sierpniu szedł na pomoc Warszawie.

Gdy nie udało mu się przedrzeć za Wisłę, musiał rozformować oddział i poszukać dla siebie kryjówki, bo już ścigało go NKWD. Pod koniec 1944 roku zebrał dziesięciu swoich podkomendnych i wrócił do partyzantki.

“Zaczęło się od tego, że czterej żołnierze ’Zapory’, mieszkający w okolicach Chodla, zostali zaproszeni na tamtejszy posterunek. Dowódca posterunku MO/UB, Abram Tauber, był uratowanym przez jednego z nich Żydem, kilkakrotnie znajdował przytulisko w melinach Zaporczyków, po wejściu Rosjan został szefem UB w Chodlu. AK-owcy mogli spodziewać się jakiejś wdzięczności, tymczasem Tauber kazał ich wszystkich powiązać i własnoręcznie, jednego po drugim, zastrzelił. W odwecie Dekutowski rozbił posterunek w Chodlu.
Data tego ataku – noc 5/6 lutego 1945 roku – oznacza początek powstania antysowieckiego na tych terenach” – pisze Bohdan Urbankowski w “Czerwonej Mszy”.

Dwa dni później “Zapora” został ranny w nogę w walce z obławą NKWD i Ludowego Wojska Polskiego niedaleko Chodla, we wsi Wały Kępskie, ale już pod koniec kwietnia 1945 roku ruszył z oddziałem za San. Po drodze, pod wsią Świeciechów pobili milicjantów, rozbroili posterunek MO i odbili aresztowanych akowców. Koło Radomska przeprawili się przez San i zaczęli rozbijać posterunki na tym terenie. W maju, pod Tarnobrzegiem, w starciu z grupą czerwonoarmistów zdobyli dwa samochody ciężarowe i wrócili nimi na Lubelszczyznę.

Po rozbiciu kolejnego posterunku MO w Zaklikowie, gdzie zginęło dwóch milicjantów, a po sąsiedzku rozbrojono pięciu czerwonoarmistów, 18 maja 1945 roku Zaporowcy zajechali do browaru w Popkowicach. Miał tam swoją kwaterę oddział “ludowego” Wojska Polskiego. Jak potem UB z oburzeniem donosiło zwierzchnikom, partyzanci “nie zaczepiali żołnierzy i żołnierze ich też nie zaczepiali”, a “nawet doszło do tego, że razem pili piwo”. Następnego dnia Dekutowski zdobywał Kazimierz nad Wisłą. (…)

“I zawsze zwycięstwo musiało być ich…”

Mieszkańcy terenu, na którym działał “Zapora”, byli wrogo nastawieni do komunistów i sprzyjali partyzantom (choć niektóre wioski były “czerwone”), ciągle też rosła liczba członków oddziału. W czerwcu 1945 roku zgrupowanie “Zapory” liczyło ponad 220 ludzi. Rozkazem Delegatury Sił Zbrojnych na Kraj został wtedy awansowany do stopnia majora, odznaczony Krzyżem Walecznych i mianowany dowódcą wszystkich oddziałów partyzanckich w Inspektoracie Lublin.

A tak dowódcę zapamiętał “Morwa”:

Komendant ’Zapora’, mężczyzna niewysokiego wzrostu, szczupły, zwykle w butach o nieco za szerokich cholewach, w opiętym mundurze, bryczesach i polówce – z nastroszonymi wąsikami i krótkimi, na bok zaczesanymi włosami, był człowiekiem silnym i niezwykle wytrwałym. (…) Umiał zachować właściwy dystans pomiędzy dowódcą i żołnierzem, jednocześnie był wyrozumiały wobec drobnych żołnierskich niedociągnięć, a także otwarty na pomoc w rozwiązywaniu zgłaszanych problemów. Miał dyspozycyjny, miły, tubalny głos, który słychać było pośród najbardziej zaciętej strzelaniny. Nie znosił sprośnych piosenek, donżuaństwa i pijaństwa, ale sprzyjał dobrym piosenkom i umiarkowanej zabawie. Bolał nad śmiercią każdego żołnierza (…).

W lipcu 1945 roku “Zapora” na rozkaz DSZ rozwiązał oddziały i dał partyzantom wolną rękę w skorzystaniu z ogłoszonej przez komunistów sierpniowej “amnestii”. Sam pozostał w konspiracji, a wobec zagrożenia zdecydował się przedostać na Zachód, do amerykańskiej strefy okupacyjnej w Niemczech. Z dziesięcioma podwładnymi, rajdem przez Góry Świętokrzyskie, potykając się kilkakrotnie z bezpieką, dotarł do Częstochowy. Stamtąd 1 października 1945 roku ruszyli ku Jeleniej Górze, gdzie przekroczyli “zieloną” granicę. Po stronie czechosłowackiej, w drodze do Pragi zostali namierzeni przez tamtejszą bezpiekę. Nie wszystkim udało się wydostać z okrążenia, a ostatecznie tylko “Zapora” i Marian Klocek “George” doszli do Pragi. Wrócili stamtąd do Polski w transporcie repatriacyjnym.

Wkrótce Dekutowski znów był w lesie. W grudniu 1945 roku został dowódcą oddziałów partyzanckich Inspektoratu Zrzeszenia WiN Lublin. Zaczynał z kilkunastoma dobrze uzbrojonymi ludźmi, ale w następnych miesiącach podporządkował sobie działające w terenie luźne grupki niepodległościowców oraz oddziały poakowskie. W maju 1946 roku miał pod swoimi rozkazami ludzi kpt. Zdzisława Brońskiego “Uskoka”, por./kpt. Stanisława Łukasika “Rysia”, ppor. Jana Szaliłowa “Renka”, Tadeusza Skraińskiego “Jadzinka”, Stanisława Jasińskiego “Samotnego” i Michała Szeremieckiego “Misia” – razem około 150 partyzantów. A kiedy w lipcu 1946 roku siły “Zapory” powiększyły się o podporządkowany “Uskokowi” oddział Leona Taraszkiewicza “Jastrzębia”, zaś w sierpniu z 25 ludźmi doszedł Kazimierz Wodniak “Szatan”, u mjr. Dekutowskiego “około dwustu – dwustu pięćdziesięciu ludzi o wysokim poziomie ideowym, dobrze uzbrojonych i wyszkolonych, utrzymywanych w dyscyplinie trzęsło połową województwa (…)” – oceniał Władysław Siła-Nowicki, utrzymujący kontakty z “Zaporą” z ramienia Inspektoratu.

“Bo to jest Zapory piechota…”

“Zapora” rozbił wiele placówek MO i UB. Schwytanym komunistom na ogół wymierzał kary chłosty, a następnie puszczał ich wolno. Jeśli zabijał, to nie za samą przynależność do PPR czy bezpieki, ale za wyjątkowo szkodliwą działalność, choć wielu ubeków oszczędził. Odbijał też więzienia, wypuszczając aresztowanych. Jego oddział był przygotowany do akcji na Zamek Lubelski, a nawet na areszt na Rakowieckiej w Warszawie, ale w obu przypadkach jakiś kapuś doniósł o tych planach UB. Dzięki posiadaniu zdobycznych samochodów ciężarowych Zaporczycy potrafili dokonać w ciągu doby kilku akcji na terenie dwóch, a nawet trzech powiatów i błyskawicznie odskoczyć. Ciągle zmieniali kwatery, nigdy nie stacjonowali dwa razy z rzędu w tej samej wiosce” – pisał o walce Dekutowskiego Stefan Korboński, legendarny szef Kierownictwa Walki Cywilnej Polski w okresie okupacji.

Oddziały “Zapory” wielokrotnie wychodziły zwycięsko ze starć z przeważającymi liczebnie komunistycznymi grupami operacyjnymi. W lipcu 1946 roku Dekutowski poszedł na Rzeszowszczyznę z oddziałami “Renka”, “Misia” i “Jadzinka”. Pod Grębowem zostali zaatakowani przez silną grupę KBW i UB, roznosząc ją bez strat własnych. Partyzantom poddało się ponad 30 żołnierzy KBW, pozostali uciekli. Zaporowcy opatrzyli rannych przeciwników, a nawet dali im podwodę, ale pięciu ubowców rozstrzelali.

Po kilku udanych starciach “Zapora” wrócił z rajdu na Lubelszczyznę we wrześniu 1946 roku. Tu dalej wymykał się obławom grup pościgowych, rozbijał posterunki, rozbrajał ormowców. Rano 24 września 1946 roku jego oddział starł się zwycięsko ze ścigającym ich oddziałem KBW-UB pod Krężnicą Okrągłą, niedaleko drogi Chodel – Bełżyce. (…)

Wyglądał jak starzec

Oddziały “Zapory” przetrwały zimę, ale w marcu i kwietniu 1947 roku, na rozkaz przełożonych, Dekutowski rozformował je i znowu dał podwładnym wolną rękę w sprawie ujawnienia się w kolejnej “amnestii”. W ostatnim rozkazie z 12 września 1947 roku przekazał dowództwo podlegających mu grup partyzanckich (na północ od Lublina) kpt. “Uskokowi”, a sam z sześcioma podwładnymi i Władysławem Siłą-Nowickim wyruszył na Zachód. Akcja przerzutu została jednak zaplanowana przez UB i wszyscy zostali aresztowani w Nysie 16 września 1947 roku.

“Zaporę” przesłuchiwał m.in. znany sadystyczny oprawca ubecki z Rakowieckiej, por. Jerzy Kędziora, który w styczniu 2012 roku, w wieku 86 lat, został skazany na trzy lata więzienia za bicie więźniów gumą i żelazem owiniętym w ręcznik, przypalanie im włosów, zamykanie w karcerze, skuwanie na noc kajdankami, nakazywanie przysiadów, przyciskanie głowy do ściany, kopanie po nerkach, ubliżanie i grożenie – w celu zmuszenia ich do przyznania się do rzekomych win.

Podczas niejawnej rozprawy, od 3 do 15 listopada 1948 roku, przed Wojskowym Sądem Rejonowym w Warszawie, mjr Dekutowski dostał siedem wyroków śmierci. Z całej schwytanej grupy ocalał tylko Siła-Nowicki, za którym do Bieruta wstawiła się rodzina Feliksa Dzierżyńskiego.

Przed wykonaniem wyroku “Zapora” próbował jeszcze uciec z więzienia. Skazani mieli przez wywierconą w suficie dziurę wyjść na strych, a następnie z dachu na powiązanych prześcieradłach wydostać się z katowni. Plan jednak zdradził jeden z więźniów kryminalnych.

W dniu śmierci mjr Hieronim Dekutowski “miał trzydzieści lat, pięć miesięcy i 11 dni. Wyglądał jak starzec. Siwe włosy, wybite zęby, połamane ręce, nos i żebra. Zerwane paznokcie”. Na koniec powiedział: “Przyjdzie zwycięstwo”. Według protokołu z egzekucji został zamordowany 7 marca 1949 roku o godz. 19.00 przez kata Piotra Śmietańskiego, ale znany jest też inny przebieg wydarzeń. Ubowcy mieli wepchnąć majora “Zaporę” do worka, który powiesili pod sufitem i strzelali do niego bez opamiętania.

Fragment książki Joanny Wieliczki-Szarek “Żołnierze wyklęci. Niezłomni bohaterowie”, Wydawnictwo AA, Kraków 2013. Książka do nabycia w księgarniach “Naszego Dziennika”:
– w Warszawie, al. Solidarności 83/89, 00-143, tel. (22) 850 60 20, e-mail: ksiegarnia.wawa@naszdziennik.pl;
– w Krakowie, ul. Starowiślna 49, 31-038, tel. (12) 431 02 45, e-mail: ksiegarnia@naszdziennik.pl.
Księgarnia w Krakowie prowadzi także sprzedaż wysyłkową.

Dr Joanna Wieliczka-Szarek
http://naszdziennik.pl/




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ FILMY » DARMOWA REJESTRACJA



_________________
http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee



http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » „ZAPORA” SIĘ NIE PODDAŁ

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny