NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » CZY USA JEST GOTOWE DO WYWOŁANIA WOJNY W AZJI?

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Czy USA jest gotowe do wywołania wojny w Azji?

  
marcus
11.06.2014 16:44:05
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1862782
Od: 2014-5-4
Wycie antychińskiej i antyrosyjskiej propagandy jest ogłuszające, szczególnie w Azji. Zachodnie media całą mocą swej międzynarodowej maszynerii szerzą propagandę poprzez swe lokalne filie i placówki w klienckich państwach, należących głównie do wielkiego biznesu. Chiny, Rosjaci inne niezależne państwa są oczerniane, demonizowane, otwarcie obrażane i obarczane winą za eskalację napięcia w regionie Azji i Pacyfiku.

Politycy paradujący przed kamerami TV przyrzekają wierność kapitalizmowi, rządom w zachodnim stylu, albo po prostu wierność Imperium. Ich podjudzające i uwłaczające wrogom wypowiedzi są żenujące, ale taka jest obecnie norma.

Pojawiają się ostrzeżenia, iż taka polityka może doprowadzić do wojny światowej, że Zachód stracił wszelką kontrolę nad sobą i jest, po raz kolejny, gotów skąpać planetę we krwi.

Ćwierć wieku temu wydawało się, że po destrukcji Bloku Wschodniego i wejściu Chin na drogę kapitalizmu, Zachód wreszcie dostał to, o co przez wieki walczył: całkowitą, niepodzielną kontrolę nad naszą planetą. Ale coś poszło nie tak. Ameryka Południowa po odzyskaniu swobody splunęła na Doktrynę Monroe’a. Chiny zaczęły przeprowadzać socjalistyczne reformy w zakresie opieki medycznej, edukacji, kultury i w wielu innych dziedzinach. Rosja odmówiła poddawania się zastraszaniu i upokarzaniu, dając do zrozumienia Ameryce Północnej i Europie, że nie pozwoli po sobie deptać, jak to miało miejsce w epoce Gorbaczowa i Jelcyna.

Marzenie o bezkonkurencyjnym panowania nad światem zaczyna być coraz mniej realne. Czy Zachód zamierza ryzykować zniszczeniem naszej planety po prostu dlatego, że nie może zostać jej właścicielem?

Na czyj rozkaz?

„Stephen Harper atakuje Władimira Putina i zły komunizm” – doniosła kanadyjska CBC 31 maja 2014 r. odnosząc się do przemówienia kanadyjskiego premiera wygłoszonego w Toronto językiem zimnej wojny.

Prezydent najbardziej agresywnego na Ziemi kraju, Barack Obama, wygłasza groteskowe obietnice „ograniczania agresji” Rosji i Chin, które wszakże nie atakowały w ciągu ostatnich kilku dziesięcioleci żadnego kraju na drugim krańcu świata.

Sekretarz Obrony USA, Chuck Hagel, w sposób oczywisty prowokując Chiny, przemawia bardziej jak bandyta, niż polityk: „Stany Zjednoczone nie będą przymykać oczu, gdy podstawowe zasady porządku międzynarodowego są kwestionowane.”

Niektórzy pytają, na czyj rozkaz to się dzieje? Czy chodzi o tych samych, którzy przez wieki, kosztem setek milionów istnień ludzkich, narzucali swe decyzje Waszyngtonowi i stolicom europejskim?

Christopher Black Toronto, uznany międzynarodowy prawnik specjalizujący się w kryminologii, zanalizował ten raport:

„Przemówienie prezydenta Obamy w West Point, że osią amerykańskiej polityki będzie »ograniczanie agresji« Rosji i Chin, bezpośrednio po którym Sekretarz Obrony Hagel oskarżył Chiny o destabilizację regionu Morza Południowochińskiego – a które generał Wang Guanzongha trafnie scharakteryzował jako »groźby i zastraszanie« – wyraża w jasny sposób wolę Stanów Zjednoczonych aby przystąpić do wojny z dwoma najpotężniejszymi państwami, które mają czelność iść własną drogą rozwoju i nie uznawać amerykańskiej dominacji.

Stany Zjednoczone już kilkakrotnie atakowały Chiny po zakończeniu II Wojny Światowej. Najpierw w wojnie z Koreą, potem przez całe dziesięciolecia próbami sabotażu i izolacji, wreszcie – rękami NATO – bombardując chińską ambasadę w Belgradzie w 1999 roku. Obecnie kontynuują swą presję, próbując zdestabilizować Chiny od wewnątrz przy pomocy infiltracji grup „obrońców praw człowieka”, przy pomocy mechanizmów militarnych oraz nieustającej kampanii zniesławiania Chin i Chińczyków na całym świecie. W strategię tę wpisują się ostatnie ataki muzułmańskich fanatyków na chińskich cywilów w miastach i kluczowych węzłach komunikacyjnych oraz wykorzystywanie prowokatorów do napaści na chińskie przedsiębiorstwa w Wietnamie, Tajlandii, na Filipinach i w Afryce – a ostatnio absurdalne zarzuty wobec chińskich wojskowych odnośnie „cyberataków”.

Ostatnie wydarzenia na Ukrainie pokazują, że tempo tej agresji przyspiesza, podczas gdy Ameryka próbuje zakończyć okrążanie Rosji i Chin poprzez pogłębianie NATO do granic Rosji i przemieszczanie 60 procent amerykańskich aktywów wojskowych na Pacyfiku. „

Prawdziwi agresorzy obwiniają swe ofiary o „agresję”, ale to nie jest nic nowego pod słońcem. Nazistowskie Niemcy i ich propaganda stosowały tę samą metodę przed i podczas II Wojny Światowej, a Francuzi w Algierii i innych swych koloniach.

Lokalna służalczość

W Azji, na poziomie lokalnym, służalcza prasa w krajach takich jak Filipiny, otrzymuje polecenia z Zachodu i często przewyższa zleceniodawców w swej gorliwości.

25 maja 2014 „Philippine Star” zaczęła podgryzać Chiny, cytując słowa admirała Williama Locklear III, dowódcy sił zbrojnych USA na Pacyfiku, że „Rosja ma swój przyczółek w Azji”. Następnie wysmażyła kilka „genialnych” analiz: „Jak donoszą źródła oficjalne, inwazja Rosji na Ukrainę wzbudziła zaniepokojenie w Waszyngtonie, że czegoś podobnego mogą spróbować Chiny, rozszerzając swe terytoria pod pozorem ochrony swoich obywateli za granicą. „

Rosyjska inwazja na Ukrainę? To brzmi zupełnie jak hasła propagandowe krzycząca ze stron gazet codziennych Ameryki Północnej lub Europy. Mając za sobą 15 lat pracy w tym regionie, kontaktując się z setkami osób pracujących dla mediów z całej południowo-wschodniej Azji, muszę zaświadczyć, iż powyższy cytat nie może pochodzić od miejscowego dziennikarza. Tu wiedza o Europie Wschodniej jest bliska bezwzględnego zera. To mu napisał ktoś inny.

Większość lokalnej filipińskiej prasy zgodnie twierdzi, iż USA nie ma w zasadzie żadnego innego wyboru, niż podjęcie kroków militarnych, a to z powodu „agresywnych kroków podejmowanych przez Chiny.”

Prawie wszystkie gazety wymieniają wysokie koszty utrzymywania stałych baz wojskowych USA w regionie i zgodnie twierdzą, że „spokes” [szprychy - przyp. tłum] , czyli bazy należące do krajów lokalnych, ale na oścież otwarte dla amerykańskich sił zbrojnych, to drogą którą należy iść. Takie bazy będą również ulokowane na terytoriach Australii, Japonii, a prawdopodobnie także w Singapurze, Tajlandii i Malezji.

Filipińskie media głównego nurtu nawet nie zadają sobie trudu, aby zakwestionować taką umowę wojskową, która jest bezpośrednim pogwałceniem konstytucji narodu.

Eduardo Tadem, profesor Studiów Azjatyckich Uniwersytetu Filipin, w czasie naszej ostatniej rozmowy w Manili wyjaśnił:

„Niedawno podpisana umowa między Filipinami i Stanami Zjednoczonymi nazywa się EDCA (Umowa o Współpracy w dziedzinie Obrony Gospodarki, Economic Defense Cooperation Agreement). W myśl tej umowy rząd Filipin oferuje amerykańskiemu wojsku dostęp do praktycznie wszystkich swych baz wojskowych na okres 10 lat. Ale kto wie, jak długo to będzie naprawdę trwało… Jest to bardzo niebezpieczne, ponieważ wszystkie instalacje wojskowe kraju są teraz otwarte na »wejście«’ sił amerykańskich. Na pewno jest to sprzeczne z Konstytucją, która zakazuje zakładania baz obcych mocarstw na terytorium naszego kraju.”

Więc co tak naprawdę się stało? Dlaczego nastąpiła taka nagła zmiana?

„To ma związek z pewnymi czynnikami” – wyjaśnia Tadem. „Jeden, oczywiście, to tak zwana »amerykańska oś« w Azji, strategia realizowana przez administrację Obamy. Drugi jest związany z propozycją utworzenia tzw Transpacyficznego Partnerstwa ze strony Stanów Zjednoczonych: zbudowanie jakiegoś zintegrowanego rynku w azjatyckim regionie Pacyfiku. Tyle tylko, że Filipiny nie są obecnie jego częścią… Trzeci czynnik związany jest ze sporami terytorialnymi tym regionie, zarówno na Morzu Południowochińskim, jak i Północnochińskim. „

Tadem kontynuuje:

„Jest to przede wszystkim kwestia nacjonalizmu. Filipińczycy zawsze domagali się więcej pomocy, w tym pomocy wojskowej. I to jest sposób, aby uzyskać taką pomoc. Należy również pamiętać, że prezydenci Filipin konsekwentnie popierali USA. Prawdopodobnie widziałeś badania, które wykazują, że Filipińczycy kochają Stany Zjednoczone bardziej, niż sami Amerykanie. Więc Amerykanom jest tu łatwo uzyskać poparcie dla swojej polityki wobec Chin. „

Spytałem zarówno Teresę Tadem, profesora nauk politycznych na Uniwersytecie w Filipinach, jak i profesora Eduarda Tadem, jak to możliwe, że Filipiny, kraj który tak poważnie ucierpiał podczas okupacji przez Stany Zjednoczone w epoce kolonialnej, ma tak pozytywne nastawienie wobec dawnego brutalnego kolonizatora?

„Chodzi o niezwykle intensywne działania amerykańskiej maszyny propagandowej, która przedstawia epokę kolonialną jako swoisty dobrotliwy kolonializm. Okrucieństwa w czasie wojny amerykańsko-filipińskiej w latach 1898-1901, podczas której zginęło 1 milion Filipińczyków - niemal jedna dziesiąta ludności – zostały wymazane ze świadomości ludzi … ludobójstwo, tortury … Filipiny były znane jako „pierwszy Wietnam” … wszystko to zostało wygodnie zapomniane, ukryte w książkach historycznych. No i oczywiście filmy z Hollywood, którymi jesteśmy bombardowani… „

Jak niebezpieczne jest antagonizowanie Chin, a nawet Rosji? Przez całe wieki Chiny były bardzo pokojowym krajem i jest nim nadal do dnia dzisiejszego. Wielu Filipińczyków pochodzi z Chin; jest to ich naturalny, historyczny sojusznik … Podczas gdy Zachód zrównuje bombami z ziemią całe kraje i obala rządy – Chiny budują jedną platformę wiertniczą na spornych wodach i z armatki wodnej oblewają kilka łódek. Ale to Chiny zostają natychmiast określone mianem agresora.

„Chodzi znów o propagandę. Chiny przedstawiono jako kraj komunistyczny, a tutaj to słowo źle się kojarzy” -powiedziała profesor Teresa Tadem.

„Dla mnie najbardziej niebezpieczny kraj na Ziemi to Stany Zjednoczone” - kontynuuje Eduardo Tadem. „Są najbardziej agresywne … interweniują militarnie w wielu krajach na całym świecie, tysiące mil od swych brzegów, usiłując wymusić na całej planecie swoją wizję globalnego systemu kapitalistycznego. Tak więc, jeśli porównać to, co Chiny robią w pobliżu swego terytorium z tym, co robi USA we wszystkich zakątkach świata, na wszystkich kontynentach … wtedy wyraźnie widać fałsz w stworzonym obrazie, który przedstawia Chiny jako zagrożenie dla pokoju na świecie. „

Zarówno prof. Teresa Tadem, jak i prof. Eduardo Tadem wyrazili głębokie zaniepokojenie faktem, że Zachodnia propaganda ma na celu wywołanie chińskiej fobii u Filipińczyków i u innych Azjatów. Wskazywali oni, że to co robią Stany Zjednoczone jest faktycznie podsycaniem ultra-nacjonalizmu, który może łatwo przeobrazić się w faszyzm. To jest, według nich, bardzo niebezpieczna sytuacja – sadzenie nasion sinofobii całym kontynencie.

„To może doprowadzić do punktu, z którego nie ma powrotu” – wyjaśnia Eduardo Tadem. „Obawiam się, że to właśnie dzieje się teraz na Filipinach, a także w innych częściach Azji, gdzie mają miejsce spory terytorialne.”

Jednak nie tylko nie tylko sinofobia może doprowadzić do zniszczenia świata, choć na pewno ma w tym swój wkład. Podsycanie nienawiści wobec Rosji jest także wyraźnie widoczne w menu zachodnich mistrzów propagandy. Stephen Harper z Kanady, czy politycy z Polski i krajów bałtyckich i ich irracjonalne antyrosyjskie wystąpienia, mogą doprowadzić do katastrofalnego rezultatu: wywołanie uczucia rasizmu wobec tych narodów, które stoją na drodze do amerykańskiej i europejskiej hegemonii na świecie.

Odczłowieczanie potencjalnego wroga i wywoływanie wobec niego nastrojów rasizmu i pogardy – to pierwszy krok „zachodniej sztuki wojny”, pierwszy krok w kierunku konfrontacji.

Ludzie mówią

Ludzie zaczynają mówić. Geoffrey Gunn, wybitny australijski historyk, emerytowany profesor Uniwersytetu w Nagasaki w Japonii, napisał do mnie:

„Międzynarodowa media krzyczą tytułami o »chińskim zagrożeniu«”, ale kto jest prowokatorem? Popatrzmy na premiera Japonii w Singapurze (30 maja). Zaproponował siebie do kierowania międzynarodową koalicją, która sprawdziła by aktualny stan chińskiej agresji, oferując wysokiej jakości japońskie okręty wojenne dla usłużnych klientów, jak Filipiny i Wietnam. Szaleństwo to wychodzi z narodu, który nigdy nie okazał skruchy za swe zbrodnie.

W tym samym czasie neokoński rząd w Australii, używając podobnej retoryki, oferuje swoją własną „oś” na Morzu Południowochińskim.

Uważam, że azjatyckie kraje – Chiny, Wietnam, Japonia, Korea – powinny same rozwiązać swoje nacjonalistyczne problemy. Było nie było, Państwo Środka istnieje na tym miejscu od kilku tysiącleci. Obcy niech się trzymają z daleka, wojskowi niech uważają na swe kroki, a Chiny niechaj wzrastają w spokoju.”

Czy jesteśmy wciągani w ostateczną globalną konfrontację, w możliwą III Wojnę Światową? Patrząc z perspektywy Azji, Pacyfiku i Ukrainy, najwyraźniej tak.

Christopher Black nie ma wątpliwości, że prowokowanie, antagonizowanie i obrażanie potężnych niezależnych krajów, takich jak Rosja lub Chiny, może być następnym krokiem w kierunku zniszczenia naszej rasy ludzkiej:

„Wszystkie te działania są przygotowaniami do wojny. Faktycznie, umieszczenie amerykańskich baterii rakiet antybalistycznych w Europie Wschodniej, to przygotowania do pierwszego uderzenia nuklearnego na Rosję. Baterie te są stosowane wyłącznie w celu przechwycenia odwetowego uderzenia rosyjskich sił jądrowych po pierwszym uderzeniu ze strony USA. Nie mają one innego celu. Takie przygotowania do agresywnej wojny, w rzeczywistości do wojny nuklearnej, są jawnym pogwałceniem Karty Narodów Zjednoczonych i wszystkich praw międzynarodowych – i słusznie można je określić jako zbrodnie wojenne. Ale ponieważ Stany Zjednoczone żywią pogardę dla wszystkich międzynarodowych praw i cywilizowanych standardów zachowań, możemy oczekiwać, iż przygotowania te będą kontynuowane.

Ludzkość znajduje się na krawędzi zagłady nie z żadnego innego powodu, niż amerykańskiej pogoni za nieograniczonym zyskiem.

Musimy mieć nadzieję, że umiejętna dyplomacja, jaką widzieliśmy u Rosji i Chin, zwiększone tempo ich dwustronnej współpracy i intensyfikacja zabiegów celem osiągnięcia wielostronnej współpracy na całym świecie, od Ameryki Łacińskiej do Europy i Afryki oraz Azji, zmieni dynamikę potęg światowych na tyle, aby uniemożliwić Amerykanom i ich sojusznikom osiągnięcie swoich celów – tak, by narody świata mogły żyć w pokoju i poświęcić swoją energię na rozwiązywanie palących problemów ludzkości. „

Andre Vltchek
Autor jest pisarzem, filmowcem i dziennikarzem śledczym. Publikował raporty na temat wojen i konfliktów zbrojnych w kilkudziesięciu krajach.

http://rt.com

Wolne tłumaczenie: gajowy Marucha

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » CZY USA JEST GOTOWE DO WYWOŁANIA WOJNY W AZJI?

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny