Grupa: Administrator
Posty: 7596 #1194110 Od: 2012-7-24
| Źródło: http://ignacynowopolskiblog.salon24.pl/
Za: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2013/02/17/mlodopolska-iii-rp/
Niespodziewana abdykacja Benedykta XVI ze Stolicy Piotrowej wywołała sporo medialnego rozgłosu. Abstrahując od istoty tego wydarzenia, warto przy tej okazji zastanowić się nad znaczeniem wieku osoby w kontekście prowadzonej przezeń działalności. Nie ulega wątpliwości, że czynnik czasowy odgrywa ważną, a często nawet kluczową rolę. Dwudziestolatek uprawiający wyczynowo pływanie jest już uważany w tym sporcie a „starego”. Złotym wiekiem dla osób parających się zawodami technicznymi jest okres pomiędzy trzydziestką a pięćdziesiątką, podczas gdy pracownicy fizyczni uznani są za najwydajniejszych od osiągnięcia dojrzałości do czterdziestki. W przypadku osób aktywnych na polu publicznym, doświadczenie życiowe i skrystalizowane poglądy są nawet bardziej istotne niż formalne wykształcenie czy poziom inteligencji. Stąd też autentycznie wybitne jednostki zwykle osiągają swą prominencję już po pięćdziesiątce. Sytuacja takowa ma swoje odzwierciedlenie w percepcji wieku w poszczególnych społeczeństwach. W społeczeństwach pierwotnych, charakteryzujących się największą kompatybilnością z prawami natury znajduje to między innymi wyraz w przewodniej funkcji w sprawach wspólnoty „rady starszych” (starszyzny). Paradygmat takowy widoczny jest też w wielu współczesnych społeczeństwach. Weźmy dla przykładu dwa, które odgrywały największą rolę we współczesnej historii świata: USA i Rosja (ZSRR). Społeczeństwo amerykańskie ocenia jednostki między innymi poprzez pryzmat zdrowia i energii i tylko w tym kontekście wiek ma dlań istotne znaczenie. Osoby obdarzone dużą witalnością nawet w podeszłym wieku mogą odgrywać w nim znaczną rolę, czego przykładem jest postać Ronalda Reagana. Rosyjska tradycja nakazuje obdarzać większym szacunkiem i wiarygodnością osoby starsze, co w schyłkowym okresie komunistycznym zaowocowało nawet skrajnością w postaci gerontokracji. Polska tradycja, a w szczególności dzień dzisiejszy odznaczają się diametralnie innym podejściem do tego zagadnienia, co wpływa w znacznym stopniu na społeczne zachowania. Historycznie objawiało się to dużą niefrasobliwością i prawdziwie ułańską fantazją w podejmowaniu istotnych decyzji; rezultatem czego jest przykładowo cały szereg nieudanych powstań. Romantyczni przywódcy łatwo znajdowali poklask młodego duchem, nierozważnego społeczeństwa. Katastrofalne rezultaty błędnych decyzji są do dziś usprawiedliwiane a nawet gloryfikowane przez polskich patriotów niezdolnych do brania lekcji z historii. Wszelkie próby pragmatycznej oceny tych wydarzeń spotykają się z ich strony z emocjonalnymi oskarżeniami o wrogi stosunek do spraw Polski i sprzyjanie Jej wrogom. Nie są oni w stanie wyczuć subtelnej różnicy pomiędzy próbami poniżania Polskiego Narodu, a wysiłkami zdążającymi do zaszczepienia w Nim porcji zdrowego rozsądku. Taka sytuacja powoduje też dodatkowy efekt w postaci nadmiernej niechęci w stosunku do Rosji, która nigdy nie bawiła się w „dyplomację” i lała nas prosto „w modę”. Z drugiej zaś strony Polacy zawsze kochali Zachód, który w całej historii naszych stosunków stosował perfidną hipokryzję, klepiąc nas protekcjonalnie po plecach i schlebiając w miarę potrzeby, równocześnie realizując w stosunku do nas niezmiennie zdradziecką politykę. Infantylni Polacy są głusi i ślepi na fakty płynące z Zachodu, rozpływając się jedynie w euforii pod wpływem nawet najdrobniejszych pustych pochwał, których nie szczędzą nam w razie potrzeby nasi europejscy i amerykańscy „przyjaciele”. Tak więc, pomimo podobnych metod, które stosuje w stosunku do społeczeństw Imperium Euroatlantyckiego (US&UE) rządząca nim oligarchia, efekty tychże są nieporównywalnie donośniejsze w przypadku Polaków. Metody, o których wspominam, opisałem w artykule zatytułowanym: Wychowanie do samozagłady, tu koncentruję się więc jedynie na aspekcie dojrzałości „wiekowej” społeczeństwa. W okresie dwudziestolecia III RP agenturalnym mediom udało się wytworzyć w społeczeństwie syndrom „młodego, wykształconego, z dużego miasta”. „Młody, wykształcony” pochodził najczęściej z prowincji, z której emigrował do miasta w poszukiwaniu wiedzy i możliwości życiowych. To co tam otrzymywał sugerowałoby raczej użycie w stosunku do niego epitetów: „infantylny ignorant”, ale pozytywny jego wizerunek został przez media dobrze ugruntowany. W rezultacie tych i innych przemian, polska prowincja straszy ruinami pozostałymi po krajowym przemyśle i przemykającymi chyłkiem wśród nich emerytami. Klika dużych ośrodków „akademickich” tętni młodością o iście „europejskim” posmaku. Starzy nie są tam mile widziani, bo szpecą piękny wizerunek polskich metropolii pławiących się w wirtualnym dobrobycie. Klepiąc biedę wstydliwie pozostają oni w czerech ścianach swych mieszkań, lub wystają w kolejkach nowoczesnych lecznic NFZu w oczekiwaniu na śmierć. Młodzi natomiast nadają ton społeczeństwu. Oczywiście jest on wirtualny jak wszystko inne w III RP, oprócz nędzy. W istocie sterują nimi media. Dzięki opisanej powyżej „młodzieńczości” społeczeństwa, jest to proces trywialnie prosty. Wystarczy bowiem poinformować „młodych, wykształconych”, za jakie decyzje „europa” ich pochwali, za jakie wyśmieje, lub zgani, a w skrajnym przypadku nawet „wykluczy z ekskluzywnego klubu bogatych”, by mieć w społeczeństwie zagwarantowane „jedynie słuszne decyzje”. Oczywiście autentyczną władzę sprawują zagraniczne ośrodki decyzyjne, a jej administrowanie powierzono „elitom”, w których syndrom młodości nie gra roli. Wśród nich liczy się jedynie stopień zaprzaństwa, czego przykładem jest choćby osoba „profesora” Bartoszewskiego. Mało tego, „młodzi, wykształceni” z autopsji znają jedynie rzeczywistość III RP, której to dobry wizerunek jest z całą mocą przez media propagowany. Stąd też za normę uznają choćby to, że” -w Polsce rodzi się człowiek jedynie po to by się do jakiegoś poziomu wyedukować, a w szczególności nauczyć jakiegoś „europejskiego języka” i wyemigrować; - w mowie ojczystej posługuje się jedynie setką słów, z czego połowa to wulgaryzm zaczynający się na literę k..; –wszystkie dojrzewające młode kobiety rozbiegają się po Europie i świecie w gorączkowym poszukiwaniu zagranicznego męża, partnera, kochanka, lub klienta; -od obcokrajowców można się jedynie uczyć, nie wyłączając nawet murzynów z Bantustanu; -w Polsce nic się nie opłaca produkować, nawet zieleninę na stragany sprowadza się z Grecji lub Hiszpanii; -Polska pozbawiona jest jakiejkolwiek komunikacyjnej infrastruktury, ale każdy obywatel musi być posiadaczem samochodu. Te i wiele, wiele innych atrybutów III RP, byłoby w każdym innym miejscu na kuli ziemskiej, w każdym czasie i epoce uznane za skrajną patologię, ale dla polskich „młodych, wykształconych” to jest „normalka”. Jeśli więc wszystko jest w porządku, to, czemu próbować cokolwiek zmieniać? Wszystko to układa się w logiczną całość. Pozostaje jednak pytanie czy wobec tego z sanacją musimy poczekać do momentu, gdy wyemigruje ostatni „młody, wykształcony”? A jeśli tak, to co będzie można w takim społeczeństwie dokonać, oprócz godnego pochówku?
_________________ http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee
http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp |