NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » SPALONA. WINNYCH BRAK.

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Spalona. Winnych brak.

  
MareczekX5
05.04.2013 23:39:15
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)

Grupa: Administrator 

Posty: 7596 #1301440
Od: 2012-7-24
Za: http://marucha.wordpress.com/2013/04/05/spalona-winnych-brak/

Bliscy rozpoznali oprawki od okularów znalezione przy zwęglonych zwłokach. Klucze z pogorzeliska pasowały do jej mieszkania. Dla pewności specjaliści zbadali jeszcze DNA. Nie było już wątpliwości. To na pewno Jolanta Brzeska. Lat 64. Wdowa i babcia. Działaczka stowarzyszeń broniących praw lokatorów.

Ruszyło śledztwo, pojawiło się kilka hipotez – od samobójstwa po zabójstwo. Przez ponad dwa lata żadnej wersji nie udało się udowodnić.

Obrazek
Pikieta w sprawie braku postępów w śledztwie po śmierci działaczki (marzec 2013 r.), fot. Sławomir Kamiński / Agencja Gazeta.




Na początku mowa była o samobójstwie, choć nie każdy w to wierzył. Bo uwierzyć było naprawdę trudno. Tego dnia Jolanta Brzeska wypłaciła pieniądze z bankomatu, wyjęła mięso na obiad, umówiła się z córką na cmentarz. A potem miałaby nagle zmienić plany. Pojechać do lasu, oblać się naftą i podpalić na polanie? Spłonąć żywcem? Kto wybiera dla siebie taką śmierć? Nawet gdyby miała to być manifestacja, akt desperacji i bezsilności to nie w Lesie Kabackim na obrzeżach miasta, a w centrum stolicy, na oczach tłumu – powątpiewali ci, którzy w samobójstwo Jolanty jakoś uwierzyć nie mogli.

Oni mówili o morderstwie. O tym, że Jolę ktoś wepchnął do samochodu, wywiózł do lasu, oblał naftą i podpalił. Wcześniej może podał jej środki odurzające, żeby krzyk kobiety nie sprowadził uwagi postronnych osób, żeby morderstwo się nie wydało. Po wszystkim zatarł ślady i uciekł. Tu znów wątpliwości, bo eksperci na zwęglonym ciele nie znaleźli żadnych śladów sugerujących udział osób trzecich. Dlatego śledczy prowadzili sprawę w stronę “nieumyślnego spowodowania śmierci”. Taką przyjęli kwalifikację prawną czynu.

Przyjaciele Brzeskiej nie brali tego nawet pod uwagę. Na sztandary wciągnęli wizerunek Joli. Wszystkich nas nie spalicie – krzyczeli na demonstracjach. Patrzyli prokuratorom na ręce, pisali pisma, organizowali pikiety. Śledczy robili swoje. Zamówili ekspertyzę, według której kobieta zginęła na skutek wstrząsu termicznego. Potem kolejną, żeby sprawdzić czy kobieta przed śmiercią została odurzona jakimiś środkami. Wyniki nic nie dały. Poprosili biegłych z Instytutu Ekspertyz Sądowych w Krakowie, żeby zbadali ślady zabezpieczone na pogorzelisku. Biegli mieli odpowiedzieć m.in. na pytanie, czy to było samospalenie i gdzie znajdowało się źródło ognia, ale nie byli w stanie pomóc prokuratorom. Specjaliści wreszcie wykonali profil psychologiczny ofiary i stwierdzili, że kobieta nie miała skłonności do działań autodestrukcyjnych. Samobójstwo więc odpada.

Więc jednak zabójstwo, ale tu śladów wciąż brak. Przesłuchania świadków, badania DNA, przeglądanie zapisów monitoringu i śledzenie bilingów nic nie pomogło. Prokuratorzy utknęli w martwym punkcie. Nie mają dowodów na zabójstwo Jolanty Brzeskiej, nikogo nie mogą postawić w stan oskarżenia. Śledztwo trzeba umorzyć, ale już nie jako “niemyślne spowodowanie śmierci, a jako postępowanie w “sprawie zabójstwa”.

- Póki co decyzja nie została jeszcze podjęta, ale z dużym prawdopodobieństwem możemy powiedzieć, że właśnie taka kwalifikacja prawna zostanie przyjęta. Materiał dowodowy jest jeszcze analizowany przez prokuratora, w ciągu kilku dni zostanie wydana ostateczna decyzja – mówi nam prokurator Dariusz Ślepokura z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. I dodaje: – Jeśli nic nowego się nie wydarzy postępowanie zostanie umorzone.

Przyjaciele Brzeskiej nie składają broni. Oskarżają sami:

- Na początku śledztwa prokuratorzy popełnili mnóstwo błędów. Nie sprawdzili tropów, ani ludzi na których my wskazywaliśmy. Jeżeli teraz śledztwo zostanie umorzone to znaczy, że prokuratorzy poddali się bez walki – powiedział nam Marek Jasiński z Komitetu Obrony Lokatorów w Warszawie, bo Brzeska zanim zginęła była znaną w stolicy działaczką o prawa lokatorów. Tak naprawdę o swoje prawa.

Przerwany rodzinny obiad

Zanim została aktywistką wiodła spokojne życie w kamienicy na warszawskim Mokotowie. – Skromne, ustabilizowane. Przejażdżki rowerowe, wycieczki na jagody, grzyby. Kilka razy w tygodniu zajęcia na Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Wieczorem telewizor, herbata w kubkach – powie o emeryckim życiu rodziców w rozmowie z “Tygodnikiem Powszechnym” Magda, córka Jolanty.

Na Mokotowie, w kamienicy na ulicy Nabielaka Brzescy mieszkają dokładnie od 1951 roku. Jolanta ma trzy lata, kiedy tam się wprowadza. Całe jej życie toczy się pod tym adresem. Tak naprawdę zakłóca je dopiero urzędowe pismo z 2006 roku, w którym Brzescy dowiadują się, że kamienice w której mieszkają przejęli prawowici spadkobiercy. Dzień później poznają nowych właścicieli.

W czasie rodzinnego obiadu rozlega się dzwonek. Brzescy otwierają, do mieszkania wchodzi kilka osób. To nowi właściciele kamienicy, chcą obejrzeć mieszkanie. Rozchodzą się po pokojach. Magda Brzeska zapamięta z tego dnia szczególnie mężczyznę rozsiadającego się w fotelu i pytającego jej matkę “no i jak się pani żyje w moim mieszkaniu?”. Jolanta ponoć od razu pobladła.

Mężczyzna, który rozsiadł się w fotelu Brzeskich to dla stowarzyszeń broniących praw lokatorów wróg numer jeden. Nazywają go kolekcjonerem kamienic. Mężczyzna skupuje roszczenia spadkobierców przedwojennych domów zarekwirowanych przed laty przez państwo tzw. dekretem Bieruta. Odzyskuje własność, a potem pozbywa się lokatorów windując stawki czynszu, nakładając kary i zakładając sprawy sądowe zmierzające do eksmisji niechcianych lokatorów.

- Terror – mówi krótko Marek Jasiński z Komitetu Obrony Lokatorów.

Na Nabielaka taktyka była podobna. Najpierw lokatorzy dowiedzieli się, że zajmują mieszkania bezprawnie i za to mają płacić umowne kary po blisko dwa tysiące złotych miesięcznie. Brzeskich nie było stać na taki czynsz, ich zadłużenie rosło. Mężczyzna namawiał ich do wyprowadzki, nawet proponował pieniądze za opuszczenie mieszkania, ale to na wolnym rynku nie wystarczyłoby im nawet na kupno dziesięciometrowej klitki. Odmówili wyprowadzki, więc nowy zarządca postanowił doprowadzić do ich eksmisji.

Zaczęły się pielgrzymki do sądów. Najpierw wypowiedzenie umowy najmu, bo Brzescy nie płacili horrendalnie wysokich czynszów, później sprawy o eksmisje i wizyty komornika przeplatane próbami porozumienia z nowym zarządcą. Ostatnia taka próba – dwa tygodnie przed feralnym dniem. Zakończona fiaskiem.

Żadnej hipotezy nie udało się udowodnić

Był 1 marzec 2011 roku, późne popołudnie. Przypadkowy przechodzień na polanie w Lesie Kabackim na obrzeżach Warszawy natknął się na zwęglone szczątki. Kobieta nie miała przy sobie żadnych dokumentów, na początku w policyjnych dokumentach figurowała więc jako NN. I tak przez kilka dni, do czasu kiedy rodzina Jolanty Brzeskiej nie zgłosiła jej zaginięcia.

Bliscy rozpoznali oprawki od okularów znalezione przy zwęglonych zwłokach. Klucze z pogorzeliska pasowały do mieszkania na Mokotowie. Dla pewności specjaliści zbadali jeszcze DNA. Nie było już wątpliwości. To na pewno Jolanta Brzeska. Lat 64. Wdowa i babcia. Działaczka stowarzyszeń broniących praw lokatorów.

Ruszyło śledztwo, pojawiło się kilka hipotez – od samobójstwa po morderstwo.

Żadnej wersji nie udało się udowodnić.

(MT)
http://natropie.onet.pl/
_________________
http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee



http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » SPALONA. WINNYCH BRAK.

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny