NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » DLACZEGO WE LWOWIE NIE OTWARTO CMENTARZA ORLĄT

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Dlaczego we Lwowie nie otwarto Cmentarza Orląt

  
MareczekX5
03.02.2013 13:10:07
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)

Grupa: Administrator 

Posty: 7596 #1169003
Od: 2012-7-24
Za: http://narodowcy.net/dlaczego-we-lwowie-nie-otwarto-cmentarza-orlat/2013/02/01/

Obrazek

Cmentarz Orląt Lwowskich nie jest tak naprawdę oficjalną nazwą szczególnej części wydzielonej z łyczakowskiej nekropolii, będącej miejscem spoczynku młodych ochotników i żołnierzy, którzy zginęli w latach 1918-1920 w walkach we Lwowie i w okolicznych miejscowościach. „Orlęta Lwowskie” to literackie, a może nawet poetyckie określenie lwowskiej młodzieży, która ochotniczo szła do walki o swoje miasto. Jest to określenie powstałe w czasach, gdy nie było jeszcze wątpliwości, o co Orlęta walczyły i dlaczego ginęły.

De iure nazwa cmentarza to: Cmentarz Obrońców Lwowa, ale ponieważ nikomu – i tyczy się to również ówczesnej opinii międzynarodowej będącej pod wrażeniem heroizmu młodych Polaków – nie trzeba było wówczas wykazywać, że lwowskie dzieci i młodzież Lwowa broniły, to na fali patriotycznego zachwytu ich czynem nazywano je też zdrobniale i w nawiązaniu do polskiego godła „Orlętami”, sam zaś cmentarz w potocznym odbiorze był nekropolią Orląt – Cmentarzem Orląt Lwowskich. Przepięknie położony na wzniesieniu chylącemu się ku Pohulance został zaprojektowany przez studenta Politechniki Lwowskiej, Rudolfa Indrucha, który sam w Obronie Lwowa walczył. Mający promienisty kształt cmentarz schodził od znajdującej się na szczycie kaplicy ku zboczu, gdzie u jego podstawy znajdowała się brama z Łukiem Chwały – robiącą wrażenie swymi rozmiarami kolumnadą, którą ozdobiono łacińskim napisem tłumaczonym jako „Umarli, abyśmy żyli wolni” („Mortui sunt ut liberi vivamus”). W dalszych zaś planach rozwoju cmentarza na szczycie kolumnady miał znaleźć się posąg orlicy tulącej pisklę.

Mimo końca zimnej wojny i upadku ładu międzynarodowego, który stanowił o zniszczeniu wysiłków Obrońców Lwowa, nigdy ich cmentarz się nie odrodził do stanu sprzed wprowadzenia ładu zwanego jałtańskim. W roku 1971 rozjechano cmentarz czołgami i zniszczono Łuk Chwały, ostała się tylko centralna jego część, ta właśnie, na której znajduje się prosty, choć wiele mówiący napis. W katakumbach pod cmentarną kaplicą urządzono warsztat samochodowy, ukradziono cmentarzowi dwa lwy, które trzymały w łapach tarcze z niewygodnymi dla władzy sowieckiej napisami: „Zawsze Wierny” i „Tobie Polsko”. Skala przedsięwzięcia, do którego zaangażowano nawet będące na wyposażeniu Armii Czerwonej tanki, była naprawdę godna „lepszej sprawy”. W radzieckim Lwowie w tych ponurych czasach mogła przecież działać archikatedra łacińska, nie zamknięto jej nawet w latach powojennego stalinizmu. Zadziwiające jest więc, że to właśnie cmentarz, z którego wydobyto zwłoki Nieznanego Żołnierza spoczywającego dziś na placu Piłsudskiego w Warszawie, mógł być aż tak dla władzy niewygodny. Na całym obszarze ogromnego Imperium Zła nie było chyba miejsca, któremu próbowano by tak radykalnie obniżyć status z Campo Santo (Świętego Miejsca) do roli warsztatu samochodowego, pastwiska dla krów, fragmentu drogi dla samochodów (tak, tak..), które – choć było tylko niemym świadkiem powojennych dziejów swojego miasta – zostało uznane za wroga mogącego być unicestwionym jedynie czołgami, niczym przeciwnik na froncie. Orlęta, choć milczały, to nadal mówiły. Obrona Lwowa wciąż była opowiadana z zaświatów, co więcej – czekała na swój dalszy ciąg, aż orlica będzie mogła w końcu przytulić swe pisklę.

Ta wizja musiała bardzo uwierać władców atomowego supermocarstwa rozciągającego się od Europy centralnej po Ocean Spokojny. Obrońcy Lwowa nieustannie przypominali sowietom samą obecnością w swoim mieście, że tylko łapska trzymane przez nich na guzikach atomowych i dziesiątki dywizji pozwalają im władać miastem. Miastem, którego mieszkańcy zawsze uznawali sowietów za intruzów i okupantów, a które w 1920 broniło się przed bolszewią tak zawzięcie, że bitwę pod Zadwórzem nieopodal Lwowa nazwano „polskimi Termopilami”. Spójrz zresztą sam, Drogi Przyjacielu czytający ten skromny tekst, na przebieg frontu polsko-bolszewickiego w 1920. Bitwa Warszawska, Cud nad Wisłą – Warszawa ostatecznie się broni. A Lwów? Lwów aż do samego końca objęty jest przez wąski przesmyk połączony bezpośrednio z terytorium kontrolowanym przez Wojsko Polskie. Upadku miasta Zawsze Wiernego – Tobie Polsko wróg mógł oczekiwać lada chwila. Szykowano nawet odpowiednie instytucje czerwonego aparatu władzy (analogiczne do białostockiego rządu polskiej republiki rad), do przejęcia obowiązków komisarza politycznego szykował się Josef Dżugaszwili. Plany te nie zostały wcielone w życie, lecz ziemia cmentarza po raz kolejny musiała przyjąć szczątki tych, którzy umarli, byśmy żyli wolni.

W 1939 stolicą sowieckiej Zachodniej Białorusi został Białystok, per analogiam Lwów stał się stolicą Zachodniej Ukrainy. Testament leninowskiego państwa z 1920 zrealizował 19 lat później jego kolejny lider, Józef Stalin, który jako młody Dżugaszwili zapragnął Lwowa. Był blisko, ale poniósł fiasko. Miał jednocześnie szczęście, że uniknął polskiej niewoli, w której zapewne pomarłby na tyfus albo inną chorobę. Jednak przeżył i cierpliwie zaczekał. Udało się. Lwowa nie oddał już nigdy.

Nawet powojenna sowiecka atrapa państwowości polskiej, czyli „Polska Ludowa”, nie objęła Lwowa swym zasięgiem. I choć jako twór całkowicie z zewnątrz kontrolowany nie mogła zagrozić w niczym sowieckiemu stanowi posiadania, to komunistyczne władze postanowiły podjąć bezprecedensową wojną z lwowskim cmentarzem, jakby chciały tym bardziej zatwierdzić zmiany polityczne nastałe po wrześniu 1939, a uznane przez mającą krótką pamięć opinię międzynarodową w 1945. Jałta to też koniec Polskiego Lwowa. I póki ta Jałta trwała, o Polskim Lwowie mogli świadczyć zza grobów tylko jego Obrońcy.

W roku 1991 nastąpił długo wyczekiwany przez mieszkańców ziem od Łaby po Kamczatkę koniec istnienia Związku Socjalistycznych Republik Rad. Wraz z nim skończył się ustanowiony przez Jałtę powojenny ład międzynarodowy. Komunizm na szczęście okazał się w praktyce gospodarczą katastrofą i nie uratował go nawet sowiecki arsenał nuklearny. Reformy zapoczątkowane pod nazwą pierestrojki przez kolejnego następcę Lenina i Stalina, Michaiła Gorbaczowa, spowodowały rysy na monolicie, które ostatecznie rozsadziły go od środka. Poszczęściło się i Polakom, którzy zaczęli żyć w teoretycznie Wolnej – miast „Ludowej” – Polsce, co bez upadku komunizmu nigdy by nie nastąpiło.

Zauważ, Drogi Czytelniku, że do tej pory w żadnym punkcie nie było mowy o pierwszej Obronie Lwowa – tej z roku 1918. Był to wówczas okres, w którym bolszewicy nie mogli dojść do Lwowa ani zbliżyć się do niego na jakąkolwiek bliższą odległość, gdyż Rosja przegrała na froncie wschodnim wojnę z państwami centralnymi i pogrążona była w chaosie wojny domowej. Jeszcze nie było wiadomo nawet, z jaką Rosją świat będzie miał do czynienia. Rozgrywającymi były państwa centralne, które jednak również rozsadziła implozja i mimo wygranej wojny na wschodzie nie były tam w stanie zaprowadzić na dłuższą metę swoich porządków. Pozostało im zejść ze sceny dziejów dokończając co najwyżej dzieło swojej wieloletniej polityki, której oblicze poznali Polacy pod zaborami w szczególny sposób.

Divide et impera pozostanie testamentem cesarskiej Austrii – o ile kiedykolwiek ktoś podejmie się jego zrealizowania – choć było to państwo rzekomo liberalne wobec Polaków. W 1918 ostatnie oznaki życia zaborczego imperium zdołały pobudzić jeszcze sterowany przeciwko Polakom ruch ukraiński do militarnego zajęcia Lwowa. Nie będący z początku traktowany poważnie zamach (takie określenie wówczas stosowano) zaskoczył Polaków. Nie mogli oni liczyć, w przeciwieństwie do Ukraińców, na pomoc Austriaków, więc chwycili za jakąkolwiek broń i wykorzystali jedyny atut, jaki wówczas posiadali – znajomość własnego miasta. Zorganizowano naprędce profesjonalne dowodzenie obroną (płk Mączyński – to on pisał później o „zamachu ukraińskim”), a dzieci i młodzież – choć ponosiły ofiarę życia – nie ginęły na marne. To właśnie dla nich początkowo zorganizowano pochówki na wydzielonej części Cmentarza Łyczakowskiego, które miały zastąpić prowizoryczne tymczasowe groby rozsiane po mieście w pobliżu miejsc walki. Póki nie nadeszło z Krakowa Wojsko Polskie, Lwów musiał bronić się sam. Ostatecznie Ukraińcy nie zdołali utrzymać się w nieznanym sobie mieście, niejednokrotnie naganiani przez Austriaków do walki bagnetem nie byli w stanie przeciwstawić się patriotycznemu wysiłkowi zbrojnemu młodych Orląt. Natomiast przybyłe z odsieczą po 21 dniach Wojsko Polskie honorowo traktowało walczących po stronie ukraińskiej jako żołnierzy, stosując wobec nich prawo wojenne i konwencje międzynarodowe, natomiast weterani ukraińscy żyli w Polskim Lwowie również po ustaniu wszystkich działań wojennych.

Oczywiście nikt nie spodziewał się w 1918, że w wyzwolonym Polskim Lwowie pojawią się kiedykolwiek bolszewicy z Rosji sowieckiej, ostatecznie okazało się, że Cmentarz Obrońców Lwowa będzie miejscem wiecznego spoczynku także i tych walczących z bolszewikami. Nawała ta, powstrzymana w 1920, wróciła do Lwowa w 1939, a ostatecznie zadomowiła się w nim w 1945, choć przez cały ten sześcioletni okres żaden Polak nie był w stanie się z taką perspektywą pogodzić. Żaden Polak nie miał też w tej kwestii nic do powiedzenia, począwszy od 1945, kiedy to „sojusznicy” Polski uznali sowiecki protektorat za jedyne legalne państwo polskie, zaś Lwów za Zachodnią Ukrainę, zgodnie ze zmianami politycznymi przeprowadzonymi we wrześniu 1939.

Nieoczekiwany upadek systemu komunistycznego spowodował, że Lwów nagle stał się – zamiast miastem sowieckim, jak postanowiono w 1945 – miastem ukraińskim. Powstało nowe państwo – Republika Ukrainy – co było korzystne z prostej choćby przyczyny, że przyczyniało się do skrócenia egzystencji systemu komunistycznego i organizmu odgrywającego w nim kierowniczą rolę. W granicach tego państwa znalazł się Lwów, który mimo ogłoszonego upadku Jałty, nie został objęty anulowaniem jej postanowień. Przeszedł on pod bezpośrednią władzę spadkobiercy podmiotu, do którego został przyłączony jako „Zachodnia Ukraina” we wrześniu 1939, gdyż Republika Ukrainy odziedziczyła terytorium po sowieckiej republice w odpowiadających jej granicach.

Niepodległość państwa ukraińskiego potrzebowała legitymizacji historycznej i prawnej. Na opisywanym obszarze nie można było odżegnać się od koncepcji „Zachodniej Ukrainy”, gdyż i samo państwo było ukraińskie, zaś czerpanie bezpośrednio z sowieckich zdobyczy terytorialnych kłóciłoby się z pojęciem Ukrainy jako państwa – w przeciwieństwie do Ukraińskiej SRS – wolnego. Stworzono więc narrację, w której zarówno przed ustanowieniem porządku jałtańskiego, jak i jeszcze przed wejściem Armii Czerwonej, we Lwowie i okolicznych terytoriach również panowała okupacja. Przynależność Lwowa do Polski – wywalczona przecież przez miejscową ludność i wyrażająca jej wolę – była więc okupacją sensu stricte.

Obecnie Cmentarz Obrońców Lwowa nie może zostać odtworzony w stanie sprzed 1939. Z Łuku Chwały zostały kikuty kolumnady i jedyna zachowana część. Lwy z tarczami nie wróciły na swoje miejsce, zaś główne wejście od Pohulanki jest nie tylko nieczynne, ale zamurowane, w ogóle nie istnieje. Na cmentarz wchodzi się przez wejście boczne, mijając po drodze monument i memoriał poświęcony… obrońcom Lwowa, tyle że ukraińskim.

Ile ma to wszystko wspólnego z prawdą, domyśli się każdy, kto dotarł w to miejsce tekstu lub po prostu ma elementarną wiedzę na tematy historyczne. Od tej pory dowiadujemy się, że byliśmy we Lwowie „okupantami”, że to my atakowaliśmy Lwów (od wewnątrz?) i że istnienie cmentarza w takim kształcie już jest dowodem na wyrozumiałość ze strony (zachodnio)ukraińskiej. To tak, jakby ten cmentarz również przed wojną istniał jako nekropolia intruzów – na równi z sowietami, co samo w sobie obraża Rzeczpospolitą i przyzwalanie na co stawia pod znakiem zapytania naszą postulowaną ciągłość prawno-międzynarodową z II RP. Skoro nasz sąsiad potrzebuje legitymizacji swojej państwowości, niech robi to – ale czemu kosztem Polski? Kosztem Polski przecież nabył po nieoczekiwanym upadku komunizmu niemały kawałek terytorium, z miastem, które w historii Polski odegrało niebagatelną rolę, a w którym nie ma już Polaków tylko i wyłącznie dzięki stalinowskim czystkom etnicznym (tzw. „repatriacja”). Poza garstką (w stosunku do liczebności Ukraińców) Polaków we Lwowie zostali już tylko ci, których na zawsze pochłonęła ziemia cmentarza, więc przynajmniej w stosunku do nich mamy prawo wymagać elementarnego szacunku, tym bardziej, że chcemy traktować Ukrainę jako państwo cywilizowane, które szanuje zmarłych – a zmarli ci umierali nie godząc się na żadne kompromisy, więc i nekropolia ich upamiętniająca powinna być odtworzona w dokładnie takim samym stanie, jak w momencie ich pochówku.
Sprawa ta jest zaniedbywana, gdyż Polacy pozwalają robić z siebie okupantów na ziemiach, na których byli gospodarzami. Cmentarz Obrońców Lwowa jest tak naprawdę tylko kwestią symboliczną, bo i tylko symbolicznie możemy być we Lwowie – nie ma tam już prawie Polaków i nie będzie Lwów częścią Polski, póki sami jego mieszkańcy nie będą tego chcieli. A to może przecież nigdy nie nastąpić.

Czemu jednak dziwimy się wysypowi pomników Bandery i innych zbrodniarzy na dzisiejszej Ukrainie Zachodniej, skoro byli to w zasadzie jedyni ludzie walczący z „okupantem” – czyli z prawowitą władzą polską? Nigdy jako państwo nie ucięliśmy tego tematu, a Ukraińcy – poszukujący tam źródeł tożsamości – chcąc odciąć się od ponurej spuścizny komunizmu, sięgają nie do pozostawionych tam dobrodziejstw kultury polskiej, a do tradycji równie ponurych co komunizm formacji OUN i UPA. Nie pozostawiliśmy Ukraińcom wyboru – nie pokazaliśmy, że byliśmy u siebie, nie pokazaliśmy też – dlaczego? – że OUN i UPA mordowało Ukraińców, dziesiątki tysięcy przecież.
Zgadzam się z argumentem, że większość Ukraińców (tych zachodnich) nie wie, że UPA była formacją zbrodniczą i że była przede wszystkim antypolska. Nie wiedzą tego, bo nie mają prawa wiedzieć. Polska, godząca się na „okupacyjną” rolę w historii dzisiejszej Zachodniej Ukrainy, sama przyzwoliła na to, by bohaterami Ukraińców byli ci, którzy z ową „okupacją” walczyli. Wątki antypolskie są jednak przykrywane w tej mitologizacji OUN-UPA wątkami antysowieckimi, sami Ukraińcy nie zrobili chociażby problemu z reaktywowaniem pomnika Polaków poległych w walce z bolszewikami w bitwie pod Zadwórzem, powiewają nad nim (i słusznie) flagi Polski i Ukrainy. Jednak to samo nie jest możliwe przy Cmentarzu Obrońców Lwowa, którego nazwa samym swoim autentyzmem obala mit o „polskich okupantach”, więc i o jego pełnym odtworzeniu nie ma mowy.

Można oczywiście w imię „realizmu” zrezygnować z postulatów dotyczących miejsc pamięci i historii. Możemy, rzecz jasna, skupiać się np. gospodarce, kształtując nasz poraniony komunizmem naród bez podnoszenia kwestii związanych z historią (co może wg niektórych się ze sobą nie kłóci), byle nie drażnić potencjalnych sojuszników. Rozwijanie nacjonalizmu polskiego na sposób autonomiczny (gdzie granicami autonomii są Odra z jednej, a Bug z drugiej strony) może i tego wymaga. Ciężko jednak nadal poczuwać się do ciągłości z tradycją suwerennego Państwa Polskiego, a odcinać od „Polski Ludowej”, gdy w kwestiach kształtujących tożsamość idziemy drogą tej drugiej – pseudo-Polski.

Przez dziesiątki lat Polacy oczekiwali sprawiedliwości w sprawie Cmentarza Obrońców Lwowa, latami profanowanego przez sowiecką swołocz. Dzisiaj przywrócenie tej sprawiedliwości Polakom ma rzekomo urażać Ukraińców, tymczasem nikt nie chce oglądać się na krzywdę samych Polaków. Dzisiaj wielu z nich w ogóle nie traktuje kwestii tożsamości poważnie, co jest bezpośrednim efektem komunizmu – a zwalczenie jego skutków wymaga sięgania do źródeł, do ciągłości państwowości polskiej sprzed okresu „Polski Ludowej”. Cmentarz Obrońców Lwowa jest więc zamknięty nie tylko w wyniku narastania zachodnioukraińskiej mitologii o „okupacji polskiej”, ale także w wyniku kroczenia przez Polskę drogą braku pełnej suwerenności w stosunku do sąsiada (a w efekcie suwerenności jako takiej). Coś, co ma rzekomo drażnić Ukrainę Zachodnią, ma być bezkrytycznie przyjęte przez Polaków, którzy przez lata nie mieli nic do powiedzenia w stosunku do barbarzyństwa sowietów na terenie nekropolii. To właśnie za Gorbaczowa zaczęły się pierwsze – półoficjalne remonty. Trudno sobie wyobrazić, co by było, gdyby Polacy nie zdążyli zacząć remontu i prac porządkowych na cmentarzu przed ogłoszeniem przez Ukrainę niepodległości. Chociaż nawet wtedy Ukraińcy byli gotowi przyjąć polskie warunki w tej kwestii, co jednak nie zrobiło wrażenia na elitach Wolnej – rzekomo – Polski. W ten sposób nasza bezmyślność została ukarana kosztem Obrońców Lwowa i kosztem własnej pozycji w społeczeństwie – jeśli nie całej – to przynajmniej obecnej Zachodniej Ukrainy, która nie ma przeciwwagi dla obrazu „polskiego okupanta”, jeśli chodzi o przynależność Lwowa do Polski; choć przecież cały niemal dorobek cywilizacyjny w tym mieście to dzieło Polaków.

Marginalny w skali całej Ukrainy Lwów nie byłby problemem dla Kijowa, gdyby Polskę i Ukrainę naprawdę łączyły strategiczne stosunki, jakie niektórzy postulują. Przy całej słuszności koncepcji takiego sojuszu i jego potencjalnego znaczenia sprawa reaktywowania symbolicznego dla Polski miejsca powinna być rozwiązana w całkowicie satysfakcjonujący dla Polaków sposób, aby nie była to przeszkoda w rozwijaniu dalszych wzajemnych stosunków. W ten sposób można też mieć ogląd na to, czy nie próbuje się w razie odmowy dowartościować nacjonalistycznej ideologii zachodnioukraińskiej, która bez mitu „polskiej okupacji” nie ma w zasadzie racji bytu. Korzystnie jest też wiedzieć, jak postrzegana jest polska obecność na danym terytorium wchodzącym dziś w skład Republiki Ukrainy, a kwestia cmentarza – tak naprawdę czysto symboliczna, choć nie bez znaczenia – ma tu praktyczne zastosowanie, bo stosunek władz ukraińskich do jej pełnego rozwiązania jest probierzem stosunku do Polski jako państwa o pewnej ciągłości, mającej swój początek co najmniej w 1918 roku. My zaś bez tej niezaburzonej ciągłości nie możemy istnieć jako świadomy naród – stąd odcinamy się przecież od komunizmu, stąd też konieczność przywrócenia miejscom takim jak Lwów symbolicznego statusu miasta przed laty bezdyskusyjnie polskiego, przyjmując jednocześnie do wiadomości fakt, że dziś większość jego mieszkańców stanowią Ukraińcy. Przy okazji Ukraińcy mają w takich okolicznościach pozytywny obraz naszego kraju jako tego, który przynosił na zamieszkane przez nich tereny wysoką kulturę. Obecnie takie przekonanie mają tylko Ukraińcy pamiętający „polskie czasy” i mający porównanie z okresem sowieckim oraz ci wyjeżdżający do Polski za pracą, bo ci porównują z kolei Polskę ze swoim krajem – a tu Ukraina mimo wszystko prezentuje się mniej korzystnie. Cała reszta ludności nie ma – choć mogłaby mieć – pozytywny obraz Polski, nie wyjeżdżając ze swojego kraju, bo historyczny dorobek „okupantów” ma przecież pod ręką na co dzień.

I dlatego właśnie powinniśmy przez takie symboliczne kwestie jak Cmentarz Obrońców Lwowa podnosić swój status na Ukrainie – państwie, w granicach którego Lwów się obecnie znajduje.

Marcin Skalski
_________________
http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee



http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » DLACZEGO WE LWOWIE NIE OTWARTO CMENTARZA ORLĄT

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny