Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1897352 Od: 2014-5-4
| Kilka słów wyjaśnienia: gdybym podpisał recenzje z książki e-korupcja.pl własnym imieniem i nazwiskiem to najprawdopodobniej straciłbym intratną pracę w informatycznym koncernie, który właśnie w związku z antykorupcyjną akcja FBI i CBA, przeżywa nie lada kłopoty.
Nie mogę sobie na to pozwolić, ponieważ życie w Polsce jest bezwzględne i każdy pracownik zatrudniony w firmie zagranicznej musi korupcje akceptować by w tej firmie pracować, taka jest rzeczywistość i ja jej nie zmienię.
Napiszę więcej i do bólu szczerze – ja już się boję, że ktoś z moich znajomych domyśli się po przeczytaniu tej recenzji kto ją napisał i pobiegnie w te pędy do naszego amerykańskiego przełożonego z donosem. A wtedy byłbym skończony, moje nazwisko byłoby wpisane na „czarną listę” – czy ktoś z czytelników słyszał o takiej liście – i nigdy już w Polsce nie dostałbym pracy w swoim zawodzie. Nasi pracodawcy są bez litości i o tym wie każdy kto pracował chociaż jeden dzień w HP, IBM czy Microsoft.
Dlatego będę zacierał ślady i trochę o sobie kłamał, trochę zmyślał, muszę to robić bo żyję w ciągłym strachu, że moi przełożeni wejdą mi do mózgu i odkryją co naprawdę o nich myślę. Pseudonim, którym tą recenzje podpisuję – „Tubylec” wyraża więc moją prawdziwą zawodową sytuację, wiem od kogo zależy mój los, na pewno nie od polskich polityków, oni już nic nie mogą (polityka się w ogóle nie interesuje – po co?), wiem że żyje w kraju skolonizowanym i wiem, że ta sytuacja nigdy się nie zmieni i tu pojawia się mój pierwszy zarzut pod adresem autora e-korupcja.pl, który w latach 2005 -2007 był wiceministrem ds. informatyzacji; on – to wynika z treści książki – wierzy, że polska administracja czy polscy politycy mogą coś zmienić, mogą wprowadzić jakieś reformy itd., itp.
Czy facet zwariował? Czy polscy politycy rzeczywiście są aż tak głupi? Ponieważ czytałem kilka jego felietonów na salon24.pl i stwierdziłem, że facet głupi jednak nie jest więc zajrzałem na Wikipedię i dowiedziałem się, że Piętak był od 1984 r. do 2004 roku na emigracji. I zrozumiałem jego naiwność. Bowiem ktoś, kto był w Polsce od 1989 roku, takich bredni, że korupcję w naszym kraju można ograniczyć, by nigdy nie pisał.
Każdy, ten który to przeczyta wie doskonale, że żyjemy w kraju skorumpowanym od dołu do góry, od taksówkarza po ministra, nie wspominając o menadżerach firm zagranicznych takich jak autor tych słów, każdy – powtarzam – wie, że korupcja jest naszym chlebem powszednim. Jest dokładnie tak samo jak za PRL–u – publicznie chwalimy socjalizm, prywatnie go przeklinamy. Dzisiaj publicznie chwalimy kapitalizm, a prywatnie go przeklinamy, może jeszcze bardziej niż ustrój „sprawiedliwości społecznej”.
I tu pierwsza pochwała pod adresem autora, który opisując proces informatyzacji ZUS nazwał go „ostatnią wielką budową socjalizmu”. Jestem z wykształcenia ekonomistą i ponieważ otarłem się o socjalizm i uczestniczyłem w procesie informatyzacji ZUS jako analityk, dodam do obserwacji autora jedno ewidentne spostrzeżenie: marnotrawstwo środków! W socjalizmie to był fundament działania.
W „kapitalizmie z nieludzką twarzą” czyli w III Rzeczpospolitej jest dokładnie tak samo co autor przekonywująco przedstawił w rozdziałach o informatyzacji ZUS. W jednym i drugim ustroju, pieniądze obywateli i podatników wyrzuca się w błoto, w jednym i drugim przypadku mamy do czynienia ze skrajnie irracjonalnym systemem ekonomicznym służącym tylko sowieckiej nomenklaturze lub garstce wynarodowionych oligarchów. Jednak to co mnie najbardziej zdziwiło w tej książce to wstęp w którym możemy przeczytać:
„Redakcja cyklu „Historia informatyzacji Polski”, chciałaby stworzyć książkę nowoczesną, książkę o „ruchomych horyzontach” – książkę „żywą” będącą odbiciem internetowej cywilizacji. Autorzy dłuższych opracowań będą wynagradzani w zależności od % wkładu w rozwój książki. Aktualnie – po dyskusji na temat „Janosika” i dzięki uwagom informatyków z ruchu wolnego oprogramowania – oddajemy do rąk czytelnika wersję 1.3, uzupełnioną i poprawioną.”
Przyznaje pomysł znakomity: potraktowanie książki jako typowego produktu informatycznego, to prawdziwa rewolucja na rynku księgarskim a także praktyczna zmiana prawa copyright, jednak nie wierzę w to aby wokół tej książki mogła odbyć się autentyczna, profesjonalna dyskusja. Nikt takiej dyskusji nie chce, ani właściciele firm informatycznych, ani jej pracownicy ani obywatele, ponieważ wszyscy są skorumpowani.
Moja szefową jest miła panienka, która o informatyce nie ma zielonego pojęcia, ale jest siostrzenicą jednego z członków zarządu firmy. Czy to jest korupcją? Tak to jest korupcja. A taka sytuacja to norma w III Rzeczpospolitej. „Nic mnie nie interesuje co umiesz, interesuje mnie kogo znasz”. Po drugie książka nie należy do najłatwiejszych ponieważ obraca się w kręgu dwóch tematów, które nic normalnego obywatela nie obchodzą: prawa – nuda, techniki – trudne.
To co jest ujmujące w książce, to strach autora. Każdy fakt potwierdzony jest przypisem co wzbudza zaufanie, każda opinia także. Książka e-korupcja.pl powinna wzbudzić dyskusję, temat jest tego wart, książka także – ale obawiam się, że ludzie wolą dyskutować o tym czy prezes ma katar a premier gorączkę. |