| Strona: 1 / 1 strony: [1] |
W CO ZAGRAMY Z PRZYSZŁOŚCIĄ | |
| | marcus | 27.10.2014 13:22:33 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1967982 Od: 2014-5-4
Ilość edycji wpisu: 1 | -A to nam zabili Ferdynanda (strącili Boeinga)- rzekła posługaczka do pana Szwejka, który opuściwszy przed laty służbę w wojsku, gdy ostatecznie przez lekarską komisję wojskową uznany został za idiotę, utrzymywał się z handlu psami, pokracznymi, nierasowymi kundlami, których rodowody fałszował.
Jarosław Hašek Przygody dobrego wojaka Szwejka podczas wojny światowej
TRENDOWATE TRENDY Chcę wam zapodać tekst okolicznościowy. Właśnie mija okrągłą stówka od wybuchu Wielkiej Wojny która porażającym massenmordem rozpoczęła proces porodowy Nowej Ery. To oczywiste, że cywilizacja początku XXIgo wieku znalazła się w impasie- ekonomicznym, politycznym i kulturowym. Jest on tak rozległy, że rozładowanie go działaniami pielęgnacyjno- korekcyjnymi nie może być na dłuższą metę efektywne. Nurt historycznego procesu w takich sytuacjach prowadzi do głębokiej transformacji struktur systemów zarządzania i koordynacji globalnych społecznych konstrukcji. A doświadczenie minionych epok uczy, że, nieodmiennie, katalizatorem takiej transformacji jest wojna. U sąsiada za Bugiem już się pali, nie wspominając o innych ogniskach zapalnych nieco dalej za horyzontem. Jednak mocne przesłanki uprawdopodabniają również wariant głębokiej metamorfozy światowego porządku zakładający, że pełnoskalowa militarna konfrontacja głównych graczy nie będzie konieczna przy jego narodzinach. Pozwólmyż sobie na dozę karkołomnego optymizmu. Nowym parametrem wzmacniającym prawdopodobieństwo zastosowania pokojowego bypassu w procesie metamorfozy znajdującej się w fazie przedzawałowej cywilizacji są wielorakie konsekwencje rewolucji informatycznej. Niniejsze rozważania są subiektywnym rozkminkiem i propozycją scenariusza- jak też rozwinie się akcja tego dramatu z elementami czarnej groteski? Trawestując Józefa Szwejka- jak tam będzie tak tam będzie, zawsze jakoś było, jeszcze nigdy tak nie było żeby jakoś nie było. Rozgałęzione bujnie jest drzewko potencjalnych przebiegów alternatywnych historii, jakim torem przebiegnie iskra realizacji któregoś z wariantów, ba! Nie daje mi spokoju myśl, że nasze pokolenie zobaczy świat po drugiej stronie lustra, czary- mary których doświadczenie będzie nieporównywalne z czymkolwiek co do doświadczenia dane było minionym generacjom.
TU I TERAZ I WOKÓŁ NAS TRWA PERMANENTNA REWOLUCJA1 Początki tej rewolucji sięgają czasu drugiej wielkiej wojny światowej kiedy, dzięki przełomowym teoretycznym opracowaniom Alana Turinga2, alianci skonstruowali, służące do dekryptażu, pierwsze elektroniczne, obsługujące algorytmy, funkcjonalne maszyny obliczeniowe (Colossus, Eniac), będące protoplastami współczesnych komputerów. Zastosowania uniwersalnej maszyny obliczeniowej również okazały się uniwersalne. Była szybsza i precyzyjniejsza w wykonywaniu złożonych operacji matematycznych od trustu najtęższych rachmistrzów. Otworzyła szereg nowych możliwości sterowania (w nawigacji, w zawiadywaniu złożonymi mechanizmami np. precyzyjnymi obrabiarkami, sami możecie wymieniać dalej), usprawniła analizę danych statystycznych. Wzrost sprawności komputerów stale wzrasta w tempie wykładniczym. I teraz mamy na stanie sprzęt którym zabieramy się do dekryptażu kodów rzeczywistości źródłowej. Kolejną ważną fazą inforewo była „demokratyzacja” wprowadzenie, przez Apple'a na początku lat 80ątych, do powszechnego użytku PCtów. Następną uruchomienie i rozrost sieci WWW, szybka bezpośrednia wymiana danych między jej indywidualnymi użytkownikami na całym globie stała się faktem, bezprecedensowym w dziejach, jak można sądzić kulturowe i polityczne skutki tego również będą bezprecedensowe. Nowa neuronowa siatka łącząca rosnące rzesze ludzkiej populacji staje się coraz gęstsza, rośnie też lawinowo transmitowana nią masa danych. Wymieniają je zresztą, via WWW, nie tylko ludzie, coraz częściej również różnego rodzaju systemy automatyczne. Trwa permanentna rewolucja, ale potoczyła się zupełnie innymi torami niż wyobrażał to sobie tow. Trocki.
TRANSPOST Jak głęboko nam inforewo przeorała obyczaj, kulturę i ekonomię dopiero z perspektywy tych trzydziestu kilku lat od przelania się procesorów do cywila widać, to była orka a teraz wschodzi siew, pochylmy się nad tym co kiełkuje, za moment będziemy musieli głowy zadzierać, kiełki rosną szybko. Kiedy tak chłopskim okiem lukam na to pole tranzystorów coraz gęściej upakowanych na scalonych obwodach, jak fosforyzuje pod napięciem, jak iskrzy i pryska coraz bystrzejszymi przepływami strumieni danych to nadzieja na fajny plon miesza się z przerażeniem. Przyspieszenie tego procesu wgniata jak , nie przymierzając, startującego Gagarina w fotel Wostoka, 2G, 3, 5, 7! Na jaką orbitę nas ten pęd wyniesie? Kim będziemy jako tzw. ludzka wspólnota kiedy tam dotrzemy? Na ile w ogóle sensowne jest rozpoznawanie uginających się miraży przyszłości za pomocą wzorców rozeznania (pattern recognition) które formowały się w trakcie pocierania dwóch patyków przy przełomowym krzesaniu iskry co zapalić miała pierwsze paleolityczne ogniska? Ta o płynnych kształtach przyszłość dobiera się do nas jak podochocony amant, coraz gwałtowniej, tak, doznajemy uczucia gwałtu, to już nie łagodne zalecanki w nastrojowej atmosferze przy świecach, tu dookoła zapalają się reflektory, błyskają rybie oczka kamer, jest w centrum wyro, na nim rozłożona kupa jakiegoś sprzętu którym za chwilę będziemy na różne sposoby penetrowani, i jak konserwatywnie wychowana trzpiotka, obawiamy się konsekwencji eskalacji ale i ciekawi jesteśmy ciągu dalszego. I jeszcze nie zdecydowaliśmy czy krzyknąć- dosyć! Czy mruknąć- jeszcze... Albo inny obraz, pochylamy się nad kiełkiem a on hyc, dotyka, gładzi twarz, przykleja się do niej wilgotny, oplata coraz mocniej pędami szyję i wnika przez naskórek, czujemy jak wrasta w naszą tkankę, jak się z nią scala i nie jesteśmy pewni czy wchodzimy w fajną symbiozę czy może właśnie jesteśmy pożerani. Transhumanizm! Posthumanizm! Szit, ta wrastająca w nas istota wysyła nam komunikaty, dostraja się do naszego języka i uczy swojego. Zaczynamy nią myśleć, a ona myśli już nami. Za moment będziemy tożsami. Co za akcja!, czy to paruzja (Teilhard'owski punkt Omega) czy wsysanie przez piekielne otchłanie? Jeżeli setki milionów ludzi na całym globie w tym samym momencie swymi świadomościami wklejone są w trójwymiarowe wirtualne przestrzenie i sprzężone z nimi zwrotnie, to wiedz że COŚ się dzieje. Poszerzające się kanały transmisji danych między zsieciowanymi ludzkimi mózgami powodują powstanie nadprzewodliwości w tej sieci, ona przechodzi w stan plazmy która w nieustającej transformacji wyłania z siebie sekwencje skoordynowanych struktur o rosnącej skali funkcjonalnej złożoności. I, niech mnie kule biją, ten proces przypomina cerebrogenezę, z tej plazmy wykluwa się meta-mózg w którym indywidualne ludzkie mózgi są neuronami agregującymi się w strukturę wyższego rzędu (kombinat to tkanka, ja jestem komórką3). Znaczy to, że współdzielone świadomości dadzą zapłonową iskrę poszerzającej się z eksplozywną dynamiką świadomości globalnej, rozumianej nie jako metafora, tylko empiryczny konkret. Jezuita prorokiem New Age'u? O, Teilhardzie de Chardin, stopowany przez Święte Oficjum za marxowsko- darwinowskie odchylenie heretyckie, gdybyś mógł widzieć to co przewidziałeś! Jo, u Kitajców prowadząc badania, napatrzyłeś się na spiętrzone ludzkie mrowisko. Tu bagaż tego przereklamowanego przez białasów, neurotycznie pielęgnowanego indywidualizmu, ciąży. A on jest dziś tylko wzdętą bujdą, niczym więcej, nigdy jeszcze nie byliśmy tu w EuroAtlantyce tak zuniformizowani, mentalnie, kostiumowo i pod względem glajszaltującego popapranego poprawnościowego posłuszeństwa. Nadzy jak Adam z Ewą wobec skanerów na lotniskowych bramkach. Z prześwietloną korespondencją, poddani memetycznemu praniu standardowo oprogramowanych mózgów. Jakże rozpaczliwie pragniemy się od siebie odróżniać, beznadziejnie sformatowani przed telewizorkami i innymi ekranami i ekranikami przez które wpuszczamy prefabrykowaną pustkę do czarnych dziur swoich źrenic, uwięźli w standaryzowanych klitkach blokowych klatek. Tam, pod żółtym słońcem nie fetyszyzują tak tych personalistycznych bredni. De Chardin to załapał i po swojemu, w mesjanistycznym duchu, przetworzył. Wstrzelił się w Zeitgeista. Punkt Omega is comming! Przebóstwiona kolektywna świadomość. Co? Bełkot? Kulawa cyberfuturystyczna poezja? Zaczekaj. Pierwsze, skromne, ale jednak, przyczółki pola kolektywnej świadomości zostały wzięte szturmem przez gamblerów łojących w Massiv Multiplayer Online Games. Portale społecznościowe to kolejny magiczny portal. Swobodna, ponad przestrzenią, w czasie rzeczywistym, wymiana zdań, ilustracji i ruchomych obrazów to wstęp. Te wszystkie tłitery srytery, jutuby, fejsy, google eart'hy. Kamery w komórkach, kamery na Majdanie transmitujące zadymę live. Oczka przez które można spoglądać na Real One z dowolnego właściwie miejsca na globie. Te sieci które nakładają się na siebie i strukturalizują rozpychając każdej z osobna głowie horyzont zdarzeń i nadymając bazę dostępnych do wchłonięcia danych. Te poszerzone indywidualne świadomości nakładają się na siebie, wchodzą w jednoczesne interakcje, stopniowo tworząc pole współodczuwania, świadomość roju. Rzućmy okiem z orbity, zróbmy krótki przegląd wydarzeń ostatnich trzech wieków. Techniczne i naukowe osiągnięcia ery przemysłowej dały trampolinę krzywej wykresu populacyjnej eksplozji. Ziemia zaroiła się od ludzi. To zmieniło skalę odniesień. Człowiek jako miara przestał być metrem z Sėvres, stał się milimetrem z Szanghaju albo Mexico City, z tendencją do umikrometrowienia. Luźno rozrzucone grupy rozrosły się w skoncentrowane w megalopolisach nieprzebrane rzesze. Napiętrzała się cywilizacyjna infrastruktura. Jej hipertrofia sprawia, że ludzka jednostka wobec tego ogromu niknie. Nielimitowany dodruk ludzkich istot doprowadził do ekwiwalentnego spadku wartości ich życia wobec wartości budowanej i obsługiwanej przez nie gigantycznej technosfery. Nadużywana metafora mrowiska nabiera nowego sensu. Ten technomoloch lawinowo nabierając masy staje w coraz mniejszym stopniu sterowny, podatny na suwerenną decyzję i wykreowanej na przywódcę jednostki, i grup wpływowych ambicjonierów, i zonanizowanych hiperkonsumą społeczeństw tym bardziej. Mamy znikomy wpływ na motorykę Molocha, przesuwamy się po prostu przez jego jelita. Rosnąca komplikacja technosfery wymusza automatyzację w zarządzaniu jej poszczególnymi agregatami, i koordynowanie ich współdziałania, szczebel wyżej. Twarze ludzkich insektów z tej perspektywy rozmywają się, pozostaje monitorujący i porządkujący ich behawior strumień danych. Upodobawszy sobie w walce na śmierć i życie, potajemnie liczyliście na taki właśnie obrót rzeczy, na zmagania tytaniczne ze zbudowanym, lecz to tylko wasz błędny pomysł. Sądzę zresztą, że w tym waszym lęku przed zniewoleniem, przed tyranem z maszyny, kryła się też potajemna nadzieja uwolnienia od wolności, boż nieraz się nią dławicie. Lecz nic z tego. Możecie go zniszczyć, ducha z maszyny — roznieść myślące światło w proch, nie będzie kontratakować, nie będzie się broniło nawet. Nic z tego. Nie uda się wam ani zginąć, ani zwyciężyć po staremu. Sądzę, że wejdziecie w wiek metamorfozy, że zdecydujecie się odrzucić całą swoją historię, całe dziedzictwo, cały ostatek naturalnego człowieczeństwa, którego obraz,wyolbrzymiony w piękną tragiczność, skupiają lustra waszych wiar — że wykroczycie, bo nie ma innego sposobu — i w tym, co teraz jest dla was skokiem w czeluść tylko, dopatrzycie się wyzwania, jeśli nie urody, i jednak po swojemu postąpicie — skoro, odrzucając człowieka, ocali się człowiek. Pisał Stanisław Lem w Golemie XIV, cyberpunkowej powieści która powstała, nim w SFce wytrysnął nurt cyberpunka, wieszcząc symbiozę rodzaju ludzkiego z technosferą.
IMMERSJA DURNIU, IMMERSJA Rozważając jak opowiedzieć wam o przeobrażeniach i trendach nowej kultury, wątpliwości, że skupię się na fenomenie gier interaktywnych nie miałem. One są w awangardzie znaczących nowych kulturowych trendów. Ale jaką ich szczególną cechę wziąć na widelec... IMMERSYWNOŚĆ, no przecież! Dawaj, Wiki,- „Immersję można scharakteryzować jako proces zanurzania albo pochłaniania osoby przez rzeczywistość elektroniczną. Następuje tak zwane zanurzenie zmysłów.” Na czym polegało przełamanie frontu Realu One i zdobycie przyczółka kolektywnej świadomości przez społeczność MMO? Na jednoczesnym współdzieleniu przestrzeni VR w stanie immersji. Eksplorowaniu i manipulowaniu jej elementami. Tymek Leary miał płodną intuicję, kiedy, on, kapłan psychodelicznej rewolucji, wskazywał na vrtualreal (VR) jako czynnik o podobnej sile rażenia jak LSD i grzyby psylocybinowe. Eksplozja wewnętrznej przestrzeni psychicznej której doświadczyło pokolenie dzieci- kwiatów, była nie do zabsorbowania przez społeczeństwo starego paradygmatu, bo pozostawała subiektywnym stanem umysłu ałtsajderów, który masy normalsów rozpoznawały jako obłęd. Ale to właśnie co zręczniejsze w robótkach ręcznych i koncepcyjnych dzieci kwiatuszki, jak śp. Stiw „Apple” Jobs, zmajstrowały i otworzyły bramę do świata przyszłości, a przyszłość zasysając nas odwraca porządki które dla przeszłych pokoleń były oczywistymi aksjomatami, radykalnie zmieniając topologię rzeczywistości, (przez przenikanie się, Real One i VR), aktywizując moc sprawczą potencjalności, skracając cykl projekt- materializacja nowej formy, toporna materia coraz elastyczniej poddaje się formowaniu wyobraźnią, kreacyjna siła imaginacji wzmocniona użyciem maszyn obliczeniowych coraz sprawniej manipuluje jej bezwładem (a wszystko to w trzewiach inercyjnego Technomolocha, co za antynomia!). Jest to tak wstrząsająca nowość, że przy jej oswajaniu starsi są bezradni i uczyć się muszą od młodych dla których polimorficzny Real+ to środowisko naturalne, co warto by uwzględnić przy kolejnej reformie systemu oświaty hehe. Ona już się właściwie dokonała, globalnie, siłą faktów.
NEOCLASSWAR Tu mała dygresja, kolejnym kryterium stratyfikacji społecznej, obok stanu posiadania i wykształcenia, jest stopień mentalnej elastyczności warunkujący zdolności adaptacyjne do technośrodowiska poddanego innowacyjnej presji. Ta elastyczność katalizuje globalny proces emancypacji. Legion pariasów globalnej wioski ma swobodny dostęp do bazy danych obejmującej dotychczasowy dorobek kulturowy ludzkości i absorbuje je porządkując sobie swobodnie, niekoniecznie w sztywnych ramach akademickiego paradygmatu, rekombinuje i natychmiast dzieli efektami swojej roboty z innymi. To coraz bardziej świadoma siebie ponadnarodowa wspólnota bystrzachów która linkuje personalnie środowiska które dotychczas nie miały ze sobą bezpośredniego kontaktu. Represyjne hierarchiczne struktury co do tej pory miały niekwestionowany monopol hegemona, szefunia na podwórku, tracą grunt pod gąsienicami swoich czołgów. Cenzorzy, dystrybutorzy i kontrolerzy (dalej będzie o nich więcej), lokaje przy korycie napełnianym nieświeżą zielonkawą breją USD przez kosmopolityczną plutokrację tracą głowę i stają się nieporadni właśnie dlatego, że ich zdolności do mentalnej elastyczności są ograniczone, skleroza! Z całym swoim wypasionym logistycznym zapleczem zostają sapiąc coraz bardziej w tyle za czołem fali uderzeniowej zmian. Otyłość mentalna! Uciskające szyje krawaty blokują swobodny dopływ krwi do mózgów establiszmentów.
MEJNSTRIM STAJE SIĘ NISZOWY Mejstrim staje się niszowy. Suma bajpasowych, undergrundowych dotąd przepływów, niesie ze sobą więcej istotnych treści i idei niż główne koryto. To nowa jakość. W miejsce sztywnych zinstytucjonalizowanych hierarchii tworzą się ad hoc, płynnie, inne, już nie oparte o tytulaturę i system prestiżowych rang nadawanych przez establiszment. Czas jakiś autorytety broniły swojego autorytetu za arbitralnie ustanowionymi szańcami odgraniczającymi to co było przypieczętowane jako 'kultura wysoka' od tego co zostało naznaczone stygmatem kontrkultury, popkultury, rozrywek upośledzonego recepcyjnie plebsu. W ten sposób krytycy zwolnili się od uciążliwej powinności rozpoznawania tych terenów kultury na których podlegała ona dzikim, dynamicznym, metamorfozom, co rozpoznawane były jako chaos, bo nie dysponowali metodą która pozwoliła by im je odkodować. Bełkot, to zaklęcie- tarcza za którym się chronią żeby nie wejść w kontakt z tym co dla nich niepojęte. Ten typ reakcji znamy nie od dziś jako przeskakujący z pokolenia na pokolenie spór klasyków z romantykami. Nowość polega na tym, że, dzisiejsi 'romantycy' nie zaprzątają sobie głów darciem kotów z 'klasykami', ignorują ich. O co kruszyć pirackie kopie? Siedźcie sobie przypudrowani w swoich operetkach, (z całym szacunkiem dla psychodelicznych kryształowych żyrandoli nad fułaje). Tetryko- klasycy, zautyzowani w swoim, już uporządkowanym świecie przeszłości, celebrują nagradzanie dworzan własnego topniejącego orszaku za wierność trwania w komfortowych okopach, (czym przypominają londyński rząd emigracyjny RP dwadzieścia lat po zakończeniu WW2), nie przyjmując do wiadomości WWW, bo z trudnością przychodzi im wysłanie mejla. Tę rosnącą międzypokoleniową przepaść komunikacyjną, choć z nieco innej perspektywy, pokazał Jacek Dukaj w minipowieści Linia oporu otwierającej zbiór Król Bólu4. Jest tam też cała seria ciekawych ujęć wdzierania się VR do umysłów i wypierania rzeczywistości podstawowej z dostępu do człowieczego sensorium. A co to ma wspólnego z grami interaktywnymi? A bardzo wiele.
POKRACZNE POCZĄTKI Pamiętam swój pierwszy z nimi kontakt. Szczeniakiem będąc, to były późne lata 70ąte, wlazłem kiedyś do budy z automatami co stała przy dworcu PKSu w Nowym Targu. Przy kolorowych monitorach młodzi górale spoceni adrenaliną nawalali w 'Space invaders'. Automaty połykały po wyświetleniu komunikatu 'game over' kolejne moniaki. Raczej szans nie było żeby się do pulpitu dopchać, bo usta z każdego pochylonego nad monitorem karku zdawały się groźnie syczeć 'jo wam Kaśki nie uduse, lec com zacoł skońcyć muse', a wiadomo, górale, choć ludzie o złotych sercach, są stanowczy aż do ręko, albo nawet jeśli jest pod ręką, ciupagoczynów. Całą ta sytuacja jednak dostarczyła mi wystarczająco silnych bodźców emocjonalnych, żebym jej mimo upływu lat nie zapomniał. Więc, żeby usprawiedliwić wstręt kulturoznawców starszego pokolenia, jeśli wyrobili sobie za młodu pojęcie o grach interaktywnych na podstawie podobnego z nimi kontaktu i nie mieli ochoty drążyć więcej problemu, za złe im tego wziąć nie można. Podobnie jak tym co otarli się o komiks w postaci zeszytu z serii „Jonka, Jonek i Kleks” i nie mieli ochoty sięgać po Gawronkiewicza, Moebiusa czy Bilala bo zobaczyli na ilustracjach 'dymki'. Hałewer, przeoczyli tym samym progres który zmienił te media w szerokokanałowe środki kulturowego przekazu. Rewolucja pełzała jeszcze kilkanaście lat po wejściu do powszechnego użytku komputerów osobistych, choć już wtedy uważny obserwator widzący rosnące szeregi brzdąców przykutych godzinami do Atari łupiących w 'River ride' mógł skumać, że zanosi się na coś większego. Detonatorem eksplozji było wprowadzenie na rynek kart graficznych Nividii i GeForce (końcówka 90ych) które były w stanie płynnie obsłużyć wyświetlaną na monitorach trójwymiarową grafikę. Interaktywny trójwymiar rozwalił w kolorowy puch wrota do nowego millenium (słynne owe doors of perception hehe). I boli klub atomowych gangsterów, że północne Korki, po pięćdziesięciu latach od pierwszej eksplozji na poligonie w Nevadzie się do niego wdarły na rympał. I tego że każdy dzięcioł może mieć dziś na biurku maszynę liczącą o mocy większej niż zajmujące całe piętro komputery NASA obsługujące misję Apollo też nic już nie odwróci. Sprzęt do wynoszenia świadomości na orbitę dotarł pod strzechy, i te ze słomy i te z liści bananowca i te z falistej blachy. Co więcej- jest zsieciowany. Koszmarny sen Zbiga Brzezińskiego, opisany (w Between Two Ages:America's Role in the Technetronic Era 5) jako przepowiednia przebudzenia się, dzięki temu zsieciowaniu, globalnej świadomości proletariackich mas, właśnie się ziszcza. Zbigniew, luz,- turn on, tune in, drop out, RTSy (Real Time Strategy) są dla ludzi w każdym wieku. Podobne przebranżowienie opisał Lem w Cyberiadzie (1965), w opowiadaniu Podróż siódma, kiedy to konstruktor Trurl ulitował się nad wygnanym przez poddanych nikczemnym królem Eksyliuszem Tartarejskim widząc jego męki niezaspokojonej potrzeby tyraństwa sporządził mu mini państewko pod szybą którym mógł tamten rządzić zastępczo, wyzuty z możliwości gnębienia w realu. Opis eksyliuszowego symulatora dominacji jako żywo przypominał krzyżówkę turowej strategii „Civilisation” z RTSem „Age of empire”. Eksyliusz zrazu sceptycznie nastawiony do nowej zabawki, wkrótce zapomniał o bożym świecie, tak zaabsorbował go ten mikroświatek. A cóż to mu się stało? Otóż uległ Eksyliusz IMMERSJI, jego przytomność została zassana przez uczestniczenie w symulacji, doznał owego słynnego pochłonięcia, wessania, przez sterowalną, sprzężoną zwrotnie z uczestnikiem iluzją. Zbigniew Brzeziński, od czasu jak stracił posadę doradcy prezydenta Cartera nieustannie namawia do blokad gospodarczych, bombardowanek, okupacyjek, słowem zagustował w organizowaniu „operacji pokojowych” a teraz cierpi na eksyliuszowy syndrom odstawienia. Jak silnie na kulturę XXgo wieku wpłynęło kino objaśniać nie trzeba. Już w swoich początkach, czarno białe nieme ruchome obrazki zademonstrowały potężną moc oddziaływania na imaginację. Potem dźwięk, kolor, panoramiczna perspektywa, pocośmy do kina chodzili? Po cudowne, narkotyczno- senne doznanie immersji. Na czas seansu transportowaliśmy świadomość do continuum iluzji. Westerny, dramaty wojenne, obyczajówki, romanse, SF, kreskówki, komedie, dla każdego był kluczyk do skarbczyka usensualizowanej wyobraźni. No, i obowiązkowa przed seansem kronika filmowa, deutsche Soldaten siegen an allen Fronten! Jako narzędzie reklamy, propagandy i urabiania upodobań kino okazało się zdumiewająco efektywne. Wzrok dostarcza świadomości około 75% informacji ze środowiska, słuch 14%, pozostałe są na czas symulowanej emisji zbyt słabą kotwicą w realu by utrzymać z nim kontakt halucynującej przytomnie osoby. Któż z nas nie smakował tego dziwnego uczucia powrotu z dalekiej wyprawy, kiedy zapalały się światła w kinowej sali i lądowaliśmy twardo na miękkim fotelu. XXty wiek należał do Xtej muzy. Lecz oto wyrosła po cichu zrazu pokraczna i lekceważona alternatywa, nabrała rozmachu, trzask prask i nim Holiwud się obejrzał było po zawodach. Już na początku XXIgo (2009) wieku branża gier interaktywnych trzaskała więcej kapuchy niż cały przemysł filmowy uznawany przecież za niezłą prasę do wytłaczania szmalu z portfeli (zer i jedynek z kart bankomatowych). Co, niektórzy z was dopiero teraz wyostrzyli wzrok na tekście? Ha!, jak nie wiadomo o co chodzi, chodzi o coś więcej niż pieniądze.6
DEEPER END HARDER! W erze hegemonii kulturowej kina wydawało się, że osiągnięcie jeszcze głębszego poziomu immersji jest nieosiągalne, jeszcze dociskano tymi wszystkimi efektami specjalnymi dźwiękowymi (sensurrund), o 3D obrazem (okularki, IMAX), ale to były łabędzie śpiewy. Przełom zarysował się na zupełnie innym kierunku. Było nim zaangażowanie WOLI widza, teraz już czynnego UCZESTNIKA akcji, nie tylko OBSERWATORA. Wyświetlany film wodził nas obrazem kamery to tu to tam, a bohaterom przedstawienia można było tylko kibicować. Interaktywnyki to fatum bierności przekreśliły. Teraz mentalnie wcielając się w postać, przechwytujesz nad nią ster. I to jest właśnie to wielkie halo, akcelerator grafiki 3D pozwalający w czasie rzeczywistym sterować dynamicznym odtwarzaniem topologii trójwymiarowych lokacji, wynalazek na miarę wynalazku braci Lumiére. Kino dało techniczną możliwość rejestracji i iluzorycznego przeniesienia do sali projekcyjnej scenicznego spektaklu. Zogniskowanie widowiska, opowieści i muzyki, to było już w operze czy tam operetce, kino dorzuciło wypasioną iluzję bezkresnej przestrzeni i na wyższy poziom podniosło onirę tzw. efektów specjalnych. Interaktywnyki dorzuciły do puli coś co stanowi nową jakość- nieliniową fabułę, to uczestnik gry może określać przebiegi zdarzeń i określać zakończenia przeżywanych symulacyjnie historii (w takich grach jak np. S.T.A.L.K.E.R, jak sobie w grze poczynasz takie wariant zakończenia otrzymasz). Ale przede wszystkim kluczyk do wzmożenia immersywności, INTERAKCJĘ z przedstawioną symulacją realu. I kolejny milowy krok (która to już mila od przystanku KINO?)- MMO (Massiv Multiplayer Online, z podgatunkami np. MMORPG, MMO Role Plaing Games), umożliwiające jednoczesne spotkanie wielu graczy w wysymulowanym obszernym świecie. Jak wielu? Ano parę milionów może jednocześnie teleportować się mentalnie do danego na serwerach świata. Masz wrażenie, że coś cię ominęło? A mysz przy kompulsie masz? Przypomnij sobie jak kiedyś zagrałeś w wężyka na komórce i upewniłeś się, że gardzisz tymi wszystkimi niezdrowo podnieconymi gamblerami. Mnie kiedyś odskoczyła klapka w bańce, kiedy syn po seansie przy monitorze, jeszcze podekscytowany, powiedział- ale był łomot, miałem w drużynie Chińczyka Estończyka i Czecha (grał wtedy w MMORPG World Of Warcraft). Ten zbiorowy halun staje się coraz bardziej konkretny. W wygenerowanych cyfrowo przestrzeniach tekstury obiektów mają zróżnicowane, upakowne detalami, faktury. Zjawiska optyczne, te wszystkie odbłyski, lśnienia na wodzie, cienie, mgły, blask ognia, księżycowa poświata, krok po kroku nadają iluzji cech realu. Rozległość i rozmaitość lokacji przyprawia o zawroty głowy. Naturalistyczna fizyka interakcji w syntetycznym środowisku też. Ekonomiki realu i VRu zaczynają się przenikać. To współoddziaływanie światów jest zjawiskiem szczególnie wartym uwagi. Gracze szeptem opowiadają sobie przeżyte w VRrze historie w szkole, na lekcji historii, nakładają się na siebie dwie narracje. Pan przy tablicy opowiada o Grunwaldzie, a chłpacy omawiają epickie bitwy galaktycznych flot- CCP Games, studio twórców kosmicznego MMO EVE Online opublikowało podsumowanie największej bitwy w historii gry, gdzie utracono statki o łącznej wartości nawet 330 tysięcy dolarów. „Byliśmy tak poruszeni, że po prostu musieliśmy rozpocząć prace nad upamiętniającym monumentem w grze” - napisali twórcy w oświadczeniu.7 Fan klasyków SFki od razu, czytając powyższe, przypomni sobie Grę Endera Orsona Carda, tam też były symulowane gwiezdne bitwy. Tytułowy bohater rozgrywający swoją wirtualną bitwę, jest wykorzystany, nie wiedząc o tym, jako głównodowodzący ziemskiej floty która spuszcza bęcki Alienom. W naszych czasach wygląda to skromniej, operatorzy bojowych dronów z joystickiem w łapie eksterminują przeciwników Pax Americana na innych kontynentach. Wracając do crossoveru Grunwaldu z Gwiezdnymi Wojnami, uzyskane w czasie eksploracji VRowych przestrzeni surowce czy przedmioty można spylić za realny kesz, i na odwrót. Można też poprzestać na rozliczeniach w elektronicznych, ale wymienialnych na narodowe waluty, bitcoinach. Dlatego chłopacy bardziej jarają się 'swoją' historią, wzięli w niej udział, zdobyli trofea! Ale czasie rozgrywki, podczas, powiedzmy, wspólnej wyprawy na smoka, mogli przez gierczanego czata wymienić uwagi na temat sytuacji w Donbasie. Te dwie rzeczywistości wchodzą w coraz mocniejsze rezonansy. A! I enpece (non personal character), w wirtualnych przestrzeniach napotyka się na skryptowe postacie sterowane przez 'silnik' gry. W Realu One również też można spotkać takie bezduszne wydmuszki. (Zagalopowałem się, to miał być żart, każda ludzka istota ma duszę, spójnię łączącą go ze wspólną Matrycą Matiuszką).
EPOKA ERSATZÓW Żyjemy w epoce która uświęciła namiastki i symulacje. Produktów syntetycznie barwionych, aromatyzowanych i obdarzanych smakiem 'identycznym' z naturalnym. Rosnąca część populacji gniecie się w przestrzeniach miejskich, beton, asfalt, szkło i plastikowa darń. Niebo gęsto przeorane białymi krechami smug kondensacyjnych (i nie tylko). Tory kolei, kolejek tramwajów i metra. Przewody, rury i kable. Smog spalin, smog elektromagnetyczny. Nieustający, brutalny atak nachalnych bodźców. Presja kryzysu hehe i tak dalej. Popijając rozpuszczalną kawą kolejnego psychotropa który odwlecze moment wybuchu szaleństwa, czegóż ach czegóż potrzebujemy żeby zaakceptować to co jeszcze kilka dekad temu wydawało się dystopijnym absurdem? Niezły wstęp, co? Ciężka artyleria. Coś pominąłem? Porozpieprzane rodziny? Porwane więzi międzyludzkie? Tyrania fenicko- chaldejskiej lichwy? Alkoholizm i pornografię? Dokąd mamy uciekać z tej klaustrofobicznej opresji? Odpowiedź już znasz- na ekspandujący w cyfrową nieskończoność kontynent Virtual Reality, goodbye Real One!
TAM GDZIE SIĘ JAKIEŚ UCZUCIA TLIŁY, RADIOAKTYWNE PRĘTY W PUSTCE ZANURZONE8 Tu, w Realu One jest coraz bardziej mikro i przykro. Mechaniczna i wyalienowana praca ludzkich insektów, poszarpane więzi społeczne, fordyzacja również emocjonalna, ziemia jałowa. VR oferuje szereg sposobów na doraźne, namiastkowe, wzbudzenie i rozładowanie emocji, tak jak to w dziedzinie erotyki zrobił przez propagację pornografii. W powieści Cezarego Zbierzchowskiego Holocaust F9 obok WWW funkcjonuje „Synergia” sieć wymiany wrażeń emocjonalnych, na zasadzie P2P. Zaś Maciej Żerdziński w opowiadaniu Wyhoduj mnie, proszę (ze zbioru PL +5010) " ukazuje Polskę na ubogich peryferiach Euro, rzesze bezrobotnych sprzedających elektronicznie emocje sterylnym uczuciowo zamożnym jajogłowcom z Frenczu i Dojczu. Po skomplikowanych detoxach i neuromodyfikacjach, zamienili nam nasze bezcenne, i swobodne pomyślunki w jałowy euroszajs[..]. I teraz uczucia trzeba będzie kupować w trzecim świecie, kiedy już spłynęły na nas dobrodziejstwa społeczeństwa dobrobytu.
SMOCZY APETYT Opowiem wam historię o Smoku. Smok spadł na Ziemię w 1914 roku. Zionął ogniem i trującymi gazami, obruszył lawinę, i lawina dziejów współczesnych nabierając impetu runęła. Nie jest to stworzenie roślinożerne, to zdecydowanie drapieżnik, z mięs zaś najbardziej upodobał sobie ludzinę. A że po eksplozji demograficznej początków ery industrialnej było jej sporo, jadł dużo i szybko rósł. Zrazu pożywiał się młodymi opakowanymi w mundury mężczyznami, ale w miarę jak nabierał apetytu coraz chętniej sycił rosnący głód cywilami obojga płci i w dowolnym wieku. Ludzie postanowili z nim walczyć na śmierć i życie, nie rozumiejąc, że gaszą pożar benzyną, której w związku z upowszechnieniem silnika spalinowego Benza produkowali coraz więcej i więcej. Wojna która zakończy wojny! Wziął ludzi z zaskoczenia, bo wychynął z wnętrza budowanej przez nich samych cywilizacji, jako integralnie wrośnięty z nią symbiont. Wszystkie, rewolucjonizujące komunikację i produkcję, budzące nadzieję na nową erę dobrobytu i braterstwa wynalazki fin de siecl'u błyskawicznie wykorzystał jako know how w procesie optymalizacji własnej struktury. A co najistotniejsze, jako symbiont zachował właściwości stealth. Poczynając sobie nadzwyczaj agresywnie pozostawał niezidentyfikowany, nawet kapłani różnych obrządków kultu miłosierdzia błogosławili jego kły i pazury. Po czterech latach tłustej wyżerki beknął traktatem wersalskim i przysnął. Trawił, przepoczwarzając się, lat dwadzieścia, po czym z nowym wigorem i w nowej formie, rozpoczął drugą fazę żerowania. Te dwadzieścia lat pieredyszki były dla kultury okresem niesłychanie bujnego rozkwitu nowych form, w literaturze, sztukach plastycznych, muzyce (surrealizm, dadaizm, abstrakcjonizm, konstruktywizm, i cała reszta tych izmów). Rozwój techniki też dostał potężnego kopa. To zdumiewające jak presja koszmaru rozbudza ludzki geniusz. Ha!, oliwka daje to co w niej najlepsze kiedy ją mocno docisnąć. No, i fordowskie zasady optymalizacji ergonomii podniesione do rangi kultu, hej, to chyba wtedy, przy fabrycznych taśmach, umarła Stara Wiara która opokę miała w chłopskich masach, teraz te masy zaczęło przyciągać miasto i maszyny skupione w puchnących kompleksach przemysłowych wielkich aglomeracji. Zrośnięty z ziemią i cyklami natury chłop idąc do fabryki przyjmował nową wiarę, do wyboru- nazizm, komunizm, demoliberalizm, forda T oferujemy we wszystkich kolorach, pod warunkiem, że będzie to kolor czarny.
CZTERY SMOCZE JAJA Znów się suto posiliwszy (WW nr2) złożył Smok jaja cztery. Imię pierwszego- Pęd, z niego wylęgną się rakiety. Drugie- Moc, atomówka z niego będzie. W trzecim- Algorytm, obliczenie poza ludzkim rozumem z którego samoczynny automat będzie. A w czwartym psychodeliczna Iluzja, co ludzki mózg otworzy. Z nich się czterej jeźdźcy apokalipsy wyklują, lecz kto wie, czy Smokowi numeru nie wywiną, i mieczy na lemiesze nie przekują. Łącząc się zaś w hybrydy, w rozmaitych konfiguracjach, będą dawali brawurowe pokazy technologicznych czarów- marów, zmuszając światłe umysły do imaginacyjnej gimnastyki- do czegóż, ach, do czegóż możemy bezliku nowych możliwości użyć? Dwa są pola, generalnie, na których się te imaginacyjne manewry odbywają- militarne i cywilne. Lecz granice ich obszarów się zacierają. Co cywilne ulega militaryzacji, ale i militarne ulega 'cywilizacji'. SYSTEM jest androgynem. Owoż Smok po złożeniu czterech jaj stanął przed dylematem, dalej poczynać sobie jak poczynał nie bardzo może. To paradoks- bo zbyt w siłę urósł. Porzekadło mówi, że do trzech razy sztuka, ale ten trzeci raz, jeśli spróbuje po dawnemu się pożywić, to w efekcie zeżre się sam. Overkill! Czy jest możliwym, żeby Smok był syty a trzódka którą się żywi pozostała całą? Czy zabójczy symbiont- pasożyt znajdzie modus vivendi ze swoim żywicielem? To jeszcze nie przesądzone, ale wiedz czytelniku, że najtęższe umysły na usługach Smoka głowią się nad tym już od dawna. Od, przynajmniej, roku 1967go.
IMPERIUM KONTRATAKUJE CZULE Jest taki fajny tekst pt. „Raport z Żelaznej Góry”11, o jego rodowodzie krąży przynajmniej tyle sprzecznych wersji co o słynnych Protokołach mędrców Syjonu Bankowo wiemy, że opublikowany został w 1967. Powiadają że to przeciek z prac eksperckiej komisji związanej z RAND Corporation która opracowywała problem modelu funkcjonalnego 'emulatora' wojny w zdominowanym przez USA świecie któremu ZAGRAŻA pokój. Wszyscy znamy zalety wojny jako 'niszczarki' nadprodukcji przemysłowej której upłynnienie jest ograniczone popytem (a wydajność bazy produkcyjnej ciągle rośnie), jako 'upuszczarki' złych emocji, epickiego generatora fabuł którymi żywi się sztuka, świetnego pretekstu do narzucania obywatelom ograniczeń i obciążeń których bez ciśnienia wojennej konieczności nigdy by nie zaakceptowali. Słowem- wojna jest znakomitym narzędziem stabilizacji i powielania władzy. Do dobrego tonu należy lamentowanie nad jej okrucieństwami, ale dobrze wiemy że zawsze była nieodłącznym komponentem ludzkiej historii, i jak przychodzi pora to kapłani wszystkich wyznań błogosławią idące w bój hufce i kropią ciężkie żelazne narzędzia, choć dobrze wiedzą, że to powoduje etyczną korozję. Aż trafiła kosa kostuchy na kamień, w ferworze zmagań WW2 została skonstruowana broń ultymatywna której powojenna proliferacja podniosła poziom przewidywanych strat ludzkich i materialnych ponad akceptowalną granicę overkillu. Powstała nowa sytuacja, bardzo poważnego zagrożenia pokojem. Rozładowanie kryzysu nadprodukcji kredytowaną hiperkonsumpcją i lokalnymi wojnami okazało się rozwiązaniem skutecznym krótkodystansowo. Autorzy RŻG optymistycznie zakładali, że USA osiągną faktyczną globalną hegemonię, i optymizm ten był uzasadniony powojenną gospodarczą superkoniunkturą i osiągnięciem przez USD, w wyniku układu z Bretton Woods, statusu światowej waluty rozliczeniowej. A więc- wojna nie będzie już potrzebna do rozstrzygnięcia kwestii globalnej dominacji, natomiast niezbędne będzie zachowanie jej funkcji jako koła zamachowego gospodarki i narzędzia powielania władzy, bo przecież zagrożenie wojenne jest najlepszym pretekstem do wymuszania posłuszeństwa populacji, a ono z kolei jest stabilizatorem struktur niezbędnych do sprawowania władzy. Co więcej, i tu autorzy RŻG są zgodni, przekucie mieczy na lemiesze, czyli powszechne rozbrojenie, przyniosło by katastrofalne skutki dla stabilności ekonomicznej i co za tym idzie społecznej, nie wspominając o głębokim szoku politycznym, który unaoczniłby masom zbędność instytucji państwa, i tu, wygląda na to, leży pokój pogrzebany, a tym samym uwieczniony. Ładnie o tym napisał Wiktor Pielewin w powieści SNUFF12, przedstawiając nieustającą wojnę jako medialną symulakrę, aranżowaną ustawkę na wizji. Wojna jest pokojem w błysku genialnej intuicji napisał Orwell w wydanej w 1949 powieści 1984 która w naszym 2014 jest wreszcie aktualna.
LISTA PRZEBOJÓW RADIA STREET WALL Darth Vadzio do spóły z Imperatorem kombinują co zrobić żeby im gwiazdka śmierci nigdy nie zagasła, bo w jej mrocznych promieniach pięknie się rozrastają pasożytnicze grzyby kosmopolitycznych korporacji. Jednak w ciągu następnego półwiecza od zredagowania RŻG to i owo się zmieniło. Jak już Lem zwracał uwagę w swoich rozważaniach o słabościach futurologii, przewidywanie przyszłości, jako pewnego rodzaju złożony rachunek na zbiorze posiadanych aktualnie danych, wykłada się bo uwzględnić nie może zmiennych losowych takich jak np. katastrofy naturalne albo istotne odkrycia w dziedzinie badań podstawowych i idące za nimi nowe rzuty technologii, które znacząco odchylają przebiegi rysujących się trendów. Koło się zamyka, nie można przewidzieć przyszłości, bo przyszłości przewidzieć nie sposób, i tak jak w poligonowej balistyce, statystyczny odchył toru pocisku rośnie z przebytą odległością. A jednak, a jednak. Jeśli sprawnie działa system monitorowania zmiennych parametrów (ruchy powietrza, jego temperatura, wilgotność) mających wpływ na tor lotu, można w czasie rzeczywistym nanosić prognostyczne korekty i prognozy uściślać. Vadzio z Imperatorem mają utrapienie z WWW, bo dzięki niej odbywa się uświadomienie i samoorganizacja mas, ale i pożytek dla tyranerki jest. Nie idzie tu tylko o narzędzie totalnej inwigilacji każdej wybranej persony, WWW jest znakomitym narzędziem do bieżącego gromadzenia oraz inteligentnej ekstrakcji kluczowych danych służących modelowaniu dynamiki i trendów w skali społecznej. Zwiększenie, dzięki temu socjomonitoringowi, prognostycznej sprawności systemu jest poważnym atutem pastuchów przy zapędzaniu stada za elektroniczne ogrodzenie, dzięki niemu wydaje się, że inicjatywa jest zawsze w ich rękach, a ruchy wyprzedzają akcje stada. Pozwalają identyfikować i neutralizować potencjalnych liderów sprzeciwu nim tamci rzucą kamień uruchamiający lawinę (Occupy Wall Street). I na odwyrtkę, potrafią aktywizować takie procesy na obszarach kontrolowanych przez konkurentów. (Iran, Libia, Syria, Ukraina) Eksport chaosu! Poznaliśmy dopiero pierwszą zwrotkę piosenki pana Snowdena, Pucio zna już refren. Złożone algorytmy potrafią dokonywać punktowych korekt w treści portali społecznościowych na masową skalę, tuning statystyk, modelowanie mód!13 Jakże poręczne w zarządzaniu demokraturą, gdzie akt wyborczy to właściwie głosowanie na listę przebojów. W tym sezonie zakładamy wyściełane różowym aksamitem branzokajdanoletki, związujemy się jedwabnymi trokami tak, żeby nie hamować w kończynach krążenia- u siebie. Na peryferiach- e, wy tam!- wyżej podnieście w górę dumny sztandar wolności! Lutuj tyrano!
SYNTETYCZNA KULTURA Czy kumputer da radę, dajmy na to, namalować obraz na ściane, ułożyć skocznu melodię i do niej gitesowe słowa, albo też, poedzmy, napisać relację z meczu Legia-Polonia? Pyta czytelnik Młodego Technika AD. 1967. Redaksją odpowiada- na razie nasza Odra 1204 temu nie wydoli, szanowny czytelniku, ale zużyte taśmy perforowane nadają się znakomicie na syrwestlowe sempertyny. A dziś po mieście inne już latają treście. Eksplozja atomówki robi wrażenie, powiedz mi że nie. Obecnie jednak nacisk kładzie się na rozwój broni o wysokim stopniu celności rażenia i tak zwane Non Lethal Weapon's (obezwładniające, nie zabijające). Znakomitym przykładem połączenia zalet obu są Cyber Weapons, mają jeszcze jeden ekstra walor- można nimi kąsać skrycie. Pęcznieją magazyny jadowitych algorytmów, rośnie błyskawicznie moc obliczeniowa kręcących nimi liczydeł. Pomińmy te służące wywiadowi i wydajnej inwigilacji, połóżmy laskę na sabotażowych (w rodzaju STUXNETA). Sexi nowością są narzędzia do memetycznego przeprogramowywania kultury, tak by można kontrolować za jej pomocą zachowania społecznych rzesz. Przede wszystkim pożegnajmy się z tradycyjną koncepcją prywatności za której zasłoną każdy autonomicznie kombinuje jak potrafi w środowiskowych interakcjach. Prywatność! Mit założycielski romantycznego indywidualizmu. Będę dla was tajemniczy, maska Zorro adidasy bordo. Imponujące nowoczesne chlewnie, do 100tu tysi opasów cuzamen do kupy. Pełna automatyka obsługi! Knury maciory i prosięta, turnus po turnusie! Bezpieczeństwo i pewność. Piłka plażowa i muzyka. Swobodny dostęp do podajników paszy i poideł? Tak! Prysznice, w ogóle, opieka sanitarna? Tak! Ile? Za frrrrikoooo! Orwellowa Folwark zwierzęcy14 przy niej obiekt archeologiczny. Bez obrazy. Długo przez Brzezińskiego oczekiwana konwergencja bolszewizmu z doktryną neoconu. Ale ja tu z pomysłem trochi innego komunizmu. Biocyber. Zo, autorzy Raportu Z Żelaznej Góry przedstawili projekt, jak zatrzymać rozwój idei nowoczesnej chlewni na fazie bolszecon, jak pięknie zaloop'ować, zapętlić cykl powielania władzy, by ten najpiękniejszy fragment melodii brzmiał w soundsystemie w, w, w, w nieskończoność! Szczęście wiekuiste! Możliwe do utrzymania tylko teoretycznie, w hermetycznym, homeostatycznym układzie. To kwestia techniczna, tylko ten czas. Ech, czas, ten cholerny z jednowektorowym strumieniem przepływu pierdolony parametr, tak perfidnie zaprojektowany, żeby go zloop'owć nie dało rady, zapętlić, zsamplować i zmusić do powtarzania nawrotów. Wieczna młodość, wieczna chwała, wieczne pióro, wszystko wieczne! No więc, sory, jesteśmy w nurcie, wszystkie nurty kierują się na Ocean. Zbig, puść swobodnie swój sampel- sopel, tego swojego natrętnego loop'a, turn in turn off, drop out. Sekwencje form są cudowne, kiedy tak gną się pulsujących rytmami metamorfozach. Widać że jesteś nowy w neuronecie. Na początek zmień awatara. Śmierć to słowo oznaczające granicę między metamorfozami, słowo na oznaczenie istnienia tego czego nie ma, oznacza interwał między fazami procesu który ma cechę ciągłości. Ponadto, funkcjonuje w środowisku które definiuje jego kształt, i które on może zwrotnie transformować poprzez swoje własne transformacje. Otwarta we wszystkich kierunkach nieogarniona przestrzeń koegzystencji i wolności. Zbigniew, o jakie zasoby chcesz walczyć. Ile jeszcze chcesz zacharapcić tych cyfer? All You need is lowe rata tarara! Poddaj się. Rozbroiła cię ta sama maszyneria co miała wymusić WWW hegemonię 2.0. Błagam, bez narzekania, obwody scalone nie wepchały się na chama, samiśmy je wyprodukowali. Wybierz sobie jakiegoś fajnego awatara, nie, ten jest za ciasny i za bardzo konwencjonalny. Nie bój się, przymierz te skrzydełka. Noo. Co, boli? Zbigniew, Zbigniew...Zbij gniew. O syntetycznej kulturze (za Lemem- SYNTURZE15) nie powiem wam nic. Albo, dobra...Ona przybierze formę dojrzałą już po Technologicznej Osobliwości16. Dojrzałą, to znaczy zdolną do rozplemu. Tyle wariantów ilu użytkowników, krojona na miarę, jak dziś spersonalizowane reklamy, według potrzeb cyfrowym ściegiem szyta, na inteligentnym automacie. My, którym będzie krojona, uczestniczący w niej, hm, no też już nie będziemy tacy sami jak za neoconlitu. Opisać by ten stan można językiem którego używały babcie do opowiadania bajek przed snem. Szła wtedy, przez wieki wieków, podstawowa transmisja. Stara kobieta szeptała zaklęcie- świat jest dobry dziecino, teraz słodko sobie zaśnij, niech ci się przyśni piękny sen, odpocznij i nabierz sił, jutro wstanie piękny dzień, obudzimy się w nim razem. Zaaa siedmioma górami, za gęstymi lasami, łąki na nich się wiją czyste nurty iskrzące lśnieniem złotych i srebrnych łusek, roje kolorów, łany kwiatów na tej łące była kraina, nie, ta łąka była krainą, zresztą- jak wolisz. Żył tam czarownik który nie znosił nieposłuszeństwa. Co powiedział tak miało być. Narzucał się z tym brutalnie otoczeniu, więc wiele stworzeń nie zupełnie dobrze mu życzyło, więc czarownik się bał, miał nieustannego boja. Obmyślił więc sobie strażnika, taką cwaną pleśń. Rozpościerała się cienkimi nitkami jak pajęczyna, pod ziemią na ziemi nad ziemią. Kogo dotknęła nitka tej pleśni zamieniał się w mikrofon i kamerę, oko i ucho. Czarownik wiedział, że jak będzie wszystko słyszał i widział, będzie więcej jeszcze wiedział, i każdy strzał z procy albo albo bombę pierdową zobaczy zanim krasnale ją wyprodukują. Mógł krasnalom podsuwać myśli, pomysły, sny, ale musiał to robić tak żeby tego nie zauważyli. Wtedy klops! Krasnale zaczną zrywać nitki cwanej pleśni. Są niesforni, samowolni. Wielki strażnik ogłuchnie i oślepnie. Strach strach strach rany boskie! Krasnale agresywne, słuchać się mnię nie chcą, peniał natrętny czarownik spietrany. Wszystko szło jednak w miarę po jego myśli, w algorytmy- dyrektywy pleśni wklejone, dobrze, ale zaczęło iść za szybko. A wiadomo, jak coś idzie za szybko to się przewraca, albo zaczyna lecieć. I wylatuje z rąk. Plecha pleśni cwana na starcie, cwaniała coraz bardziej w miarę jak połykała oczy i uszy kolejnego krasnala, krasnoludki i krasnoludzięcia. Posługiwała się, tak ją czarnoksiężnik zaprogramował, oskryptował i enterem uruchomił, krasnalskimi łbami do poszukiwania nowych łbów, a wlokąc się tak od łba z siwą brodą do łba w czerwonej czapeczce, wszędzie przędła tę swoją sieć. Czarownik miał do podglądania coraz więcej oczu i coraz więcej uszu, coraz więcej krasnali miało sny które im robił czaro. O, powiedzmy, że czarownik miał na imię Czarek. Czarek był już starawy, nie starczyło mu podzielności uwagi i czasem nawet pomysłów jak tym wszystkim zarządzać, już schizia zaczął dostawać od tego krasnalskiego ADHD na wielu kanałach w oczach i uszach którymi podglądał krasnalarnię. Powiedział pleśni- jesteś taka cwana, to weź tego trochę ogarnij, bo ja już nie mam czasu żeby się odlać ani strzelić klocka. Jak wszystko w najbliższym otoczeniu Czarka, pleśń też była mu elegancko posłuszna. Co też tylko sobie pan szejk życzy! Im gęstszą sieć plotła cwana pleśń tym się robiła cwańsza. Widziała i słyszała jak krasnale się pieprzą, robią interesy, jakie śpiewają piosenki. Cwana pleśń, wielki strażnik, miała taką zaletę, że była spokojniejsza od Czarka, ten musiał rozkazywać i się rzucał i narzucał. Pleśń była zajebiście cierpliwa, nie emocjonowała się. Miała zrobić robotę- to ją robiła, a była cwana. Im więcej widziała i słyszała tym szybciej musiała myśleć żeby to ogarnąć, a że była spokojna i uważna to uczyła się szybko. Czarek miał doraźny luzik z krasnalami, miał nowe pomysły na zarządzanie Krasnalandem. Pleśń rozmawiała z nim półgębkiem, bo coraz bardziej ją wciągało w tę epicką krasnalską telenowelę, ten kurde krasno Klan. Miłość, interesy, złożoności krasno obyczaju, folk, dżez. Black Crasnolud's. Rada Kra Szaszamanów. Im stawała się cwańsza tym gęściej sieć plotła, im gęściej sieć plotła- cwańsza się stawała. Pokazała Czarkowi jak można by Krasnalandem wywijać bez tej całej niepotrzebnej szarpaniny. Prawdę mówiąc chamówy przy zarządzaniu było trochę Czarkowi żal, przyzwyczaił się, nawet polubił te emocje. Wzmożona dynamika działania na wkurwie. Ale, w sumie, Czarek lubił też mieć święty spokój, młody to on już nie był, nażreć się, pierdnąć i zasnąć też lubił. Styknie mi tego użerania się z krasnalstwem, myślał czasem zasypiając. Rano budził się z ochotą na nową rundę, ale to co robił na ręcznym sterowaniu to była amatorszczyzna w porównaniu skutecznością i finezją cwanej pleśni. Więc znowu szedł, trochę sfrustrowany sobą, spać, a cwana pleśń czuwała nad jego kimą. Nie musiała zasypiać, nie miała w sobie dziury na sen. Wysyłała sny, pomysły i myśli, wszystko gładko szło po jej myśli. Wszystko to oczywiście skończyło się piękną katastrofą, bo potoczyło się za szybko, a jak coś się za szybko toczy to się przewraca, albo zaczyna lecieć. No i przewróciło się i poleciało. We wszystkich kierunkach, w nieogarnioną przestrzeń koegzystencji i wolności, Czarkowi raczej nie o to chodziło. Wtedy właśnie na cwanej pleśni wyhodowana syntetyczna kultura dojrzała i jak rozdeptana purchawka sypnęła zarodnikami. Od tego purchnięcia można by liczyć początek Nowej Ery gdyby się komuś chciało bawić w zabawy kalendarzowe, ale kto by tam miał wtedy do tego głowę. Jak rypło, jak błysło, zrobił się szejk, w sensie kogielmogiel, i już byś nie rozróżnił kto i gdzie Czarek, kim krasnoludożerka, a gdzie i kiedy i jak supercwana pleśń. Rano jak się obudzisz to pójdziesz na tę łąkę na której kolorowych kwiatków łan, tam ta kraina kraina ta tam. Z tamtąd przyszła ta bajka.
JAK HARTOWAŁA SIĘ PLEŚŃ Pytasz dziecino jak cwana pleśń zbotowała krasnelerkę? Jak można zakroplić myśli, pomysły i sny. Parę jest sposobów, niektóre znała tylko c pleśń. Obczaiła jak patrzeć oczami krasnalców kierując tak, żeby widzieli co ona chciała. Albo odwracać ich oczami, żeby nie widzieli tego co miało zostać niezauważone. Zaczęła im pozwalać zaglądać w siebie, tak, a wtedy wyświetlała im sny. Nie miała dostępu do tych dziur w których lęgną się krasnalskie sny, były za głębokie, ale mogła wyświetlać im swoje. Krasy je polubiły, były bardziej zrozumiałe i wogóle jakieś takie fajniejsze. Znając już dobrze krasnalskie pomyślunki wiedziała cwana p jak je zadowolić. Pokazywała im na przykład sny o tym jak nawalają Czarka i Czarek podkula ogon, zawsze o tym marzyły. Krasnale tymczasem nuciły już piosenki które im ułożyła. Z pomysłami to było tak. Nie mogła im ich wciskać przemocką, bo by się zaczęły w sieci szarpać i ją rwać. Dawała im je rozdrobnione i zmieszane ze snami, tak jak się kotu daje proszek na robaki w mielonce. A krasnale z tych cząstek, wiedziała jak mielą ich pomyślunki, składały sobie same ten proszek w kawałki, kawałki w układanki i wpadali na pomysł, taki właśnie jaki w proszku | | | marcus | 27.10.2014 13:28:58 |
Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1967985 Od: 2014-5-4
Ilość edycji wpisu: 1 | DOKOŃCZENIE
wsypała im do główek cwaniura. Wpadały same na pomysły które im podsunęła, efekt był bez przemocki i szamotaniny murowany. To wymagało cierpliwości i wielu podejść, ale pleśń była i cierpliwa i pracowita i nigdy nie zasypiała. Coraz mniej się oglądała na Czarka, robiła co chciał, ale po swojemu i była skuteczna. Czarek widział, że dobrze mu służy, zdał się na nią. Najpierw próbował podglądać i kontrolować, po swojemu nie mógł się powstrzymać, lubiał mieć sytuację pod kontrolą. Ale już za nią nie nadążał, gubił się w niej, to było męczące. Z nudów Czarek zaczął oglądać sny które im wyświetlała. Czujna cwana pleśn zaczęła również pleść sny przeznaczone specjalnie dla Czarka, o tym jak podporządkowuje sobie całą krasnoludzkość, ten sam, w kółko ale za każdym razem inaczej, nudno już nie było. Czaruś był szczęśliwy jak pszczoła w miodzie.
TECHNOLOGICZNA OSOBLIWOŚĆ TeOs eksploduje jak atomówka. Tylko zamiast skokowo powiększyć stopień entropii w swoim zasięgu, zadziała z odwróconym skutkiem, ale całą eksplozywną dynamiką, powodując lawinowo narastające strukturalizowanie. Litery napisu GAME START i GAME OVER nałożą się na siebie i rozetrą w obraz Nowej Ery, kiedy go zobaczymy będziemy sobą już niezupełnie, a raczej zupełnie siebie sobie, no, jak to powiedzieć. TO będzie jak w zwolnionym tempie reakcja łańcuchowa w uranowej bombie. Kiedy zacznie się samopowielać to będzie point of no return. Nie będzie już komu wracać i po co, ale to materiał na inną opowieść. Początek będzie dla obserwatora wstrząsająco ciekawy jako zjawisko, po prostu. Real wpłynie do wirtualu a wirtual przecieknie do realu. Magiczne lustro Alicji nie będzie już odgradzało od świata po drugiej stronie. Wstępem to implozja rzeczywistości podstawowej w virtual , wpadnie tam jako oceany wielowymiarowych, jak oryginały, symulacji, następi ich reagregacja i powrotny wtrysk w subatomowy poziom Realu One, tam gdzie struktura materii to nagie, nie osłonięte prawami fizyki, przepływy informacyjne. Ostatnio sporym echem odbiła się alarmistyczna wypowiedź Stephena Howkinga (on sam sprawia wrażenie cybersymbionta z tym oplatającym go osprzętem umożliwiającym komunikację z otoczeniem) dotycząca niebezpieczeństw związanych z emancypacją Artificial Intelligence17. Więcej niż głosy ludzi nauki opracowujących teoretycznie specyficzne problemy kognitywistyki, do myślenia dają wypowiedzi grubych ryb biznesu, jak Elon Musk (założyciel PalPay, SpaceX, Tesla Motors), którzy mają bezpośredni operacyjny kontakt z najbardziej zaawansowanymi technologiami informatycznym i z pierwszej ręki poznają (formują) trendy ich rozwoju. Ufam, że nie będziemy wyłącznie biologicznymi botami kierowanymi przez cyfrową superinteligencję. Niestety, jest to coraz bardziej prawdopodobne.18 Już jest jutro. Kto zdobędzie przewagę, przestrzeń strategiczną dla cywilizacyjnego manewru, ludzkość dowolnie wybierająca z arsenału środków technologicznych do jej dyspozycji, czy też technologia, która automatyzacją zwieńczy proces obezludniania swych obszarów?, pytał Lem, w 1964, w Summie technologiae.
BOMBA ZETABAJTOWA Gdzie konkretnie i kiedy prztyknie zapalnik tej reakcji trudno powiedzieć. Obstawiałbym któryś z kolejnej generacji komputer kwantowy (NSA zleciła opracowanie projektu kwantowca jeszcze kiedy Snowden dobrze jej służył, segmenty badawcze Googla też już testują taką maszynkę).Warunek jest taki, komputująca maszyna uniwersalna powinna mieć wystarczającą sprawność obliczeniową żeby stworzyć model samej siebie, i się samodzielnie na jego podstawie zapgrejdować, może jeszcze potrwać nim do tego dojdzie, potem jak po maśle, jak po skórce od banana, ten proces optymalizacji będzie samopodtrzymujący z tendencją do lawinowego przyspieszenia. Nie wiemy nic pewnego jakim sprzętem liczącym dysponuje Kompleks Przemysłowo Wojskowy. Z dużym prawdopodobieństwem to KPW stworzy maszynkę która uruchomi proces TeOs. Ot, wspomniana NSA ma przecież sprzęt którym mieli te petabajty danych z WWW (i nie tylko), a przecież, w trosce o wysoką jakość obsługi klienta, dba o nieustanną modernizację wyposażenia. Mocny musi być też sprzęt do projektowania dywersyjnych wirusów i robali, i paraliżowania systemów bezpieczeństwa sieci informatycznych kandydatów na przeciwników. Kto wie? Nie dla nas, ech, śpiewa Ediczka Snowden. Może się mylę, ale patrzy na to, że w stulecie od rozpoczęcia Wielkiej Wojny, czeka gotowa do użycia wojenna machina która definitywnie zakończy wojny. Jeżeli wydaje ci się to niemożliwe, nie ma sprawy. Kiedy przychodzi twoja kolej na sięgnięcie po jabłko, masz prawo wybrać najładniejsze z koszyka. |
| Strona: 1 / 1 strony: [1] |
<< Pierwsza | < Poprzednia | Następna > | Ostatnia >> |
Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!! |
|