Traktat Lizboński
– Kiedy ponad pięć lat temu zostałem wybrany na posła do Parlamentu Europejskiego, często w trakcie obrad, a zwłaszcza w trakcie głosowania nad różnymi dokumentami, posłowie wokół mnie zrywali się z miejsc i rozrzucali papiery, krzycząc: “Przecież to absurd! Nad czym my tutaj głosujemy?!”. A potem w kuluarach wymieniali się zgryźliwościami na temat przepisów, nad którymi trzeba było głosować.
- Co ich tak bulwersowało?
– Na przykład kwestia lusterek wstecznych w ciągnikach rolniczych i osobno lusterek wstecznych w ciągnikach leśnych, którą kiedyś omawialiśmy. A potem głosowaliśmy.
- Pan to podaje tak dla prowokacji, prawda?
– Pan nie wierzy? Ależ tak! My naprawdę nad tym głosowaliśmy. Parlament Europejski reguluje nie tylko kwestię lusterek i wycieraczek w ciągnikach. A co pan powie na taką debatę, cytuję: “Rola i znaczenie cyrku w Unii Europejskiej”. Albo: “Jak przybliżyć przestrzeń kosmiczną do Ziemi”.
Tak więc, z jednej strony nagradzane propozycje konkursowe pokazują absurdalność niektórych pomysłów unijnych, a z drugiej strony nadmierne marnotrawstwo.
- Na przykład?
– Pięć lat temu, gdy wybieraliśmy szefa Komisji Europejskiej, pana Barroso, nasza grupa polityczna w PE zażądała od niego wykazu utajnionych komitetów roboczych. Przypuszczaliśmy że jest ich ok. 300. Barroso nie chciał nam ich ujawnić, więc postawiliśmy mu ultimatum, że jeśli nam nie dostarczy pełnej listy, to będziemy głosować przeciwko niemu. Na dzień przed głosowaniem wysłał nam wykaz tych komitetów z prośbą o niepublikowanie jej w mediach. Okazało się, że było ich trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery.
- Chyba 394.
– Nie, trzy tysiące dziewięćdziesiąt cztery komitety robocze. Dziesięć razy tyle, ile podejrzewaliśmy.
- Po co ich aż tyle?
– Wśród nich znalazło się aż kilka komitetów do spraw etykietowania tekstyliów, dalej komitet do spraw wind, komitet do spraw dobrego samopoczucia zwierząt, komitet do spraw banana, tak, tak do tego obśmiewanego banana i jego krzywizny. I tak dalej… Teraz zmieniono ich nazwę na grupy eksperckie i zredukowano ich liczbę. Obecnie jest ich tysiąc.
(…)

- Eurobiurokraci boją się waszego konkursu?
– Na pewno go monitorują. Niedawno KE wycofało przepis nakazujący liczenie sęków w desce, co poczytuję za drobny sukces naszego konkursu. Poza tym stwierdzono, że nikt się do tego przepisu nie stosował.
- A komu próbowano w ten sposób dogodzić?
– Zarówno Rada, jak i Komisja Europejska dążą do tego, aby wszystko standaryzować, ujednolicać, aby mieć wpływ na każdy aspekt życia i aktywności człowieka. Podliczanie sęków było właśnie taką desperacką próbą standaryzowania czegoś, co niekoniecznie trzeba znormalizować.
- Kolejne przykłady?
– Proszę bardzo. Tarcznik niszczyciel. Jest to szkodnik, który niszczy drzewa. Rada i Komisja Europejska postanowiły z nim walczyć, wydając, cytuję, “zakaz posiadania jego okazów poprzez państwa członkowskie”.
- To tak, jakby chcąc walczyć z katarem, zakazać ludziom kichania.
– Kiedyś publicznie powiedziałem, że jak kogoś latem na działce tną komary, to wystarczy napisać do Komisji Europejskiej, a ona wyda dyrektywę o zakazie posiadania komarów.
(…)

Dlaczego unia ma ustalać wielkość ogórka…
- O tym słyszałem…
– …albo ciężar kapusty…
- A to dla mnie nowość!
– Albo czy musi nam regulować kanty ścian w szpitalach?
- Kanty?
– Tak. Muszą być okrągłe i to ściśle według opracowanych instrukcji. Albo czy Parlament Europejski musi zajmować się takimi uregulowaniami, o proszę, mam je nawet przed sobą, jak “Minimalne wymagania dotyczące komunikatów werbalnych”?
- A co to w ogóle jest?
– Są to określone unijne standardy dotyczące formułowania krótkich wypowiedzi. Należy się zastanowić, czy na pewno chcemy na to przeznaczać naszą składkę członkowską.
- Słucham dalej.
– A dalej jest… jeszcze dalej! Na przykład w zeszłym roku otrzymaliśmy zalecenie, żeby unikać zwrotów wskazujących na konkretną płeć. Według zaleceń, nie można używać słów typu dyrektorka, kierowniczka…
- Toż dopiero co feministki walczyły o tę dyrektorkę…
– A dziś jest to już niepostępowe. Nasze feministki pozostały w tyle. Ma być bezpłciowo. Zalecono również, aby np. w języku angielskim unikać zwrotów Mrs, Miss, w niemieckim Frau, Fräulein, czyli pani, panna. Zamiast tego zaleca się zwracać po imieniu, ponieważ autorzy uważają, że samo wskazanie stanu cywilnego jest już dyskryminacją.
(…)
- Czy jest coś, czym nas jeszcze Unia zadziwi?
– Kiedyś w towarzystwie zażartowałem sobie, że Komisja Europejska zajęła się regulacją sznurowania butów, oddzielnie prawego, oddzielnie lewego. I moi rozmówcy w to uwierzyli. Ale nie dlatego że tacy naiwni, ale że przyzwyczaili się do absurdalnych regulacji.
- Może ja tego nie zapiszę, bo ktoś przeczyta i jeszcze podchwyci?
– Może… W zeszłym roku nagrodziliśmy tylko propozycję przepisu, a nie gotowy przepis, żeby wprowadzić dwa różne egzaminy na prawo jazdy: jeden na manualną skrzynię biegów, a drugi na automatyczną.
- Gdybym zatem zamienił swego fiata z ręczną skrzynią na automatycznego “amerykana”, musiałbym raz jeszcze zdawać prawko?
– Tak, choć tryb przypuszczający jest tu raczej niewłaściwy. Jak pokazuje pragmatyka działań w UE, tego typu ogłaszane propozycje po prostu wchodzą w życie i stają prawem.
- Skąd w nich taka pasja do płodzenia tylu regulacji?
– Rodzą się one w wyniku kompromisów w Radzie i Komisji Europejskiej, ale także nie należy zapominać, że w różnych strukturach UE pracuje tysiące urzędników. Aby więc tę swoją pracę uzasadnić, aby jej nie stracić, wykazują się częstokroć nadmierną fantazją twórczą i wymyślają problemy.
- Ale żeby aż tak przeginać? Przecież europosłowie i eurourzędnicy nie są durniami.
– Oczywiście, że nie. Są to ludzie kulturalni, wykształceni, władają kilkoma językami, są obyci w świecie. Jednak każda z pozoru absurdalna decyzja ma drugie dno – finansowe.
- Jak to rozumieć?
– Odpowiem tak. W 2006 r. kapituła naszego konkursu wyróżniła pomysł uznania ślimaka za rybę śródlądową. Tę inicjatywę Unia wcieliła w życie w tym roku i ślimak został rybą. Dlaczego? Otóż zamiana ślimaka na rybę powoduje, że Francuzi, którzy zbierają i hodują najwięcej ślimaków, będą mogli otrzymać na ich hodowlę, tzw. ślimakoryb, takie same dotacje jak na prawdziwe ryby.
Znana jest sprawa marchewki, która w Portugalii została uznana za owoc. Dlaczego? Bo Unia dotuje dżem, a dżemy robi się z owoców. Ale w Portugalii dżemy robi się z marchewki, więc aby pozyskać na te portugalskie dżemy dotacje, marchewka stała się owocem.
Obśmiewany banan i jego krzywizna też jest tylko sprawą wtórną. Bo tak naprawdę kryje się za tym chęć narzucenia Unii, aby dofinansowywała banany tylko z byłych kolonii francuskich. Powołano komisję, która miała odrysować banan francuski i zrobić rzekomo wzorcowy bananowy szablon.
- I każdy banan, który nie zmieści się w szablonie, miał iść na śmietnik?
– Nie, on był za mało unijny, przestawał być bananem. Można się zastanowić, czy np. banan Chiquita stał się jabłkiem? Z pewnością zaczął mieć większe problemy niż tzw. banan unijny, ale przede wszystkim nie mógł być dotowany. Za tymi absurdami, które nas tak oburzają lub rozśmieszają, kryje się głęboki sens, często finansowy. Dlatego nasz konkurs nie jest tylko czczą zabawą na wyłapywanie absurdów europejskich. On ma zadanie uświadamiać ludziom, na co wydawane są ich pieniądze. Na co przeznacza się ten jeden procent PKB składki każdego kraju, także Polski.”

http://ryszardczarnecki.salon24.pl/131962,budzet-ue-2010-gdzie-placimy-wiecej-niz-dostajemy

Pierwszeństwo prawa europejskiego.

17. Deklaracja odnosząca się do pierwszeństwa

Konferencja przypomina, że zgodnie z utrwalonym orzecznictwem Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej Traktaty i prawo przyjęte przez Unię na podstawie Traktatów mają pierwszeństwo przed prawem Państw Członkowskich na warunkach ustanowionych przez wspomniane orzecznictwo.

Ponadto Konferencja postanowiła, że do niniejszego Aktu końcowego Konferencji zostanie załączona opinia Służby Prawnej Rady dotycząca pierwszeństwa, w wersji zawartej w dokumencie 11197/07 (JUR 260):

„Opinia Służby Prawnej Rady

z dnia 22 czerwca 2007 r.

Z orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości wynika, że pierwszeństwo prawa wspólnotowego stanowi podstawową zasadę tego prawa. Według Trybunału zasada ta jest nieodłącznie związana ze szczególną naturą Wspólnoty Europejskiej. Kiedy wydawany był pierwszy wyrok zapoczątkowujący to obecnie już utrwalone orzecznictwo (wyrok z dnia 15 lipca 1964 r. w sprawie 6/64, Costa przeciwko ENEL (1), w Traktacie nie było żadnej wzmianki o zasadzie pierwszeństwa. Sytuacja ta do dziś nie uległa zmianie. Fakt, że zasada pierwszeństwa nie zostanie włączona do przyszłego Traktatu, w żaden sposób nie narusza samej zasady ani obowiązującego orzecznictwa Trybunału Sprawiedliwości.



(1) »wynika (…), [że] prawu utworzonemu na podstawie traktatu, pochodzącemu z niezależnego źródła, nie można, ze względu na jego wynikającą stąd szczególną naturę, przeciwstawiać w postępowaniu sądowym jakiegokolwiek wewnętrznego aktu prawnego,

gdyż oznaczałoby to utratę przez to prawo charakteru wspólnotowego i zakwestionowanie samych podstaw prawnych Wspólnoty«.”

Oznaką niepodległości każdego państwa jest to, że jego konstytucja ma pierwszeństwo przed każdym innym prawem. W każdym wolnym państwie na samej górze hierarchii prawnej stoi konstytucja, z którą muszą być zgodne wszystkie akty prawne niższego szczebla, czyli kolejno od aktów międzynarodowych (w Polsce przed Lizboną było to również prawo UE), przez ustawy, na prawie lokalnym, np. wojewódzkim kończąc. Traktat Lizboński wprowadził Deklarację 17, która przypomina, iż na podstawie wyroku Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości ustanawia pierwszeństwo całego prawa unijnego przed prawem państwowym z konstytucją na czele. Oznacza to, że od wprowadzenia Traktatu Lizbońskiego na czele hierarchii polskiego de facto prawa nie stoi konstytucja, jak jest to w państwach niepodległych, lecz prawo unijne, na czele z Traktatem o UE i Traktatem o Funkcjonowaniu UE , jak jest to w państwach federalnych. Pierwsze w naszej hierarchii jest prawo unijne, szczególnie traktaty będące de facto federalną konstytucją, dopiera za tym federalnym prawem znajduje się lokalna, polska Konstytucja – podobnie jest w Stanach Zjednoczonych, gdzie pierwsze jest prawo federalne na czele z federalną konstytucją, a dopiero dalej są konstytucje poszczególnych stanów.

Tak wygląda to w rzeczywistości, de facto. De iure nasz Trybunał Konstytucyjny stwierdził, że nasza Konstytucja ma pierwszeństwo pod względem obowiązywania, a prawo europejskie ma pierwszeństwo pod względem stosowania. Co z tego, pytam, że coś obowiązuje jako pierwsze, skoro jako pierwsze stosujemy całkowicie coś innego? De facto, zatem, potwierdzono prymat federalnej Europy. Zdaniem Trybunału w obecnej sytuacji prawo europejskie nie uchyla Konstytucji. W przypadku konfliktu między prawem europejskim a konstytucją, musimy albo zmienić nasze prawo, albo dokonać secesji z UE, albo… zmienić prawo unijne – co gdyby godziło w interes europejskich elit, byłoby niewykonalne. Nie ma wątpliwości, że nie postawimy się europejskim elitom z Bilderbergami na czele, ani nie dokonamy secesji, co równałoby się ekonomicznej wojnie secesyjnej. Jedyne co pozostaje w razie konfliktu, to ciągle zmienianie naszego prawa z Konstytucją na czele, czyli de facto całkowite pierwszeństwo unijnego prawa. Znamy już takie przypadki. Zgodnie z europejskim nakazem aresztowania Polska ma obowiązek ekstradycji poszukiwanego w innym Państwie Członkowskim właśnie do tego państwa. Było to niezgodne z Konstytucją, która mówiła o zakazie ekstradycji polskiego obywatela do innego państwa. Zapis ten zmieniono oczywiście na korzyść prawa europejskiego uznając jego górę – co było symbolicznym uznaniem wyższości prawa europejskiego nad naszą konstytucją – a obecnie można dokonać ekstradycji każdego obywatela, jeśli wynika to z jakiegokolwiek prawa międzynarodowego, nawet innego niż federalne, czyli unijne.

Trybunał stwierdził, że moc prawa wspólnotowego wynika z naszej Konstytucji. To tak jakby hipotetyczna osoba A powiedziała, że jest wolnym człowiekiem, po czym oddała się w niewolnictwo hipotetycznej osobie B. W tym przypadku, jej zniewolenie wobec osoby B wynika z wolności osoby A, ponieważ zniewolenie było jej wolną decyzją i było by nie możliwe, gdyby wcześniej nie była wolna. Osoba A w momencie zniewolenia mogłaby zastrzec pewne decyzje i prawa dla siebie, jednakże mogłoby to doprowadzić do konfliktu między osobą A i B. W razie konfliktu osoba A może zmienić własne prawo i decyzję na korzyść osoby B, tak jak Polska zmienia decyzje na korzyść UE; może naiwnie prosić i liczyć na łaskę i widzimisie zmiany decyzji osoby B; może też ogłosić, że nie jest już niewolnikiem, ale wtedy osoba B będzie mogła ją np. zagłodzić na śmierć.

Istnieje precedens do sytuacji jaka jest między Unią a Państwami Członkowskimi. Na Dalekim Wschodzie, między Syberią a Mongolią, znajduje się Republika Tuwy. W 1993 roku Tuwińczycy, mając nadzieje, że w trakcie rozpadu ZSRR i oni uzyskają niepodległość, ogłosili nową Konstytucję, która – podobnie jak polska Konstytucja – przyznaje sobie pierwszeństwo. Między Tuwą a federalną Rosją pod tym względem sytuacja jest taka sama, jak między Polską a federalną Europą. Nikt nie ma wątpliwości, że Tuwa to część Rosji całkowicie posłuszna Kremlowi.

Wspomniałem o tłumaczeniu Deklaracji przez nasz Trybunał. Tutaj leży kolejny sukces eurofederalistów. Tworzy się przepisy prawa, które są nie przejrzyste i mogą być tłumaczone na wiele sposobów. W takich sytuacjach nie ma wątpliwości, że jeśli w danej sytuacji pewne tłumaczenie będzie na rękę Brukseli, to ta naciśnie za pomocą A4U3 i innych sznurków na wszystkie Państwa Członkowskie, by te przyjęły tłumaczenie federalne. A nawet gdyby jakieś państwo postawiło się, sprawa trafiła by do Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości, który jak pokazał choćby za Costa vs Enel, będzie decydował z korzyścią dla Brukseli.

W innych państwach, póki co, tłumaczy się to inaczej niż u nas. Dla przykładu Irlandia przyjęła poprawkę do artykułu 29 irlandzkiej Konstytucji, która otwarcie przyznaje pierwszeństwo prawu europejskiemu.

W kwestii różnego tłumaczenia zwracam uwagę na dwa artykuły, które ukazały się w Rzeczpospolitej. Artykuł ‘Czy Polska Konstytucja Jest Jeszcze Ważna?’ Krystyny Pawłowicz, która jest profesorem Wydziału Prawa i Administracji Uniwersytetu Warszawskiego oraz sędzią Trybunału Stanu, mówi wprost o pierwszeństwie prawa unijnego i skutkach tego stanu rzeczy (najważniejsze fragmenty pogrubiłem):

„Tak zwana zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego, o której mówi deklaracja nr 17 dołączona do traktatu z Lizbony, nie ma podstawy prawnej, nie jest zapisana w traktatach założycielskich (TUE, TWE), które negocjowały i podpisywały unijne państwa członkowskie. Nie była przedmiotem dyskusji państw członkowskich ani nie została zaakceptowana przez społeczeństwa. Ale od ponad 40 lat zasada pierwszeństwa jest utrwalana przez orzecznictwo Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości (ETS).

Organy unijne dążące do zbudowania jednolitej struktury państwowej tworzą jej elementy, wykorzystując do tego drogę pozatraktatową, czyli poprzez orzeczenia ETS. Trybunał nieposiadający legitymacji demokratycznych wyborów, niekontrolowany przez nikogo, sam uznał, że jego ważniejsze wyroki będą miały walor tzw. zasad prawa wspólnotowego, które sam uznał też za równorzędne prawu traktatowemu.

Gdy Wspólnocie nie udaje się wymusić jakichś rozwiązań na państwach członkowskich, sam Trybunał jednostronnie i bezdyskusyjnie tworzy takie „prawo” wyrokami, zobowiązując państwa do ich respektowania. „Zasady prawne” tworzone przez Trybunał istotnie zmieniają charakter i intencje samych postanowień traktatów, ograniczając suwerenne prawa państw członkowskich na rzecz organów europejskich.

Trybunał tworzy ustrój Unii

Wśród zasad obowiązujących „jak prawo” Trybunał dla realizacji idei państwa wymyślił m.in. tak niedemokratyczne, niesprawiedliwe i anarchizujące organizacje państw członkowskich reguły prawne jak „zasada lojalności i wierności Wspólnotom”. Oznacza ona, że państwa członkowskie nie mogą powoływać się na interesy narodowe lub trudności wewnętrzne dla usprawiedliwienia niewykonania prawa wspólnotowego lub jednostronnego wycofania się z przestrzegania przyjętych we Wspólnotach zobowiązań. Oczywiście, sprzeczna ze standardami państwa prawnego i destrukcyjna dla systemów prawnych suwerennych państw jest także zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego. Według Trybunału „każdy przepis prawa wspólnotowego ma pierwszeństwo przed każdym przepisem prawa państwa członkowskiego, z ich konstytucjami narodowymi włącznie”. Zdaniem Trybunału (choć żadne z państw tego nie przyznało) państwa członkowskie nieodwracalnie zredukowały swe suwerenne prawa na rzecz organów wspólnotowych. Państwa członkowskie nie mogą już na swym terytorium jednostronnie uchylić prawa stanowionego przez Unię w zakresie przekazanych jej kompetencji.

Skuteczność i nadrzędność prawa unijnego nie może być podważana, choćby uznano je za przeciwne prawom fundamentalnym sformułowanym w konstytucji państwa członkowskiego. Jedno z orzeczeń Trybunału mówi o „absolutnym pierwszeństwie prawa wspólnotowego przed całością prawa krajowego”. To Trybunał w znacznym zakresie tworzy ustrój i reguły państwa unijnego, formułując też m.in. bardzo kontrowersyjny pogląd o „suwerenności unijnej”, która ma powstawać, według ETS, z fragmentów suwerenności przekazywanych przez państwa członkowskie.

Jest to milcząco akceptowana przez różne rządy (w zamian za doraźne korzyści finansowe) brzemienna w skutki prawne i polityczne sądowa uzurpacja.

Uchylone konstytucje

Rozsadzającą systemy państw członkowskich zasadę pierwszeństwa prawa UE przed ich przepisami wewnętrznymi, z konstytucjami włącznie, próbowano zalegalizować w unijnej konstytucji (w art. I-6), ale została ona wraz z nim odrzucona w referendach. Mimo to nadal jest egzekwowana w praktyce. W obecnej próbie zmiany traktatów traktatem z Lizbony zasadę tę ukryto w deklaracji nr 17, która – sama nie mając charakteru prawa – zwraca uwagę, że zasada ta jest wiążąca jako „dorobek prawny” Unii.

(…)

Następstwa pozatraktatowych poglądów ETS o „pierwszeństwie” są doniosłe. Wszystkie organy publiczne mają nakaz wykonania prawa wspólnotowego, nawet gdyby było ono jaskrawie sprzeczne z polską normą regulującą dane zjawisko.

Skutkiem tej zasady jest też zakaz kwestionowania i badania ważności norm wspólnotowych stosowanych na terytorium RP przez sądy, z Trybunałem Konstytucyjnym włącznie. Zasada pierwszeństwa oznacza zmianę procedur stanowienia i stosowania prawa przez Sejm i rząd. Oznacza m. in., że we wszystkich ważniejszych obszarach gospodarki to nie Sejm, pierwotnie i samoistnie, reguluje te dziedziny, kierując się interesami polskimi, ale wskutek nieodwracalnego (według Europejskiego Trybunału) ich oddania Unii staje się jej organem wykonawczym, quasi-administracyjnym, realizującym interesy Wspólnot. Podobnie zmienia się charakter polskiego rządu.

Polskie władze w praktyce stosują zasady narzucane pozatraktatowo przez ETS, badając każdorazowo, czy ich działania są zgodne z prawem wspólnotowym i „czy Unia na to pozwala”. Polski Trybunał Konstytucyjny odmawia badania zgodności prawa obowiązującego w Polsce z konstytucją, jeśli miałaby to być ocena przepisów unijnych.

Zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego w Polsce wymusza zmianę lojalności polskich władz, urzędów, organów i sądów w kierunku „suwerena” zewnętrznego i ochrony wskazanych przez niego interesów.

Sprzeczny wyrok

Jeśli z treścią i skutkami w deklaracji nr 17 dotyczącej „zasady pierwszeństwa” zestawimy postanowienia nieuchylonej jeszcze polskiej konstytucji z 1997 r., to ich wzajemna sprzeczność jest oczywista.

Na przykład według art. 8 Konstytucji RP: „Konstytucja jest najwyższym prawem Rzeczypospolitej Polskiej” (a nie prawo wspólnotowe, jak twierdzi ETS). Według art. 104 konstytucji: „Posłowie są przedstawicielami Narodu” (polskiego) i ślubują strzec suwerenności i interesów Państwa (…), przestrzegając Konstytucji…”. Według art. 146 konstytucji to Rada Ministrów (a nie Komisja Europejska) „prowadzi politykę wewnętrzną i zagraniczną RP”; Rada Ministrów ma „chronić interesy (polskiego) Skarbu Państwa” (a nie „interesu Wspólnoty”, jak nakazuje ETS i traktaty) itd. Władze, zawierając traktat o akcesji, zamiast stać na gruncie własnej konstytucji, jej nadrzędności prawnej na terytorium Polski, podpisały umowę międzynarodową (akcesyjną), którą obaliły w istocie swą ustawę zasadniczą i uznały „zasadę pierwszeństwa prawa wspólnotowego” przed prawem polskim.

Zasada pierwszeństwa prawa wspólnotowego jest sprzeczna ze standardami państwa prawnego i destrukcyjna dla systemów prawnych suwerennych państw

Trybunał Konstytucyjny w 2005 r. ocenił traktat o akcesji jako zgodny z Konstytucją RP. Trybunał, mimo oczywistej sprzeczności reguł prawa wspólnotowego i polskiego, wydał wyrok wielokrotnie wewnętrznie sprzeczny oraz sprzeczny z polską konstytucją. Uznał za zgodny z nią traktat głoszący nadrzędność całego prawa unijnego przed całością prawa krajowego, w tym przed Konstytucją RP, a równocześnie stwierdził, że to polska konstytucja jest nadrzędna nad prawem wspólnotowym.

Praktyka pokazuje jednak, że wszystkie władze polskie stosują się nie do reguły art. 8 Konstytucji RP, lecz do zasady pierwszeństwa prawa wspólnotowego nakazanej przez ETS, coraz bardziej oddalając się od postanowień polskiej ustawy zasadniczej. Władze polskie mają już, zgodnie z zasadą „lojalności” we Wspólnocie, charakter wykonawczy wobec polityki i zadań unijnych.”

http://www.rp.pl/artykul/111309.html

Oczywiście, jak wspomniałem, ma tu miejsce multum interpretacji. Ta sama Rzeczpospolita wypuścił artykuł prof. Stanisława Biernata, który próbował krytykować zdanie prof. Pawłowicz. Pan Biernat przyznał, że prawo europejskie ma pierwszeństwo broniąc jednocześnie tego stanu rzeczy, co przy obecnych światowych tendencjach świadczy – z jak największym szacunkiem – o oderwaniu od rzeczywistości, ale przy naszych mediach jest to jak najbardziej zrozumiałe. Pan Biernat w artykule „Polska także jest Unią Europejską” mówił, iż „my także jesteśmy Unią i możemy mieć wpływ na jej funkcjonowanie, proporcjonalnie do naszej wielkości i sprawności.” Do naszej wielkości i sprawności. Elity, Bilderbergowie etc. de facto nie mają ani swojego państwa ani przynależności, a jednak wszystko w UE idzie zgodnie z ich wolą i po ich myśli. To piękne, że mamy jakiś tam wpływ na funkcjonowanie UE. Ale najbardziej złoty człowiek na zgromadzeniu mafii, bossów tejże mafii nie przegłosuje. Pan Biernat napisał również, że „Orzecznictwo ETS ma rzeczywiście ogromne znaczenie dla rozwoju prawa unijnego i pogłębiania integracji europejskiej. Uważam to, w odróżnieniu od prof. Pawłowicz, za zasługę Trybunału, a nie powód do oskarżeń”. Może pan Biernat lubi, gdy marionetka van Rompuy dostaje pensję większą od Obamy (mam nadzieję, że nie) ; może podoba mu się, że skrajnie nie kompetentna, wiedząca o polityce międzynarodowej tyle, co sprzątaczki sprzątające siedzibę europarlamentu baronessa reprezentuje 500,000,000 milionów Europejczyków na arenie międzynarodowej, że płacimy i pokładamy nadzieję w człowieka nie wiedzącego nic o Białorusi, Partnerstwie Wschodnim czy europejskim planie zdobycia stołka w Radzie Bezpieczeństwa ONZ; może wielbi to, iż tacy ludzi, jak Siim Kallas, podejrzewany o korupcję, o co miał sprawę, i choć go nie skazano, to udowodniono mu że składał fałszywe informacje a w dodatku latach 1972-1990 był członkiem KPZR, a w 1989r. został członkiem Rady Najwyższej ZSRR, został Komisarzem ds. Administracji, Audytu i Zwalczania Nadużyć Finansowych; iż Jacques Barrot po 8 miesiącach za finansowanie swojej partii ze środków publicznych, został komisarzem ds. sprawiedliwości; iż kolejny stołem przypadł Peterowi Mandelsononowi, który wcześniej dwa razy wyleciał z brytyjskiego rządu za dwie różne afery. Może takiej Europy chce Pan Biernat. Takiej, gdzie pieniądze marnuje się na tajne komitety zajmujące się bananami. A może nie ma bladego pojęcia, w czyjej stanął obronie. Cóż, gdy moja wiedza była oparta tylko na mass-mediach, kochałem Izrael, Busha i GMO. Podobnież z komunizmem, który z teoretycznego punktu widzenia wygląda wspaniale. Nie da się trzeźwo ocenić wagi i skutków orzecznictwa ETS czy całego prawa europejskiego bez zrozumienia roli elit, z Bilderbergami i finansjerą na czele, przebiegami kryzysów finansowych, GMO, Codexu, Monsanto, afery H1N1, globalnego ‘ocieplenia’, de facto próby wsadzenia Assange’a do obozu koncentracyjnego etc., etc., etc. Tysiące czynników składających się na całość, bez których – przyznaję – Unia wygląda pięknie. Niestety dążenie do cenzury Internetu, zmuszanie ludzi do brania podejrzanych szczepionek na marną choróbkę przy przyznaniu przez władze, iż biorą inne, bezpieczniejsze szczepionki, popieranie jawnych ludobójców (Faludża, Gaza, zubożony uran), ciągłe afery i malwersacje, A4U3 i inne dla przestępców i imbecylów, jakich pełno mamy w Komisji, lekceważenie woli większości i odchodzenie od demokracji, kompletnie ignorowane zagrożenie ze strony GMO i związanych z tym korporacji, i tysiące innych procesów, których prześledzenie prowadzi do tych samych elit i celów – Nowego Porządku Świata – każe być przeciwnym wobec integrowaniu totalnej władzy nad kontynentem w rękach właśnie tych elit, właśnie tego Nowego Porządku Świata. Ktoś, kto nie ma bladego pojęcia o tym, co wyprawia się na tej planecie, ma prawo myśleć, że UE i temu podobne jest dobre. Gorzej, gdy ten ktoś, nawet działając w dobrej woli, doprowadzi do zmuszenia Cię do czegoś, wobec czego sam jesteś przeciwny.


źródło: http://tergiwersacja.wordpress.com/traktat-lizbonski/


  PRZEJDŹ NA FORUM