Prokuratura, Służby Specjalne i Komisje Śledcze.
… czyli o inwigilacji społeczeństwa, podsłuchiwaniu prezydenta, wykorzystywaniu prokuratury i władzy sądowniczej do walki z opozycją, aferze hazardowej, niepokornym, uczciwym pośle Czumie i finansowaniu PO.

Celem władz każdego reżimu jest przejęcie władzy nad każdym z czterech jej filarów. Władza wykonawcza to Komorowski, władza ustawodawcza to zdominowany przez PO i PSL parlament, władza medialna wspiera rząd i manipuluje społeczeństwem, wystarczy sobie przypomnieć różnicę na kilka dni przed Smoleńskiem i kilka po. Ostatnia władza to wymiar sprawiedliwości, którą tutaj poszerzam o policję i służby specjalne. Ta władza również wpadła w ręce platfusów.

Inwigilacja dziennikarzy, prawników i innych obywateli.

Jednym z argumentów na rzecz odejścia od rządów Prawa i Sprawiedliwości 4 lata temu były podsłuchy i inwigilacja. Sęk w tym, że po przejęciu władzy przez Platformę liczba podsłuchów wzrosła!

Sytuacja rodem z dyktatury. I to nie zdaniem teoretyków spiskowych czy tej polsko-breivikowskiej opozycji, a Naczelnej Rady Adwokackiej[1]:

„Polak jest najbardziej inwigilowanym obywatelem UE – uważa Naczelna Rada Adwokacka. Dlatego postuluje pilną zmianę prawa dot. przechowywania danych telekomunikacyjnych, m.in. billingów. W zeszłym roku służby pytały o nie 1,3 mln razy. To najwięcej w Unii.

(…)

Niepokój NRA budzi fakt, że gromadzenie danych dotyczy wszystkich, nawet zobowiązanych do przestrzegania tajemnicy zawodowej: lekarzy, adwokatów, radców prawnych, notariuszy czy dziennikarzy.”

4 lata rządów PO i jesteśmy na pierwszym miejscu spośród 27 państw UE pod względem inwigilacji. Katastrofa! NRA szczególnie przerażona jest faktem, że wśród inwigilowanych przez Władzę Ludową (PO to część Europejskiej Partii Ludowej) są adwokaci i dziennikarze.

Rosną również uprawnienia podległego Jackowi Rostowskiemu Wywiadu Skarbowego, który dzięki PO ma już większe uprawnienia w kwestii podsłuchów, niż policja.

Skoro w czasie administracji Tuska podsłuchuje się dziennikarzy i adwokatów, to do czego jeszcze się posunięto?

Polski Watergate: inwigilacja Lecha Kaczyńskiego.

Pamiętasz starą, dobrą aferę Watergate? Ludzie otoczenia republikańskiego prezydenta Stanów Zjednoczonych Richarda Nixona prowadzili nielegalne działania przeciwko Partii Demokratycznej. Nixon założył tzw. Komitet Reelekcji Prezydenta, który miał mu zapewnić drugą kadencję. W rzeczywistości Komitet zajął się nielegalnymi działaniami, których rdzeniem było zainstalowanie podsłuchu w siedzibie demokratów – Watergate. Owe działania z zainstalowaniem podsłuchu na czele stały się przyczyną odejścia Nixona z urzędu prezydenta w trakcie pełnienia kadencji.

Podsłuchiwanie siedziby partii? Odrażające. Wyobraź sobie coś odwrotnego. Partia rządząca podsłuchuje prezydenta. Nigdzie by to nie przeszło. Jak w ogóle partia rządząca mogłaby podsłuchiwać własnego prezydenta!? Nie do pomyślenia! Wyobraź sobie, że republikanie podsłuchują demokratycznego Obamę. W każdym państwie za coś takiego szereg osób trafiłby do więzienia, a czyjaś kariera polityczna legła by w gruzach. Ba! Jakaś partia przestałaby istnieć. Wszędzie, z wyjątkiem wzorcowego państwa postdemokratycznego, jakim jest Polska.

Tak. Agenci Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego w czasie kadencji premiera Tuska inwigilowali prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Dokumenty potwierdzające to wypłynęły w sierpniu 2011 roku. Prezydent Kaczyński został zarejestrowany w Bazie Operacyjnej Centrum Antyterrorystycznego ABW 25 października 2008 roku o godzinie 23:02:38 przez agenta posługującego się kartą identyfikacyjną z numerem 9200167. Dokumenty wyciekłe z ABW znajdują się poniżej[2]:




Z chwilą zarejestrowania Lecha Kaczyńskiego można było wytoczyć przeciw niemu wszelkie środki inwigilacyjne, z podsłuchem na czele. Rozkaz padł ze strony zastępcy naczelnika wydziału III CAT Andrzeja Józefackiego.

Było to w czasie twardego konfliktu między Tuskiem a Kaczyńskim w październiku 2088 roku, kiedy minister Arabski odmówił Kaczyńskiemu użyczenia Tu-154 (który najwyraźniej nie był ‘gotowy’), a Tusk mówił: „Powiem brutalnie – nie potrzebuję pana prezydenta, na tym polega problem.” Tusk przekroczył wtedy wszelkie granice, sięgnięto po środki, za które każdy premier każdego w miarę normalnego państwa poszedłby za kratki, a agenci ABW zaczęli inwigilować Kaczyńskiego.

Informatorzy Polskiej dodali komentarz[3]:

„Do BWO wprowadza się imię i nazwisko danej osoby, a pozostałe dane mogą być fałszywe. O kogo konkretnie chodzi, świadczą załączniki do rejestracji, które są nierozłączną częścią dokumentu. W przypadku Lecha Kaczyńskiego załącznikami są m.in. poufne dane dotyczące prezydenta, raport gruziński, dane na temat jego brata Jarosława Kaczyńskiego i dane z prezydenckiego telefonu z łącznością niejawną.

Nie ma mowy o żadnym zabezpieczeniu anyterrorystycznym – żeby kogoś zabezpieczyć, nie trzeba gromadzić o nim wszystkich informacji, także tych najbardziej poufnych. A poza tym takie zabezpieczenie odbywa się za wiedzą osoby zabezpieczanej.

Termin rejestracji prezydenta Kaczyńskiego nie był przypadkowy. Chodziło o zebranie wszystkich informacji na jego temat ze służb po to, by później rząd i politycy PO mogli je wykorzystać w sporze z prezydentem, a zbliżał się kolejny szczyt w Brukseli, na który prezydent Kaczyński się wybierał. Warto, by te dokumenty zostały w całości ujawnione, a później porównać je do działań i wypowiedzi np. Janusza Palikota czy też innych polityków PO. Gwarantuję, że znajdzie się bardzo dużo wspólnych punktów.”

Lech Kaczyński wiedział, że jest inwigilowany. Jak mówił Jarosław Kaczyński w wywiadzie dla Newsweeka[4],

„Brat mi to mówił, że rząd Platformy go inwigilował. On o tym wiedział. Powiedzmy, że powiedziano mu. Państwo, w którym inwigiluje się głowę państwa, to nie jest państwo prawa.”

O możliwości podsłuchiwania Lecha Kaczyńskiego mówiło się już na początku 2011 roku, kiedy Rzeczpospolita pisała na temat śledztwa w sprawie wypłynięcia raportu ABW dotyczącego incydentu z ostrzelaniem konwoju Kaczyńskiego i Saakaszwilego w 2008 roku. Jak pisała Rzeczpospolita[5], w czasie tego śledztwa

„Sięgnięto do zapisów połączeń Lecha Kaczyńskiego i jego małżonki. Do wszystkich danych dostęp miała ABW”

Oznaczałoby to podsłuchiwanie pary prezydenckiej. ABW tłumaczyła się, że chodziło o bilingi pracowników Kancelarii Prezydenta.

Zapewne częściowo w ramach tych działań pod koniec 2009 roku prezydent i dowódcy Wojska Polskiego otrzymali od ABW specjalny sprzęt telefoniczny, na który przychodziły SMS-y z ABW dotyczące zagrożenia terrorystycznego. Miały one zabezpieczenie Black Berry, które bardzo łatwo było złamać, a już w 2007 roku Służba Kontrwywiadu Wojskowego odmówiła takim telefonom certyfikatu dostępu do tajemnicy państwowej. Oznacza to, że ABW podsunęła Kaczyńskiemu i wojsku sprzęt bajecznie łatwy do podsłuchiwania. Jeden z takich telefonów znajdował się na pokładzie Tu-154 10 kwietnia 2010 roku.

Działania PO to gigantyczny skandal i gwałt na demokracji. Jak komentował to minister Jacek Sasin, zastępca szef Kancelarii Prezydenta Kaczyńskiego,

„Przeczytałem artykuł i nie mogę się uspokoić. To jest ukoronowanie tych wszystkich działań, które rząd Donalda Tuska prowadził przeciwko panu prezydentowi. Pokazuje, że nie cofano się absolutnie przed niczym. To niestety pokazuje obraz naszego państwa, które obecnie nie odbiega właściwie od Rosji czy Białorusi. Oczekuję stanowiska premiera w tej sprawie. To jest zbyt poważna sprawa, żeby rząd milczał. Nie interesują już mnie wypowiedzi pana Bondaryka, który jest osobą absolutnie niewiarygodną. Donald Tusk powinien wyjaśnić, na czyje polecenie ABW takie działania wobec prezydenta podejmowała. Wątpię, aby Agencja zrobiła to samowolnie. Mówimy przecież o inwigilacji głowy państwa.”[6]

Wyciek z ABW był kolejnym z wielu sygnałów mówiących, o inwigilacji Kaczyńskiego. Niestety, poprzednie całkowicie zignorowano. Jak mówił poseł Jarosław Zieliński, członek sejmowej komisji ds. służb specjalnych,

„Dziwiłem się, że odmówiono wszczęcia postępowania w sprawie wcześniejszego podejrzenia o inwigilację śp. prezydenta. Już wtedy mówiłem, że ABW przekroczyła swoje uprawnienia.” [7]

Utajnianie niewygodnych informacji.

Rząd PO to stek afer i skandali, o których media zwykły milczeć. Niestety, zmęczenie i niezadowolenie zaczyna rosnąć, a Partia Obłudy zaczyna powoli trząść się ze strachu, dlatego zaczyna tworzyć prawodawstwo chroniące jej przekręty. W czasie ostatnich obrad sejmu VI kadencji w 2011 roku przyjęto poprawkę senatu umożliwiającą odmowę dostępu do informacji ze względu na „ochronę ważnego interesu gospodarczego państwa”.[8]

Czym w tym przypadku jest interes gospodarczy państwa? Wszystkim. Załóżmy, iż istnieją informacje, będące same w sobie gigantyczną aferą, nie będące jednocześnie w żaden sposób związane z interesem gospodarczym kraju. Informacje te zostaną utajnione, a powód to interes gospodarczy. Nie sprawdzisz związku gospodarczego informacji utajnionej, gdyż nie masz do niej dostępu. Takim to sposobem wszystko, co nie wygodne, zostaje utajnione.

Prezydent Komorowski, wbrew opinii Fundacji Helsińskiej i całej opozycji, podpisał tę ustawę. PiS, PJN i SLD zapowiedziały wcześniej, że w razie podpisania mogą skierować ją do Trybunału Konstytucyjnego.[9]

Bezprawne odwołanie Kamińskiego, Afera Hazardowa i skorumpowanie prokuratury.

Rząd poza służbami wykorzystuje również prokuraturę, m.in. do odwołania szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego Mariusza Kamińskiego. Kamiński odkrył aferę hazardową, a w którą zamieszani byli tacy ludzie Platformy, jak Chlebowski.

Zaczęło się, gdy Platformersi w trybie natychmiastowym uchwalili ustawę zakazującą stawianie automatów do gry na ulicach, pubach i innych miejscach niż kasyna. Logiczne, że w tym układzie największym beneficjentem zostały kasyna. Największe sieci kasyn w Polsce to Casino Polonia Wrocław oraz Casinos Poland. Szef pierwszego, Ryszard Sobiesiak, to przyjaciel byłego szefa klubu parlamentarnego PO, Zbigniewa Chlebowskiego. Gdy wyciekła afera hazardowa, Tusk szopkowato zwolnił Zbyszka.

Działalność rozpoczęła wtedy najbardziej upolityczniona komisja śledcza III RP – komisja hazardowa. Wystarczy rzut okiem na działalność jej przewodniczącego, posła PO Mirosława Sekuły i jego zachowanie sprzed przesłuchania Ryszarda Sobiesiaka. Sekuła zaraz przed rozpoczęciem przesłuchań, nie wiedząc, iż mikrofon jest włączony, tak zwrócił się do członka komisji, posła PO Jarosława Urbaniaka:

Sekuła: „Co my tu robimy, za jakiś czyściec czy co? Słuchaj, piszesz te wnioski o wykreślenie pozostałych? Napisz ten wniosek. Wyczyść wszystkich naszych.”[10]



Sekuła i Urbaniak czyszczą ludzi z PO. TVP INFO/ YouTube:


Wyczyścić wszystkich ‘naszych’. Oto chodziło Platformie przy ustawianiu tej komisji. Oczyścić trzeba było również Zbyszka Chlebowskiego. Dlatego w czasie przesłuchań Zbycha postanowił o 10-minutowej przerwie. Powtarzam: dziesięciominutowej. Po 6 minutach, gdy sala była pusta, a przed mającymi zadać jeszcze wiele pytań posłami były 4 minuty przerwy, Sekuła wznowił obrady (!), po czym przemówił do pustych krzeseł!:

„Wznawiam posiedzenie komisji. Czy ktoś z posłów chce zadać pytanie? Nikt się nie zgłasza. W związku z tym stwierdzam, że zakończyliśmy zadawanie pytań panu posłowi Chlebowskiemu. Po sporządzeniu protokołu przesłuchań poinformuję pana o terminie, w którym będzie mógł pan to podpisać. Dziękuję panu za przybycie. Na tym kończymy ten punkt porządku dziennego. Dziękuję bardzo serdecznie.”



  PRZEJDŹ NA FORUM