Eligiusz Niewiadomski - Dla was zbrodniarz, dla nas bohater!
16 grudnia 1922 roku na otwarciu wystawy w Zachęcie Sztuk Pięknych malarz Eligiusz Niewiadomski zastrzelił wybranego 9 grudnia na urząd Prezydenta Rzeczypospolitej Gabriela Narutowicza.

W swojej historii Polski Wacław Sobieski pisał:

„W dwa tygodnie później Niewiadomski stanął przed sądem. Przyznał, że zamordował Prez. Narutowicza z premedytacją, wyjaśniał pobudki swego czynu i żądał, by mu wymierzono najsurowszą karę. Prokurator Rudnicki stwierdził, że «śledztwo nie wykazało, by Niewiadomski miał jakichkolwiek wspólników» i postawił wniosek o karę śmierci. Zapadł wyrok skazujący Niewiadomskiego na śmierć i został w końcu stycznia 1923 r. wykonany” (W. Sobieski, „Dzieje Polski”, t. III, Warszawa 1938).

Do dziś zabójstwo Narutowicza przypisywane jest niemal powszechnie obozowi narodowemu, Niewiadomski zaś stanowi symbol fanatycznego wyznawcy „endeckiej ideologii”, prowadzącej do mordu. Osoba zabójcy głowy państwa do dziś wzbudza skrajne emocje (w lipcu tego roku grób Niewiadomskiego został zniszczony przez „nieznanych sprawców”). Patryk Pleskot we wstępie do najnowszej biografii Niewiadomskiego zestawia go wręcz z norweskim ekstremistą Andersem Breivikiem [sic! - admin], podkreślając, że do dziś pozostaje on ikoną dla „radykalnych nurtów endecji” (P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”, Warszawa 2012). Ostatnio pojawiają się też analogie ze sprawami Grzegorza Brauna i Brunona K.

Jakie były faktyczne związki zamachowca z obozem narodowym oraz jakie było prawdziwe podłoże wydarzeń sprzed dziewięćdziesięciu lat?

Tło polityczne tragedii

W okresie bezpośrednio poprzedzającym wybory prezydenckie nic nie zdawało się zapowiadać nadchodzącego dramatu. Wyłoniony w drodze wyborów z listopada 1922 r. parlament wydawał się zdolny do wyłonienia stabilnej większości, mogącej utworzyć rząd składający się z koalicji PSL „Piast” oraz stronnictw wchodzących w skład Chrześcijańskiego Związku Jedności Narodowej (Związek Ludowo-Narodowy, Chrześcijańska Demokracja i Stronnictwo Chrześcijańsko-Narodowe).

Pierwszym symptomem świadczącym o możliwości takiego scenariusza był wybór marszałków Sejmu i Senatu, którymi odpowiednio obrani zostali Maciej Rataj z „Piasta” oraz Wojciech Trąmpczyński z ZLN-u.

Wydarzenia pierwszej połowy grudnia 1922 roku przerwały jednak rozpoczętą w ten sposób współpracę pomiędzy ludowcami a obozem narodowym. O bezpośrednim przebiegu wyboru Prezydenta tak pisał w swojej historii Polski dwudziestolecia międzywojennego związany z obozem narodowym historyk Władysław Konopczyński:

„Prawica wysilała się, by utrzymać wspólny front z Witosem. Daremnie. Zgromadzenie Narodowe [9 grudnia 1922 r.] odbyło pięć głosowań. Kandydat prawicy Maurycy Zamoyski miał zrazu względną większość, ale gdy odpadły kolejno kandydatury prof. Baudouin de Courtenay i Wojciechowskiego (którego zlecił Piłsudski) skupiły się wota lewicy, centrum i mniejszości na osobie Gabriela Narutowicza, wysuniętego przez Wyzwolenie i przez masonerię” (W. Konopczyński, „Historia polityczna Polski 1914-1939”, Warszawa 1995).

Wybór Narutowicza, o którym zadecydowały głosy „piastowców”, wywołał niezadowolenie posłów prawicy oraz ich zwolenników.

Stanisław Grabski, jeden z ówczesnych liderów obozu narodowego w parlamencie, opisując w swoich „Pamiętnikach” reakcję warszawskiej ulicy na wybór Narutowicza na urząd Prezydenta, pisał:

„Gdy rozeszła się po Warszawie wieść, że o wyborze prezydenta Rzeczypospolitej zdecydowali niepolscy i kryjący się z nieprzyjaznym do Polski stosunkiem posłowie i senatorowie ukraińscy, białoruscy, żydowscy i niemieccy, dając swoje poparcie kandydatowi, za którym mniejszość polskich członków Sejmu i Senatu się oświadczyła – powstało w całej niemal patriotycznej opinii stolicy, a szczególnie wśród młodzieży uniwersyteckiej i wyższych klas gimnazjalnych, silne wzburzenie. Polskie warszawskie mieszczaństwo wraz z inteligencją zawodowo pracującą w olbrzymiej swej większości głosowało podczas wyborów parlamentarnych 1922 roku na listę Chrześcijańskiej Jedności Narodowej (…) Gdy zaś naród polski nie dostał z czyjejś łaski, ale sam sobie wywalczył granice swego państwa – to rządzić Polską i decydować o najwyższych sprawach państwowego jej życia powinien on sam. Tak czuł i rozumował przeciętny warszawiak. Odczuł on jako bolesną prowokację swej godności narodowej, że o osobie głowy państwa zdecydowała nie większość przedstawicieli polskiego narodu, ale poparcie udzielone mniejszości ich przez zorganizowany i kierowany przez syjonistów blok mniejszości narodowych” (S. Grabski, „Pamiętniki”, t. II, Warszawa 1989).

Atmosferę towarzyszącą wyborowi Narutowicza świetnie oddaje film „Śmierć prezydenta” w reżyserii Jerzego Kawalerowicza z sugestywną rolą Marka Walczewskiego jako Eligiusza Niewiadomskiego.

Niewiadomski

Kim był człowiek, który zdecydował się na niespotykany w dotychczasowej historii Polski krok, jakie też związki łączyły go z obozem wszechpolskim? W stanowiącym nieocenione źródło opisywanej epoki „Pamiętniku”, Stanisław Kozicki, jeden z ówczesnych liderów Narodowej Demokracji, pisał:

„Oskarżając nas o to, że byliśmy sprawcami śmierci Narutowicza, mogli przeciwnicy nasi nawiązywać do faktu, że Eligiusz Niewiadomski przed pierwszą wojną światową należał do Stronnictwa Demokratyczno-Narodowego, a nawet do Ligi Narodowej. Poznałem go był w roku 1902 w tym charakterze. Należeli też do Ligi jego starszy brat i siostra Cecylia. Był to człowiek bardzo prawy, lojalny, energiczny i odważny; miał przy tym bardzo gwałtowny temperament i był zawsze zwolennikiem środków radykalnych. Gdy się zaczęły działania polityczne poprzedzające wojnę, Niewiadomski stał się zwolennikiem organizowania sił zbrojnych polskich i przez to zbliżył się do ideologii Piłsudskiego. Odsunął się wówczas od Demokracji Narodowej i wystąpił z Ligi” (S. Kozicki, „Pamiętnik 1876-1939”, opracowanie M. Mroczko, Słupsk 2009).

Nieco światła na osobę Niewiadomskiego rzuca także opublikowany w zeszłym roku na łamach „Rzeczpospolitej” („Rz” z 17-18. 12. 2011) artykuł Agnieszki Rybak, zatytułowany „Chory na Polskę”, w którym autorka wykorzystała materiały rodzinne, w tym opracowania Andrzeja Prus-Niewiadomskiego, wnuka brata Eligiusza:

„Największy (…) wpływ na Eligiusza miał jego starszy brat Roman, inżynier kolejnictwa i działacz endecji. Zarobił pieniądze przy budowie kolei riazańsko-uralskich, po powrocie do Polski zaś założył własne przedsiębiorstwo (…) Zakładał Ligę Narodową i Stronnictwo Demokracji Narodowej, wspomagał te organizacje finansowo, uczestniczył w akcji przerzucania czasopism i broszur polskich z Galicji do Królestwa. Eligiusz, zwany Elkiem, również konspirował, szmuglując zakazane gazety. W niepublikowanych do tej pory wspomnieniach Cecylia Niewiadomska pisze o działalności wychowanka: «W krótkim czasie nabył zręczności i pewności siebie, nauczył się różnych sposobów, a przytomność umysłu zażegnywała nieraz katastrofę» (…) Za działalność konspiracyjną Eligiusz trafił zresztą do Cytadeli. Władze wypuściły go jednak po kilku miesiącach z braku dowodów winy. Małżeństwo z Natalią de Tilly położyło kres jego działalności politycznej (…) Dla Natalii Eligiusz porzucił Ligę Narodową i na wiele lat zrezygnował z polityki (…) W czasie wojny Niewiadomski sympatyzuje z Piłsudskim. Dopiero z czasem przychodzi rozczarowanie Naczelnym Wodzem”. Legenda Piłsudskiego nie pozostawała jednak bez wpływu na dalszą postawę Niewiadomskiego, w pisanych tuż po procesie sądowym „Kartkach z więzienia” niedwuznacznie wyznawał: „…bliżsi mi są duchem ci wyznawcy człowieka, którego działalność potępiam, aniżeli te zimne, bezkrwiste ślimaki, którzy mówią to, co jest niby pokrewne moim myślom” (cyt. za: P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”).

Ciekawy rys na temat poglądów politycznych Niewiadomskiego stanowi wspomnienie malarza Jana Skotnickiego, który był kolegą przyszłego zamachowca w czasie jego pracy w Ministerstwie Kultury i Sztuki:

“Na kartach pamiętników Skotnicki uznaje Niewiadomskiego «za typowy produkt wychowania carskich szkół. Niewiadomski, jak wielu wychowanków tych szkół, a szczególnie uniwersytetów, był przepojony duchem nielegalnej literatury końca zeszłego stulecia, mentalnością ówczesnych rosyjskich zamachowców i ich pryncypialnością. Ta pryncypialność była głównym źródłem jego radykalizmu.

Szaleniec

Że znalazł się on w obozie narodowym, to przypadek. Chwilowe, taktyczne hasła tego obozu przyjmował jako istotne wyznanie wiary. Niewiadomski w każdej partii byłby krańcowym radykałem. Nie próbował zgłębiać programów, pociągała go raczej ich jaskrawość. Stąd wypływało jego oderwanie od rzeczywistości, a także pozerstwo i deklamatorstwo».” (P. Pleskot, „Niewiadomski zabić prezydenta”).

W podobnym duchu, sprzeciwiając się przypisywaniu Niewiadomskiego endecji, wypowiadał się, co może nieco dziwić, na łamach „Myśli Narodowej” jeden z najbardziej wyrazistych publicystów narodowych – Adolf Nowaczyński:

„Szaleniec, który popełnił potworne zabójstwo na osobie pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, najgorszą przysługę, najstraszliwszą krzywdę wyrządził tej idei i temu obozowi, któremu w momencie zaćmienia wszystkich władz umysłowych mógł przypuszczać, że działa na rękę. Odpowiedzialność za obłędny krok desperata nie tylko nie spada na żaden obóz polityczny, ale żaden obóz polityczny, ale żaden obóz polityczny nie może i nie ma prawa ani chwili, w jak najmniejszym stopniu, z tą bezmyślną zbrodnią się solidaryzować lub w jakikolwiek sposób psychologicznie ją w sensie usprawiedliwienia tłumaczyć” (cyt. za: „Z bojów Adolfa Nowaczyńskiego. Wybór źródeł. Tom I”, pod red. A. Mellera i S. Kosiorowskiego, Warszawa 2012).

Jak do opisywanych wydarzeń i do samej osoby zamachowca odnosiła się sama Narodowa Demokracja? W opublikowanym na łamach „Dziejów Najnowszych” artykule, zatytułowanym „Media endeckie wobec wyboru i śmierci pierwszego prezydenta RP Gabriela Narutowicza”, Mariusz Mazur w następujący sposób pisze o reakcji prasy narodowej na opisywane wydarzenia:

„Fala publikacji, jakie pojawiły się w prasie narodowej w związku z wyborem, a następnie zamordowaniem pierwszego prezydenta Rzeczypospolitej, wypełnia wszelkie warunki, by użyć wobec niej miana kampanii propagandowej, a w zasadzie nawet dwóch kolejnych kampanii. Pierwsza dotyczyła wyboru i zamordowania Narutowicza, druga była jej konsekwencją i próbowała zbudować podstawy kultu Niewiadomskiego (…) Prasa narodowa najpierw potępiała wybór, potem czyn, czyli zbrodnię, wreszcie efekt, nigdy osobę zamachowca. Początkowo odcinała się od niego, z czasem wzrastać zaczęło poszukiwanie zrozumienia dla jego czynu, choć nie odnajdziemy nigdzie poparcia wyrażonego wprost” („DN” nr 2/2010).

Kłopot z kultem

Z kolei Janusz Faryś w biografii Stanisława Strońskiego (w filmie Kawalerowicza doskonała kreacja Włodzimierza Saara) pisze o postępującym w łonie endecji zrozumieniu dla czynu zamachowca:

„Bezpośrednio po wyborze Wojciechowskiego prasa prawicowa, w tym Stroński, rozwinęła akcję w obronie Niewiadomskiego. Starała się wykazać, że działał samotnie, przyświecały mu szlachetne pobudki, a czyn jego traktowała jako ofiarę, «… która może stanie się w tym smutnym zdarzeniu i wśród zła dokonanego ziarnem uszlachetniającym umysły i serca…». Stawiała przy tym na jednej płaszczyźnie Narutowicza i Niewiadomskiego. Szybko ustał czas zakłopotania, nastał zaś czas kreowania nowego «bohatera» obozu narodowego. Stroński w tworzeniu kultu Niewiadomskiego odgrywał rolę pierwszoplanową” (J. Faryś, „Stanisław Stroński. Biografia polityczna do 1939 roku”, Szczecin 1990).

W następujący zaś sposób reakcje Wielkopolan na wiadomość o czynie Niewiadomskiego relacjonował w swoich wspomnieniach Wojciech Wasiutyński: „Zabójstwo Narutowicza zostało przyjęte z satysfakcją. Powiadano, że nasz kasztelan (woźny) pierwszy się dowiedział na mieście i pobiegł do dyrektora Molendy, a ten z radości dał mu pół funta kiełbasy. W witrynach niektórych składów (sklepów) ukazały się fotografie Niewiadomskiego. Wszyscy, którzy byli za Niemcami w czasie wojny, uważani byli za wrogów Poznania” (W. Wasiutyński, „Prawą stroną labiryntu”, Gdańsk 1996).

Warto wspomnieć, że swoisty „kult Niewiadomskiego” miał w obozie narodowym dość istotnego protektora w postaci samego Romana Dmowskiego. W swoim „Diariuszu” Jerzy Drobnik, jeden z przedwojennych liderów młodzieży narodowej, pisał:
„Uderzyło mnie dowodzenie Dmowskiego, iż z Niewiadomskiego, zabójcy prezydenta, należy powoli zacząć robić bohatera narodowego” (cyt. za: Z. Lenarczyk, „Jerzy Drobnik. Między dziennikarstwem a polityką”, Poznań 2001).

Dmowski miał zresztą żywić nieskrywany żal do przedstawicieli prasy endeckiej za małostkowość i kunktatorstwo wykazane w stosunku do osoby Niewiadomskiego.

Zachowanie redaktora „Gazety Warszawskiej” – Zygmunta Wasilewskiego, klasyfikował wręcz, jak pisał Krzysztof Kawalec w biografii Dmowskiego, „jako tchórzostwo”. Swoista sława, która otaczała Niewiadomskiego w obozie narodowym, jak pisze w cytowanym już artykule Agnieszka Rybak, spłynęła na jego zięcia – Aleksandra Demidowicz-Demideckiego, jednego z przywódców Młodzieży Wszechpolskiej i OWP, będącego nomen omen synem Konstantego Demidowicza – działacza PPS i piłsudczyka, który współorganizował ucieczkę Piłsudskiego ze szpitala psychiatrycznego w Petersburgu.

Prowokacja „dwójki”?

Przez wiele lat sprawę zamachu na Narutowicza badał także jeden z najwybitniejszych ideologów obozu narodowego – Jędrzej Giertych. O ile w wydanej jeszcze przed wojną pracy, w której pisał: „Zamach ten ściągnął natomiast oburzenie szerokiego ogółu na obóz narodowy, do którego szeregów sprawca zamachu się zaliczał” (J. Giertych, „Tragizm losów Polski”, Pelplin bdw), skłonny był jeszcze zaliczać Niewiadomskiego, jak to wówczas powszechnie czyniono, do obozu narodowego, wpisując tym samym jego czyn „na konto” endecji, o tyle w jednej z ostatnich prac, wydanej w latach 80. ub. wieku historii Polski, Giertych nie wiązał już w żaden sposób osoby sprawcy zamachu z obozem narodowym: „żaden ślad porozumienia czy wtajemniczenia między Niewiadomskim a ośrodkami politycznymi narodowymi nie został ani współcześnie, ani w ciągu następnych z górą 60 lat wykryty” (J. Giertych, „Tysiąc lat historii polskiego narodu”, t. III, Londyn 1986).

W miarę zaś docierania do nowych faktów i relacji, w tym przede wszystkim gen. Józefa Hallera i ks. Feliksa Bolta, który, na kilka godzin przed jego dokonaniem, miał się przypadkowo dowiedzieć o planowanym zamachu, Giertych doszedł jednak do przekonania, że cała rzecz była dziełem zakonspirowanych w wojsku i policji stronników Piłsudskiego.

W kolejnej ze swoich powojennych prac narodowy publicysta pisał:

„Plan zamachowców był bardzo prosty: z powodu śmierci Narutowicza, spowodowanej przez «endeka» pojawi się w Warszawie, na znak oburzenia i protestu wielka manifestacja robotników socjalistycznych. Od manifestacji tej odłączy się przygotowana zawczasu bojówka, złożona z takich socjalistów, którzy byli w istocie członkami konspiracji piłsudczykowskiej i odwiedzi mieszkania polityków, zwłaszcza posłów sejmowych, narodowych i pokrewnych, wedle długiej dawno przygotowanej listy i wszystkich ich wymorduje. Wywoła to kilkudniowy okres anarchii i bezprawia. Wtedy Piłsudski stanie na czele wojska i ogłaszając się dyktatorem, jako czynnik rzekomo neutralny w sporach między partią socjalistyczną a polityczną prawicą, przywróci porządek (…) Do takiego toku wydarzeń potrzeba był tylko jednego: by Narutowicz został zamordowany. I to zamordowany koniecznie przez «endeka». Taki «endek» został znaleziony. Nie był on członkiem żadnej «endeckiej» organizacji, ale znany był z tego, że miał «endeckie» poglądy. A był dość niezrównoważony i nieodpowiedzialny, a na swój sposób odważny. Był on byłym urzędnikiem Oddziału II Sztabu «Dwójki», a więc ludzie z obozu piłsudczykowskiego znali go i mieli do niego łatwy dostęp. To nie «endecy», to ludzie z obozu Piłsudskiego namówili go do tego, by się dołączył w sposób czynny do protestu przeciwko obraniu w Polsce głowy państwa przez Niemców, Żydów i separatystów ukraińskich oraz polską lewicową mniejszość, wbrew woli polskiej większości – i by swój protest poparł zabiciem niefortunnego wybrańca” (J. Giertych, „O Piłsudskim”, Krzeszowice 2011).

Tak zarysowanemu scenariuszowi zapobiegł, zdaniem Giertycha, jedynie sprzeciw posłów socjalistycznych dla planów rzezi narodowców. Warto zwrócić uwagę, że faktu istnienia podobnych planów nie neguje też autor wspominanej już najnowszej biografii Niewiadomskiego.

Pytania pozostają…

Jeżeli fakty i scenariusz podane przez Giertycha są zgodne z prawdą, to zabójstwo Gabriela Narutowicza byłoby kolejnym czynem obciążającym zarówno samego Józefa Piłsudskiego, jak i cały obóz polityczny, któremu przewodził. Bez względu jednak na ewentualną inspirację stojącą za zamachem, faktem pozostaje, że Niewiadomski był człowiekiem autentycznie przeświadczonym o zgubnej dla Polski roli Piłsudskiego, którego oskarżał o wszystkie patologie odrodzonej Polski, w tym destabilizację i oddanie państwa „obcym potencjom”, jak wówczas pisano.

Na procesie Niewiadomski wyznał, że to Piłsudski był pierwotnie celem planowanego zamachu (od takiego planu Niewiadomski jednak odstąpił na wieść o rezygnacji przez Piłsudskiego z zamiaru kandydowania na urząd prezydenta), podkreślając przy tym, iż personalnie Narutowicz nie był jego wrogiem, a jedynie symbolem stosunków narzuconych przez wrogie Polsce mniejszości narodowe i Piłsudskiego (późniejszy minister spraw zagranicznych August Zaleski miał w reakcji na zabójstwo Narutowicza powiedzieć do jednego z dyplomatów: „Że też te pańskie endeki (!) zabiły tak porządnego człowieka jak Narutowicz, a nie tego dziada Piłsudasa”, „Jana Drohojowskiego wspomnienia dyplomatyczne”, Warszawa 1959).

Ostatnie słowa wypowiedziane przez Niewiadomskiego tuż przed egzekucją miały wedle prasowych relacji brzmieć: „Umieram za Polskę, którą gubi Piłsudski”.

Z drugiej jednak strony, ferując dziś wyroki, warto pamiętać, że paradoksalnie artysta pozostawał pod znacznym wpływem osoby Józefa Piłsudskiego, symbolizującej, jego zdaniem, „moc twórczą” narodu, jednostkę zdolną do wielkich czynów i poświęceń (daje temu wyraz w cytowanych „Kartkach z więzienia”).
Planowany na Piłsudskiego zamach, którego ofiarą padł w ostateczności Gabriel Narutowicz, był z tego punktu widzenia wyrazem rozczarowania osobą Naczelnika Państwa, efektem zawiedzionych nadziei, jakie wobec jego osoby żywił Niewiadomski. Obserwowane zaś w późniejszym okresie znamiona kultu wobec osoby malarza, widoczne w środowiskach narodowych, nieobce także i jej liderom, można z jednej strony odczytywać jako uleganie nastrojom „partyjnych dołów”, z drugiej zaś jako konsekwencję wcześniej zajmowanego stanowiska.
Za: http://marucha.wordpress.com/2012/12/16/umieram-za-polske-ktora-gubi-pilsudski/#comment-217259


  PRZEJDŹ NA FORUM