Powstanie Styczniowe – chybiony patriotyzm i spustoszenia w świadomości narodowej współczesnych Pola
Źródło: http://myslnarodowa.wordpress.com/2013/01/12/powstanie-styczniowe-1863-chybiony-patriotyzm-spustoszenia-swiadomosci-narodowej-wspolczesnych-polakow/

Za: http://stopsyjonizmowi.wordpress.com/2013/01/16/powstanie-styczniowe-chybiony-patriotyzm-i-spustoszenia-w-swiadomosci-narodowej-wspolczesnych-polakow/



Wstęp

Oddajemy w ręce czytelnika tekst obszernie zajmujący się problemem choroby polskich postaw i polskiej świadomości. Choroby którą omawiamy na przykładzie Powstania Styczniowego, wiążąc jednak wszędzie, gdzie to wskazane wątki występujące w Powstaniu Styczniowym z analogicznymi wątkami innych powstań. Za chorobę polskiej mentalności i polskiej wizji służby narodowi odpowiadają nie tylko okoliczności dziejowe, ale również trwająca od wieków praca wrogów narodu polskiego, polegająca na szczepieniu postaw, które w sprzyjających okolicznościach prowadzić będą do tragedii narodowych i rzezi Polaków – oraz na tępieniu wszelkich działań zmierzających do naprawy świadomości narodowej i postaw Polaków. W efekcie naszych prac powstał obszerny tekst, który niewyrobionego czytelnika może zniechęcić. Apelujemy więc w tym miejscu, aby każdy, zamiast się wcześnie zrażać – przeczytał i przemyślał poniższy artykuł i załączony fragment książki, jeśli nie jednym wysiłkiem – to w kilku mniejszych. Gorąco polecamy również tekst Powstanie Listopadowe – kult błędów politycznych, fałszywych bohaterów i jego skutki.

Życzymy lektury obfitującej w refleksje.
Redakcja Polskiej Myśli Narodowej

Obchodzona w 2013 roku 150-ta rocznica Powstania Styczniowego (22.I.1863) mogłaby stać się pretekstem do dyskusji nad błędnymi wyobrażeniami o tym, jakie powinny być postawy polityczne Polaków, w czym powinna przejawiać się ich służba narodowi polskiemu – oraz dlaczego pewne postawy uważane przez Polaków za patriotyczne są w swej naturze straszliwie antynarodowe. Te błędne wyobrażenia i wynikające z nich postawy nie tylko doprowadziły (przy wydatnej pomocy agentury pruskiej, austriackiej i intrygom pierwiastków obcych Polakom etnicznie) w roku 1863 do tragedii narodowej, ale i odegrały decydującą rolę w pozostałych katastrofach narodowych (1830, 1944). O jakie postawy Polaków chodzi pisaliśmy już szeroko w tekście na temat Powstania Listopadowego. Przypomnijmy – piętnowaliśmy mylenie powinności narodowych z rywalizacją na “mołojecką” brawurę i “bohterszczyznę”, nieliczenie się z konsekwencjami, jakie ta rywalizacja będzie miała dla innych Polaków – tak jednostek jak i narodu jako całości (to nieliczenie się to wręcz pogarda dla zdrowia i życia innych Polaków i ich mienia – a także wspólnego majątku narodowego), ignorowanie uwarunkowań geopolitycnych, geoekonomicznych i militarnych oraz myślenie życzeniowe. Polak myślący narodowo w swoich działaniach ma obowiązek stawiać na pierwszym miejscu los innych Polaków, a nie – żądzę popisania się przed innymi “patriotyzmem” czy wcielania w życie swoich wyobrażeń o poświęceniu dla “ojczyzny” bez oglądania się na skutki tych działań dla innych Polaków. Polak ma obowiązki wobec narodu polskiego – Polaków żyjących dziś – i tych, którzy dopiero nadejdą. To są obowiązki polskie, o których pisał Dmowski. Obowiązki wobec konkretnej zbiorowości ludzkiej, a nie – mglistej “ojczyzny” czy “niepodległości”. Z takiego pojmowania obowiązków jednostki wypływa troska o innych Polaków i nieustanny namysł nad tym, czy korzyści z określonych działań przewyższą potencjalne straty, czy nie. Narodowiec nie ma prawa podejmować ryzyka w sytuacji, kiedy klęska jest niemal pewna, a jedyną przesłanką za narażaniem życia innych jest narzucone mu czyjeś wyobrażenie o “honorze”. Nie ma prawa w sprawach narodowych kierować się emocjami – bo emocje czynią go łatwo narzędziem w rękach innych, którzy wpędzając go we wzburzenie sami zachowują dystans – i niekoniecznie służą sprawie polskiej. Celem narodu polskiego jest trwanie i budowanie dobrobytu Polaków, a nie – zapełnienie zwłokami Polaków cmentarzy, by stworzyć przestrzeń życiową dla innych (pomagających w zapełnianiu tych cmentarzy Polakami) narodów. Wojna jest przedłużeniem polityki (jak zauważył Clausevitz), a nie – metodą demonstracji postaw i emocji czy dowodzenia “racji moralnych”. Polityka zaś służy konkretnym celom narodowym – wymiernym ekonomicznie, demograficznie i politycznie. Polityka zmierzająca do realizacji innych celów – ze szkodą dla wyżej wymienionych obszarów bytu narodowego –musi być uznana za wrogą narodowi i zmierzającą w ostatecznym rozrachunku do wyniszczenia narodu. Jeden z nawybitniejszych polskich ideologów narodowych (jeśli nie najwybitniejszy – a dziś – z dziwnych powodów zamilczany i zapomniany), Zygmunt Balicki postrzegał szkodliwość dyktatu emocji w polskim myśleniu politycznym bardzo podobnie:
(…) Wreszcie tylko uczucie jest samo sobie celem, nie szuka go (red.: celu) bowiem poza sobą, lecz w sobie, w swym własnym zadowoleniu. Polityka w jego oświetleniu będzie tym lepsza, im bardziej odbija w sobie możliwie silne napięcie uczuć, pozbawiona zaś tych superlatywnych przejawów uchodzić będzie za kompromisową, ugodową, niemal za objaw narodowego zaprzaństwa. Licytacja uczuć kończy się zawsze pustym frazesem w słowie, który pcha do absurdu w czynie. Chłodna rachuba, zestawienie możliwych zysków i strat,znoszenie cierpliwe nawet upokorzeń, gdy się nie ma siły do skutecznego ich odparcia, przygotowywanie kroków na długą metę, zmiana postawy wraz ze zmianą układu sił, gra w zakryte karty, gdy przezorność nie nakazuje ich odsłaniać, przeprowadzenie stopniowe i wytrwałe swych zamierzeń, słowem wszystko to, co stanowi elementarz polityki największych nawet i najsilniejszych mocarstw, dla polityki uczuć jest czymś obcym, niepojętym, niegodnym narodu, omal że niemoralnym.
_________________
Źródło: Zygmunt Balicki, Dylemat dziejowy, „Przegląd narodowy”, październik 1908, rok I, nr 10.

Oczywiście w Polsce funkcjonują grupy i ośrodki, którym (ze względów wyłuszczonych w ww. tekście o Powstaniu Listopadowym) powyższe refleksje i wytyczne postępowania są bardzo nie w smak. Grupy te potrzebują Polaków o postawach nie – narodowych, lecz pseudopatriotycznych – bezrefleksyjnych, irracjonalnych, ultraemocjonalnych. Potrzebują Polaków, którymi łatwo manipulować – i takich, którzy dzięki wpojonym pseudowartościom odrzucą polityków racjonalnych i realizm polityczny. Dla Polaków zwiedzionych pseudopatriotyczną histerią postawy narodowe i dbałość o interes narodowy są czymś obcym – samobójcze zrywy są istotą polskości, potępianie ich i ich przywódców oraz postaw, które prowadziły do tych z góry skazanych na klęskę zrywów – jest “czczeniem knuta”:

Polska obchodzi 68 rocznicę wybuchu Powstania Warszawskiego. Ale nie cała. Rocznicę tę wspominają z pietyzmem spadkobiercy tradycji powstańczej, tradycji niepodległościowej, gotowi ponosić ofiary nie tylko dla niepodległości, ale również – a może nawet przede wszystkim – by dzięki niepodległości móc zażywać wolności we własnym państwie. Ale już tak zwani „realiści”, czyli mówiąc inaczej – czciciele knuta – spoglądają na celebrujących rocznicę wybuchu Powstania z ostentacyjnym lekceważeniem, a nawet pogardą. Nie tyle może nimi gardzą, chociaż nimi oczywiście też – co niepodległościowymi ideałami, do których tamci nawiązują. Dla czcicieli knuta tamten ideał jest po pierwsze – niepojęty, a po drugie – niepokojący, bo wywołuje pytanie o osobistą odwagę.
_________________
Źródło: Stanisław Michalkiewicz, “Epigoni celebrują rocznicę”, http://www.michalkiewicz.pl, 1 sierpnia 2012

Porównanie powyższego cytatu z wypowiedzią Balickiego pokazuje dobitnie, jak ma się pseudopatriotyzm do myśli narodowej. Istotą sporu “realistów” z “niepodległościowcami” wokół Powstania Warszawskiego nie jest, jak twierdzi S. Michalkiewicz zamiłowanie “realistów” do “niewoli”, lecz – oczywisty nawet dla dowódców AKi ich podkomendnych brak jakichkolwiek szans na osiągnięcie celów politycznych bądź militarnych zrywu przy posiadanych środkach i w ówczesnych realiach geopolityczno-militarnych. Opluwani “realiści” są więc wrogami działań irracjonalnych i marnowania najcenniejszego, co nasz naród posiada – polskiej krwi. Opluwszy “realistów”, S. Michalkiewicz przenosi wywód w obszar emocji – pisze o pogardzie i lekceważeniu “realistów” wobec “niepodległościowców”. Służy to wyłącznie podburzeniu czytelników S. Michalkiewicza przeciw realistom – wzburzenie skutecznie zamyka drogę racjonalnym argumentom – i o wywołanie takiego stanu przy każdej dyskusji czytelników (w domniemaniu – “niepodległościowców”) z “realistami” sprytnemu publicyście chodzi. Po “zaszczepieniu” swoich czytelników na argumenty zdroworozsądkowe S. Michalkiewicz stawia tezę, że “realiści” to po prostu tchórze, w domyśle – w odróżnieniu od “niepodległościowców” – co jest wręcz książkowym dowartościowaniem (nagrodą emocjonalną) w celu wzmocnienia określonej postawy. Widać więc, że poziom debaty publicznej w kwestii kluczowej dla polskiej tożsamości narodowej jest żenujący.
Spójrzmy na inną, dość znamienną wypowiedź – tu autor nie manipuluje czytelnikiem, tylko przedstawia swój punkt widzenia:
W uruchamianym wkrótce na portalu wPolityce.pl dziale “Bohaterom 1863 roku” będziemy drukowali w nadchodzącym roku fragmenty książek, wspomnień i specjalnie przygotowane materiały związane z tą piękną rocznicą zrywu, który choć tragiczny, sprawił iż pochodnia polskości nie zgasła. Wszak z tamtego ducha roku 1863, z kultu bohaterów narodził się Józef Piłsudski a wraz z nim odrodzona II Rzeczpospolita. Pamięć o nich przewija się w każdym niemal materiale historyczno-publicystycznym wydanym przed wojną. Ostatni żyjący weterani zrywu 1863 doczekali godziny chwały.
_________________
Źródło: Michał Karnowski, Przy takiej władzy sami musimy zorganizować obchody ku czci bohaterów 1863 roku, musimy ustanowić Obywatelski Rok Powstania Styczniowego

Mamy więc czcić katastrofę narodową sprowokowaną przez pruską agenturę i Żydów na jej usługach (por. również A. Wrotnowski, “Porozbiorowe aspiracye …”, str. 246 – tekst podkreślony), wskutek której kilkadziesiąt tysięcy osób trafiło na zesłanie, rozpoczęta dzięki wysiłkom Wielopolskiego polonizacja administracji została anulowana oraz zdewastowany został polski system oświaty w dawnym Królestwie Polskim? Nie zapominajmy o niewyobrażalnych stratach materialnych wywołanych konfiskatami mienia Polaków i uwłaszczaniem na polskich majątkach Żydów (patrz “Judeopolonia …” L. Szcześniaka), co znacznie osłabiło na całe dziesięciolecia naród polski – także politycznie, bo siła polityczna jest pochodną siły ekonomicznej i demograficznej. Jakże, będąc Polakiem, można napisać, że dzięki tak potwornej katastrofie “pochodnia polskości nie zgasła”?!? Ona nie zgasła pomimo straszliwej katastrofy, a nie – dzięki niej. W kwestii roli “kultu bohaterów” i Józefa Piłsudskiego, mimo, że stanowisko środowisk narodowych jest znane – odsyłamy czytelnika do tekstu K. Kawalca Narodowa Demokracja wobec tradycji powstań narodowych.
Problematykę kulis wybuchu Powstania Styczniowego poruszyliśmy już wcześniej publikując fragment pracy S. Didiera w tekście “Żydzi a Powstanie Styczniowe i jego planowo antypolski wymiar”. Niniejszym tekstem chcielibyśmy wydobyć z zapomnienia inną pracę traktującą o okolicznościach Powstania Styczniowego, a mianowicie “Porozbiorowe aspiracye polityczne narodu polskiego” Antoniego Wrotnowskiego. Książka Wrotnowskiego, którą cytujemy w tekście, i której obszerny fragment zamieścimy poniżej, jest dla współczesnego polskiego czytelnika nad wyraz istotna z kilku naraz względów. Przede wszystkim Wrotnowski był człowiekiem żyjącym i działającym w tamtej epoce, znającym wiele osób powiązanych ze spiskiem, angażującym się nawet na miarę swoich możliwości w zażegnanie spisku. Dodatkowo – Wrotnowski obok znajomości wewnętrznych spraw polskich tamtego okresu, jakiej żaden współczesny historyk nie ma i miał nie będzie, posiadał szeroką wiedzę o niuansach ówczesnej dyplomacji europejskiej – i rozgrywkach politycznych pomiędzy mocarstwami, w ramach których sprawa polska była cynicznie wykorzystywanym narzędziem. Wiedzę tą przelał na karty swojej książki. Bystry umysł Wrotnowskiego w połączeniu ze szczegółową wiedzą człowieka epoki stworzył dzieło niezwykłe, przytaczane w licznych rozprawach historyków, lecz nigdy po 1898 r. nie wydane – a dziś, wielce niesłusznie, zupełnie zapomniane.
Autor zawarł w swoim opracowaniu bardzo interesujące obserwacje i fakty – a także unikalną i szeroko cytowaną za nim wypowiedź Stefana Bobrowskiego, który osobiście zdradził Wrotnowskiemu motywy organizatorów:
Co zaś najsmutniejsza i co przychodzi wyrazić z najżywszą boleścią, ci z przywódzców sprzysiężenia, którzy stali na jego czele w ostatnich miesiącach przed wydaniem hasła do powstania (Styczniowego), przystępowali do dzieła w złej wierze pod tym względem, iż sami nie łudzili się bynajmniej co do rezultatu krwawej awantury, w jaką kraj wtrącali, – pomimo to jednak, nie przestawali pociągać do swych szeregów zapewnieniami niewątpliwego nad Rossyą zwycięztwa.
Przy zetknięciu z ludźmi trzeźwiejszego poglądu, do stronnictwa konserwatywnego należącymi, nie będąc w możności odeprzeć argumentów wykazujących niepodobieństwo pokonania Rossyi, a nawet podołania jej wojsku stojącemu w Polsce, ostatecznie sami nie przeczyli, iż powstanie nie doprowadzi narodu polskiego do niezawisłego bytu państwowego. Gdy zaś pytano ich wtedy, dlaczego chcą wywołać powstanie, które pokryje kraj gruzami i sprowadzi rozlew krwi najzupełniej bezużyteczny, a następnie teroryzm rossyjski, – odpowiadali: “iż rozlew krwi będzie właśnie bardzo użytecznym, że stał się nawet koniecznym, w obec kompromisu z Rossyą, jaki margrabia przeprowadzić usiłuje“. Stronnictwo konserwatywne,-mówili dalej, – stoi wprawdzie dotychczas przy aspiracyach narodu temu kompromisowi przeciwnych, czy jednak przy nich wytrwa, jest dla nas rzeczą bardzo wątpliwą, a nawet przewidujemy, że znużone agitacyą polityczną, prędzej lub później poprze margrabiego.
W naszem przekonaniu jest więc zagrożoną wierność dla sztandaru, przy którym stojąc wytrwale, naród polski niósł od lat stu niezliczone ofiary dla jasno wytkniętego celu, i żył wielkiemi swemi ideałami. Tego zaś, aby przeważna większość narodu przyjmując kompromis z Rossyą, odstąpić miała od rzeczonego sztandaru, nie możemy dopuścić za żadną cenę. Stanowcze i skuteczne zapobieżenie, aby ten kompromis nie mógł być przeprowadzonym, poczytujemy więc za nasz ohowiązek względem idei polskiej i względem ojczyzny. Wywołując powstanie, do którego czynimy przygotowania, spełniamy ten obowiązek w przekonaniu, iż dla stłumieniu naszego ruchu, Rossya nietylko kraj zniszczy, ale nawet będzie zmuszoną wylać rzekę krwi polskiej; – ta zaś rzeka, stanie się na długie lata przeszkodą do wszelkiego kompromisu z najezdcami naszego kraju; nie przypuszczamy bowiem, aby nawet za pół wieku naród polski puścił tę krew w niepamięć, i aby wyciągnął rękę do nieprzyjaciela, który tę rzekę wypełnił’ krwią polską” *).

_______________

*) Własne wyrazy Stefana Bobrowskiego, ówczesnego naczelnika miasta Warszawy w organizacyi spiskowej, (…) wypowiedziane w rozmowie ze mną, w późnej jesieni 1862 r., w mieszkaniu Karola Ruprechta. (…) Ruprecht (…) był moim znajomym, jeszcze od chwili, w której powrócił z kopalni syberyjskich. (…) niejednokrotnie przeto rozmawiałem z nim o klęsce, grożącej krajowi w razie wybuchu powstania, przygotowywanego jawnie. Zgadząjąc się z memi poglądami, objaśniał mnie, iż wszystkie jego usiłowaniado zwrócenia młodzieży ku pracy organicznej i do skłonienia jej, aby porzuciła myśl powstania, pozostały bez żadnego wpływu.
“Czyż między wami są sami szaleńcy, czyż niezbite argumenta wykazujące szkodliwość zbrojnego ruchu, nie mogą znaleść posłuchu u ludzi sfanatyzowanych wprawdzie, ale bądź co bądź ojczyznę na swój sposób kochających i do poświęcenia się gotowych, – czyż między wami nie ma ludzi uczciwych, których powinnaby przerazić i powstrzymać myśl, iż poślą na rzeź tysiące patryotów, a jednocześnie spełnią zbrodnie przeciw własnemu krajowi, a nawet mogą zgubić sprawę polską” – rzekłem raz do Ruprechta. .Spróbuj rozmówić się z nimi- odpowiedział, może będziesz szczęśliwszy odemnie , bardzo o tern wątpię, ale spróbój, – ułatwię ci widzenie się z nimi”. Przyjąłem tę propozycyę i w dniu oznaczonym zastałem u niego Bobrowskiego i dwóch innych członków komitetu centralnego, zajmujących w organizacyi spiskowej stanowiska najbardziej wpływowe. (…) Rozmawiatem wówczas z nimi parę godzin, – wreszcie Bobrowski zamknął tę rozmowę wyrazami oznaczonemi w tekście cudzysłowem, – przytoczonemi prawie dosłownie, bo całą rozmowę do dziś dobrze pamiętam.
_________________
Źródło: Antoni Wrotnowski, Porozbiorowe aspiracye polityczne narodu polskiego, wyd. Gubrynowicz i Schmidt, Lwów 1882, Str. 242-244; skróty: redakcja PMN

Wylewanie rzek krwi polskiej w imię nie – korzyści narodowych, tylko dziwacznych idei tworzenia przepaści pomiędzy Polską a Rosją powróciło znacznie później:
(…)
Tomasz Łubieński.: Czy Pełczyński* podjął później jakąś próbę rewizji swych wojennych decyzji i poglądów, czy wciąż trzymał się swojego?
Jan Ciechanowski: Bronił tej decyzji. Powiedział, że powstanie wykopało tak głęboki rów krwi między Polską a Rosją, że Polska nigdy nie ulegnie sowietyzacji. Kiedyś walnął pięścią w stół i zagrzmiał: Jak atomówka trzepnie, ludzie zapomną o Warszawie!
(…)
____________
* gen. Tadeusz Pełczyński (jeden ze sprawców PW’44, uczestnik fatalnej w skutkach narady poprzedzającej decyzję o powstaniu, szef sztabu KG ZWZ-AK [VII 1941 – X 1944], jednocześnie, od VII 1943 r. zastępca komendanta głównego AK)

_________________
Źródło: Rozmowa z prof. Janem M. Ciechanowskim, red. Tomaszem Łubieńskim i dr. Januszem Marszalcem, “W bój bez broni”, DEBATA Numer 8 (35) 2010, str. 4, także: „Mówią wieki”, numer specjalny 1/2004 (tekst dostępny również jako http://www.powstanie.pl/index.php?ktory=17&class=text).

Jak więc widać mamy do czynienia nie z epizodem, lecz z trwałym wypaczeniem postaw i sposobu myślenia uważanego za służący sprawie polskiej. To wypaczenie, przy niekorzystnych okolicznościach dodatkowych prowadzi do ogólnonarodowych tragedii. Jakie obowiązki ma naród, który znajdzie się w sytuacji beznadziejnej? Czy ma popełnić zbiorowe samobójstwo? Zanim zaprezentujemy opinię Z. Balickiego i kilka ocen Powstania Styczniowego autorstwa R. Dmowskiego, pozwolimy sobie zacytować jeszcze jeden autorytet narodu polskiego:
Przyglądaliście się może kiedy ptakowi, jak tłucze się w klatce? Wszystko pierze z piersi swojej wyrywa… Zimny obserwator patrzący na to może powiedzieć – „głupi ptak!” Chociaż lepiej, aby po prostu otworzył drzwiczki i wypuścił „głupiego ptaka” na wolność. Nie wolno mówić – „głupi ptak”, trzeba raczej powiedzieć – on się rwie w światy! – I każdy, kto uczciwy, ułatwi mu to.
Któż może się dziwić, że o klatkę w Polsce ustanowioną rozbijały się piersi „polskich ptaków”, aż pióra leciały, rany pozostawiające?! Wytłumaczcie ptakowi, aby się niepotrzebnie nie obijał o druty, bo ich nie przezwycięży…! Nawet ptakowi, który nie ma przecież rozumu ani rozeznania i powiązania swoich dążeń z dążeniami innych ptaków, tego nie „wytłumaczycie”. A chcielibyście to wytłumaczyć istocie rozumnej i wolnej? O, żadną miarą nie da się tego wytłumaczyć! Zamiast to czynić, lepiej klatkę otworzyć i dać możność skrzydłom, by rozwijały się w lotach, i piersiom – by potężniały, jak tego wymaga własne zadanie, przeznaczenie człowieka czy narodu…

Polemika Prymasa z redaktorem Tygodnika Powszechnego Stanisławem Stommą na temat sensu powstań niepodległościowych wygłoszona w stulecie powstania styczniowego, kościół Świętego Krzyża, Warszawa, 27 stycznia 1963 roku, źródło: “Historia we wspomnieniach …”, por. również wikicytaty.

Czytającemu powyższe słowa może przyjść do głowy kilka pytań. Przede wszystkim – czy aby na pewno metafora jest trafna? Czy naród jest zorganizowaną społecznością, rządzoną przez rozumnych przywódców, kierujących się w wyborach interesem narodowym (ekonomicznym, politycznym, demograficznym), czy też – jest bezrozumną masą o naturze zwierzęcia, miotanąinstynktami? Jeśli zbiorowe czyny narodu polskiego przywodzą na myśl raczej zwierzęce miotanie się w klatce niż racjonalne działania zorientowane na osiągnięcie konkretnych efektów (czyli politykę) – to czy jest to ciężkie oskarżenie pod adresem przywódców i tych, którzy pozwolili tym przywódcom stanąć na czele, czy też – naturalna właściwość narodu polskiego? Z. Balicki, obserwując zachowania różnych narodów w warunkach utraty suwerenności poczynił w 1908 r. następujące spostrzeżenie:
Prusy po Jenie nie wywołały wojny narodowej, mając nawet wzór Hiszpanii i Tyrolu przed sobą i ludność odpowiednio usposobioną, ale równocześnie korpusy sprzymierzonej z Napoleonem Rosji nad granicą, za to przystąpiły gorączkowo do reorganizacji swego przestarzałego ustroju, armię zaś, ograniczoną do 40000 ludzi, zamieniły na kadry wojenne. Po siedmiu już latach wzięły swój odwet Tu kierowano się polityką państwową, tam – uczuciem narodowym.
_________________
Źródło: Zygmunt Balicki, Dylemat dziejowy, „Przegląd narodowy”, październik 1908, rok I, nr 10.

Jaki wypływa stąd wniosek? Otóż narody pozbawione suwerenności podejmują takie działania, jakie wynikają z rozumu ich przywódców – i zdolności tychże do docierania do rodaków ze swoimi ideami. Narody nie są zwierzętami kierowanymi instynktem. Narody są zbiorowościami istot rozumnych, kierowanymi przez mniej lub bardziej rozumne istoty. S. Wyszyński popełnia bardzo dziwaczny błąd w myśleniu –twierdzi, że skoro bezrozumnemu zwierzęciu nie da się wytłumaczyć, by przestało działać instynktownie – to tym bardziej nie da się przemówić do rozsądku istocie rozumnej! Przykład Prus pokazuje, że bądź coś jest nie w porządku z logiką księdza prymasa, bądź – mieszkańcy Prus nie byli w okresie podporządkowania Napoleonowi istotami rozumnymi. S. Wyszyński kończy sentencję swoistym myśleniem życzeniowym – oto to okupant i ciemięzca ma zrezygnować z czerpania korzyści z niewolonego narodu – i zwrócić mu wolność. Z jakiej przyczyny miałby to zaborca robić – tego od księdza prymasa się nie dowiadujemy. To sławne kazanie spowodowało zamęt w wielu podatnych na podporządkowywanie się autorytetom polskich głowach – i po raz kolejny rozgrzeszyłonieudolność bądź planową zbrodniczość działań przywódców powstań. Dodatkowo usankcjonowało postawy antynarodowo-pseudopatriotyczne, a ich naiwnym – bądź planowo antypolskim piewcom dało możliwość podpierania się autorytetem S. Wyszyńskiego i cynicznego wykorzystywania, katolickiej wiary wielu Polaków przeciw narodowi polskiemu (acz jest wiele innych obszarów, w których religijność Polaków jest obracana przeciw narodowi polskiemu, do sprawy jeszcze powrócimy w innych publikacjach).
Jaki wniosek można wyciągnąć na tym etapie rozważań? Taki, żenarodowiec ma kierować się w ocenach i działaniach wyłącznie rozumem i dobrem własnego narodu – a nie – chybionymi diagnozami osób bądź instytucji uznawanych za autorytety. Krytyczne myślenie na rzecz narodu jest obowiązkiem każdego Polaka wobec wszystkich innych Polaków. Autorytety mogą się mylić już w momencie formułowania tez, ponadto ich diagnozy mogą się dezaktualizować. Wreszcie – jak widać z przytoczonego wcześniej cytatu z S. Michalkiewicza – intencje osób uznawanych za autorytety niekoniecznie muszą być czyste. Istotą działań ruchu narodowego jest podążanie w każdej chwili za interesem narodowym – ciągłe redefiniowanie i korygowanie własnej polityki stosownie do sytuacji politycznej, ekonomicznej i demograficznej.
Cóż więc proponował Z. Balicki jako alternatywę do mordowania narodu polskiego przy pomocy skazanych na klęskę powstań narodowych? Na pierwszy rzut oka postawę podobną do postaw lansowanych przez konserwatystów – praca u podstaw, praca nad wytworzeniem realnych sił, systematycznym wzmacnianiem narodu, które musiało prowadzić bądź do ewolucyjnego uzyskania określonych swobód narodowych, ze względu na akumulację sił – bądź do zagwarantowania wyposażenia narodu w stosowne siły w momencie, gdy sięgnięcie po wolność nie będzie równoznaczne z narodowym samobójstwem:
(…) Nie mechaniczna walka z najazdem, ale organiczny rozrost sił wewnętrznych, rozsadzający stopniowo lecz ustawicznie na wszystkich polach krępujące go więzy aż do zupełnego ich zerwania – taka była w istocie formuła nowych dążeń
(…)
Powstało nowe pojęcie środków działania w polityce narodowej: walka, która była zarazem pracą i praca, która była zarazem walką. (…)
_________________
Źródło: Z. Balicki, Charakter demokracji narodowej jako stronnictwa, „Przegląd Wszechpolski”, 1903, s. 334, cyt. za: B. Grott, “Zygmunt Balicki ideolog Narodowej Demokracji”, wyd. Arcana, Kraków 1995, s. 32

Droga wytyczona powyżej przez Balickiego była jedynym sensownym rozwiązaniem nie tylko po Powstaniu Styczniowym. Ona była aktualna już w okresie poprzedzającym Powstanie Listopadowe, z czego zdawali sobie sprawę generałowie mordowani przez co najmniej nierozsądnych – a czczonych obecnie jako patriotów – podchorążych P. Wysockiego. Roman Dmowski, w swoim najważniejszym dziele – “Myślach Nowoczesnego Polaka” nie rozprawia się ani z przywódcami powstania ani błędnymi wyobrażeniami o służeniu sprawie polskiej, które wskutek swego rozpowszechnienia fatalnie zaciążyły na biegu wypadków:
Bezczynność polityczna nigdy nie uwalnia od odpowiedzialności za klęski, spadające na naród z powodu czynów niedojrzałych i lekkomyślnych, bo wtedy jest się odpowiedzialnym za to, że się w ważnej chwili dziejowej nic nie robiło. Gdybyśmy nawet uznawali, że ostatnie powstanie nie przyniosło krajowi nic prócz nieszczęścia, to któż ma prawo jego twórcom złorzeczyć? Czy ci, którzy w tak donioslej chwili narodowego życia z założonemi rękami patrzyli na to, co się w kraju działo? Czy ci, co bierni dali się unosić ogólnej fali? Czy ci wreszcie, co próbowali działać w innym kierunku, ale działali tak słabo lub nieumiejętnie, że usiłowania ich przeszły bez śladu?…
_________________
Źródło: Roman Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Towarzystwo Wydawnicze, Lwów 1907, str. 196-197, rdz. VI. Odrodzenie Polityczne

Postawa Dmowskiego jest więc kuriozalna. Przede wszystkim uznaje on, że Powstanie Styczniowe przyniosło “krajowi” coś prócz nieszczęścia. Jeśli kolejny krok na drodze do likwidacji feudalizmu, niezbędnej dla powstania nowoczesnego społeczeństwa, zdolnego przyswoić ideę narodową – można by się z Dmowskim zgodzić. Tyle, że Dmowski nie wymienia ani jednego pozytywnego skutku Powstania Styczniowego dla sprawy polskiej, a jak się za chwilę okaże, ćwierć wieku później opisze wyłącznie skutki negatywne. Ponadto – wyjmuje sprawców narodowej katastrofy spod krytyki wyłącznie dlatego, że żaden z ośrodków politycznych nie sprzeciwił się dostatecznie narodowej głupocie. To dość słaba przesłanka do oddalania oskarżeń od konkretnych osób odpowiedzialnych za katastrofę narodową.
Znacznie lepiej Dmowski radzi sobie ze wskazaniem skutków negatywnych Powstania Styczniowego. Wskazuje na wymazanie sprawy polskiej z mapy politycznej Europy, na wielkie szkody, jakie wyrządził brak polskich instytucji politycznych i publicznych w okresie szczególnie dynamicznych przemian społeczno-ekonomicznych związanych z rewolucją przemysłową, likwidacją pańszczyzny i częściowym uwłaszczeniem chłopów – oraz budzeniem się, wskutek tych przemian – świadomości narodowej. Pisał więc Dmowski w roku 1933:
Powstanie 1863/64 roku było pogrzebem kwestii polskiej: od chwili jego upadku wykreślono ją spośród spraw międzynarodowych. Nastąpił czterdziestoletni okres utrwalania się układu Europy, w którym miejsca na Polskę nie było.
(…) Miało ono po rozbiorach bogatsze od innych dzielnic, pełniejsze życie, było po Kongresie Wiedeńskim odrębnym, w pewnej mierze nowoczesnym państwem, żyło na wyższej stopie umysłowej i utrzymywało bliższe stosunki z życiem Zachodu.
W drugiej połowie stulecia dzielnica środkowa, skutkiem należenia do Rosji, w swych instytucjach politycznych o wiele więcej pozostawała w tyle za Europą, niż zabory pruski i austriacki. (…)
Fatalną wprost okolicznością było to, że ten przewrót (uwaga red.: rewolucja przemysłowa, likwidacja pańszczyzny, wykształcanie się świadomości narodowej mas) rozpoczął się w chwili bankructwa politycznego sprawy polskiej. Wreszcie, ten postęp gospodarczy i społeczny odbywał się przy braku instytucji publicznych, przy ujęciu całkowitej kontroli życia w ręce rządu, bardzo pierwotnie pojmującego potrzeby tego życia, co musiało stać się źródłem licznych zboczeń.
_________________
Źródło: R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Rdz. Przewroty (rozdział dodano w 1933 r.), I. Przewrót popowstaniowy, wyd. siódme nakładem Koła Młodych Stronnictwa Narodowego, Londyn 1953, str. 113-115
Uwaga: część wydań “Myśli …” [np. piąte z 1934 r.] nie zawiera tego rozdziału

Poniżej przytoczymy obszerne fragmenty “Porozbiorowych aspiracyi …”, w których omawiane są błędy i zaniedbania różnych polskich stronnictw zaangażowanych w narastający konflikt, który (wskutek działań agentury pruskiej i Żydów, por. monografia S. Didier’a) skończył się narodową katastrofą. “Porozbiorowe aspiracye …” są tym bardziej godne uwagi i polecenia, że ich autor w swoich analizach politycznych, opublikowanych w 1882 r. posługuje się trzeźwym osądem sytuacji, właściwym dla środowisk narodowych (patrz np. R. Dmowski, Myśli nowoczesnego Polaka, Rdz. Przewroty (dodano w 1933 r.), I. Przewrót popowstaniowy, ww. wyd. siódme).
A. Wrotnowski celnie diagnozuje polityczne zaniedbania margrabiego Wielopolskiego (inne teksty nt. Wielopolskiego:Niewdzięczni Rodacy, kiedy Wielopolskiemu postawicie pomnik?,S. Didier o margrabim Wielopolskim):
(…) Każdy mąż stanu byłby swe nowe idee, przeciwne ideom rozpowszechnionym w całym narodzie, szerzył za pomocą słowa i pisma. Margrabia, mało się z ludźmi znoszący, nie biorący żadnego udziału w pracy rozwijanej przez kraj, nie mógł zapewne posiłkować się żywem słowem; musiał się zaś nie zniżać do przekonywania nawet tych kilkunastu osobistości. z któremi zachował bliższe stosunki, skoro w chwili stanowczej poszły one drogą przeciwną. Pozostawało więc pismo i druk; margrabia przecież przez ciąg lat kilkunastu nic nie napisał i nic nie wydrukował, chociaż przez ten czas, w przekonaniu o skuteczności swego programu, o wyższości swej kombinacyi politycznej nad aspiracyami ożywiającemi innych, sam coraz bardziej się utwierdzał. Pisać przecież umiał, i usprawiedliwianiu jego poglądów nic nie stawało mu na przeszkodzie. Nawet cenzura pod zarządem księcia Gorczakowa stawała się łagodniejszą; niebyłaby więc wzbraniała szerzenia drukiem idei, zgodnej z dobrze zrozumianym interesem samejże Rossyi; – wszystkie zaś publikacye zagraniczne, bez trudności acz kryjomo dostawały się do kraju, szerząc właśnie poglądy programowi margrabiego przeciwne. Mógł przeto drukować za granicą. Sama więc buta magnata, powstrzymała margrabiego od pisma i druku; tylko w niej można dopatrzyć powód, dlaczego do usprawiedliwiania swych teoryi przed ogółem zniżać się niechciał. (…)
_________________
Źródło: Antoni Wrotnowski, Porozbiorowe aspiracye polityczne narodu polskiego, wyd. Gubrynowicz i Schmidt, Lwów 1882, Str. 189

Walka o przeforsowanie programu politycznego dostosowanego do polskiego położenia politycznego i polskich możliwości negocjacyjnych, a nie – maksymalistycznych aspiracji i postaw uformowanych przez wieszczów-romantyków – wymagała pracy propagandowej, niezależnie od tego, jak korzystna dla narodu miała być realizacja programu margrabiego. Tymczasem Wielopolski oddał pole propagandowo-ideologiczne przeciwnikom politycznym. Obecnie również trwa walka o kształt polskich postaw narodowych , walka której charakter i stawkę opisaliśmy w tekściePowstanie Listopadowe – kult błędów politycznych, fałszywych bohaterów i jego skutki. Tej walki, jeśli w Polsce ma się kiedykolwiek odrodzić autentyczny polski ruch narodowy, a nie jego atrapy, powielające propagandę pseudopatriotyczną jednej z głównych partii politycznych – nie wolno nam przegrać. Bez przywrócenia w polskiej świadomości narodowej właściwych proporcji ocen zdarzeń, racjonalizmu w formułowaniu programów oraz diagnozowaniu sytuacji, bez przywrócenia prymatu rozumu nad emocjami w polskim dyskursie politycznym i polskiej świadomości narodowej nie ma mowy ani o prowadzeniu skutecznej polityki narodowej, ani – zyskaniu szerszego poparcia społecznego przez ze swej natury racjonalny i pragmatyczny ruch narodowy. Dowiodła tego dobitnie klęska margrabiego Wielopolskiego, mimo że historia przyznała mu rację – bez świadomości narodowej nie może być polityki narodowej. Tej walki ideologicznej nie wolno przegrać, mimo przerażającej różnicy możliwości finansowych, odcięcia od mediów – i wykreowania przez wroga, obok popularnych polityków i publicystów, obok agentury dezinformacyjnej – także mas Polaków – zwiedzionych i nieświadomie szkodzących. Te środowiska – w złej wierze (a oszukani Polacy – w najlepszej!) forsują wszędzie, gdzie tylko mogą antynrodowy, irracjonalny pseudopatriotyzm. Pora, by narodowcy zaktywizowali się w tych mediach internetowych, w których im się jeszcze pozwala na obecność – i zaczęli docierać ze swoim przekazem, także do ugrupowań pseudonarodowych. Pora by zaczęli rozpowszechniać wartościowe opracowania i odnośniki do nich wśród znajomych – i na zdominowanych przez pseudopatriotów stronach internetowych. Narodowi należy się odtrutka na antypolską propagandę, a obowiązkiem narodowców jest mu ją dostarczyć.
Antoni Wrotnowski
Porozbiorowe aspiracye polityczne narodu polskiego



Gubrynowicz i Schmidt
Lwów 1882
Skanowanie, wytłuszczenia, uwagi i korekta:
Polska Myśl Narodowa
(myslnarodowa.wordpress.com)
2013
a) Organizatorowie spisku.

Niema najmniejszej wątpliwości, że główna odpowiedzialność za wszystkie następne klęski krajowe, spada przedewszystkiem na organizatorów spisku. Wyzyskując sprawiedliwe oburzenie całego społeczeństwa polskiego, wywołane rozlewem krwi niewinnej w lutym 1861 r. i uczucia patryotyczne, którym ono po raz pierwszy od lat 30 miało sposobność jawny a poważny dać wyraz; – korzystając z rozbicia stronnictwa konserwatywnego, wśród fermentu, spowodowanego postawieniem programu kompromisowego z Rossyą, poczytywanego za przeciwny aspiracyom politycznym narodu, podjęli oni smutne a szalone zadanie rozpoczęcia wojny, dla odzyskania orężem niepodległego bytu państwowego Polsce. Pod wpływembezprzykładnej zarozumiałości i zbrodniczej lekkomyślności nie byli zdolnymi pojąć, że przecież miarą prawowitości tego rodzaju zadania, jest zawsze i wszędzie nie sama zasada, lecz dostateczność środków wojennych i równomierność z siłami nieprzyjaciela, chociażby najbardziej względna, lecz dająca przynajmniej prawdopodobieństwo zwycięztwa. Jeżeli bowiem prawo do odzyskania utraconego bytu, żadnemu narodowi nie może być zaprzeczanem, a więc ma on zawsze tytuł, zdobyć orężem to, co mu oręż odjął, – niemniej wszakże,sam wzgląd na wielkość i doniosłość celu, stanowczo zabrania zrywać się do walki w obec jawnego braku sił i widocznego niepodobieństwa wywalczenia tego prawa w otwartym boju. Każdy zaś poryw nieuwieńczony pełnym rezultatem, strąca sprawę ujarzmionego narodu w głębszą przepaść, zamiast ją posunąć krok wyżej, i jeszcze bardziej kraj osłabia, zamiast zaszanować jego siły na lepszą przyszłość.
Tej niewątpliwej zasady, wyłącznie kierować winnej patryotyzmem i wszelkiemi usiłowaniami każdego narodu, pozbawionego niezawisłości państwowej, nie rozumiała przedewszystkiem część emigracyi polskiej (uwaga red.: Jak widać historia lubi się powtarzać, gdy nikt z niej nie wyciąga wniosków dla postępowania narodu.), tworząca za granicą “centralizacyę demokratyczną-; społeczeństwo polskie nic zaś nie czyniąc dla uleczenia się
235

od zgubnej zarazy liberi conspiro, nie przeszkadzało wychodźcom zwracać umysły młodzieży w kierunek dla żywotnych jego interesów naj szkodliwszy. “Kto ma ręce ten może mieć kij, — kto ma kij, ten może nieprzyjacielowi odebrać bagnet, kto ma w ręku bagnet, ten może mu zabrać działa i amunicyę”, – głosił przecież Ludwik Mierosławski (uwaga red.: Jeśli czytelnikowi wydaje się, że myślenie Mierosławskiego nie miało naśladowców w polskim podziemiu antyhitlerowskim:“Przed podjęciem decyzji o przedwczesnych walkach przestrzegali Delegata Rządu na Kraj wojskowi i politycy zaniepokojeni przemarszem na wschód świeżych jednostek niemieckich oraz powrotem władz dystryktu do Warszawy. Przestrzegał go między innymi przewodniczący Stronnictwa Pracy Józef Chaciński, na co Delegat nie zareagował, a na uwagę Jerzego Brauna członka Rady Jedności Narodowej, że żołnierze AK nie mają broni odparł : ‘To sobie zdobędą‘”. Źródło: Jacek Smolarek, “W 65 rocznicę Powstania Warszawskiego”), jeden z wybitniejszych agitatorów demokracyi emigracyjnej, i ze smutkiem przychodzi wyznać, iż nie mała liczba młodzieży, widząc nowy katechizm patryotyczny w tem widocznem głupstwie niepoprawnego warchoła, skłonną była przyjmować udział w spiskach, mających na celu rozpoczęcie wojny z pierwszorzędnem mocarstwem militarnem, bez armii polskiej, i rzucenie się z kijami, a co najwięcej ze strzelbą myśliwską i kosą, na uzbrojone i zorganizowane korpusy rossyjskie. To chorobliwe usposobienie młodzieży polskiej, postanowili agitatorowie emigracyjni dla swych fantastycznych wyzyskać pomysłów. Słuchając ich głosu, zorganizował się w kraju spisek.
Sprzysiężeni, dając dowody niepospolitej energii i zdolności organizacyjnej, spożytkowali każdy bez wyjątku błąd potityczny, spełniony w ciągu dwóch lat przez rząd i przez silne z razu stronnictwo konserwatywne, dobrze rozumiejące, iż wojna z Rossyą byłaby widocznem szaleństwem. Wciągnąwszy do sprzysiężenia kilkadziesiąt tysięcy ludzi, którym niezawachali się czynić zapewnień niewątpliwego zwycięztwa, dali wreszcie hasło do rozpoczęcia boju, mającego, jak było łatwem do przewidzenia, zasypać kraj zgliszczami.
To wszystko, co naród polski od r. 1864 do dziś przecierpiał, i co jeszcze cierpieć będzie, jest więc wyłącznem ich dziełem.Bez krwawej awantury na ich głos rozpoczętej, nie byłaby Rossya nawet za lat 50 zaszła tak daleko na drodze rossyanizowania Polski, ani odważyła się na setną część tych środków, jakiemi swój dotychczasowy terroryzm odznaczyła.
Dokonali więc organizatorowie spisku najcięższą zbrodnię, jaką pewna liczba jednostek przeciw własnej ojczyźnie dokonać może; – taki sąd będzie zmuszoną wyrzec o nich historya, zwłaszcza, że krom nieuzasadnionych obaw, wywołanych programem margrabiego, nie zdoła wynaleźć żadnych innych okoliczności łagodzących ich winę, nawet względem tych kilkudziesięciu tysięcy sprzysiężonych, którym rozkazali stanąć na linii bojowej.
Jakoż, rzeczeni organizatorowie nie uznawali za rzecz ani konieczną, ani pożyteczną, zbadać przedewszystkiem stosunek sił wyprowadzanych przez siebie do walki, względem liczby wojska, które Rossya rzucić mogła na Polskę, A przecież, nawet w przypuszcze -

236

niu, że dla każdego oddziału powstańczego wcześnie przysposobią broń, że za pomocą prawdziwego cudu, w jednej chwili, zanim się Rossya opatrzy, a więc w czasie bardzo krótkim, zorganizują pułki i korpusy, intendenturę, magazyny, służbę zdrowia i szpitale, słowem cały przyrząd konieczny do prowadzenia wojny, godziło się bez wątpienia w tak ważnej sprawie obliczyć, jaka będzie liczba zaimprowizowanego wojska polskiego, a niemniej, jaką siłę nieprzyjaciel stawi do boju. Mieli przeto obowiązek dopełnić to obliczenie z całą możliwą ścisłością; – temu wszakże obowiązkowi nie uczynili zadosyć, a nawet go nie rozumieli. Częścią pod wpływem fanatyzmu odejmującego trzeźwość każdemu poglądowi politycznemu,częścią znowu wskutek bezprzykładnej zarozumiałości i lekkomyślności, organizatorowie spisku mniemali, że sami jedni ojczyznę kochają, że sami jedni kochać ją umieją. Zarzucając przeto całemu społeczeństwu polskiemu, brak lub przynajmniej niedostateczny stopień miłości i ofiarności dla sprawy ojczystej, każdą uwagę- o konieczności rzeczonego rachunku zwali pogardliwie brakiem odwagi (uwaga red.: Patrz komentowany wcześniej cytat z tekstu S. Michalkiewicza.).
Im więcej z pośród stronnictwa konserwatywnego dochodziło ich przestróg o strasznych następstwach rzucenia rękawicy potężnemu mocarstwu, bez możności poparcia tego wezwania imponującą siłą zbrojną, tem przeto staranniej zakrywali jej brak przed ogółem (uwaga red.: Por.“PW’44 bez broni – meldunki kontrwywiadu AK …”.).
I jak gdyby dla kontrastu z tem że stronnictwem, z lekceważenia potęgi Rossyi, uczynili swój dogmat polityczny, głosząc, iż niezwracanie uwagi na liczbę jej wojska, jest synonimem patryoiyzmu polskiego. Nie raczyli nawet otworzyć księgi dziejów ojczystych, jak gdyby w obawie, by one nie uwydatniły, że od lat przeszło dwustu, siły wojenne Rossyi wzrastały i wzrastają w stosunku odwrotnym do zmniejszających się takichże sił narodu polskiego.
Z umysłu więc nie szukali w przeszłości ani nauki, ani wskazówek, zapobiegając by one nie wywarły trzeźwiącego wpływu nie tylko na sprzysiężonych, ale nawet na samych twórców szalonej teoryi, która porwanie za oręż chociaż oręża niema, poczytywała za dogmat, na ślepe posłuszeństwo zasługujący. Organizatorowie spisku nie pamiętali więc, a być może zapomnjeć pragnęli, że rok 1634 był momentem kulminacyjnym przewagi oręża polskiego nad rossyjskim; – że w lat dwadzieścia później, car moskiewski wkroczywszy na Litwę i na Ukrainę z siłą 140.000 wojska, dochodził już do Lublina i Zamościa, gdy zaś Polska zawojowana podówczas przez Karola Gustawa nie była w możności tych sił odeprzeć, musiała się więc zgodzićna utratę znacznych przestrzeni kraju, wymienionych w traktacie rozejmu, 3 listop. 1656 w Niemieży pod Wilnem

237

spisanym. Nie pamiętali także, lub pamiętać nie chcieli, że ośmielona powodzeniem oręża w r. 1654 Rossya, rozwinęła następnie swą zaborczą politykę przeciw narodowi polskiemu i prowadziła ją wytrwale z nieubłaganą konsekwencyą. Jakoż na wiadomość, iż przez ugodę 16 września 1658 r. w Hadziaczu , między Rzeczpospolitą a Kozakami zapóźno niestety zawartą, położone zostały rozumne podstawy do takiej z nimi unii, jaka już istniała między Polską i Litwą, car moskiewski natychmiast ów rozejm zerwał, i rzucił na Polskę wszystkie swe siły. W tej wojnie przez lat kilka prowadzonej, powodzenia oręża polskiego już się równoważyły z niepowodzeniami; – Rzeczpospolita już nie zdołała odzyskać prowincyi w r. 1650 w posiadaniu cara pozostawionych, a nawet zniewoloną była okupić pokój, stanowczem odstąpieniem temuż carowi Smoleńska, Czerniechowa i Siewierza i pozostawieniem Kijowa na lat dwa w ręku nieprzyjacielskiem. Zawierając dnia 30 stycznia 1667 roku w Andruszowie rozejm ną lat 13½ , tylko za cenę powyższych ustępstw, Rzeczpospolita uratowała podówczas Inflanty polskie, Połock i Witebsk. Od chwili tego rozejmu, naród polski, acz jeszcze mający byt państwowy, mogący przeto wystawiać poważne siły zbrojne, wystarczające do boju z Turkami, nie mógł się już zdobyć na wystawienie sił, któreby .podołały rosnącej potędze carów. Nawet Jan Sobieski, acz po zwycięztwie chocimskiem (r.1672) otoczony aureolą chwały, nie ośmielił się wystąpić przeciw Rossyi w celu odzyskania krajów utraconych przez traktat Andruszowski, lecz ponawiając w r. 1680 rozejm na dalsze lat 13, zostawił carowi dalsze posiadanie Kijowa. Nawet zwycięztwo pod Wiedniem (12go września 1683 r.) nie ośmieliło Jana III do wojny z Rossyą; – w nadziei zaś pociągnięcia jej do wspólnego przeciw Turkom działania, Rzeczpospolita odstąpiła jej ostatecznie Kijów, serce Rusi polskiej i wszystkie poprzednie zabory, (pakta Grzymułtowskiego w dn. 3 maja 1686 r.), Wzajemny stosunek potęgi wojennej dwóch narodów, uległ więc zmianie jeszcze za Sobieskiego; – siły zbrojne Rzeczpospolitej, z któremi nawet w pierwszej połowie wieku XVII Rossya mierzyć się jeszcze nie mogła, w końcu tegoż wieku już dla jej pokonania niedostateczne, maleją i słabną w wieku XVIII z tak bezprzykładną szybkością, iż monarchowie rossyjscy, przeprowadzając swą politykę, nie potrzebują bynajmniej rzucać na Polskę licznych armii, i szerzą swój wpływ za pomocą liczby wojska, stosunkowo nie wielkiej.
Piotr W. zyskuje ten wpływ w r. 1704, wprowadzając do Litwy tylko 6000 żołnierzy i posełając 12.000 do Kijowa, w celu

238

dania pomocy Augustowi II przeciw Karolowi XII. Takaż sila 18.000 wojska wystarcza temuż monarsze rossyjskiemu w. r. 1716 do rzucenia postrachu na konfederatów tarnogrodzkich. Groźbą wkroczenia do Polski 50.000 żołnierza rossyjskiego i pruskiego, popierają, obadwa mocarstwa akcyą dyplomatyczną rozwiniętą w roku 1724 z powodu nieszczęśliwej sprawy toruńskiej. 40.000 wojska rossyjskiego udaremnia w r. 1733 jednomyślny wybór Stanisława Leszczyńskiego; – 12.000 grozi Rossya w r. 1761; 8.000 wprowadzonemi na Litwę w r. 1763 rzuca postrach na przeciwników stronnictwa “Familii”, któremu podówczas rzekomo pomaga; kilka tysięcy w roku następnym, zapewnia koronę polską Stanisławowi Poniatowskiemu, pomimo liczniejszych sił partyi hetmańskiej, nie mających odwagi mierzyć się z Rossyą i co prędzej opuszczających Warszawę *). Wreszcie kilka oddziałów wojska rossjjskiego, nie zaś armia liczbą imponująca, udaremniło wszystkie usiłowania konfederacyi Barskiej.
Stawianie sił stosunkowo nie wielkich, nie dowodzi przecież, iżby Rossya w każdem z wymienionych starć, była w niemożności rzucenia na Polskę korpusów liczniejszych; – przekonywa wszakże, iż do prowadzenia boju z wojskiem polskiem, już w zeszłym wieku nie uznawała potrzeby wyprowadzać wielkich armii, chociaż ono istniało i mogło swe kadry zwiększać, i posiłkować się arsenałami tudzież wszelkiemi przyrządami wojennemi, acz wadliwemi lub niedostatecznemi. Jakoż umiała Rossya wyprowadzać na linią bojową siły zbrojne na statysięcy obliczane, ilekroć przychodziło jej mierzyć się z nieprzyjacielem rzeczywiście groźnym, potężnemi środkami walki rozporządzającym. Rok 1807, a jeszcze bardziej 1812 jest tego dowodem. Gdy zaś naród polski w r. 1831, rozpoczynając bój o swój byt państwowy, po raz pierwszy od lat 130 rozporządzał siłami poważniejszemi i dobrze zorganizowanemi, Rossya stawiła 160.000 wojska, chociaż po dwuletniej wojnie tureckiej, świeżo ukończonej była rzeczewiście osłabioną.
Było więc rzeczą niewątpliwą i dla każdego widoczną, iż w r. 1861- 1863 żadną wojną nie zagrożona, Rossyn dla utrzymania swej władzy w Polsee, rzucić na nią może siły bardzo poważne, — co najmniej 300.000 ludzi. I w istocie, rossyjski rachunek racyi żołnierskich, wydawanych w ciągu r. 1863 wykazuje, iż liczba wojska, mającego stłumić inśurekcyą po tej stronie Niemna i Bugu, a zarazem imponować Fraucyi, wynosiła blisko 200.000; z tem

_____________

*) Kisielewski loco citato str. 225.
239

więc, które działało w Litwie i na Wołyniu, przechodziła ogólną cyfrę 300.000, przyjmowaną w przewidywaniach umysłów trzeźwych.
Na te przewidywania organizatorowie spisku odpowiadali, ze w r. 1861 garnizony rossyjskie w Królestwie nie przenosiły 80.000 Judzi, że więc rozporządzając 100.000 sprzysiężonych, garnizony te znieść potrafią, a następnie znosić będą każdy oddział nieprzyjaciela, w granice polskie wkraczający. Przedewszystkiem więc świadomie i z umysłu okłamywali siebie i drugich cyfrą 100.000 sprzysiężonych, skoro było rzeczą wiadomą, iż nawet w początku 1863 roku, ogólna liczba wciągniętych do sprzysiężenia nie dochodziła do połowy tej cyfry; – co zresztą wyszło na jaw w pierwszych miesiącach tegoż roku, gdy ciż sprzysiężeni wystąpili w pole. Co ważniejsza, owa cyfra 100.000,w mniemaniu organizatorów spisku imponująca, imponującą wcale nie była; nie chcieli bowiem uwierzyć, iż armia regularna, nawet ta, jaka w r. 1861 stała w Królestwie, prędzej lub później rozbije i zniesie ruchawkę, chociażby 200.000 ludzi liczącą, na przestrzeni całego kraju z konieczności rozrzuconą i w jedno miejsce dla braku organizacyi, magazynów i żywności zebrać się nie mogącą; – nie chcieli pojąć, że wprzód nim ta armia mogła być zniesioną, Rossya wprowadzi do kraju nowe siły i nie ustąpi, dopóki sama nie uzna, iż wyczerpała zasoby i środki przedłużania wojny; – tych zaś środków nie wywyczerpie ani ruchawka, ani partyzantka, chociażby najumiejętniej i najszczęśliwiej operująca. Nie chcieli zresztą zwrócić uwagi, że rozpoczną wojnę z siłami i środkami nie mogacerni iść w porównanie i widocznie słabszemi od tych, jakiemi się posługiwały konfederacya Barska, powstanie Kościuszki i powstanie Listopadowe; – gdy przeciwnie Rossya, od r. 183l widocznie potężniejaca, jest w możności wyprowadzić do boju wielkie i dobrze zorganizowane armie, kilkakroć liczniejsze od tych, jakiemi poprzednio pokonywała Polaków.
Te wszystkie względy, podnoszone w poufnych wprawdzie z organizatorami spisku rozmowach, (nikt bowiem nie mógł mówić publicznie i działać jawnie), – były głosem wołajacego na puszczy, wobec ich zarozumiałości, przechodzącej wszelkie pojęcie, Patrząc na arogancyą, z jaką zapowiadali zwycięstwo, można było zaprawdę mniemać, że zabierają się do walki z Rzeczpospolitą San Marino, albo z wojskiem Brunswiku, nie zaś z mocarstwem, przez cały świat słusznie uznawanem za wielką militarną potęgę.· Wprawdzie krwawa awantura przez organizatorów spisku wywołana i rozpoczęta, była względem Rossyi niczem innem, jak



  PRZEJDŹ NA FORUM