Nasi naziści, nasi hitlerowcy
Za: http://marucha.wordpress.com/2013/03/23/nasi-nazisci-nasi-hitlerowcy/

W odwracaniu historii do góry nogami Niemcy robią wrażenie, jakby utracili już wszelki umiar, albo naprawdę uwierzyli w wytworzoną przez siebie historyczną fikcję i niczym ślepcy brnęli w nią coraz głębiej. ZDF – drugi program niemieckiej publicznej telewizji – wyemitował właśnie filmową trylogię pt. “Unsere Mütter, unsere Väter – Nasze matki, nasi ojcowie”.



Trzeba przyznać, że film zrobiony jest dobrze, z dużym rozmachem, a zarazem z dużą dbałością o szczegóły rzeczywistości lat 40-tych zarówno w Niemczech, jak i na froncie. I gdyby nie przerażająca wymowa filmu, można by śmiało powiedzieć, że ogląda się go z dużą przyjemnością.

Filmowa trylogia opowiada o losach pięciu przyjaciół, których los rzucił na wojnę. Akcja filmu toczy się w latach 1941-45 – i w tym już tkwi pierwszy szkopuł: II wojna nie rozpoczęła się w 1939 r., a w 1941 – tak do dzisiaj twierdzi Rosja. Teraz wtórują temu Niemcy.

Rok 1939, 1940, wszystkie wojny do momentu inwazji na ZSRR, a zwłaszcza pakt Ribbentropp-Mołotow w ogóle nie miały miejsca, a przynajmniej dla losów świata nie odgrywały żadnego znaczenia… Celowe upowszechnianie tej zakłamanej wersji historii doprowadziło do tego, że młodzi Rosjanie w ogóle nie uznają roku 1939 jako momentu wybuchu wojny, natomiast młodzi Niemcy, o ile w ogóle mają na ten temat jakąś wiedzę, nie traktują wydarzeń do ataku na ZSRR na tyle „poważnie”, by zasługiwały one na to, by zaliczać je do II wojny światowej.

Wracając do treści filmu: z piątki przyjaciół trójka trafia na front wschodni, dwójka pozostaje w Berlinie. Film opowiada losy każdego z nich ( w tym jednego Żyda, którego ojciec uważa siebie za „dobrego Niemca”, a w związku z tym jest przekonany, że rodzinie nic stać się nie może – i faktycznie, aż do roku 1944 czy 45 żyją sobie w Berlinie, jakby dookoła nie działo się nic nadzwyczajnego). Każdy z bohaterów filmu robi bardzo pozytywne wrażenie: to młodzi, sympatyczni ludzie, którzy są przekonani, że kampania w ZSRR nie potrwa długo, a tym samym wojna się zakończy (kolejne, choć ukryte przekazanie absurdalnej tezy, jakoby wojna oznaczała tylko wojnę z ZSRR).

Są wśród nich przede wszystkim tacy, którzy w całej niemieckiej machinie wojskowo-partyjnej działają niczym idealnie naoliwiona śrubka w maszynie; a także tacy, którzy nie będąc nazistami bynajmniej nie są krytyczni wobec reżimu (po niemiecku takich ludzi powszechnie określa się jako Mitläufer – czyli konformiści, dosłownie „podążający za resztą”). Wszyscy bohaterowie pozostają jednak postaciami bardzo pozytywnymi – działają bowiem zgodnie z poczuciem własnej moralności, honoru czy lojalności wobec ojczyzny. Wstrząsy na tejże niemieckiej psychice, spowodowane pojawieniem się postaci i zjawisk, które powinny zburzyć wewnętrzny ład i harmonię młodych Niemców (pomagającej rannym niemieckim żołnierzom żydowskiej lekarki lub morderstwie dokonanym przez niemieckiego oficera na sowieckim komisarzu), pozostają jednak tylko drobnymi epizodami.

Najbardziej wymowne za to są inne „drobne epizody”, które nadają wymowy całemu filmowi. Od początku filmu widzimy, że żołnierze Wehrmachtu byli zwykłymi, dobrymi, uczciwymi ludźmi. Może byli trochę idealistyczni, może zbyt naiwni, może nie chcieli interesować się polityką lub myśleli tylko o własnej karierze – ale te wszystkie drobne (w filmie – bardzo drobne) wady to przecież nie zbrodnia, to przecież nie nazizm.

Właśnie – nazizm i naziści. Oczywiście są. Ale właśnie jako „naziści” – nie jako Niemcy. Określenie narodowości stosuje się tylko wobec tych miłych, sympatycznych młodych żołnierzy, którzy szybko rozczarowują się sytuacją na froncie, do młodych sanitariuszek polowych, które szybko przeglądają na oczy, widząc brutalny obraz frontowych rannych, zmasakrowanych żołnierzy w warunkach przyfrontowego szpitala. Ci „naziści” z SS, partii czy Gestapo to jakaś tajemnicza, anonimowa mniejszość, która najpierw, na początku trylogii, nie jest wcale widoczna, a w miarę rozwoju akcji filmowej i negatywnej sytuacji na froncie wschodnim coraz bardziej szantażuje i terroryzuje „zwykłych Niemców”.

Mamy wyeksponowany w filmie wątek muzyczno-artystyczny – na przykładzie młodej Niemki, która marzy o karierze jako śpiewaczka, dzięki osobistej znajomości z oficerem-esesmanem, której finał kończy się sceną łóżkową i ciążą, faktycznie robi karierę. Robi karierę jako frontowa śpiewaczka, objeżdżając niemieckie jednostki na wschodzie. Choć jest narzędziem propagandowym w rękach hitlerowskiego reżimu, także ta postać nie budzi w najmniejszym stopniu niechęci czy sprzeciwu widza – myśli bowiem tylko o śpiewaniu i występach, nie „interesuje się” polityką, jest naiwną, młodą dziewczyna, która za swe błędy i jedną pochopnie wyrażoną opinię, że sytuacja na froncie wschodnim jest zła, trafia do gestapowskiej katowni.

Najbardziej jaskrawe i absurdalne momenty filmu dotyczą jednak, niestety, także Polaków. Najpierw mamy obraz, jak ukraińska policja pomocnicza z barbarzyńską przyjemnością morduje żydowską ludność cywilną, kobiety i dzieci. Niemieccy żołnierze z Wehrmachtu są tym faktem oburzeni (!), próbują stanąć w obronie Żydów (!). Wiadomo, że Ukraińcy mieli krew na rękach – i polską, i żydowską, i rosyjską. Ale przedstawienie Niemców w roli obrońców Żydów przed ukraińską dziczą jest tak absurdalne, tak paradoksalne, że trzeba naprawdę wierzyć w taką wersję historii, by z oburzenia nie wyłączyć telewizora. Powtórzę jeszcze raz – w całym filmie nie ma ani jednej sceny zbrodni dokonanej przez Wehrmacht. Nie ma palenia wsi czy ludzi żywcem w stodołach przez oddziały wojska, policji i tzw. Einsatzgruppen. Niemieccy żołnierze mają czyste sumienia, czyste mundury, działają zgodnie z swoim honorem, patriotyzmem i zasadami moralnymi.

I najbardziej wymowna scena: niemiecki dezerter, który miał dość wojny, trafia w niewolę polskich partyzantów (oczywiście, a jakżeby inaczej, podstępem, przez oszustwo, pod pozorem chęci uratowania go przed ścigającymi go Niemcami, po tym jak w chłopskiej chacie został ugoszczony i nakarmiony). I tu pojawia się niemiecki obraz Armii Krajowej – skrajnych nacjonalistów, ekstremalnych antysemitów, którzy pomagali nazistom w mordowaniu Żydów, i którzy w ogóle umożliwili dopiero nazistowskie zbrodnie (których nie było, przykładowo, na Zachodzie, bo tam niemieccy żołnierze nie natrafili na „wschodnioeuropejskich” antysemitów, a tylko śpiewali ładne piosenki Marleny Dietrich, które słuchać lubili także Amerykanie – tak przynajmniej front zachodni opisywany jest ustami bohaterów filmu). Niech za przykład tego zakłamania posłuży jedna, jakże wymowna scena: brodaty oficer AK (wszyscy partyzanci mają wyraźnie widoczne biało-czerwone opaski z literami AK na rękach) wącha (sic!) niemieckiego jeńca, jednocześnie pytając, czy ten nie jest Żydem. Czyż taka bzdura nie woła o pomstę do nieba?

Filmowa trylogia wzbudziła w Niemczech ogromne zainteresowanie i dyskusję w innych mediach. Jeden z najbardziej opiniotwórczych dzienników, „Süddeutsche Zeitung” (uchodzący nota bene za lewicowo-liberalny) nawoływał: „Zbierajcie całą rodziną i oglądajcie telewizję!”. A w wysokonakładowym tabloidzie „Bild” ukazał się ciąg wywiadów, mających wyjaśnić Niemcom tak nurtujące ich pytania, jak: „Czy naprawdę w II wojnie światowej mordowano kobiety i dzieci?”, „Jak traktowano w tamtych czasach kobiety?” czy „Czy były wtedy moralne tematy tabu? I jak traktowano osoby, które je złamały?” (same pytania pozostawiam z oczywistych chyba względów bez komentarza).

W każdym bądź razie – na pytania odpowiadali historycy i germaniści, prof. C. Goschler oraz dr Reuth, autor biografii Hitlera, Goebbelsa i Rómmla oraz wydawca budzących kontrowersje co do ich oryginalności pamiętników Goebbelsa. Na pytanie, czy polscy partyzanci naprawdę byli tak antysemiccy, pada odpowiedź: „Armia Krajowa, której jednostki operowały jak oddziały partyzanckie, składała się z polskich nacjonalistów. Antysemityzm w jej szeregach był ekstremalnie rozpowszechniony. Antysemityzm w Europie wschodniej był generalnie mocno rozpowszechniony, co ułatwiło nazistom mordowanie europejskich Żydów”.

Chcąc streścić wymowę filmu w kilku punktach, należałoby powiedzieć, że:
1) niemieccy żołnierze to zwyczajni, sympatyczni i uczciwi ludzie, którzy są raczej ofiarami wojny, niż jej katami;
2) naziści to grupa anonimowej, tajemniczej mniejszości, która sterroryzowała kraj, i której „zwyczajni” Niemcy boją się i nienawidzą;
3) ofiarami byli, poza niewinnymi Niemcami, tylko Żydzi, i żadnych zbrodni na Polakach czy Rosjanach nie było;
4) sprawcami tych zbrodni na Żydach byli przede wszystkim Polacy i Ukraińcy, „wschodnioeuropejscy” ekstremalni antysemici i nacjonaliści, których bali się biedni żołnierze Niemieccy, chcący ratować przed ich barbarzyństwem żydowskie dzieci;
5) żołnierze Armii Krajowej „wyssali antysemityzm z mlekiem matki” i „rozpoznawali Żydów po zapachu”;
6) polscy chłopi to obłudni, zawistni oszuści, o których nie do końca wiadomo, czy bardziej kolaborują z „nazistami”, czy też raczej wydają jeńca partyzantom-antysemitom dlatego, że może on być Żydem.

Taki obraz funduje niemieckim widzom niemiecka telewizja. Co gorsza, wszyscy – media, recenzenci, komentatorzy – zachłystują się z zachwytu. Kilka lub kilkanaście milionów ludzi obejrzy taki film – i bezkrytycznie przyjmie jego treść za prawdziwy obraz wydarzeń, odpowiednia edukacja i propaganda uczyniła już bowiem odpowiednie spustoszenie w mózgach. Pozostaje tylko czekać na kolejną wielką niemiecką produkcje filmową na temat II wojny światowej – może wtedy dowiemy się, że obozy koncentracyjne urządzono dla ochrony Żydów przed antysemickimi polskimi chłopami, albo że warszawskie getto miało chronić Żydów przed antysemicką Armią Krajową?

Michał Soska
http://sol.myslpolska.pl/

A co tam, prawda się zawsze “sama obroni”…
Admin


  PRZEJDŹ NA FORUM