Super głupia ale najdroższa w Europie sprawiedliwość |
Za: http://www.aferyibezprawie.org/index.php?option=com_content&view=article&id=3042:super-gupia-ale-droga-sprawiedliwo&catid=10golna&Itemid=2 Najdroższe w procesie są wynagrodzenia biegłych oraz koszty adwokata. W wielu sprawach można się jednak bez nich obejść Polskie sądy nie są zbyt oszczędne w procedowaniu. Średnio w co trzeciej sprawie korzystają z opinii ekspertów. Rocznie wymiar sprawiedliwości wydaje na ekspertyzy 250 mln zł. Jeśli dodamy do tego koszty adwokatów z urzędu i pieniądze dla świadków, proces w drobnej sprawie może kosztować tysiące. I niestety bywa, że tak się dzieje. Wcale nierzadko. Przykłady? Za tysiące o grosze Najtańszy bez wątpienia jest proces przed e-sądem. Trwa krótko, nie wymaga dodatkowych dowodów, świadków. W ciągu miesiąca, dwóch można liczyć na finał postępowania. Czasem jednak sądy wydają tysiące, by skazać za grosze. Tak było np. w niedawnym procesie Janusza Z. przed jednym z sądów rejonowych w stolicy. Mężczyzna był oskarżony o kradzież energii na kwotę 10 zł, a ostatecznie został skazany za kradzież prądu o wartości 70 gr. W tej sprawie powołano biegłego, przesłuchano świadków, odbyło się sześć rozpraw, zapłacono za obronę z urzędu – w sumie ponad 3 tys. zł. Przykład kolejnej niegospodarności to sprawa z Krakowa. Skradzione przez starszą kobietę w sklepie masło kosztowało 4,20 zł, a koszty policyjnego postępowania, które w związku z tym prowadzono (i zresztą umorzono), wyniosły ok. 300 zł. – Większość sędziów ma w swojej karierze proces o tzw. drobiazg – mówi sędzia Krzysztof Więcławski. Wspomina, że on sam prowadził kiedyś sprawę o kradzież dezodorantu o wartości kilkunastu złotych. Koszty procesu wyniosły ponad 200 zł. Podobnie wygląda wycena spraw o skradzione batoniki, sanki czy bezwartościowy rower. Jeden z sądów przez ponad pół roku prowadził proces kilku narkomanów, którzy niemal codziennie przychodzili na kradzione śniadanie do osiedlowego sklepiku. Przed sądem pojawiło się 16 świadków i biegły z daktyloskopii. Koszt sięgnął 800 zł. O 700 zł droższy był proces, który toczył się przed jednym z sądów rejonowych na Podkarpaciu. Powodem był fakt, że jeden ze współoskarżonych był cudzoziemcem. W każdej rozprawie musiał więc uczestniczyć tłumacz przysięgły. Przetłumaczenia wymagały też wszystkie dokumenty w sprawie. Każda z rozpraw zamiast czterech–pięciu godzin trwała dwa razy dłużej. Proces toczył się przez dwa lata, a podsądny odpowiadał za pobicie. Zdarzają się jednak procesy o naprawdę wielkie pieniądze. Najdroższe były gang i afery gospodarcze Sprawa Jana R., ps. Kulawy, szefa jednego z najgroźniejszych gangów w Polsce, i 14 oskarżonych w Elblągu to jeden z najdroższych procesów, jakie do tej pory toczyły się w Polsce. Kosztował ok. 2 mln zł. Najwięcej pochłonęły wydatki związane z obroną oskarżonych prowadzoną z urzędu, zlecaniem opinii biegłych i opieką lekarską dla głównego oskarżonego. Na miliony wyceniano też największe procesy gospodarcze, jakie toczyły się w Polsce. Chodzi o sprawy Art-B, FOZZ, Colloseum. Nic dziwnego, bo sądy korzystały w nich wielokrotnie z opinii ekspertów, a ci od spraw finansowych są szczególnie drodzy. Na samo opracowanie każdej sprawy, która trafia do sądu, trzeba czasu i pieniędzy. Każdej z nich trzeba założyć akta (m.in. powszywać wszystkie dokumenty). Potem wpisuje się ją do papierowego repertorium i umieszcza w elektronicznej bazie (komputerowe repertorium). Kolejny etap to przydzielenie sprawy sędziemu. Ten wybierany jest z listy. Sędzia musi przejrzeć akta i wyznaczyć termin (albo posiedzenia, albo rozprawy, a to zależy od tego, w jakim trybie sprawa się toczy). Potem trzeba jeszcze wysłać wezwania na rozprawę, i to nie tylko do podsądnego, ale także do wszystkich świadków w danej sprawie. W trakcie procesu sąd powołuje biegłych i przeprowadza inne dowody, np. konfrontacje. – To wszystko musi kosztować – przekonuje Andrzej Rybak, karnista z Uniwersytetu Łódzkiego. Dodaje jednak, że sądy czasami powołują biegłych na wyrost. masz pytanie, wyślij e-mail do autorki a.lukaszewicz@rp.pl"> a.lukaszewicz@rp.pl |