Dżuma znad Jordanu

.

„Publicznie oznajmiają, iż znają Boga, lecz swymi uczynkami się go zapierają”

(Tytusa 1:16)

Biblijny Jezus pojawił się co prawda jako przyjaciel pariasów i ludzi wyzutych z praw, poborców ceł i grzeszników, kalek, ludzi napiętnowanych. Chwalił biednych i groził bogatym. Żądał rezygnacji z wszelkiego majątku. Potępiał „niesprawiedliwą mamonę”, „ułudę bogactwa”, a jego „dobra nowina” dla ujarzmionych zapewne przyspieszyła działania misji chrześcijańskich, zapewne przyciągała niewolników, wyzwoleńców, robotników, drobnych rzemieślników, wygnanych chłopów, z których w większości składała się najdawniejsza wspólnota chrześcijańska. Zniewoleni przez rzymski kapitalizm agrarny i dyktatury cezarów, ci ludzie tęsknili od pokoleń do wybawienia z nędzy i dostrzegali w chrześcijaństwie nie tylko idealną religię, ale i spełnienie proletariackich nadziei, wyzwolenie z niedostatku.

Ale później kler nie zamierzał bynajmniej zmieniać struktur społecznych. Podczas gdy nauka Chrystusa była wręcz ekstremalnie rewolucyjna, Kościół stawał się potęgą na wskroś konserwatywną, tłumił kompromisami i relatywizacją ewangeliczny radyka1izm, całkowicie odżegnał się od tradycji pierwotnego chrześcijaństwa, natomiast przejął antyczny ustrój gospodarczy ze wszystkimi jego elementami.

Najjaskrawiej wykazuje to utrzymywanie przez Kościół niewolnictwa. Niewolnicy powinni „na chwałę Boga jeszcze gorliwiej wykonywać pracę niewolniczą”! — tego żąda w II wieku biskup Ignacy. Doktor Kościoła Ambroży nazywa, zaś, niewolnictwo „darem Boga”. A inny doktor Kościoła, Augustyn, już bez zastrzeżeń stoi po stronie bogatych i propaguje ideał „pracowitości w biedzie” — pozostać biednym i dużo pracować to jedna z najistotniejszych rad, jakich udziela biednym; otóż Augustyn z jednej strony pociesza (jak mutatis mutandiswszystkie encykliki społeczne ostatnich stu lat) niewolników stwierdzeniem, że ich los to przejaw woli Boga, a z drugiej strony uświadamia właścicielom niewolników korzyści płynące dla nich z takiego uzależnienia.

Równouprawnienie religijne niewolników, przyznane im już wcześniej w kulcie Dionizosa, ustaje jednak niebawem, w roku 257, w chrześcijaństwie, z chwilą gdy papież Stefan I zabrania im ubiegania się o godność kapłańską. „Podły niewolnik nie jest przecież godzien takiego zaszczytu” — pisze w 443 roku doktor Kościoła, papież Leon I „Wielki”. Otóż to — w czasach pogańskich, przede wszystkim dzięki stoickiej doktrynie równości ludzi, nastąpiła wreszcie pewna poprawa losu niewolników, ale w IV wieku Kościół znowu pogorszył ich status prawny. I nie tylko przodował w liczebności posiadanych niewolników, lecz również — co nie istniało nigdzie indziej — uniemożliwiał ich wyzwolenie. Jako „dobro kościelne” byli oni niezbywalni. Mało tego. W każdym kolejnym stuleciu zwiększało się zniewolenie i niewolnictwo utrzymało się za sprawą Kościoła przez całe średniowiecze. Tomasz z Akwinu jednoznacznie je usprawiedliwiał, Egidiusz Rzymianin zaś wysławiał je wręcz jako „instytucję chrześcijańską”.

U schyłku średniowiecza ta chrześcijańska instytucja nawet rozwinęła się w Europie Południowej. Spośród wielkich miast zachodnioeuropejskich najdłużej zachował ją — konsekwentnie papieski Rzym. Niesłuszne to, ale zrozumiałe, jeśli się pomyśli o ogromnym majątku Kościoła, choć przecież groteskowe, gdy wspomnimy Jezusa i „komunizm miłości” głoszony przez apostołów, do którego nawiązują nie tylko liczne sekty chrześcijańskie, lecz również wielu Ojców i doktorów Kościoła, jak Jan Chryzostom, żądający niejednokrotnie wspólnoty dóbr zamiast własności prywatnej i nakazujący, by wszystko „posiadano na sposób komunistyczny”. Albo doctor Ecclesiae Bazyli, jeden z najlepszych chrześcijan wszechczasów, który cały swój majątek oddaje biednym, a potem dołącza do tego ogromne dziedzictwo i wreszcie przekazuje ludziom będącym w potrzebie większość dochodu z bardzo bogatej diecezji; chrześcijanin, który innych chrześcijan posiadających cokolwiek stawia na równi ze zbójcami. Ale gdy ci doktorzy Kościoła jeszcze radykalnie krytykowali kapitalistyczny ustrój gospodarczy, domagali się jego likwidacji od podstaw i głosili jako główną naukę chrześcijańską: „komunizm miłości” pierwotnej gminy — zdążyła się już ukształtować sytuacja najbezwzględniejszej eksploatacji w całych dziejach ludzkości. I była to też eksploatacja najbardziej bezwstydna.

.

.

Jezus — w przeciwieństwie do katolickich biskupów — nie potrzebował zbrojnej obstawy, by wygłosić swe „Kazanie na górze”

Już za czasów pierwszych cesarzy chrześcijańskich majątek Kościoła znacznie się powiększył. W VI wieku pobiera się kościelną dziesięcinę, zawarowaną prawnie za Karola „Wielkiego” i ściąganą aż do XIX wieku. W VIII wieku oszustwem i wojnami zostaje uzyskane Państwo Kościelne. I w średniowieczu co najmniej jedna trzecia całej ziemi uprawnej w Europie znajduje się w rękach duchowieństwa, a pracują na niej niewolni chłopi.

Kuria przechodzi wcześniej niż większość dworów monarszych od gospodarki naturalnej do pieniężnej i rychło, dzięki nawiązaniu ścisłych kontaktów z nowo powstającymi bankami, staje się jedną z największych potęg finansowych świata. Inkasuje, co jej się należy, uciekając się do ekskomuniki albo interdyktu, czasem też egzekwuje należności od opornych dłużników przy pomocy władców, z którymi proporcjonalnie dzieli się przychodem. W podziemiach zamku papieskiego w Awinionie, „najohydniejszym i najbrudniejszym mieście, jakie zdarzyło mi się poznać” — jak pisze Petrarca, gromadzone są skarby ze wszystkich stron świata. Alvarez Pelajo, szczerze dochowujący papieżom wierności dostojnik Kurii, opowiada, że ilekroć przybywał na pokoje papieskie, zawsze zastawał duchownych przy liczeniu pieniędzy.

Już około roku 1000 wypomina biskup Orleanu tę „hańbę”, że w Kurii prawie wszystko jest do kupienia i wyroki wymierza się według wagi złota. W wieku XIII skarży się biskup Jakub z Vitry: „Wszystko dotyczy tylko spraw przyziemnych i doczesnych, królów i królestw, procesów i sporów. Rzadko kiedy pozwalano na rozmowę o sprawach duchowych”. Pod koniec XV wieku wykrzykuje we Florencji Savonarola: „Oni handlują beneficjami i nawet sprzedają krew Chrystusa”. A w połowie XX wieku francuski ksiądz-robotnik Henri Perrin dziwi się, „jak niewielką wagę przywiązywały w przeszłości środowiska chrześcijańskie do problemu losu robotników. Z roku na rok nic prócz nabożnych słów” — co potwierdzają dobitnie papieskie „encykliki społeczne”: Rerum novarum(1891), Quadragesimo anno (1931) oraz łagodniejsza tylko w tonie, ale merytorycznie prezentująca to samo,Mater et magistra (1961).

Ale równocześnie papież Pius XII (który pisze ponadto o robotniku i przedsiębiorcy co następuje: „Tworzą oni coś wspólną pracą. Chciałoby się wręcz powiedzieć, że jedzą przy tym samym stole. Bo przecież żyją z ogólnego dochodu gospodarki swego kraju”.) stwierdza: „Kościół Chrystusowy idzie drogą wyznaczoną mu przez boskiego Zbawiciela […]. Nie wtrąca się do spraw czysto politycznych i gospodarczych”. Mniejsza o to, że należące do Kościoła ziemie, w sumie kilka milionów hektarów, w niektórych krajach stanowią prawie dwadzieścia procent wszystkich pól i jeszcze dziś jest to największa posiadłość w świecie chrześcijańskim; że Kościół posiada kilka najbardziej wpływowych rzymskich banków oraz udziały w przerażająco wielu spośród najpotężniejszych zakładów przemysłowych w Ameryce Północnej i Południowej; że niektóre z nich są nawet prawie wyłączną własnością Kościoła, jak czołowe włoskie towarzystwo lotnicze Alitalia, jak zakłady samochodowe Fiat (gdy tymczasem rokrocznie umierają z głodu miliony ludzi i tylko w Ameryce Południowej, gdzie żyje trzydzieści trzy procent wszystkich katolików, trzydzieści procent ludzi to bezdomni) — również trzej bratankowie Piusa XII są wysokimi dostojnikami watykańskimi, prezesują liczącym się bankom, firmom monopolistycznym, i gromadzą, w mało którym wielkim skandalu finansowym we Włoszech nie umoczywszy palców, majątek rzędu stu dwudziestu milionów marek. A sam papież Pius XII, którego beatyfikacja jest już bliska, pozostawia w spadku mienie osobiste wartości osiemdziesięciu milionów marek, w złocie i walucie.

.

.

Napis po francusku, nad obrazem z 1680 roku, brzmi: ”Pewne i słuszne sposoby nawracania heretyków na katolicyzm” — czyli: szubienica łamanie kołem, stos oraz galery.

Zaiste: wśród wszystkich dziwnych świętych Kościoła katolickiego — a są w tym gronie znani fałszerze dokumentów, jak doktor Kościoła Atanazy („doktor Kościoła” to największe wyróżnienie dla katolika; spośród dwustu sześćdziesięciu papieży tylko dwóch otrzymało ten tytuł); znani specjaliści od przekupywania, jak doktor Kościoła Cryl Aleksandryjski, znani złodzieje i podpalacze, jak Marcin z Tours, patron Francuzów — wśród wszystkich dziwnych świętych Ecclesiae Catholicea Eugenio Pacelli byłby jednym z najdziwniejszych, gdyby został kanonizowany. I nie tylko ze względu na słowa Łukasza (12,33 albo 14,33) bądź Jana Chryzostoma, doktora Kościoła: „Bez niesprawiedliwości nie sposób się wzbogacić” oraz „Człowiek godny czci nie może, nie może być bogaty”.

Papieże przemieniali w pieniądze prawie wszystko, dając w każdym stuleciu przykład wielkiej korupcji i demoralizacji. Mimo zakazu sprzedawali każdą nominację na biskupa, każdą godność opata, każde probostwo katedralne. Co więcej, sprzedawali już samą możliwość ubiegania się o to, czasem nawet kilku chętnym jednocześnie, przy czym opłata rosła proporcjonalnie do prawdopodobieństwa uzyskania tego, o co chodziło. Sprzedawali każdą bullę, każdą łaskę, wszelkie dokumenty, wszelkie decyzje. Sprzedawali najświętsze relikwie i jeszcze w czasach antycznych zaczęli rozprowadzać je masowo, na przykład już w IV wieku produkowano w Rzymie relikwie będące replikami całunu. Kościół zamkowy w Wittenberdze posiadał około roku 1510 aż pięć tysięcy pięćset relikwii. A po dziewiętnastu sprawdzonych świętych pozostaje po dziś dzień w kościołach i klasztorach sto dwadzieścia jeden głów, sto trzydzieści sześć torsów oraz zadziwiająca obfitość innych części ciała. „Napletek Chrystusa — pisze Alfonso de Valdes — widziałem osobiście w Rzymie, Burgos i Antwerpii” ponoć występuje on jeszcze w czternastu innych miejscowościach — „w samej tylko Francji znajduje się pięćset zębów Dzieciątka Jezus. Mleko Matki Boskiej, pióra Ducha Świętego przechowuje się w wielu miejscach”.

Tak oto z górą tysiąc lat ogłupiali oni ludzi. Nic dziwnego, że i w XX wieku ludzie są podatni na wszelkie ideologiczne szalbierstwo! Nic też dziwnego, że hierarchia kościelna, już od czasów apostołów i zacieklej niż hitlerowcy, zakazywała wszelkich pism krytycznych, paliła taką literaturę, przez pół tysiąclecia zabraniała nawet ludziom świeckim lektury księgi nad księgami, zwłaszcza poszczególnych Ewangelii, i to „z całą mocą”, jak pisano jeszcze w XVI wieku, gdy za pontyfikatu Juliusza III w mieście biskupim Würzburgu skracano o głowę chłopów, którzy czytali Biblię; hitlerowcy nie musieli tego stosować w wypadku Mein Kampf, bo i ta książka zawierała tylko opis czynów faktycznie przez nich popełnianych.

Papieże inkasowali czynsz dzierżawny i świętopietrze z ziem im podległych, z podporządkowanych im bezpośrednio kościołów, klasztorów, miast, ze wszystkich krajów objętych obowiązkiem daninyy. Inkasowali cały majątek wszystkich „kacerzy” skazanych w Państwie Kościelnym i od każdego kościoła na świecie dziesiątą część jego dochodów, a od niejednego nawet znacznie więcej. Inkasowali dochody biskupów zawieszonych w czynnościach oraz mienie duchownych zmarłych bez sporządzenia testamentu.

Inkasowali pieniądze za przyznanie i potwierdzenie prawowitości władzy królewskiej, za obowiązkowe wizyty książąt Kościoła ad limina apostolorum, za uchylenie niepożądanych wizytacji. Inkasowali ogromne łapówki, na wielką skalę handlowali odpustami, coraz częściej ogłaszali lukratywne lata jubileuszowe, kiedy to zdarzało się, że pieniądze zgrabiano z ołtarzy. Stale zwiększali podatki i wymyślali coraz to inne, jeden tylko papież Urban VIII aż dziesięć. Wymyślali dziesięciny od wypraw krzyżowych, które nigdy się nie odbyły, i tymi pieniędzmi finansowali, cokolwiek zechcieli — Jan XXII, jeden z największych w dziejach świata geniuszów w obracaniu pieniędzmi, sfinansował w ten sposób swoją wojnę z Ludwikiem Bawarskim; Grzegorz IX długoletnią wojnę z Fryderykiem II, na którego państwo ten papież dokonał wręcz inwazji, gdy cesarz odbywał krucjatę. Bonifacy IX anulował w 1402 roku wszystkie wnioski o beneficja, by móc każdego, kto już coś zapłacił, zaszantażować po raz drugi. Papież Sabinian gromadził zboże, i w 605 roku, gdy panował głód, sprzedawał je po lichwiarskiej cenie. Papież Sykstus IV, niegdyś franciszkanin, który współżył fizycznie ze swoja siostrą i z własnymi dziećmi, zakładał w Rzymie domy publiczne, wydzierżawiał je kardynałom i, co więcej, obłożył specjalnym podatkiem ladacznice. A Benedykt IX sprzedał — kiedy już wyzbył się wszystkiego — Grzegorzowi VI godność papieską w zamian za dożywotnią rentę.

Skoro wielu papieży, tak jak większość potentatów, wydawało duże sumy na reprezentację, luksus, metresy, bratanków, synów, córki, skoro dzięki łupieżczym wyprawom wojennym, lichwiarskim zyskom, kłamstwom handlarzy odpustami, wznosili kościoły, które świat podziwia jeszcze dzisiaj; skoro Eugeniusz IV nabył koronę wartości dwóch milionów franków; skoro Leon X (jego motto: „Niechaj nasz pontyfikat będzie radosny!”) trwonił miesięcznie od dziesięciu do dwunastu tysięcy dukatów na jadło; skoro Mikołaj III rozdawał swym krewnym jedno księstwo po drugim i skoro jeszcze w ciągu siedemdziesięciu pięciu lat XVII wieku „namiestnicy” przeszastali ogromną sumę bez mała siedemnastu milionów złotych skudów — oznacza to, że pieniądze stawały się w ich rozumieniu coraz ważniejszym środkiem sprawowania władzy, najważniejszym instrumentem rządzenia aż po dzień dzisiejszy, kiedy wygląda na to, że nie chcą oni już ewangelizować, lecz kupić cały świat, co miałoby zresztą większe szanse powodzenia (jeśli zważymy, że nawet w Rzymie aż siedemdziesiąt procent ludności umiera bez ostatniego sakramentu).

Grzegorz IX polecił — już w XIV wieku — by Kościoły poszczególnych krajów zasilały bezpośrednio papieską kasę wojenną, a jego następcy zbroili się na coraz większą skalę. Bo nawet gdy utrzymywali trójkę nieślubnych dzieci oraz dwudziestu nepotów,jak Pius IV, to nie zapominali o subwencjonowaniu wojenreligijnych przeciw hugenotom i Turkom. I jeśli nawet, mimo olbrzymich dochodów, zastawiali swoje korony, tapety Rafaela, serwisyi zostawiali po sobie milionowe długi, jak w wypadku LeonaX, to już kolejni papieże gromadzili nowe skarby, na przykład — znowu mimo wielkiego marnotrawstwa osobistego — Paweł III zgórą siedemset tysięcy dukatów, która to suma zniknęła po jego śmierci tak szybko, że to, co zostało, starczyło tylko na żołd dla gwardii potrzebnej na następne konklawe.

Dość. Ta gospodarka pieniężna, trwająca sporo ponad tysiąc lat i naśladowana przez biskupów, opatów, świeckich możnowładców, była i jest oczywiście prowadzona kosztem ludu, najwcześniej włoskiego, który przez całe średniowiecze był wyzyskiwany najbardziej i ze wszystkich stron, ale szczególnie przez kler. „Śmierć klechomi mnichom! — krzyczano w Perugii. „Śmierć Kościołowi!” — to w Bolonii. „Precz z papieżem!” — a to w Neapolu. Florentyńczycy szturmowali siedzibę inkwizycji i karmili psy księżym mięsem. Rzym stał się najbardziej buntowniczym i najbardziej eksploatowanym miastem w świece zachodnim. Głód, despotyczne rządy, rewolty powtarzają się bez końca. W roku 1585, gdy rozpoczął się pontyfikat Sykstusa V, toczyło się ponoć po ulicach Rzymu więcej głów niż trafiło melonów na targ. Rygorystyczne ustawy wyjątkowe i akcje polityczne to odpowiedź papieża na rewolucję francuską, którą Kant powitał łzami radości. „[…] wolne Włochy!” — woła jeszcze lord Byron. „Czegoś takiego nie było od czasów Augusta”. W 1849 roku stu trzydziestu sześciu spośród stu czterdziestu jeden włoskich delegatów głosuje za pozbawieniem papieża suwerennej władzy nad Państwem Kościelnym.

.

.

Apostoł Piotr — w przeciwieństwie do powołujących się na jego sukcesję papieży — nigdy nie pozwoliłby, by jakikolwiek człowiek oddawał mu hołd.



Na rycinie: Poddańcze całowanie papieskich stóp.



Nie mogą go już uratować zmobilizowane przeciw rodakom, sprowadzone z połowy Europy wojska. W roku 1870 papiestwo popada w „niewolę watykańską”, z której wyzwalają je dopiero faszyści.

Główny ciężar ery arystokratyczno-hierarchicznej spoczywał jednak, również przez dłuższy okres epoki nowożytnej, nie na mieszczanach, lecz na chłopach czy raczej niewolnikach rolnych.

Nieliczne wolne chłopstwo zniknęło bowiem wkrótce całkowicie na skutek rozpowszechnienia się prawa rzymskiego w Europie — zostało wchłonięte przez latyfundia świeckie bądź kościelne. Postęp cywilizacji chrześcijańskiej pociągał za sobą coraz większy ucisk chłopów, najpierw przemienionych w ludzi przypisanych do ziemi, a później w odrabiających pańszczyznę. Mogli być razem z ziemią dziedziczeni, sprzedawani, wymieniani, darowani i dla swoich panów znaczyli często mniej niż bydło. Wielki mistrz zakonu krzyżackiego Siegfried von Feuchtwangen zwykł, około roku 1300, mawiać, że nie smakuje mu ani jeden kęs, jeśli przedtem nie każe powiesić kilku chłopów.

W świecie zachodnim powstania chłopskie rozpleniły się tak, że historycy wolą ich nie dostrzegać aż do wieku dwudziestego.

W roku 997 burzą się chłopi Normandii, w 1008 roku chłopi bretońscy. We Fryzji, Holandii, Francji bunty chłopskie powtarzają się w ciągu całego XI wieku. Jeden niewolnik rolny kosztował wówczas we Francji trzydzieści osiem, a koń — sto sous.Francuska wojna chłopska rozpoczyna się w roku 1358, szlachta doprowadza do egzekucji dwudziestu tysięcy osób, ale zamieszki nie ustają przez następnych pięćset lat. W Anglii król Ryszard II tłumi krwawo wielkie powstanie chłopów, które wybuchło w 1381 roku. W roku 1437 buntują się chłopi siedmiogrodzcy. W 1514 roku szczególnie liczne i okrutne egzekucje kładą kres groźnemu powstaniu chłopów węgierskich. A w Rumunii bunty uciśnionych zdarzają się jeszcze w XIX i XX wieku.

W Niemczech niepokoje zaczynają się na długo przed wojną chłopską i prowodyrzy są wszędzie paleni, wieszani, ścinani, ćwiartowani. W roku 1460 przeciwstawiają się opatowi chłopi z Kempten. W 1476 roku szesnaście tysięcy chłopów manifestuje nocą przy blasku pochodni pod zamkiem biskupa Würzburga, który każe do nich strzelać z ustawionych na wałach dział. W 1490 roku chłopi augsburscy zwracają się przeciw biskupowi Fryderykowi z rodu Hohenzollernów. W roku 1493 zostaje zawiązany alzacki Bundschuh; ich hasło brzmiało: „Ruszajcie, cóż to za żywot? Przez klechów i szlachtę nie ma dla nas życia”.

Duchowni i szlachta, tron i ołtarz — za ich sprawą całe narody były przez tysiąc lat otaczane pogardą, uciskane, wyzyskiwane. Każdy mógł budować na tyranii tamtego drugiego. I chociaż często występowali przeciw sobie nawzajem, z socjologicznego punktu widzenia stanowili jedność, w układzie społecznym trzymali się razem, byli klasą zorientowaną na władzę i zysk, żyjącą z potu i krwi innych ludzi, zdemoralizowaną mniejszością, jak pisze ze Strasburga o władcach swoich czasów Büchner, mniejszością, która „przemienia masy obywateli w harujące bydło”.

Niemiecka wojna chłopska wybuchła nieprzypadkowo na południowym zachodzie kraju, gdzie austriacki arcyksiążę Ferdynard i biskup Konstancji, wspólnie prześladowali „kacerzy” w sposób szczególnie barbarzyński. I tak jak wielu innym mającym podłoże socjalne powstaniom chrześcijan przyświecały rewolucyjne idee wczesnego chrześcijaństwa — na przykład powstaniu chłopów angielskich, którym przewodzili księża pozostający pod wpływem nauk Wiklefa; niektórym rewoltom proletariatu włoskiego albo husyckiej infiltracji na Węgrzech, w Polsce, Niemczech, Belgii oraz Francji — tak przyświecały one też niemieckiej wojnie chłopskiej, we Frankonii i w Tyrolu skierowanej przede wszystkim przeciw wyższemu duchowieństwu. Chłopi walczyli jako „bractwo ewangeliczne”, jako „wojsko chrześcijańskie i ewangeliczne”, na ich sztandarach były wizerunki Ukrzyżowanego i imię Jezusa. Ich manifest, napisany przez spalonego w 1528 roku w Wiedniu byłego kaznodzieję katedralnego z Ratyzbony Balthasara Hubmaiera, profesora i prorektora jednego z uniwersytetów, uzasadniał wszystkie skargi natury ekonomicznej powołując się na Biblię i w artykule dwunastym deklarował nie wysuwanie żądań niezgodnych ze słowem bożym.

.

.

Zdarzali się władcy, którzy byli nastawieni pokojowo, skłonni do rokowań, którzy długo się wzdragali naruszyć to, co uzgodnili z chłopami, jak na przykład władca Palatynatu, książę-elektor Ludwik, którzy nawet uważali bunt za sprawiedliwą karę bożą i chcieli go „uśmierzyć po dobroci”, tak jak książę-elektor Fryderyk Mądry i jego brat, książę Jan. Ale biskupi oraz znów Marcin Luter — bo, jak mówi Paracelsus, „czyż jest ktoś mniej miłosierny dla biednych niż duchowieństwo?” — nie ustawali w perswadowaniu, zachęcali, powtórzmy za reformatorem, „do rychłego chwycenia za miecz”, do atakowania z „czystym sumieniem” (które kler pozostawia mordercom zabijającym podczas wszelkich wojen), do zasłużenia sobie „na niebo przelaną krwią” (to też jeden z ulubionych chrześcijańskich wątków), zachęcali, żeby „dławić, dźgać, po kryjomu i otwarcie, co komu będzie zręczniej zrobić, tak jak trzeba zabić wściekłego psa”. „Dźgaj, bij, duś, kto może” — szczuje Luter kiedy indziej, prawie że bardziej papieski w tym niż papież — „a jeśli wówczas zginiesz, to dobrze; lepszej śmierci nie dostąpiłbyś nigdy, bo tak umarłbyś posłuszny słowu bożemu”.

Tak oto chrześcijańska szlachta rozprawiała się z chłopami, tysiące ich zabijając ciosami skierowanymi w dół z wysokości końskiego grzbietu, wciąż oszukiwała ich, pozwalała, by się dobrowolnie rozbrajali, po czym dokonywała na nich rzezi; tylko pod Zabern zginęło osiemnaście tysięcy chłopów. Chłopi byli oślepiani, wieszano ich, ścinano, wbijano na pal, byli ćwiartowani, rozrywani przez konie, paleni żywcem. Gdy się zdarzyło, że mogli sobie posmarować buty hrabiowskim tłuszczem, gdy masowo grabili, przetrzebiali zamki i klasztory — „Dość długo wnosiliśmy, teraz możemy chociaż raz wynieść”. — to jednak lała się prawie wyłącznie ich krew. Nawet Luter uznał w końcu uciskanie chłopów za „okropne” i „godne pożałowania”. „Ale co robić? Tak trzeba i Bóg też tego pragnie”.

„Bóg tego chce!” — tak krzyczeli już papieże przy okazji krucjat. I nadal się tak krzyczy. Jeszcze nawet hitlerowski atak na Rosję był przedstawiany przez cały episkopat niemiecki jako „święta wola Boga”. A protestancki biskup Lilje wołał jednocześnie: „Z Bogiem! Tę ofiarę można ponieść tylko w imię boże”. Im więcej mordują, tym głośniej powołują się na Boga.

„Niechaj was to tak nie smuci”, pociesza reformator szlachtę i zachęca: „Osioł chce być bity, a gmin rządzony przemocą” — oto chrześcijańska recepta na rządzenie, stosowana od dwóch tysięcy lat.

I wojna jest Lutrowi tak samo potrzebna, jak Tomaszowi czy Augustynowi, który szydzi z cyniczną beztroską człowieka raczej nie zagrożonego: „Cóż powiedzieć przeciw wojnie? Chyba tylko to, że giną na niej ludzie, którzy przecież muszą kiedyś umrzeć”. Od tych diabłów przejmuje Luter teorię „wojny sprawiedliwej”, dziś możliwą już tylko jako numer kabaretowy (albo teologia moralna) i poucza: „Na takiej wojnie chrześcijańską jest rzeczą i dziełem miłości, jeśli się wrogów bez skrupułów dusi, ograbia, podpala, i jeśli czyni się wszelkie szkody służące pokonaniu ich. A gdyby się miało wydawać, że duszenie i grabież to nie dzieło miłości, i gdyby jakiś prostak [!] pomyślał, że to nie po chrześcijańsku i chrześcijaninowi tak czynić się nie godzi: zapewniam, że to też jest dziełem miłości”. Dlatego właśnie Luter zaleca i nakazuje chrześcijanom wyruszającym do boju, by nie zwlekali długo, by odmówili Wierzę w Boga… i Ojcze nasz… i „tego niech wystarczy […], a potem dobądź broni i bij w imię boże”.

Podobnie jak Kościół papieski, Luter pozostawił biednych samym sobie, zdradził sprawę chłopów pańszczyźnianych, uczynił z reformacji ruch znowu korzystny tylko dla władców, nowe narzędzie despotyzmu, stąd też już Thomas Münzer protestuje gorąco przeciw tej „cichej wodzie”, temu „żyjącemu w dostatku cielsku”, tej wittenberskiej „tucznej świni”, i ma całkowitą rację, kiedy pisze: „Prawdziwe złodziejstwo uprawiają nasi książęta i magnaci, którzy przywłaszczają sobie wszelkie stworzenie, ryby w wodzie, ptaki w powietrzu, rośliny na ziemi, wszystko to musi należeć do nich. A biednym mówią: «Bóg przykazał, żebyś nie kradł». Oni sami pastwią się nad wszelkimi istotami żyjącymi i zabierają je dla siebie; ale jeśli biedak ukradnie byle rzecz, to zostaje skazany. Temu fałszywy doktor przyklaskuje i mówi «amen»”.

Po stronie papieskiej nie dopatrzył się Luter tak naprawdę „niczego, co by służyło chrześcijaństwu”, widział „tylko sprawy pieniężne i spory”. „Na to byłoby stać byle rozbójnika”. A potem zaczęła się reformacja z grabieniem na wielką skalę dóbr Kościoła katolickiego przez luterańskich książąt, „niemieckie królewiątka”, jak drwiąco nazywa ich Theodor Lessing, przez książąt, którzy byli gotowi „przyłączyć się do tego nowego ruchu aż do granic własnej korzyści”. I przytoczmy jeszcze wyznania zawarte w broszurze zapowiadającej zjazd ewangelików niemieckich w Stuttgarcie w roku 1952: „Nie jest zadaniem ewangelii w jakikolwiek sposób zmieniać istniejącą sytuację”.

Klęska wojny chłopskiej, nad którą potem wciąż ubolewano — a czynił to jeszcze Alexander von Humboldt na zamku poczdamskim, tuż obok apartamentów króla, z którym codziennie rozmawiał — należy do tych przekleństw niemieckiej historii, które okazały się szczególnie brzemienne w skutki. Południowoniemieccy chłopi pozostali w pańszczyźnie, a północnoniemieccy, według prawa uznani za wolnych, na powrót popadli w nią i odtąd wszyscy są nękani jeszcze brutalniej — aż do początku XIX wieku.

Wojewoda sandomierski chce w 1586 roku, by terroryzowani przez szlachtę chłopi inflanccy zostali zrównani „przynajmniej z polskimi chłopami pańszczyźnianymi”. A zgromadzenie stanów frankowskich zastanawia się w roku 1583, gdy znowu trzeba zapłacić „podatek turecki”, czy „nie byłoby łatwiej żyć pod rządami Turków”. I faktycznie Turcy zaoferowali węgierskim chłopom wolność, w zamian za co ci ostatni chętnie wyrzekli się chrześcijaństwa.

Na Śląsku, w Saksonii, w Prusach dochodzi około roku 1790 do rozruchów chłopskich. Hrabia Mirabeau opowiada o niewolnej egzystencji północnoniemieckich robotników rolnych: dziewiętnastogodzinny dzień pracy w lecie i w zimie. Baron vom Stein, który dobrze zna „tych łajdaków, niemieckich władców”, obserwuje w 1802 roku w Meklemburgii pewnego szlachcica, który traktuje swoich chłopów jak bydło. W roku 1812 Friedrich List patrzy nad Renem, Neckarem i Menem na chłopów pracujących zamiast koni i wołów, „ale bez pożywnej strawy tych zwierząt pociągowych”. Najbiedniejsi mieszkańcy Holsztynu koczują razem z chorymi i niemowlętami pod gołym niebem albo żyją w oborach. Gdyby jednak nie opłacili podatków, to groziła im licytacja i pozbawienie dobytku. Jeszcze w Zgromadzeniu Narodowym 1848 roku wśród sześciuset deputowanych znalazł się tylko jeden chłop.

W Anglii, gdzie aż do XVIII wieku miewa się niewolników, gdzie aż po XI wiek rządzi kilkaset rodów feudalnych, gdzie do 1832 roku spośród piętnastu milionów mieszkańców prawo wyborcze posiada czterysta tysięcy i gdzie jeszcze za czasów Schopenhauera „dwie trzecie narodu nie umieją czytać”, kler i wielcy posiadacze ziemscy odnoszą się do chłopów gorzej niż do wszelkiej trzody. Jeszcze w końcu XIX wieku chłop jada o połowę mniej, a pracuje dwa razy więcej niż więźniowie w angielskich zakładach karnych. „W rachunkach arendarza równa się on zeru” — odnotowuje w roku 1865 pewien oficjalny raport. „Nie obawia się o przyszłość, bo niczym nie dysponuje prócz tego, co jest bezwzględnie konieczne do życia. Cokolwiek by się działo, dla niego nie ma ani szczęścia, ani nieszczęścia”. Prasa liberalna szydzi bezlitośnie ze szlachty i państwowego Kościoła anglikańskiego (High Church) w związku z wysyłaniem do dalekich krajów „misji dla poprawy obyczajności dzikich ludzi znad Południowego Pacyfiku”. „Odważę się teraz zapewnić — kończy swój artykuł pewien korespondent «Morning Chronicle» — że położenie tych ludzi, ich bieda, ich nienawiść do Kościoła, ich zewnętrzna uległość i wewnętrzne rozżalenie na dostojników kościelnych, stanowią regułę we wszystkich wiejskich gminach w Anglii, a odmienne okoliczności są wyjątkowe”. Pomagały tylko niektóre sekty chrześcijańskie. Ale Kościół oficjalny — jak pisał Marks — wybaczyłby „raczej podważenie trzydziestu ośmiu spośród trzydziestu dziewięciu artykułów wiary niż zamach na jedną trzydziestą dziewiątą jego dochodów”.


6. OBŁUDA i POLITYKA

Europa obchodziła się nie lepiej z robotnikami przemysłowymi, o czym świadczy przede wszystkim sytuacja w kraju pochodzenia wielkiego przemysłu.

.

.

Jeszcze w połowie XX wieku noszono dumnego papieża na tronie.

.

Jeszcze w połowie XIX wieku niejeden „wolny Anglik” stanowi tańsze zwierzę robocze niż starożytny niewolnik. Ci ludzie, półnadzy, mieszkają w nieprawdopodobnych wręcz norach na zgniłej słomie i żywią się zepsutym jedzeniem. Wszędzie brud, nieczystości, wilgoć, umierające dzieci, chorzy i kalecy, suchoty, tyfus, ślepota. Podczas gdy zyski fabrykantów urastają do gigantycznych sum, nędza robotników jest coraz straszliwsza, a w 1834 roku ustawa o biedocie z roku 1601 zostaje zastąpiona inną, w której nie przewiduje się już pomocy socjalnej.

Już William Blake, który uznaje za winnych Kościół i państwo, słyszy dobiegający od kominów i z ulic krzyk nękanych istot. W 1866 roku mieszka tam dwieście tysięcy ludzi, „których nędzne położenie — jak czytamy w obszernym raporcie Juliana Huntera o zdrowotności — przekracza wszystko co kiedykolwiek widziano w Anglii”. Torysowska gazeta „Standard” upomina w 1867 roku:

„Przypomnijmy sobie, jak cierpi ta ludność. Umiera ona z głodu. I to jest fakt: oczywisty, straszny. Tych ludzi jest czterdzieści tysięcy […].Na naszych oczach w jednej dzielnicy tej cudownej metropolii tuż obok miejsc największej w dziejach świata akumulacji bogactwa, tuż obok umiera bezradnie czterdzieści tysięcy ludzi”. Na nic zdaje się poszukiwanie pracy i żebranina, bo „miejscowe ośrodki zobowiązane do wspierania biednych same się spauperyzowały na skutek żądań parafii”.

W 1840 roku średni czas życia robotnika w Liverpoolu wynosi piętnaście lat. W Manchesterze pięćdziesiąt siedem procent dzieci robotniczych umiera przed piątym rokiem życia. Dziewięcio-, dziesięciolatki nierzadko harują bez przerwy po dwadzieścia cztery, po trzydzieści sześć godzin. Pędzi się ich nocą do fabryk i pejczami zmusza się ich do zachowania przytomności umysłu. Jeszcze w 1860 roku zdarzają się listy otwarte domagające się ograniczenia czasu pracy do osiemnastu godzin. Dzieci w wieku trzech, czterech lat, zatrudnione przy wyrobie koronek, stoją na krzesłach. W zakładach wikliniarskich miewają często mniej miejsca niż pies w swojej budzie. Marks nazywa to „przemianą dziecięcej krwi w kapitał”. W kopalniach cztero- i pięcioletnie dzieci, razem z mężczyznami i kobietami, półnagie albo całkiem nagie, na łańcuchach, czołgają się przez o wiele za wąskie chodniki. Kto się skarży, ten zostaje zwolniony i jako „napiętnowany” nie dostaje pracy nigdzie indziej. Zmarłych wyrzuca się do rowów przydrożnych i grzebie w jamach, w bagnie. „Wykształcenie” tych ludzi jest prawie żadne; dostępują jedynie nauki religii.

.

.

Kościół katolicki od zawsze rościł sobie prawo do koronowania cesarzy i królów.

.

W Irlandii umiera w 1848 roku z głodu ponad milion ludzi. Dwa miliony emigrują.

Na Śląsku, gdzie katolicy i protestanci są podjudzani przeciw sobie nawzajem, tkacze popadają w coraz gorszą nędzę, mimo bardzo ciężkiej pracy. Byliby szczęśliwi — zapewnia w 1844 roku Wilhelm Wolff — gdyby mogli uszczknąć coś dla siebie z obfitej porcji ziemniaków, którą dostają tuczniki ich chlebodawców. I mieszkają w lokalach, w porównaniu z którymi „obora w majątku ordynata musi uchodzić za wytworny apartament”. Chrześcijański rząd nakazuje stłumienie buntu.

W Kolonii jedna trzecia ludności trudni się około roku 1800 żebraniną. W Bawarii doliczono się pod koniec lat trzydziestych stu czterdziestu pięciu tysięcy dziewięciuset dziewięćdziesięciu trzech żebraków, między innymi dwudziestu czterech tysięcy dziewięciuset sześćdziesięciorga dzieci. Prusy zakazują wszystkim wykładowcom uniwersyteckim (zresztą tradycyjnie prawomyślnym) prowadzenia dyskusji politycznych.

W latach czterdziestych emigruje z Niemiec rocznie sto tysięcy, a po roku 1849 dwieście pięćdziesiąt tysięcy ludzi.

We Francji w roku 1801 Napoleon I zawiera konkordat. Bo przecież nie zna nikogo, kto by rozumiał innych „tak dobrze, jak rozumieją się księża i żołnierze”. Jest też świadomy tego, że kiedy ma się dobre stosunki z papieżem, to „jeszcze dziś posiada się władzę nad sumieniami stu milionów ludzi”; zacytował to potem Mussolini, gdy zawierał układy laterańskie. W roku 1808 Napoleon czyni podstawą całego kształcenia, po pierwsze, nakazy religii katolickiej, po drugie zaś, wiernopoddańczy stosunek do cesarza — to zawsze były główne przyczyny nieszczęść narodów europejskich. Około roku 1830 dwie trzecie Francuzów nie jadają mięsa. W fabrykach marnieją mężczyźni, kobiety, dzieci, harując za psie pieniądze od piątej rano do ósmej, dziewiątej wieczór. Średni wiek robotników francuskich wynosi dwadzieścia jeden lat.

.

.

Od zawsze duchowieństwo zabiegało o panowanie nad władzami świeckimi. I dzieje się tak do dzisiaj.

.

Na zdjęciu: Premier Quebecu — Maurice Duplessis — publicznie klęczy przed kardynałem Villeneuve i zakłada na jego palec pierścień, jako dowód ścisłych związków, pomiędzy Kościołem a państwem (koniec lat trzydziestych, XX wieku)



W roku 1848 tysiące z nich giną w Paryżu. W Berlinie dochodzi do zamieszek na ulicach. W Badenii, w Poznańskiem i w Pradze zostają stłumione powstania. W Rzymie panuje sytuacja zmuszająca papieża do ucieczki, a jego minister hrabia Rossi pada ofiarą morderstwa. Po zażartych walkach reakcjoniści odzyskują dla siebie Wiedeń. Giną mężczyźni, kobiety, dzieci. Friedrich Hebbel, świadek naoczny, nie omieszkał opowiedzieć swoich wrażeń księciu Schwarzenbergowi: „[…] w ustach zwłok mężczyzn tkwiły niczym cygara członki tych ludzi; to już jest coś, niewątpię, że ten fakt zachowa się w historii”.

Uciśnieni wszędzie się buntują i wszędzie strzela się do nich, są wtrącani do więzień, zmuszani do emigracji. W całej Europie oparcie dla religii stanowi policja i aż po XX wiek pozostaje ograniczona do możliwego minimum liczba uprawnionych do udziału w wyborach.

Wiktor Hugo, niegdyś ultrarojalista i chrześcijanin, woła 8 kwietnia1850 roku w Zgromadzeniu Narodowym, gdzie przewagę mają katolicy: „Powstańcie wreszcie, katolicy, księża, biskupi, duchowni, wy, którzy siedzicie w tym Zgromadzeniu Narodowymi których widzę wśród nas! Powstańcie! Taka jest wasza rola! Cóż robicie na tych ławach?” Jedyna reakcja: śmiech. W1851 roku zostają na rozkaz Napoleona III krwawo stłumione kolejne próby powstańcze. „Ma się za sobą Kościół, armię i banki!” — oto komentarz Wiktora Hugo, wymieniający wszystko, co i dziś jeszcze rządzi światem. W 1871 roku zostaje krwawo zlikwidowane następne powstanie — Komuny Paryskiej. W odwecie za rozstrzelanie sześćdziesięciu czterech zakładników rząd morduje sześć tysięcy komunardów.

.

Już w połowie XIX wieku reakcjoniści wszystkich zainteresowanych państw pragną likwidacji europejskiego proletariatu w wielkiej wojnie. Zabiegają o to gorączkowo na początku XX wieku. Niebawem pojawia się Chrystus niemiecki, rosyjski, francuski — jeszcze przed 1914 rokiem niemiecki nieprzyjaciel ma po swojej stronie dwadzieścia siedem tysięcy dział Kruppa, natomiast wszystkie patenty I. G. Farben na gazy trujące zostają sprzedane francuskiemu koncernowi chemicznemu. Co więcej, gdy niemieccy żołnierze umierają z hymnem na ustach, firma Thyssena, który później finansował Hitlera, dostarcza tarcze ochronne dla piechoty, prawie o połowę taniej do Francji niż na potrzeby armii niemieckiej. W ciągu jednego tylko półrocza 1916 roku niemiecki trust stalowy przekazuje trzydzieści siedem milionów cetnarów stali i żelaza do Francji. A Krupp otrzymuje zaraz po zakończeniu wojny sto dwadzieścia trzy miliony marek w złocie za sprzedany przed wojną do Anglii — za wiedzą niemieckiego Ministerstwa Wojny i z udziałami w zysku od każdego granatu! — patent KPz 96/04 na zapalniki do granatów, dzięki czemu firma kwitnie po dziś dzień.

A kler spieszy z miejsca na miejsce na tyłach wszystkich frontów po tysiąckroć pochwala masowe wybijanie się jako „przejaw religijnego uduchowienia”, „odrodzenie religijne, moralne i społeczne”, „krucjatę”, „świętą wojnę”, „służbę Bogu”, „nakaz naszego Boga”, „wolę bożą” itd. Od „Tego chce Bóg!” z czasów wojen krzyżowych oraz „Tego pragnie też Bóg!” z okresu wojny chłopskiej, poprzez „wolę bożą” podczas pierwszej wojny światowej aż do „świętej woli Boga” w czasie drugiej wojny światowej. Kto nie brzydzi się tym chrześcijaństwem, ten sam jest takim chrześcijaninem. I podczas gdy nad ogłupionymi, sprzedanymi głowami wiernych zderzają się ze sobą bezwstydne frazesy biskupie, jezuickie i protestanckie, zawarte w mnóstwie kazań i obficie przenoszone na papier, za zabicie jednego tylko żołnierza inkasuje się ogromną sumę stu tysięcy marek, z czego przemysł zbrojeniowy dostaje każdorazowo sześćdziesiąt tysięcy — czysty zysk. Dwanaście milionów poległych.

.


.

Przerażające, krwawe żniwo pierwszej, a następnie drugiej wojny światowej, w samym sercu „miłującego pokój” chrześcijaństwa.

.

A więc wybuchła ta wojna. Wreszcie. „Wojnę przygotowywano solidnie i poważnie od lat. Przez całe lata armia pozostawała w nieustającej gotowości do walki. Ale jednym z najważniejszych kroków przygotowawczych był Kongres Eucharystyczny w Wiedniu”. To stwierdza w 1916 roku ktoś na pewno dobrze poinformowany, austriacki biskup sufragan Waitz, który później, w 1938 roku, już jako książę arcybiskup, razem z kardynałem Innitzerem z Wiednia chwali wkroczenie Wehrmachtu do Austrii, widząc w tym spełnienie „tysiącletniej tęsknoty naszego narodu” [zobacz artykuł w uStroniu, pt. Hitler a Papiestwo]. W tym samym roku odbywa się Kongres Eucharystyczny w Budapeszcie, podobnie jak tamten w 1912 roku w Wiedniu, zapowiadający coś. Adherent faszystów Eugenio Pacelli wskazuje przy tej okazji, jako legat papieski, na „niebezpieczeństwo bolszewizmu”. W rok później wybucha druga wojna światowa, dwadzieścia pięć tysięcy poległych każdego dnia, dzienne obroty: dwa miliardy marek. W 1960 roku, w jednym z okresów nasilenia zimnej wojny, obraduje Kongres Eucharystyczny w Monachium. Cieszący się zaufaniem Pacellego (Piusa XII), kardynał Spellman, jeden z najaktywniejszych reakcjonistów świata, prorokuje nadejście czasów, w których obecni władcy komunistyczni zostaną zmieceni, leci helikopterem nad żelazną kurtyną i odprawia dla wojska mszę pontyfikalną „wśród huku dział”, nie zapominając o nazwaniu żołnierzy swoimi „drogimi przyjaciółmi”. (Księża i żołnierze… — wiedział to Napoleon, wiedział to już nawet Konstantyn). A katolicki federalny minister obrony Strauß, który pragnie, by „okólniki papieskie stały się podstawą niemieckiego ustawodawstwa”, wyznaje otwarcie: „Jesteśmy po to żołnierzami […] by władza przeszła z rąk ateistów z powrotem w ręce chrześcijan”.

Już średniowieczni krzyżowcy śpiewali o chęci ruszenia na Wschód (Nach Ostland woll’n wir reiten…). I papiestwo miało w każdym kolejnym stuleciu nadzieję — powtórzmy to za katolikiem de Maistre’em — na przejęcie w spadku rozkładającego się trupa Kościoła wschodniego. Ten tak upragniony cel wydaje się znowu bliski podczas pierwszej wojny światowej, gdy państwa centralne, popierane przez Watykan, chcą zdobyć tereny dla osadnictwa na Wschodzie, na ziemiach polskich, na Ukrainie i nad Bałtykiem. W czasie drugiej wojny światowej wywołuje entuzjazm kampania rosyjska antyklerykalnych hitlerowców. I te miliony Niemców, którym się wydaje, że giną za ojczyznę, zdychają tylko za największych zbrodniarzy w dziejach ludzkości.

Krótko mówiąc: po tym systematycznym chrześcijańskim wychowaniu dla fizycznego i duchownego barbarzyństwa, kontynuowanym przez półtora tysiąclecia, nie mogło wcale nastąpić nic innego niż to, co nastąpiło. Papież Leon XIII nie zawahał się co prawda stwierdzić w swojej encyklice Immortale Dei z roku 1885: „Wszystko, co sprzyja osobistej godności człowieka, co podtrzymuje równouprawnienie obywateli, wszystko to powołał do życia, otaczał troską i zawsze chronił Kościół katolicki”.

Prawdziwe jest jednak twierdzenie przeciwne. Prawda jest taka, że wszystkie udogodnienia socjalne czasów nowożytnych zostały stworzone nie przez Kościół, lecz przeciw niemu. Że ludzkość zawdzięcza prawie wszystkie bardziej humanistyczne formy i reguły współżycia świadomym swojej odpowiedzialności czynnikom pozakościelnym. Że Kościół, jak pisze nie wróg chrześcijaństwa, lecz wybitny teolog protestancki, Martin Dibelius, zawsze stanowił „straż przyboczną despotyzmu i kapitalizmu”. „Dlatego też wszyscy, którzy pragnęli poprawy warunków życia na tym świecie, musieli — jak wyznaje ten chrześcijański uczony — walczyć przeciw chrześcijaństwu”.

GM

I to by było na tyle…

Opracowano na podstawie książki Karheinza Deschnera: „Opus diaboli”.


Za: http://www.rumburak.friko.pl/ARTYKULY/religia/zbrodnie/dzieje_zbawienia-1.php
.
Za: http://www.eioba.pl/a/42ku/jesli-szatan-nie-wymyslil-religii-to-znaczy-ze-nie-istnieje#ixzz2PbzppxNR
.

***

.

Lubię takie artykuły. “Zwalniają” mnie z konieczności pisania obszernych komentarzy i szperania w sieci. Jedynie ze sprawą przyczyny nienawiści do Żydów podanych przez autora całkowicie nie zgadzam się. Goim – nie tylko chrześcijanie – reagowali tak na pogardę Żydów do wszystkich “nieobrzezanych, nieczystych wieprzy”. Polecam w tej kwestii tekst pt. “Osobliwość żydowska” część I i część II.

Nawet Żyd Karol Marks nie cierpiał swoich pobratymców za ich pazerność, nienasyconą chciwość i przecherkę.
„Jaka jest świecka podstawa żydostwa? Praktyczna potrzeba, własna korzyść. Jaki jest świecki kult Żyda? Handel. Jaki jest jego świecki bóg? Pieniądz.[…] Pieniądz jest tym zazdrosnym bogiem Izraela, wobec którego żaden inny bóg ostać się nie może”. “Tak więc za plecami każdego tyrana odnajdujemy Żyda, jak za papieżem jezuitę. Naprawdę marzenia uciskających byłyby bez nadziei, a praktyczna możliwość wojny poza kwestią, gdyby nie było armii jezuitów duszących myśl i garstki Żydów rabujących kieszenie”.
.
Kolejną sprawą są mordy rytualne. Otóż:
“Ariel Toaff urodził się w rodzinie głównego rabina Rzymu. Będąc profesorem religijnego uniwersytetu żydowskiego „Bar-Ilan”,znajdującego się w okolicach Tel Avivu, zyskał sławę dzięki fundamentalnym badaniom średniowiecznej historii Żydów. Trzytomowa praca Toaffa „Miłość, praca i śmierć” (podtytuł „Życie Żydów w średniowiecznej Umbrii”) jest prawdziwą encyklopedią tego stosunkowo wąskiego tematu. Pracując nad książką, uczony odkrył, że średniowieczne gminy Żydów aszkenazyjskich w północnych Włoszech praktykowały szczególnie okrutną formę ofiarowywania ludzi. Czarownicy i ich wspólnicy łapali i zabijali chrześcijańskie dzieci, a krew ich wykorzystywali w magicznych rytuałach, starając się sprowadzić ducha zemsty na znienawidzonych Gojów.”
.
Tak więc oskarżanie żydo-chrześcijan o “antysemityzm” jest uprawnione jedynie wtedy, gdy równocześnie pisze się o rasistowskim antygoiźmie Żydów. Którzy ich nienawiść do Goim czerpali z ich “świętych” żydowskich pism:

“Ziemię do której przybywasz jako przychodzień… dam tobie i twojemu potomstwu na wieczne posiadanie.”
Rodzaju 17, 8

“I stawią się obcy, aby paść wasze owce, a cudzodziemcy będą waszymi oraczami i winiarzami, a Wy będziecie nazwani kapłanami Pana, sługami naszego Boga mianować was będą ; zużyjecie bogactwa narodów i w ich sławę odziewać się będziecie.”
Izajasza 61, 5-6

“Tak mówi Pan Bóg: “Oto skinę ręką na pogan i między ludami podniosę mój sztandar. I odniosą twych synów na rękach, a córki twoje na barkach przyniosą. I będą królowie twymi żywicielami, a księżniczki ich twoimi mamkami. Twarzą do ziemi pokłon ci będą oddawać i lizać będą kurz z twoich nóg.“
Izajasza 49, 22-23

“Przyjdą do Ciebie i będą twoimi; chodzić będą za tobą w kajdanach; na twarz przed tobą będą padać i mówić do ciebie błagalnie.”
Izajasza 45, 14

„Wytracisz więc wszystkie narody, które twój Bóg, Jahwe, wyda tobie. Nie będziesz znał litości nad nimi.”
Powtórzonego prawa 7, 2 (I to mówi miłosierny, dobry i sprawiedliwy “bog”).

“Ja wzmocnię cię i rozmnożę cię bardzo. Z ciebie wyjdą królowie i będą rządzić wszędzie, gdzie tylko dojdą ludzkie ślady. Twemu potomstwu dam całą ziemię pod niebem i będą rządzić wszystkimi narodami, tak jak bedą tego pragnęli…”
Jub. 32, 18-19

Tak więc żydo-chrześcijanie odpłacali jedynie ich starszym braciom w wierze pięknym za nadobne. Inną sprawą jest to, że żydowska biblia jest nie tylko księgą zbrodni, ale i księgą programującą nienawiścią wszystkich, którzy traktują ją jako “pismo święte”. Bez względu na to, czy są to Żydzi “właściwi”, obrzezani “na ciele”, czy tylko “żydzi duchowi” – czyli żydo-chrześcijanie , obrzezani na sercu, duchu ( i umyśle):

“Bo Żydem nie jest ten, który nim jest na zewnątrz, ani obrzezanie nie jest to, które jest widoczne na ciele, ale prawdziwym Żydem jest ten, kto jest nim wewnątrz, a prawdziwym obrzezaniem jest obrzezanie serca, duchowe, a nie według litery. I taki to otrzymuje pochwałę nie od ludzi, ale od Boga”.
Rz 2, 28-29

A już na koniec przypomnę jedynie, że znacznie bardziej niż Żydów tępili i mordowali żydochrześcijanie pogan.
Dowód?
Żydzi w zjahwizowanej euro-Judei przetrwali. Pogaństwo natomiast zostało nieomal całkowicie wytępione. Dopiero dzisiaj, gdy żydłactwo utraciło wpływy i potęgę polityczną możliwe jest odradzanie się pogaństwa. Nadal zresztą nienawidzonego, dyskredytowanego i obrzucanego absurdalnymi oskarżeniami i zarzutami przez żydłactwo.
.
opolczyk
.


  PRZEJDŹ NA FORUM