Chemiczny Holokaust Polski
„Badania na zwierzętach” …

Faktem jest, że rzekomo destrukcyjne efekty soi nigdy nie były zaobserwowane u ludzi. Istnieje teoretyczne ryzyko wyliczone przez naukowców, jednak nie zaobserwowano jej rzeczywistego wpływu na populacje spożywające duże ilości soi.

Wręcz przeciwnie, soja zmniejsza ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. Także Azjatki znacznie rzadziej chorują na raka piersi niż kobiety w krajach Zachodu. Japończycy z wyspy Okinawa, którzy żyją najdłużej na świecie, spożywają zgodnie z tradycją od 1 do 2 porcji soi dziennie.

W najważniejszym badaniu poświęconym tej tematyce, opublikowanym w sierpniu 2001 roku w jednym z wiodących czasopism medycznych, JAMA („Journal of American Medical Association”) stwierdzono, że niemowlęta karmione soją są tak samo zdrowe, jak te, które piły mleko krowie lub bazujące na nim mleko modyfikowane (które jest o wiele gorsze od naturalnego pokarmu, do czego jeszcze wrócimy).

Gdyby fitoestrogeny sojowe spowodowały późniejsze problemy z płodnością dzieci karmionych soją, powinny one pojawić się w wieku dorosłym. Zbadano 811 mężczyzn i kobiet w wieku od 20 do 34 lat, którzy w dzieciństwie brali udział w badaniach dotyczących spożycia mleka krowiego lub sojowego. Nie zaobserwowano różnic w ich stanie zdrowia w ponad trzydziestu badanych aspektach. Jedynym wyjątkiem było to, że cykle menstruacyjne kobiet karmionych w dzieciństwie soją były nieco dłuższe (o osiem godzin) niż tych karmionych mlekiem krowim.

W 2009 roku grupa 14 niezależnych ekspertów wyznaczonych przez Centrum Oceny Ryzyka Niepłodności z amerykańskiego Departamentu Zdrowia zbadała wszystkie dane naukowe związane z ryzykiem, które może nieść spożycie soi przez niemowlęta. Stwierdzili oni, że ryzyko, jeśli w ogóle istnieje, to jest minimalne4.

Dlaczego tyle nienawiści w stosunku do soi?

Skąd więc takie zamieszanie wokół soi? Wszystkie ostrzeżenia przed soją (w tym te z Doctissimo) oparte są na wynikach zaobserwowanych u zwierząt.

Pierwsze niekorzystne doniesienia na temat soi pojawiły się w 1985 roku, kiedy to duże badania naukowe wykazały, że soja zwiększa ryzyko raka trzustki… u szczurów.

Wybór szczura jako osobnika, na podstawie którego wyciąga się wnioski na temat organizmu człowieka, nie jest zbyt inteligentne, gdyż wiadomo, że trzustka szczurów bardzo różni się od naszej. Soja zawiera inhibitory proteazy – substancje hamujące trawienie białek. Te inhibitory proteazy powodują u niektórych gatunków zwierząt (jak szczury i kurczaki) raka.

Szczury i kurczęta mogą być szczególnie narażone na raka trzustki, gdyż są wyjątkowo wrażliwe na inhibitory proteazy znajdujące się w soi. Wrażliwości tej nie zaobserwowano u innych gatunków takich jak myszy, chomiki, psy, świnie, małpy, a także u ludzi. I nie jest to zaskakujące: gatunki, nawet jeśli wydają się być spokrewnione, to inaczej reagują na pożywienie.

Ludzie to nie szczury ani małpy

To, co jest dobre dla jednego gatunku, często jest toksyczne dla innego. Soja nie jest wyjątkiem.

Nasze dzieci od najmłodszych lat wiedzą, że niekoniecznie muszą jeść to, co zwierzęta!

Po kilku próbach przestają jeść ziemię, która jest tak dobra dla dżdżownic. Następnie przestają jeść trawę, tak dobrze przyswajaną przez słonie i inne zwierzęta. Szybko odwrócą się też na widok liści, kory i kwiatów – tak docenianych przez naszych „kuzynów” – szympansy i goryle …

Naszym dzieciom całe lata zajmuje nauka odróżniania żywności, którą mogą zjeść, od tej, której najlepiej unikać, niezależnie od tego, co jedzą inne zwierzęta (ale zależnie od opinii rodziców: „A co to jest? Trucizna?” – około dwóch tysięcy razy zapytał nas podczas spaceru nasz mały 3-letni Tomasz na widok czerwonych i czarnych kuleczek wesoły ).

Strona Doctissimo utrzymuje zamieszanie wokół soi

„Wiele doświadczeń prowadzonych na różnych gatunkach zwierząt wskazuje, że fitoestrogeny działają w sposób rozwojowy oraz wpływają na układ hormonalny, immunologiczny” – wyjaśnia na forum P. Nathan, „lekarz sportowy, dietetyk, endokrynolog, diabetolog, lekarz z Wyższej Szkoły Muzyki i Tańca w Paryżu” w artykule „Ostrzeżenia przed soją” opublikowanym 22 stycznia 2011 r.5. Ale kilka linijek dalej przyznaje: „U niemowląt karmionych długotrwale produktami zawierającymi fitoestrogeny nie zaobserwowano dotychczas specyficznych zaburzeń rozwoju i rozwoju hormonalnego”.

Dobre dla zwierząt, złe dla ludzi

Pamiętacie talidomid – lek, który powodował deformacje noworodków, gdy ich matki zażywały go w czasie ciąży? Talidomid został starannie przetestowany na zwierzętach, gdzie nie wykazał żadnych negatywnych skutków tego typu. Podobnie, gdy Opren (benoxaprofen), lek przeciw chorobie zwyrodnieniowej stawów, był testowany na małpach, nie zauważono żadnych problemów, ale zabił on 61 osób, zanim został wycofany z rynku. Cylert (na polskim rynku występował pod nazwą Pemolina) był dobry dla zwierząt, ale kiedy lekarze dali go nadpobudliwym dzieciom, spowodował poważne problemy z wątrobą.

Mleko toksyczne dla szczurów

Podobnie jak mleko sojowe, również mleko ludzkie szkodzi szczurom, bo uniemożliwia im wzrost. Czy powinniśmy się dziwić? Ludzkie mleko zawiera 5% białka, a mleko szczurze 45%. Potrzeby fizjologiczne małych szczurów nie są takie same jak potrzeby dzieci.

Nasze dzieci nie muszą w pierwszych tygodniach życia uczyć się rozwijać ekstremalnej prędkości w rurach. Mają za to potężny mózg, który wymaga stałego dopływu glukozy (paliwo mózgu) i DHA (omega-3, które są pożywką dla neuronów). Gdyby ich mózg rozwijał się słabo, ich szanse życiowe byłyby poważnie zagrożone, niezależnie od szybkości ich reakcji i wytrzymałości mięśni.

Zalecenia dotyczące soi

Soja ma zatem na nas inny wpływ. Ogólnie rzecz biorąc, dla ludzi to bardzo zdrowa żywność, do momentu, gdy nie jest modyfikowana genetycznie (GMO to 65% produkcji soi w USA) lub chemicznie (w związku z tym należy ograniczać jej spryskiwanie). Soja może zmniejszać ryzyko raka trzustki, prostaty, okrężnicy i piersi6.

Dane te są zgodne z dużymi badaniami epidemiologicznymi dotyczącymi populacji spożywających znaczną ilość soi.

Kobiety, w tym również te, które chorowały na raka piersi, mogą jeść od trzech do czterech porcji soi tygodniowo (ale na wszelki wypadek powinny unikać skoncentrowanych wyciągów). Zdrowi mężczyźni i kobiety mogą bez żadnego problemu jeść soję dwa lub trzy razy dziennie.

Zaletą soi jest to, że można ją przygotować na wiele różnych, pomysłowych sposobów. Co więcej, jest ona niedroga. Dla mnie najbardziej interesujące formy spożywania soi to:

1. Tofu: pasta z soi namoczona i ugotowana. Moczenie jest tradycyjnie stosowane w celu zmniejszenia zawartości inhibitorów proteazy. Bogate w białko tofu ma neutralny smak, więc można je dodać do każdego dania. Potrawy sojowe wybieraj – jak wszystko – w miarę możliwości, ekologiczne.

2. Tempeh: ciasto z fermentowanych ziaren soi, o orzechowo-grzybowym smaku. Niezwykle bogate w białko i błonnik, produkowane w sposób, który znacznie zmniejsza zawartość inhibitorów proteazy – tempeh to doskonały sposób spożywania soi z żywieniowego punktu widzenia.

3. Miso: pasta z fermentowanych ziaren soi z ryżem lub innymi zbożami. Powszechnie stosowane jako dodatek lub jako podstawa zupy, miso jest potężnym źródłem probiotyków, zawiera wiele korzystnych bakterii. Proces fermentacji miso wyłącza inhibitory proteazy.

4. Tamari (lub Shoyu): sfermentowany sos – bardzo smaczny, ale i słony.

5. Mleko sojowe: wykonane z namoczonej soi, jest coraz częściej wykorzystywane zamiast mleka krowiego. Często nazywane „napojem sojowym”, bo przemysł mleczarski protestuje przeciw nazywaniu go „mlekiem”. Ma niską zawartość inhibitorów trypsyny i fitynianów. Preferuję mleko płynne zamiast sojowego mleka w proszku (istnieje też mleko ryżowe, migdałowe i owsiane, które ma podobne zalety do mleka krowiego).

6. Edamame: soja jest zbierana w stanie niedojrzałym, zielona i miękka. Gotowana około 15 minut w lekko osolonej wrzącej wodzie i wymieszana z warzywami jest smaczną przekąską, można także dodać ją do sałatki lub zupy.

Pytania na temat zalet i wad soi są uzasadnione, dlatego badania w tej dziedzinie będą kontynuowane. Tofu i inne produkty, które zawierają soję, nie są synonimem dobrego zdrowia, ale też nie należy soi „potępiać”. Krucjata przeciwko niej jest niepotrzebna. Miłośnicy zdrowej żywności ją cenią i jeśli będziemy szanować nasze organizmy i naturę, to i nam może przynieść wiele korzyści.

Twoje zdrowie!

Jean-Marc Dupuis

Źródła:

Artykuł datowany na rok 2003 [online], [dostęp: z dnia 31 stycznia 2012] są zachęcające. Jest to coś, co każdy nas może zrobić z łatwością”. http://www.doctissimo.fr/html/nutrition/mag_2003/mag1003/dossier/nu_6860_soja_lait_nourrissons_02.htm
S.F. Morel, Soy Infant Formula: Birth Control Pills for Babies,
http://www.westonaprice.org/soy-alert/soy-formula-birth-control-pills-for-babies, [dostęp: z dnia 31 stycznia 2012].
http://www.doctissimo.fr/html/nutrition/mag_2003/mag1003/dossier/nu_6858_soja_definition.htm
http://www.niehs.nih.gov/news/assets/docs_a_e/expert_panel_evaluation_of_soy_infant_formula_meeting_summary_expert_panel_conclusions.pdf
http://blog.doctissimo.fr/shureido/vache-lait-soja-14083246.html
W 2000 r. Riva Bitrum, kierownik badań w Amerykańskim Instytucie Badań nad Nowotworami, oświadczył w tej kwestii, że „Badania pokazujące, że spożywanie codziennie jednej porcji soi ma wpływ na zmniejszenie ryzyka zachorowania na nowotwory, są zachęcające. Jest to coś, co każdy nas może zrobić z łatwością”.

Sojowa formuła dla niemowląt – bezpłodność !

Oto kolejne badanie które pokazuje, że zmodyfikowana genetycznie żywność powoduje bezpłodność – tym razem wśród ludzi, a nie tylko u zwierząt.”Eksperci ds zdrowia i medycyny w Nowej Zelandii wezwali by zakazać sprzedaży formuły dla niemowląt opartej na soi po niedawnym badaniu na myszach wskazującym na to, że soja uszkadza drogi rodne i układ odpornościowy.

Co to jest żywność genetycznie modyfikowana. Film – Żywność GMO. Wykład Jeffreya M. Smitha:


“Amerykańskie badania, opublikowane w The Society for the Study of Reproduction wskazują, że ekspozycja na niskie poziomy fitoestrogenów podczas wrażliwych faz rozwoju płodu żeńskiego aż do okresu dojrzewania może [negatywnie] wpływać na płodność w późniejszych latach.”
Przeczytaj cały artykuł na Food Navigator.

SLS – rakotwórcza chemia w szamponach

Większość z nas zdecydowanie lubi mocno pieniące się szampony. Zazwyczaj pięknie pachną i dają poczucie komfortu, ponieważ naiwnie sądzimy, że im więcej piany, tym lepszy efekt mycia. W rzeczywistości jednak, takie szampony tworzą jedynie złudzenie skuteczności. Przyczyną obfitej piany na naszej głowie jest kolejny, bardzo popularny i tani, związek chemiczny zwany w skrócie SLS (laurylosiarczan sodu). Jako bardzo tania substancja, jest również masowo wykorzystywany w detergentach do mycia podłóg, odtłuszczania silników oraz płynach dla myjni samochodowych. Na skórę natomiast działa drażniąco, wywołując uczucie swędzenia, pieczenia a niekiedy prowadzi nawet do wypadania włosów. Myjąc głowę nie jesteś nawet świadomy, że w rzeczywistości uszkadza on twoje włosy.

Niestety, to nie efekt kosmetyczny jest tutaj największym problemem. Powagi sytuacji nadaje fakt, że SLS osadza się na skórze i w mieszkach włosowych. Nasz organizm nie jest w stanie sam pozbyć się tej chemicznej toksyny więc, pozostaje ona w tkankach skóry. Z biegiem czasu natomiast, substancja ta zaczyna przenikać do serca, wątroby, płuc i mózgu. Jak prawdziwa trucizna, stopniowo wyniszcza nasz organizm. Co gorsze, niektóre z szamponów siarczanowych (SLS), zawierają również substancje rakotwórcze. Nie trudno zgadnąć, że nawet ich śladowe ilości, odkładając się w organizmie przez wiele lat, mogą doprowadzić do tragedii.

Najlepszym sposobem, aby uniknąć takiego zagrożenia, jest korzystanie wyłącznie z naturalnych, organicznych produktów i kosmetyków. Być może nie wszystkie będą tak mocno się pieniły i pachniały, jak te syntetyczne, ale używając ich na pewno nie będziemy musieli obawiać się o własne zdrowie.

Aluminium w Twojej kosmetyczce



Większość dezodorantów i antyperspirantów zawiera niewiarygodnie toksyczne substancje, które prowadzą do uszkodzeń systemu nerwowego. Wielu naukowców i lekarzy zgodnie twierdzi, że nieuniknione jest przy ich regularnym stosowaniu zwiększone ryzyko zachorowania na raka oraz problemy neurologiczne (które prowadzić mogą m. in do choroby Alzheimer’a).

Aluminium – najpowszechniejsza szkodliwa substancja, jaką możemy spotkać w dezodorantach i antyperspirantach; aluminum chlorohydrate – bo w takiej dokładnie formie występuje na opakowaniu – zatyka pory w skórze, dzięki czemu hamuje naturalne zjawisko pocenia się; po pewnym czasie jednak bardzo dobrze przenika przez skórę i zaczyna się gromadzić; naukowcy coraz częściej łączą jego występowanie w kosmetykach z rozwojem Alzheimer’a, ponieważ aluminium odkłada się w mózgu – jego złogi odkryto przy okazji wielu sekcji zwłok osób, które zmarły na tę chorobę; aluminium podrażnia również nasz układ immunologiczny oraz może uszkadzać układ rozrodczy

Parabeny – kolejne chemikalia, używane w kosmetykach jako konserwanty; przyczyniają się do zaburzania pracy hormonów, wynikiem czego może być rak piersi

Ftalany – tworzywa sztuczne, które pomagają jak najdłużej zatrzymać na skórze substancje zapachowe; mogą prowadzić do uszkodzenia płodu

Glikol propylenowy (propylene glycol) – rodzaj rozpuszczalnika, bazy dla innych związków i substancji; nie stwierdza się, że sam w sobie glikol jest chorobotwórczy, jednak zdecydowanie ułatwia on penetrację naszego układu nerwowego innym, toksycznym substancjom; powszechnie spotykany również w pastach do zębów, płynach do płukania ust oraz innych produktach higieny osobistej; naukowcy zdecydowanie zalecają unikanie tego związku chemicznego

Syntetyczne substancje zapachowe – łatwe i tanie w produkcji związki chemiczne, które zastępują te pochodzenia roślinnego i zwierzęcego; są dziś powszechnie stosowane we wszystkich typach produktów kosmetycznych; niestety, jedna kompozycja zapachowa może zawierać nawet dwieście substancji wywołujących alergie; są bardzo łatwo przyswajalne przez skórę i akumulowane w organizmie – w konsekwencji mogą być przekazywane nawet z pokolenia na pokolenie (duże ich stężenia odnotowywane są w mleku karmiących matek)

Warto więc może zastanowić się nad kosmetykami naturalnymi, gdzie substancje walczące z bakteriami to między innymi naturalne wyciągi z drzewa herbacianego, rumianku, arniki lub nagietka. Dzięki nim żadne toksyny nie będą odkładały się w mózgu, ani też nie będą blokowały naturalnych procesów naszego organizmu.

Źródła:

Toxic Overload: A Doctor’s Plan for Combating the Illnesses Caused by Chemicals in Our Foods, Our Homes, and Our Medicine Cabinets by Dr. Paula Baillie-Hamilton
Toxic Beauty: How Cosmetics and Personal Care Products Endanger Your Health . . . And What You Can Do about It by Samuel S. Epstein, Randall Fitzgerald
You: Staying Young: The Owner’s Manual for Extending Your Warranty by Mehmet C. Oz., M.D. and Michael F. Roizen, M.D.
Natural Health Secrets From Around the World by Glenn W. Geelhoed, M.D. and Jean Barilla, M.S.

Niebezpieczny triklosan w mydłach antybakteryjnych

Triklosan – jest związkiem chemicznym stanowiącym potencjalne zagrożenie dla zdrowia, ponieważ może wywoływać nowotwory. Pomimo tego, jest powszechnie obecny w wielu produktach codziennego użytku takich jak mydła przeciwbakteryjne, dezodoranty, żele pod prysznic, kremy, balsamy, środki czystości, detergenty, płyny do mycia naczyń oraz pasty do zębów i płyny do płukania ust.

To, co jest najbardziej przerażające w takiej paście do zębów to fakt, że w momencie gdy chlorowana woda z kranu spotyka się z pastą, zachodzi reakcja, w wyniku której powstaje chloroform. To wszystko ma miejsce w czasie, gdy szczotkujemy zęby.

Co gorsze, wyniki badań Narodowej Koalicji przeciw nadużywaniu pestycydów wykazują, że nie pozbywamy się tej substancji nawet po wypłukaniu ust. Pozostaje ona w jamie ustnej nawet do 12 godzin po myciu zębów, będąc cały czas wchłaniana przez organizm poprzez język i wydzieliny jamy ustnej.

Jeszcze bardziej narażone na działanie tej substancji są małe dzieci, które podczas mycia zębów często połykają pastę.

Jak stwierdził ekspert w dziedzinie toksykologii, Giles Watson: „Produkty te wytwarzają co prawda niewielkie ilości chloroformu, ale kumulujące się z czasem. Wytworzona ilość gazu jest bardzo niska, ale sądzę, że kluczowym jest fakt, iż nie znamy efektów jego działania. Producenci wymieniają triklosan na liście składników swoich produktów więc, jeśli konsumenci są tym zaniepokojeni, najlepszą radą jest, aby unikać produktów zawierających tę substancję”.

Producenci past do zębów twierdzą, że triklosan jest pożyteczny, ponieważ pomaga chociażby zmniejszyć osadzanie się płytki nazębnej i zabija bakterie. Co więcej, pozwala firmom na stosowanie stwierdzenia na etykietach, że ich produkt „zabija 99,9% bakterii”. W rzeczywistości uszkadza dziąsła oraz może przyczynić się do owrzodzenia jamy ustnej, jak twierdzą niektórzy eksperci.

Obecnie FDA (Agencja ds. Żywności i Leków w USA) oraz Unia Europejska regulują stosowanie triklosanu, a Agencja Ochrony Środowiska sklasyfikowała tę substancję jako prawdopodobnie rakotwórczą dla człowieka.

Źródła:

http://www.naturalnews.com/022178_triclosan_toothpaste_products.html

Perfumy czyli ropa i chlorek metylenu…

Im piękniej pachną twoje perfumy, tym większa szansa na to, że składają się z chemicznych i toksycznych zarazem trucizn.

Skład większości perfum i wód kolońskich, nie poprzestaje niestety na naturalnych przyprawach i olejkach eterycznych, jak sugerują niekiedy reklamy.

Na liście składników bardzo często można znaleźć takie substancje, jak:

formaldehyd
toluen
chlorek metylenu
benzaldehyd
ropa
ftalany

Substancje te są powiązane z występowaniem takich zjawisk, jak problemy układu oddechowego, schorzenia układu nerwowego, problemy z niepłodnością oraz różnego rodzaju nowotwory. Dodatkowo ftalany są bardzo często odpowiedzialne za zaburzenia endokrynologiczne. Te szkodliwe substancje największy wpływ mają na dzieci oraz rozwijający się płód.

Dlatego też zaleca się, aby kobiety w ciąży całkowicie unikały stosowania syntetycznych perfum.

Niestety zazwyczaj zakres produktów, w jakich występują perfumy (wszelkiego rodzaju zapachy i aromaty, na które składać się mogą wymienione wyżej składniki), obejmuje również odświeżacze powietrza, produkty czyszczące, kosmetyki, szampony, balsamy i co najsmutniejsze, bardzo często również kosmetyki dla dzieci.

Dzięki zapisom o tajemnicy handlowej producenci często nie są zobowiązani do ujawniania dokładnych danych na temat substancji, które składają się na puste, nic nie mówiące słowo „zapach” (na etykietach najczęściej jako: Parfum; Fragrance; Aroma).

Jak więc zabezpieczyć siebie i swoich najbliższych przed niekorzystnym wpływem tych szkodliwych substancji?

Jedynym sposobem jest dokładne czytanie etykiet wymieniających składniki. Należy zapoznać się ze szkodliwymi substancjami i nie kupować produktów, które je zawierają. Zdecydowanie zmienia się podejście nawet do ulubionych perfum, czy balsamu, jeśli zaczynamy być świadomi tego, jak ich skład wpływa na nasze zdrowie.

Jeśli czytając skład perfum lub kosmetyków spotkamy się z ogólnym określeniem „zapach”, powinniśmy odnieść się do takiego produktu z należytą ostrożnością.

Źródła:

http://www.scotsman.com/news/health/women-warned-not-to-wear-perfume-during-pregnancy-1-1436889
http://www.preventcancer.com/consumers/cosmetics/fragrances.htm

Toksyny i konserwanty – Twoje kosmetyki

Czy wiesz, że obecność groźnych dla twojego zdrowia związków chemicznych w kosmetykach została doskonale już udokumentowana, a nadal toksyny te są używane do ich produkcji?

Bądźmy świadomi tego, z jakimi substancjami mamy do czynienia każdego dnia we własnej łazience; jakie toksyny aplikujemy sobie na całe ciało biorąc prysznic, myjąc głowę, czy używając kremów i balsamów. Ftalany, ołów, parabeny – to tylko niektóre z długiej listy chemikaliów. Warto jednak przyjrzeć się im bliżej i zacząć zwracać uwagę na ich obecność w kosmetykach możliwie najszybciej.

FTALANY

Są obecne w wielu produktach – od lakierów do paznokci po perfumy, mleczka i toniki kosmetyczne oraz szampony. Zdecydowanie trudno jest ich dziś uniknąć. Pomimo, że oficjalnie uznano je za toksyny, firmy produkujące kosmetyki nadal używają ich do produkcji swoich produktów. Ftalany bezpośrednio przyczyniają się do zachorowań na nowotwory, bezpłodności i wad wrodzonych u dzieci.

OŁÓW

Toksyna, o której większość z nas słyszała – i jest świadoma zagrożenia z jej strony – może występować w szminkach. Kobiety, które używają tego kosmetyku, mają dość duży problem, aby jej całkowicie uniknąć. Co prawda, ołów nie jest w ścisłym znaczeniu składnikiem szminek, może jednak występować w nich jako zanieczyszczenie. Niestety, bardzo powszechne zanieczyszczenie. Co więcej, ołów pojawia się również w innych kosmetykach codziennego użytku. Zastanawiającym zjawiskiem jest to, że przepisy wskazujące na toksyczność ołowiu w farbach, czy innych produktach, wykształciły w ludziach powszechną świadomość zagrożenia tą toksyną, a jednocześnie w tak małym stopniu kobiety przejmują się tym faktem, nakładając każdego dnia makijaż. Ołów – podobnie jak ftalany – może prowadzić do rozwoju raka oraz wad wrodzonych u dzieci.

PARABENY

Parabeny używane są w kosmetykach jako konserwanty, które wydłużają termin ważności produktu. Niestety, kosztem naszego zdrowia. Są naprawdę niebezpieczne, ponieważ imitują hormony, zakłócając w ten sposób naturalną gospodarkę hormonalną naszych organizmów. Efektem ich działania jest rak piersi i problemy z płodnością.

Skóra jest największym narządem naszego ciała, który ma nas chronić przed bakteriami i innymi zanieczyszczeniami.

Pamiętajmy jednak, że przez skórę do organizmu dostarczane są również różne substancje. Tak więc, jeśli na twarz nakładamy krem lub w całe ciało wcieramy balsam, powinniśmy mieć świadomość tego, że tzw. składniki odżywcze tych kosmetyków, przenikają do naszego organizmu wraz ze wszystkimi toksynami.

Na szczęście na rynku jest już coraz więcej produktów, które są wolne od tego rodzaju zanieczyszczeń, chemikaliów, toksyn i konserwantów. Dzięki czemu świadomi konsumenci mogą dokonywać bezpiecznych wyborów.

Źródła:

http://www.nytimes.com/2005/07/07/fashion/thursdaystyles/07skin.html
http://hazmap.nlm.nih.gov/cgi-bin/hazmap_generic?tbl=TblAgents&id=704
http://www.pgbeautygroomingscience.com/phthalates-safety-in-cosmetics…
http://www.organicconsumers.org/bodycare/fda060104.cfm
http://www.msnbc.msn.com/id/22979800/ns/health-kids_and_parenting
http://www.safecosmetics.org/article.php?id=283
http://www.epa.gov/lead/
http://www.livestrong.com/article/150690-what-are-the-dangers-of-para..

Nitrozoaminy rakotwórczy dodatek w farbach do włosów

Liczne substancje chemiczne zawarte w popularnych farbach do włosów, używanych przez miliony kobiet i mężczyzn na całym świecie, wywołują nowotwory – donoszą brytyjscy naukowcy.

Jak wskazują wyniki badań, zarówno farby przeznaczone do samodzielnego farbowania włosów w domu, jak i te dla profesjonalnych, droższych salonów fryzjerskich zawierają substancje, które niosą ze sobą potencjalnie rosnące ryzyko zachorowania.

Substancje zawarte w produktach przeznaczonych do trwałego farbowania mogą wchodzić w reakcje z dymem tytoniowym, spalinami oraz innymi zanieczyszczeniami w powietrzu, wywołując jedne z najsilniejszych substancji rakotwórczych znanych człowiekowi jakimi są N-nitrozoaminy, jak podaje Daily Mail.

Przemysł kosmetyczny kwestionuje najnowsze doniesienia naukowców.

Naukowcy zidentyfikowali jednak substancje chemiczne, które znajdują się we wszystkich trwałych farbach do włosów – są to aminy drugorzędowe, które przedostają się przez skórę głowy oraz od momentu zaaplikowania potrafią pozostać we włosach przez kilka tygodni, miesięcy, a nawet lat.

N-nitrozoaminy znane z tego, że wywołują nowotwory, zostały zakazane jako składniki kosmetyków. Naukowcy twierdzą jednak, że mogą one powstawać w wyniku prostych reakcji chemicznych pomiędzy substancjami zawartymi w farbach i zanieczyszczeniami w powietrzu.

Już w przeszłości farby do włosów były znane z tego, że mogą prowadzić do powstawania nowotworów. W szczególności guzów piersi, pęcherza, jajników, mózgu oraz rozwoju białaczki.

Niestety odpowiednie regulacje dla przemysłu kosmetycznego wydają się być bardzo trudne do wprowadzenia, lub w ogóle niemożliwe.

Profesor David Lewis – jeden z autorów przytaczanych badań, ekspert w dziedzinie różnorodnych barwników kosmetycznych – twierdzi, że potrzebujemy zdecydowanie jeszcze większej ilości badań, aby prawidłowo oszacować wielkość ryzyka i zagrożenia ze strony wspomnianych substancji chemicznych.

W rok po tym, jak w 2009 ogłoszono, że kobiety farbujące włosy dziewięć razy w ciągu roku mają podwyższone ryzyko zachorowania na raka krwi o 60%, Komisja Europejska zakazała sprzedaży 22 farb do włosów, które przy długoterminowym użyciu narażały konsumentów na nowotwór.

Źródła:

http://www.dailymail.co.uk/health/article-2281413/Hair-dye-used-millions-women-linked-chemicals-cause-cancer.html
http://www.thefactsabout.co.uk/news.asp?newsid=226&view=yes&pageid=99&menu=sub&menuname=News&menuid=36&submenu

Leki przeciwdepresyjne…

Przez dwa i pół tysiąca lat, od czasu powstania Górnego Egiptu i Mezopotamii aż po rewolucję przemysłową, lekarze nagminnie stosowali puszczanie krwi (flebotomię). Puszczanie krwi było aspiryną dawnych czasów i uniwersalnym lekarstwem na wszelkie choroby, od zapalenia płuc po depresję.

Dlaczego jednak puszczano krew pacjentom cierpiącym na depresję? Depresję przypisywano krążącym we krwi złym „humorom”, czyli płynom wytwarzanym przez organizm. Puszczanie krwi miało na celu usunięcie zatruwających krew humorów.

Lekarze nie mieli powodów, aby uznać flebotomię za nieskuteczną. Kiedy pacjenci umierali, uważano, że działo się tak z powodu choroby, a nie ze względu na zastosowane leczenie.

W XIX wieku naukowcy zaczęli kwestionować puszczanie krwi. Po obiektywnym zbadaniu efektów puszczania krwi uznali, że ta metoda leczenia była w większości przypadków pozbawiona efektu terapeutycznego. Ponadto zaczęto zastanawiać się nad rzeczywistymi przyczynami zgonu pacjentów. Naukowcy zrozumieli, że puszczanie krwi to zabieg obarczony ogromnym ryzykiem.

Warto podkreślić, że dzisiaj znamy jeden z powodów – jedyny bez wątpienia słuszny – dla którego puszczanie krwi może mieć dobroczynne działanie. U kobiet w okresie menopauzy i mężczyzn, u których zawartość żelaza we krwi jest wysoka, puszczanie krwi pomaga ją obniżyć i prowadzi do poprawy stanu zdrowia.

Ponadto obecnie stosujemy inną formę puszczania krwi – honorowe krwiodawstwo. Badania wykazały, że ryzyko zawału u osób oddających regularnie krew jest niewielkie; związane jest to prawdopodobnie z wyeliminowaniem czynnika ryzyka, jakim jest nadmiar żelaza w organizmie – żelazo jest bardzo ważnym pierwiastkiem, który jednak w nadmiarze jest wysoce reaktywny.

Jednakże wiedza, którą dysponują współcześni lekarze, przynajmniej pod jednym względem nie różni się od tej, którą posiadali medycy epoki faraonów: nadal nieznana jest prawdziwa przyczyna depresji.

Opium, morfina, heroina i nasiadówki…

Puszczanie krwi wyszło z mody i zostało zastąpione innymi, równie dziwacznymi metodami leczenia.

W latach pięćdziesiątych XIX wieku pacjentom cierpiącym na depresję zalecano zażywanie opium. Osobom chorym psychicznie podawano natomiast uspokajające zastrzyki z morfiny. Na przełomie XIX i XX wieku nastała powszechna moda na heroinę.

Z kolei doktor Zygmunt Freud był przekonany o dobroczynnym działaniu kokainy. W roku 1884 laboratoria Merck powierzyły mu prowadzenie badań eksperymentalnych nad tą substancją. Freud był zachwycony wpływem kokainy na samopoczucie swoich pacjentów i przepisywał ją aż do roku 1895, kiedy to zwrócił się ku psychoanalizie. Wygląda na to, że w pewnym momencie zdał sobie sprawę z tego, że długoterminowe działanie kokainy na organizm pacjentów (i jego własny) nie było pozbawione wad.

A co dzisiaj jest na topie?

Prawda jest taka, że psychiatrzy nadal nie wiedzą, co jest przyczyną depresji. Przyjęli oni jednak pewną hipotezę… i na bazie tej hipotezy powstała ogromna gałąź przemysłu farmaceutycznego. Psychiatrzy uznali, że prawdopodobną przyczyną depresji jest brak równowagi chemicznej w mózgu. Uważa się, że u osób cierpiących na depresję występuje niedobór serotoniny, która jest neuroprzekaźnikiem, czyli hormonem wspomagającym wzajemne komunikowanie się neuronów ze sobą.

Lekarze przepisują więc leki, które zapobiegają wychwytywaniu przez neurony serotoniny znajdującej się w komórkach nerwowych. Leki takie nazywane są inhibitorami wychwytu zwrotnego serotoniny lub SRI (z ang.serotonin reuptake inhibitors).

Świat oszalał na punkcie SRI. Pierwsze miejsce w Europie pod względem ich stosowania zajmują Francuzi. Co roku przepisuje się im 69 milionów opakowań SRI; w ciągu dekady liczba ta wzrosła o 150%. Trend ten jest wysoce niepokojący, ponieważ SRI wpływają negatywnie na koncentrację (za kierownicą), pamięć (w pracy) oraz powodują wzrost ryzyka popełnienia samobójstwa przez zażywające je osoby.

W związku z tym trudno uznać za przypadek, że Francja znajduje się w czołówce krajów o największej liczbie samobójstw i prób samobójczych: do francuskich szpitali trafia co roku od 130 000 do 180 000 osób, które próbowały popełnić samobójstwo, a liczba osób, które giną w wyniku udanych prób samobójczych, niemal trzykrotnie przewyższa liczbę zabitych w wypadkach drogowych.

Niektóre z przeprowadzonych badań wykazały wzrost ryzyka związanego z popełnieniem samobójstwa u młodych osób stosujących leki przeciwdepresyjne. A to nie wszystko. Dr Sauveur Boukris, autor książki Ces médicaments qui nous rendent malades (Leki, przez które chorujemy - książki, w której opisał zagrożenia związane ze stosowaniem leku Mediator już dwa lata przed tym, zanim media uznały, że należy poinformować o nich opinię publiczną), mówi: Od 2000 roku wiadomo, że leki z grupy SRI przyczyniają się do wzrostu zachowań samobójczych u młodzieży i młodych dorosłych; w roku 2006 brytyjscy badacze zebrali dane dotyczące agresji i przemocy związanych z zażywaniem leków przeciwdepresyjnych (…). Już w 2004 r. władze kanadyjskie ujawniły powiązanie autoagresji ze stosowaniem SRI. W Stanach Zjednoczonych w kartach charakterystyki ty ch produktów leczniczych podaje się takie działania niepożądane jak niepokój, nerwowość, ataki paniki, bezsenność, wrogość czy agresja.

Leki przeciwdepresyjne mogą więc wzmagać myśli samobójcze oraz te objawy, które mają zwalczać (takie jak niepokój, bezsenność i ataki paniki), a także stanowić zagrożenie dla innych osób poprzez zwiększanie poziomu agresji i wrogości u zażywających je pacjentów.

Ale czy to naprawdę coś, czego nie wiedzieliśmy? Każdy, kto miał kiedykolwiek do czynienia z osobami zażywającymi leki przeciwdepresyjne wie, że tacy pacjenci na zmianę przeżywają wybuchy złości i niepokoju oraz stany euforii.

Problem polega na tym, że nigdy nie udowodniono, że osoby cierpiące na depresję mają obniżony poziom serotoniny. Przeprowadzone w 1983 r. w Narodowym Instytucie Zdrowia Psychicznego w Stanach Zjednoczonych badanie wykazało, że nie można udowodnić powiązania zaburzeń układu serotoninergicznego z depresją.

Dlaczego psychiatrzy tak chętnie przepisują pacjentom leki przeciwdepresyjne?

Jednym z powodów może być fakt, że psychiatrzy przez długi czas nie byli uważani za „prawdziwych” lekarzy. Nie byli w stanie zrobić zbyt wiele, aby pomóc swoim pacjentom, a tym bardziej ich wyleczyć. Psychiatrzy zrozumieli, że mogą podnieść prestiż swojej gałęzi medycyny jedynie poprzez uczynienie jej bardziej „naukową”, co doprowadziło do farmakologicznego leczenia psychiatrycznego coraz większej liczby zachowań.

Z czasem nieśmiałość, lenistwo, niemożność usiedzenia w miejscu, melancholia czy żałoba stały się chorobami, które trzeba leczyć za pomocą różnych pigułek.

Dzieci źle wychowane, a także dzieci, które ucierpiały z powodu problemów małżeńskich swoich rodziców, otrzymują łatkę dzieci cierpiących na deficyt uwagi występujący z nadpobudliwością ruchową (czyli ADHD) lub bez, a także na zespół nadpobudliwości ruchowej.

Stany Zjednoczone wyprzedzają nas pod tym względem o kilka lat; Amerykanie „chorują” na zakupoholizm lub niemożność wstania rano z łóżka. Golfista Tiger Woods nie zawahał się oświadczyć, że jego wymagający leczenia „seksoholizm” był przyczyną przyłapania go w niedwuznacznej sytuacji z prostytutką w jego własnym samochodzie.

Czy to znaczy, że depresja to wymysł?

Nie. Nadal nie znamy przyczyny depresji, nie możemy więc wyleczyć jej – jak innych chorób – za pomocą antybiotyków (lub raczej – pozwolić naszemu ciału samemu się wyleczyć).

Jednakże depresji często towarzyszą objawy fizjologiczne, które można zlikwidować. I w tej kwestii naprawdę można coś zdziałać. Wdrożone działania mogą w znaczący sposób pomóc osobie z depresją na nowo cieszyć się życiem.

4 skuteczne sposoby zapobiegania depresji

1. Stosowanie kwasów omega-3

U kobiet w podeszłym wieku stwierdzono powiązanie występowania depresji z niedoborem kwasów omega-3 (wielonienasyconych kwasów tłuszczowych, znajdujących się między innymi w rybim tłuszczu). Niedobór ten (czasem nawet znaczny) nie jest czymś wyjątkowym – dotyka on niestety już większość zachodniej populacji…

Dlatego nie zdziwi fakt, że zastosowanie kwasów omega-3 w leczeniu depresji przyniosło wymierne korzyści, które ostatnio udowodnionio naukowo. Otóż podczas dwumiesięcznych badań prowadzonych przez włoski uniwersytet w Pawii u osób zażywających kwasy omega-3 zaobserwowano zmniejszenie objawów depresji oraz poprawę jakości życia1.

Badania przeprowadzono na grupie 46 cierpiących na depresję kobiet w wieku od 66 do 95 lat. Przez 2 miesiące 22 uczestniczki zażywały codziennie 2,5 g kwasów omega-3, natomiast 24 uczestniczki otrzymywały placebo. Objawy depresji oraz jakość życia były oceniane przed i po badaniu. Wyniki: po dwóch miesiącach te kobiety, które otrzymywały kwasy omega-3, zgłosiły poprawę jakości życia oraz zmniejszenie nasilenia objawów depresji w stosunku do okresu sprzed badania.

2. Aktywność fizyczna na świeżym powietrzu

W walce z depresją niezbędna jest także aktywność fizyczna, a szczególnie przebywanie na świeżym powietrzu i korzystanie ze słońca. Osoby cierpiące na depresję zazwyczaj siedzą w domu, w związku z czym mają niedobór witaminy D, nazywanej „witaminą słońca”. Zwykły spacer może wiele zmienić. Przeprowadzono wiele badań naukowych badających tę zależność. Jednym z powodów, dla których wysiłek fizyczny pomaga w leczeniu depresji, jest wydzielanie hormonów szczęścia, czyli endorfin.

3. Relaks

Należy także rozważyć stosowanie technik relaksacyjnych takich jak kontrola rytmu pracy serca, joga, medytacja czy po prostu modlitwa. Dzięki złagodzeniu stresu można odnaleźć wewnętrzną równowagę i spokój, które pomogą w pokonaniu depresji. Należy w tym celu skontaktować się z lekarzem lub specjalistą, który zaleci nam najodpowiedniejszy rodzaj aktywności.

4. Zbilansowana dieta

Nie wolno również pomijać dobroczynnego wpływu odpowiednio zbilansowanej diety. Osoby cierpiące na depresję często niewłaściwie się odżywiają, co wpływa negatywnie na proces zdrowienia. Zdrowa dieta wspomagająca leczenie depresji polega przede wszystkim na zmniejszeniu ilości spożywanych cukrów oraz produktów zbożowych. Dzięki temu unormuje się poziom leptyny i insuliny, co może z kolei zadziałać przeciwdepresyjnie.

Dzięki szczepieniom choroby odporne na farmaceutyki…

Na świecie rozprzestrzeniają się śmiertelne i odporne na leki szczepy gruźlicy. 118 krajów pilnie potrzebuje 1,6 mld dolarów rocznie, aby z nimi walczyć – podały agendy ONZ.
24 marca przypada Światowy Dzień Walki z Gruźlicą. Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) i Globalny Fundusz do Walki z HIV/AIDS, Gruźlicą i Malarią wezwały we wspólnym oświadczeniu do zwiększenia funduszy na badania nad wyszukiwaniem i identyfikacją wszystkich przypadków zachorowań na gruźlicę i leczenia farmakologicznego najpoważniejszych z nich.

Gruźlica jest często postrzegana jako tzw. choroba przeszłości, lecz pojawienie się szczepów, których nie da się leczyć, stało się jednym z najbardziej naglących problemów w ciągu minionej dekady. Spośród chorób zakaźnych jedynie wirus HIV zabija więcej ludzi na świecie.

W 2011 r. 8,7 mln ludzi zapadło na gruźlicę, a 1,4 mln zmarło z jej powodu. WHO twierdzi, że do 2015 r. około 2 mln ludzi może być nosicielami odpornych na leki szczepów gruźlicy.

Leczenie zwykłej gruźlicy jest długim procesem. Pacjenci muszą przez pół roku zażywać mieszanki antybiotyków, wielu chorych nie kończy leczenia. Nadużywanie lub złe stosowanie antybiotyków spowodowało coraz większą odporność organizmu na leki.

Według WHO przypadki zachorowań na poważną odmianę gruźlicy odpornej nawet na najbardziej efektywne leki zanotowano w 2011 r. w co najmniej 77 krajach. W Indiach lekarze zdiagnozowali takie szczepy gruźlicy, na które nie działają żadne leki.

Gdyby luka w funduszach na walkę z gruźlicą (1,6 mld USD) została uzupełniona, to 17 milionów pacjentów chorych na gruźlicę i jej odporne na wiele leków odmiany mogłoby zostać całkowicie wyleczonych. Ocaliłoby to życie około 6 milionów ludzi w latach 2014-2016.

- Koniecznie musimy zwiększyć finansowanie, żeby móc kontrolować tę chorobę – uważa dyrektor wykonawczy Globalnego Funduszu do Walki z HIV/AIDS, Gruźlicą i Malarią, Mark Dybul. – Jeśli teraz nie zadziałamy, koszty mogą drastycznie podskoczyć – ostrzegł.

Oprócz 1,6 mld USD na walkę z gruźlicą potrzeba jeszcze ok. 1,3 mld USD na badania nad tą chorobą oraz rozwojem nowych leków, testów diagnostycznych i szczepionek – podaje WHO.

Wzrastają nakłady na eugenikę

Według czołowego biologa ewolucyjnego, Chińczycy angażują się w ogromną operację hodowlaną mającą na celu stworzenie rasy ludzi o rozszerzonych zdolnościach poznawczych. Co więcej, chińska eugeniczna fabryka kupiła niedawno duży amerykański instytut zajmujący się badaniami nad genami, dając dostęp chińczykom do DNA Amerykanów.

W niedawnym wywiadzie dla magazynu Vice, psycholog ewolucyjny Geoffrey Miller przyznał, że oddał swoje DNA na rzecz przedsięwzięcia prowadzonego przez największy na świecie instytut badań genetycznych z siedzibą w prowincji Shenzhen w Chinach. Miller, jak sam przyznaje jest jednym z „2000″ geniuszy wybranych przez BGI Shenzhen do ich transhumanistycznego projektu.

Zapytany, w jaki sposób firma pozyskuje potencjalnych dawców DNA, Miller odpowiedział: „Wydaje się, że są głównie zainteresowani ludźmi chińskiego i europejskiego pochodzenia. W zasadzie rekrutują poprzez konferencje naukowe, pocztą pantoflową. Musisz wykazać, że jesteś tak mądry jak twierdzisz. Musisz wysłać swój pełny życiorys, publikacje jakich byłeś autorem, standardowe wyniki testów, gdzie chodziłeś do szkoły wyższej … tego typu rzeczy.”

Po opisanym procesie rekrutacji, kandydaci są najwyraźniej informowani przez e-mail. Miller stwierdził: „Właśnie dostałem kilka dni temu e-mail mówiący o tym, że oni prawie skończyli robić sekwencjonowanie DNA dla BGI Cognitive Genetics Project, dla którego podarowałem geny, i że wyniki będą dostępne już wkrótce.”

Według Millera próbki DNA zostały zebrane głównie od „geniuszy” pochodzenia chińskiego i europejskiego. Stwierdził też wprost, że celem całej operacji jest wykorzystanie zebranego DNA w celu stworzenia nowej rasy inteligentnych, poznawczo ulepszonych ludzi dla państwa chińskiego. Miller dodaje, że z chińskiego punktu widzenia tego rodzaju państwowe interwencje/działania są pożądane.

W odpowiedzi na pytanie, w jaki sposób Chińczycy zamierzają użyć DNA od zebranych „geniuszy” w praktycznym sposób Miller wyjaśnia: „Każda dana para może potencjalnie mieć w laboratorium kilka zapłodnionych plemnikami ojca jaj. Następnie można testować wiele embrionów i analizować, który z nich będzie najmądrzejszy. To dziecko będzie, jak gdyby naturalnie przynależało do tej pary, ale będąc najmądrzejszym dzieckiem ze 100 jakie ta para mogła by mieć. To nie jest inżynieria genetyczna lub dodawanie nowych genów, to są geny pozyskane z pary ludzi.”

Miller podkreśla, że taki program hodowlany jest obliczony pod względem skuteczności w długim okresie czasu. Także przyznaje, że Chińczycy mogą być ekonomicznie motywowani by hodować „inteligentniejszych ludzi”. „Nawet jeśli to tylko zwiększy średnią IQ dziecka o pięć punktów, to jest to ogromna różnica w zakresie produktywności gospodarczej, konkurencyjności kraju, ilości stworzonych patentów i innowacyjności ich gospodarki”.

Miller daje upust swoim przekonaniom mówiąc za Chińczyków, w odniesieniu do rządowego, transhumanistycznego programu twierdząc, że Chińczycy w pełni popierają takie interwencje. Odnosząc się do różnic w amerykańskich i chińskich postawach w odniesieniu do takich eugenicznych interwencji Miller twierdzi: „Mamy ideologiczne uprzedzenia, które mówią:” Cóż, to może być kłopotliwe, nie należy mieszać się do spraw natury, nie powinniśmy się wtrącać do spraw Boga. „Właśnie wziąłem udział w debacie w Nowym Jorku, kilka tygodni temu, na temat tego czy nie powinniśmy zakazać inżynierii genetycznej u niemowląt i publiczności była dość podzielona. W Chinach, 95 procent publiczności powie: „Oczywiście należy mieć dzieci genetycznie zdrowsze, szczęśliwsze, i inteligętniejsze”. To jest duża różnica kulturowa”.

Te słowa pochodzą z ust człowieka który został uznany przez chińskich eugeników za geniusza. Jeśli ten człowiek jest prekursorem przepowiadanego przez faszystów „Ubermensch”, to niech Bóg ma nas w swojej opiece. Jeśli uważasz, że taki program hodowlany jest nieetyczny, ale odbywa się daleko stąd, to zastanów się raz jeszcze. Chiński genetyczny program hodowlany został obecnie rozszerzony na Stany Zjednoczone. Zaledwie dwa dni temu, BGI Shenzhen poinformował o zakończeniu przejęcia amerykańskiego instytutu badającego geny „Complete Genomics”. Według informacji prasowej, przejęcie to było „pierwszym, skutecznym nabyciem amerykańskiej firmy przez Chiny”.

Chińscy, sponsorowani przez rząd inżynierowie genetyczni obecnie rozszerzają swoje operacje na USA. Na swojej stronie internetowej „Complete Genomics” podaje: „Nasza technologia sekwencjonowania ludzkiego genomu, która jest oparta na naszych własnych nano-macierzach DNA i powiązanych z nimi technologiami odczytu, jest lepsza od istniejących, dostępnych na rynku rozwiązań sekwencjonowania całego ludzkiego genomu pod względem jakości, kosztów i skali.”

Wspaniałe, nieprawdaż? Ta ekskluzywna, technologia jest teraz w rękach chińskiej instytucji eugenicznej zdeterminowanej by stworzyć „ulepszonych” ludzi. Tworzenie, na drodze genetycznej ingerencji, tak zwanych ulepszonych (fizycznie) osób pokazuje szaleństwo w umysłach chińskich genetyków. To samo jednak mają na uwadze światowe elity. W artykule zatytułowanym Ekonomista Banku Światowego: hodujmy mniejszych ludzi w celu podniesienia „wydajności metabolicznej”. napisanym w październiku 2012 roku przez Hermana Daly, byłego wyskokiego pracownika Banku Światowego i obecnego profesora na Uniwersytecie w Maryland, autor sugeruje, że zmiany klimatu powinny skłonić społeczność naukową do genetycznego projektowania mniejszych ludzi. Hodowla mniejszych ludzi, twierdził Daly „może być najprostszym sposobem na zwiększenie efektywności metabolicznej (mierzonej jako liczba osób utrzymanych przez dane zasoby).”

Daly pisał: „(…) ludzkie organizmy mogą być genetycznie zmodyfikowane tak, aby wymagały mniejszej ilości żywności, powietrza i wody. W rzeczy samej mniejsi ludzie mogą być najprostszym sposobem na zwiększenie efektywności metabolicznej (mierzonej jako liczba osób utrzymanych przez dane zasoby). Według mojej wiedzy nikt jeszcze nie zaproponował hodowli mniejszych ludzi jako sposobu na uniknięcie ograniczania urodzeń, ale to zapewne odzwierciedla moją niewiedzę. Jednocześnie zajęci jesteśmy obecnie hodowlą i inżynierią genetyczną większych i szybciej rosnących roślin i zwierząt gospodarczych. Do tej pory te marnotrawne struktury były komplementarnymi w odniesieniu do populacji ludzi, ale w świecie skończonym i pełnym, relacja wkrótce stanie się konkurencyjną.”

Wcześniej w tym roku profesor filozofii i bioetyki na Uniwersytecie Nowojorskim S. Matthew Liao napisał artykuł, w którym proponował mnóstwo możliwości technicznych by „pomóc ludziom zużywać mniej”. Jedna z propozycji Liao zakłada, że rodzice mogą skorzystać z inżynierii genetycznej lub terapii hormonalnej w celu urodzenia mniejszych, „zużywających mniej zasobów dzieci”.

Chińczycy może rozpoczynają swój program eugeniczny ze względów ekonomicznych, jednak historia uczy nas, że takie programy hodowlane zawsze współistnieją promowaniem masowych inicjatyw redukcji populacji.

LISTA SZKODLIWYCH DODATKÓW DO ARTYKUŁÓW SPOŻYWCZYCH

E 102 – niebezpieczny
E 103 – zabroniony
E 104 – podejrzany
E 106 – zabroniony
E 110 – niebezpieczny
E 111 – zabroniony
E 120 – niebezpieczny
E 121 – zabroniony
E 122 – podejrzany
E 123 – b. niebezpieczny
E 124 – niebezpieczny
E 125 – zabroniony
E 126 – zabroniony
E 127 – niebezpieczny
E 130 – zabroniony
E 131 – rakotwórczy
E 141 – podejrzany
E 142 – rakotwórczy
E 150 – podejrzany
E 151 – podejrzany
E 152 – zabroniony
E 171 – podejrzany
E 173 – podejrzany
E 180 – podejrzany
E 181 – zabroniony E 210 – rakotwórczy
E 211 – rakotwórczy
E 212 – rakotwórczy
E 213 – rakotwórczy
E 214 – rakotwórczy
E 215 – rakotwórczy
E 217– rakotwórczy
E 220 – niszczy witaminę B12
E 221 – zakłóca czynności jelit
E 222 – zakłóca czynności jelit
E 223 – zakłóca czynności jelit
E 224 – zakłóca czynności jelit
E 226 – zakłóca czynności jelit
E 230 – zakłóca czynności skóry
E 231 – zakłóca czynności skóry
E 232 – zakłóca czynności skóry
E 233 – zakłóca czynności skóry
E 239 – rakotwórczy
E 240 – podejrzany
E 241 – podejrzany
E 250 – szkodzi przy ciśnieniu
E 251 – szkodzi przy ciśnieniu
E 252 – szkodzi przy ciśnieniu
E 310 – bóle żołądka
E 311 – powoduje wysypkę
E 312 – powoduje wysypkę
E 320 – dużo cholesterolu
E 321 – dużo cholesterolu E 330 – rakotwórczy
E 338 – zakłóca trawienie
E 339 – zakłóca trawienie
E 340 – zakłóca trawienie
E 341 – zakłóca trawienie
E 407 – zakłóca trawienie
E 450 – zakłóca trawienie
E 461 – zakłóca trawienie
E 462 – zakłóca trawienie
E 463 – zakłóca trawienie
E 465 – zakłóca trawienie
E 468 – zakłóca trawienie
E 477 – zakłóca trawienie

E 101 – E 199 –barwniki, np. E 102 – Tartrazyna, E122 – Azorubina, E 132 ~ Indygotyna. Dodawane są by zwiększyć atrakcyjność produktu

E 200 – E 252 – substancje konserwujące, np. E 202 – Sorbinian potasu, E 226 – Siarczyn wapnia, E 235 – Natamycyna… E210 – Najbardziej popularny jest kwas benzoesowy stosowany głownie do zupek w proszku

E 306 – E 321 – przeciwutleniacze, np. E 307 – Alfatokoferol, E 311 – Galusan ortylu, E 316 – Izoaskorbinian sodu… Zapewniają dłuższą świeżość tłuszczu.

E 335 – E 341 – regulatory kwasowości, substancje spulchniające, np. E 337 – Winian sodowo-potasowy, E338 – Kwas Fosforowy, E 341 – Fosforany wapnia…
Regulatory, np. witamina C, służą do poprawy smaku. Spulchniacze dodawane są, p. do pieczywa, aby zachować jego świeżość, wśród nich popularny fosforan sodu – E 339

E 400 – E 415 _ zagestniki, substancje żelujące, np. E406 – Agar, E 413 – Tragakanta, E 415 – Guma ksantanowa. dodawane do jogurtów, galaretek, soków, dżemów.

E 620 – E 635 — wzmacniają smak i zapach, np. E 623 – Diglutaminian wapnia, E 628 – Guanylan dipotasowy, E633 -lozynian wapnia. Stosowane do zupek w proszku, konserw, wędlin typu salami, E 621 – Glutaminian sodu jest „oskarżany” o wywoływanie migreny

E 951 – Aspartam (amino sweet)

Uwagi : Często w telewizji reklamowane są tabletki na regulowanie trawienia usuwanie bólu, które często występują po zjedzeniu konserwantów. To nie są lekarstwa, ale dalsza chemia, która nie leczy pacjenta, ale go dobija, przyczyna jest w konserwowanej (zatrutej) żywności dzięki której mogły powstać super markety, w których żywność leży na półkach kilka miesięcy. Np. majonez ma ważność trzy miesiące nie musi leżeć w lodówce i nie psuje się! Tańsze jest przechowywanie. (laboratoria pracują pełną parą nad konserwowaniem żywności.

Na tym tracimy my wszyscy, jako klienci chorując na raka i choroby układu pokarmowego. Następne pokolenia będą słabsze nie mając sił witalnych jakie są w zdrowej żywności. Wszystko to zorganizowane jest przez ponad narodowe koncerny posiadające wielkie sklepy na całym świecie, aby opanować rynki wszystkich krajów świata. To są elementy globalizmu świata. Wg. Planów masonerii światowej Polska ma być krajem 15 milionowym opartym na turystyce. Jest to coraz bardziej widoczne
po posunięciach Unii Europejskiej względem Polski gdzie przemysł ciężki jest likwidowany, (przykład stoczni polskich) a zakładane są tylko montownie podzespołów firm zachodnich.


  PRZEJDŹ NA FORUM