Sejm się grodzi od narodu!
Za: http://www.felietonista.pl/content/view/83/43/

Jest decyzja -- trzeba podnieść płot i umocnić bramy! Ciało bowiem kolegialne, do reprezentacji społeczeństwa powołane, czuje ze strony tego społeczeństwa zagrożenie. W sumie to nic nowego, może raczej projekcja ogólnie panujących w stolicy zwyczajów, gdzie gdy tylko zbierze się wystarczająco duża grupa osób (co zwykle znaczy więcej niż jedna), jako grupa poczuje się lepsza od innych (czytaj społeczeństwa) i zrazu czuje lęk, że oto ci inni dybają na ich, grupy, lepszość, a może i cześć lub honor.

Stawiają sobie zatem lepsi płotek wokół swojego kawałka planety, skądinąd wspólnej. I tak rośnie nam miasto rozbite na dysfunkcjonalne wyspy, wrogie wobec obcych, ale też i niezbyt przyjazne swoim. A nawet jak swój w swoim ogródku ma się względnie dobrze, to obcych płotów i wysp jest więcej, więc sumarycznie wszyscy przegrywają.

Płot sejmowy jest jednak inny. Nie tylko dlatego, że za pieniądze podatnika i nie dlatego, że wyższy, bardziej zbrojny i dozorowany przez większą ilość kamer i ochroniarzy, niż pierwszy lepszy osiedlowy parkanik. Inny głównie dlatego, że oto odgradza się od społeczeństwa jego elita, aczkolwiek nie zawsze zasłużenie tak zwana. Ludzie, którzy z założenia mają stanowić prawo i budować poczucie wspólnoty raczej wolą umacniać podziały i wznosić mury -- nie tylko między swoimi frakcjami, co można zaobserwować w jadowitych debatach, ale też między sobą a własnymi wyborcami. Bo wyborca potrzebny jest tylko raz na kilka lat. Po oddaniu głosu staje się niewygodnym obciążeniem, może rozliczyć z obietnic. A wręcz zagrożeniem, może wnieść tekturową bombę.

Tej wspólnoty u nas chyba coraz mniej. Każdy dba o swoje, w tym jak widać nasze elity, również i te, które na odwoływaniu się do poczucia narodowej wspólnoty budują swą ideową tożsamość. Ale pewnie nic nie szkodzi, hipokryzja od zawsze wpisana jest w zawód polityka.

Po prawdzie, społeczeństwo nie pomaga swoim elitom być bardziej otwartym. Oto jeden nienajmądrzejszy chyba dziennikarz w poszukiwaniu sensacji i taniego poklasku wnosi atrapę bomby na teren parlamentu. Oto inny szaleniec snuje plany wysadzenia budynku przy pomocy kilku ton nawozów sztucznych. To wszystko się zdarzyło, a właściwie mogłoby się zdarzyć, lecz powstaje pytanie, czy odpowiedzią na te wybryki powinna być dalsza alienacja i odsuwanie się wybrańców od swojego narodu? Czy może wręcz odwrotnie, próba nawiązania z nim dialogu, włączenie do dyskusji wykluczonych, otwarcie na inny światopogląd -- i to wszystko nieco wcześniej niż przed kolejnymi wyborami...

Przypuszczalnie to właśnie ten brak dialogu, oderwanie się od społecznej rzeczywistości i niezwykle agresywny język czegoś, co bardzo trudno nazwać debatą publiczną, przyczynił się do emanacji zagrożenia. Zatem budowanie kolejnych murów, bez spojrzenia wstecz, albo w lustro, jest strategią przypominającą gaszenie ognia benzyną.

Konkludując, chciałoby się parlamentarzystom zadedykować słowa barda, w zasadzie z poprzedniej epoki, ale nie mniej aktualne --

A mury rosną, rosną, rosną
Łańcuch kołysze się u nóg...

Inne to są już dziś łańcuchy. Nie zewnętrznego mocarstwa, lecz raczej wewnętrznego strachu przed obcym, często tylko poglądem i oporu przed zmianą, niekiedy najdrobniejszą.


  PRZEJDŹ NA FORUM