Rząd nadmucha alkomaty |
Od przyszłego roku każdy kierowca ma posiadać alkomat. Branża się cieszy, ale diabeł tkwi w szczegółach Alkomaty, idziemy po was — w ramach najnowszej rządowej krucjaty przeciw pijanym kierowcom premier Donald Tusk zapowiedział wczoraj, że od początku przyszłego roku każdy samochód obowiązkowo będzie musiał być wyposażony w alkomat. — Nie będzie obowiązku korzystania z alkomatu, ale obowiązek posiadania alkomatu, jak sądzimy, spowoduje radykalny wzrost korzystania z tego urządzenia prewencyjnie przez samych kierowców — powiedział premier. Producenci i dystrybutorzy sprzętu mogą więc już otwierać szampana, ale doradzają ostrożność. — To dla nas wszystkich dobra informacja, ale potrzebne są konkretne przepisy i normy dla alkomatów, bo bez tego zamiast skutecznej kontroli będziemy mieli chaos i wysyp urządzeń, które alkomatami będą tylko z nazwy, nie z funkcji — mówi Mikołaj Witczak, współwłaściciel poznańskiej firmy Speed-Up, jednego z największych w kraju hurtowych dystrybutorów alkomatów. Speed-Up chwali się, że co roku sprzedaje kilkadziesiąt tysięcy alkomatów, głównie do dużych sieci elektromarketów. Serwisuje też ok. 20 tys. urządzeń — w 2012 r. miał z tego 8 mln zł przychodów i 1,6 mln zł zysku netto, co dało mu miejsce w pierwszej pięćdziesiątce wielkopolskich Gazel Biznesu. Tymczasem w kraju jest ok. 18 mln aut osobowych, biznes może więc skokowo urosnąć. — Alkomaty sprzedają się teraz wszędzie, nawet w dyskontach. Trzeba jednak uważać na podróbki i zwyczajnie słaby jakościowo sprzęt z Chin, który nie spełnia żadnych norm. W Polsce poza tym żadnych norm nie ma — można wzorować się co najwyżej na rozwiązaniach francuskich, których nawet nie przetłumaczono — mówi Mikołaj Witczak. Według niego, także europejskie regulacje w tej sprawie są dyskusyjne. We Francji przepisy dotyczące obowiązku posiadania alkomatu weszły w życie w połowie 2012 r. — początkowo za brak urządzenia miała grozić grzywna, ale ostatecznie się z tego wycofano. — Zgodnie z tymi przepisami alkomaty powinny pokazywać promile tylko do granicy dopuszczalnej przez prawo — powyżej tego progu, niezależnie od zawartości alkoholu w wydychanym powietrzu, mają tylko alarmować kierowcę, że nie może prowadzić samochodu. Biorąc pod uwagę różnice w dopuszczalnych progach w różnych krajach to duże utrudnienie dla producentów, zresztą takich urządzeń nie ma na naszym rynku — mówi Mikołaj Witczak. Sprzedawane w Polsce alkomaty najczęściej pochodzą z Chin, na wyższej półce silną pozycję mają też urządzenia produkowane w Korei Południowej. Jednorazowe urządzenia kosztują kilkanaście złotych, alkomaty wielokrotnego użytku — od 100 zł w górę. Na tym jednak wydatki kierowcy, który chce sprawdzić, czy jest na gazie, się nie kończą. — Alkomat musi być serwisowany — i to często, w przypadku tańszych urządzeń raz na pół roku, w przypadku droższych co rok. Bez tego nie ma mowy o precyzyjnych pomiarach. Konieczne są więc też regulacje dotyczące ich serwisowania i tego, kto miałby się nim zajmować — mówi Mikołaj Witczak. 216 mln zł Tyle musieliby wydać Polacy, żeby wyposażyć wszystkie samochody osobowe w najtańsze jednorazowe alkomaty. 50-80 zł Tyle kosztuje kalibracja alkomatu, której co najmniej raz w roku trzeba poddawać urządzenia wielokrotnego użytku, kosztujące 100-500 zł. http://www.pb.pl |