Tajemnice Łukaszenki
Tajemnice Aleksandra Łukaszenki

"Jak patrzy Łukaszenka? On nie patrzy, on łypie. Tak wyraził się kiedyś o białoruskim prezydencie reżyser filmowy Jury Chaszczawacki. Obłąkane oczy Łukaszenki wypatrują spisków, szpiegów, zdrajców. Każdego, kto czyha na jego władzę. Choć Łukaszenka śmieje się od ucha do ucha, to jego oczy nie uśmiechają się nigdy. To zimne oczy dyktatora. Człowieka, który nikomu nie uwierzy na słowo. Musi zobaczyć. Dlatego - podobno - patrzył, jak na jego rozkaz bije się niepokornych deputowanych, a morderstwa polityczne kazał rejestrować na kasecie wideo. Spojrzenie Łukaszenki - człowieka, który nigdy nie wybacza - kryje wiele tajemnic".

Aleksandr Grigorjewicz Łukaszenka to nie opływający w luksusy Wiktor Janukowycz, to nie dyktator w rodzaju Władimira Putina. Poznaj historię najdłużej rządzącego we współczesnej Europie prezydenta - w 2014 r. mija 20 lat od chwili, gdy przejął stery Białorusi! Małgorzata Nocuń i Andrzej Brzeziecki, specjalizujący się w tematach dotyczących Europy Wschodniej, w książce "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" przyglądają się niezwykłej karierze byłego dyrektora sowchozu. Tylko w Wirtualnej Polsce, dzięki uprzejmości Wydawnictwa Znak, publikujemy jej sensacyjne fragmenty! Ojciec Łukaszenki był jednookim Żydem lub Cyganem?

Łukaszenka urodził się 30 sierpnia 1954 r. w Aleksandrii, wiosce nad Dnieprem, nieopodal Szkłowa, która jest dziś jednym z ciekawszych miejsc na Białorusi - zamkniętą przed dziennikarzami sławną "wsią prezydenta". Tu urodziła się jego matka Jekatierina Trafimauna, w miejscowej szkole odebrała wykształcenie (cztery klasy podstawówki). Tu też w 1939 r. zmarł dziadek Łukaszenki Trafim, głowa rodziny Łukaszenków.

Jak czytamy w książce "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" życiorys ojca Łukaszenki owiany jest aurą tajemnicy, prezydent o ojcu wspomina rzadko i myli się w wersjach wspomnień. Historii o Grigoriju X (ojciec miał na imię Grigorij, sądząc po otczestwie, którym Łukaszenka się posługuje, X - ponieważ nie wiemy, jak się nazywał, prezydent nosi panieńskie nazwisko matki) jest wiele w białoruskich biografiach głowy państwa, zarówno w tych oficjalnych, jak i pióra opozycyjnych dziennikarzy. Według jednej z nich Jekatierina Trafimauna zakochała się w kowalu i z nim poczęła syna, według innej ojciec Łukaszenki był jednookim Żydem o imieniu Grisza. Są tacy, którzy przekonują, że ojciec był Cyganem. Część biografów twierdzi, że Jekatierina Trafimauna szybko owdowiała, część - że związała się z żonatym mężczyzną. Nie wiemy więc, w jakich okolicznościach i dokładnie kiedy ojciec Łukaszenki pojawił się w życiu Jekatieriny Trafimauny.

Sam prezydent kiedyś powiedział, że był drugim synem, pierworodny miał umrzeć w wieku dwóch lat. Później nigdy nie wracał do tej wersji, został po prostu jedynakiem. Zdarzyło się też Łukaszence powiedzieć, że jego ojciec zginął na froncie drugiej wojny światowej. Co jednak zrobić z faktem, że Łukaszenka urodził się dziewięć lat po tej wojnie?

Jekatierina Trafimauna mieszkała z siostrą i jej synem w domu odziedziczonym po ojcu. Choć Saszka nie miał rodzeństwa, w domu było ludnie i gwarno, w dorastaniu towarzyszyli mu kuzyni i ciocie. Saszka od najmłodszych lat pomagał matce, był zdrowy i silny. W jednym z wywiadów prezydent pochwalił się, że nauczył się doić krowy lepiej i szybciej niż zawodowa dojarka. Dyrektor sowchozu

Łukaszenka w rodzinnej wiosce codziennie pokonywał pięciokilometrowy dystans do szkoły, ale w nauce pozostawał przeciętniakiem. Sam twierdzi, że był wyjątkowo uzdolniony muzycznie, w jednym z wywiadów powie: "Skończyłem szkołę muzyczną w klasie harmonii. Potrafiłem śpiewać, pisałem wiersze. Jednym słowem, byłem pierwszym chłopakiem we wsi. Żadna impreza czy wesele nie mogło się beze mnie odbyć". Zresztą, zwracają uwagę autorzy, w kampanii prezydenckiej w 2001 r. Łukaszenka zagrał na harmonii i zaśpiewał piosenkę.

W 1971 r. Łukaszenka skończył szkołę średnią, został studentem historii Mohylewskiego Instytutu Pedagogicznego. Na drugim roku zaczął się udzielać w organizacjach studenckich. Jego koledzy z tamtych lat wspominają, że Łukaszenka zawsze wiedział, jak zakombinować, urządzić się, był też pamiętliwy, jeśli się z kimś pokłócił, nie miał ochoty się godzić.

W 1975 r. Łukaszenka obronił dyplom, wrócił w rodzinne strony, do rejonu szkłowskiego, i ożenił się z Galiną Rodionowną. Jego pierwszym miejscem pracy był szkolny Komsomoł w Szkłowie, ale na długo miejsca tam nie zagrzał. Otrzymał wezwanie do wojska, trafił na zachód kraju, do wojsk przygranicznych w Brześciu. Później zaczął zaoczne studia ekonomiczne. Naukę przerwało kolejne wezwanie do armii, w latach 1980-1982 Łukaszenka służył pod Mińskiem. Na przełomie lat 70. i 80. XX wieku Aleksander Grigoriewicz bardzo często zmieniał pracę. Wszędzie bowiem, gdzie się znalazł, popadał w konflikty. Zwrot w karierze Łukaszenki nastąpił w 1985 r., kiedy został sekretarzem komórki partyjnej w kołchozie im. Lenina, a to utorowało mu drogę do wymarzonej posady dyrektora sowchozu Gorodiec w Szkłowie.

Na zdjęciu: Łukaszenka tańczy z dwiema dziewczynkami na noworocznej zabawie. Ma krew na rękach

Zdaniem Brzezieckiego i Nocuń, Łukaszence sprzyjała epoka. Być może zakrawa to na kpinę historii, ale tak jest naprawdę: Aleksander Łukaszenka zawdzięcza swoją karierę pierestrojce Michaiła Gorbaczowa - stwierdzają. Tej samej pierestrojce, która milionom ludzi w innych krajach przyniosła wolność i nadzieje na lepsze jutro. Na Białorusi z pierestrojki skorzystał tylko jeden człowiek. Biografia Aleksandra Łukaszenki to krzywe zwierciadło marzeń demokratów z Europy Środkowej i Wschodniej.

W 1989 r. za sprawą pierestrojki możliwy do zdobycia okazał się mandat deputowanego Rady Najwyższej Związku Radzieckiego, wtedy Łukaszenka jednak poniósł porażkę, ale już kilkanaście miesięcy później, w 1990 r., Aleksander Grigoriewicz wygrał wybory do Rady Najwyższej Białoruskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej. W 1994 r. zwyciężył w pierwszych w historii Białorusi wyborach prezydenckich.

W 1994 r., kiedy białoruscy intelektualiści usłyszeli, że trochę nieokrzesany deputowany Rady Najwyższej Aleksander Łukaszenka zwyciężył w wyborach, większość była pewna, że to tylko etap przejściowy - porządzi kadencję, a może nawet ustąpi przed jej końcem. Na tym się skończy. Podobnego zdania byli polityczni współpracownicy Aleksandra Grigoriewicza, którzy pomogli mu w walce o fotel prezydenta i mieli nadzieję, że kiedy jego kariera polityczna dobiegnie końca, oni przejmą pałeczkę. Tymczasem od pierwszego zwycięstwa Łukaszenki w wyborach prezydenckich mija właśnie dwadzieścia lat. Dwie dekady Aleksander Grigoriewicz niepodzielnie sprawuje władzę na Białorusi.

Jeśli wziąć pod uwagę, że jest dyktatorem, ma krew na rękach, w ostatnim czasie częściowo pozbawił Białoruś gospodarczej niezależności na rzecz Moskwy, zatrzymał swój kraj w rozwoju, zadłużył, a nie zreformował, tym bardziej zdumiewa fenomen jego popularności. Jego rządy są możliwe na Białorusi, której społeczeństwo jest bierne, ale oczywiście tak długie trwanie Łukaszenki przy władzy nie byłoby możliwe, gdyby nie jego cechy szczególne. Jedno z najpilniej strzeżonych miejsc na Białorusi

Wszelkie informacje dotyczące prywatnego życia Łukaszenki są pilnie strzeżonymi tajemnicami głowy białoruskiego państwa. O najbliższej rodzinie prezydenta wiadomo tylko, że ma matkę, żonę (Galinę Rodionownę), trzech synów: Wiktara i Dymitra (z Galiną Rodionowną) oraz młodszego od nich Nikołaja, nazywanego zdrobniale Kolą, którego mamą jest była partnerka Łukaszenki, jego osobista lekarka.

Łukaszenka zawsze trzymał rodzinę w ukryciu. Kiedy w 1994 r. wchodził w wielką politykę, porzucił rodzinną ziemię i przeprowadził się do Mińska. Rozstał się też z Galiną, która pozostała na wsi. W słynnym na Białorusi wywiadzie udzielonym gazecie "Komsomolskaja Prawda" mówiła, że taki był jej wybór, że nie chciała mieszkać w stolicy. Wiejski dom w Ryżkowiczach, na uboczu Szkłowa, w którym mieszka zamieniono w strzeżoną twierdzę. "Wiejską rezydencję" otoczył wysoki mur z cegły, ochrona zabezpiecza ją dzień i noc, strzeże jej nie tylko przed wścibskimi dziennikarzami czy gośćmi z zagranicy, do Galiny Rodionowny nie mogą się dostać nawet najbliżsi znajomi.

Wieś Ryżkowicze, licząca około trzystu domów, jest jednym z najpilniej ochranianych miejsc na Białorusi, podobnym do zamkniętych miast, w których przeprowadzano próby atomowe w czasach radzieckich. I rzeczywiście, dla Łukaszenki to, co jego żona żyjąca w Ryżkowiczach mogłaby powiedzieć, ma siłę atomową - czytamy w książce Brzezieckiego i Nocuń. Pierwsza Dama w areszcie domowym

Jak ujawniają autorzy książki "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" żona Łukaszenki na początku prezydentury Aleksandra Grigoriewicza pozwalała się fotografować przy takich swoich ulubionych zajęciach jak dojenie krów czy przejażdżka wozem zaprzężonym w konia. Prasa z niej kpiła, zdjęcia podpisywano: "Pierwsza dama Białorusi". Po tych publikacjach Galinę Rodionownę "zakneblowano", ma zakaz kontaktu z dziennikarzami.

Co prawda pani prezydentowa pracuje - otrzymała posadę w instytucji zajmującej się kontrolą zdrowia społeczeństwa - jednak jej kontakt ze światem regulują służby specjalne i ochrona. A każda próba usamodzielnienia się jest udaremniana. Z dziećmi, wnukami i mężem Galina Rodionowna widuje się w święta. Wtedy pozwala się jej opuścić na kilka dni Ryżkowicze i przyjechać do Mińska.

W wywiadzie dla "Komsomolskoj Prawdy" z 2005 r., pod dyktando propagandy, w taki oto sposób wspomina początki znajomości z Łukaszenką: "Sasza był taki przystojny, często organizował wieczorki w Szkłowie, tyle kobiet się w nim kochało. I dlatego też wciąż mi się przez Saszkę dostawało. Dziewczyny mówiły: "No, przyjechała i zabrała najlepszego chłopaka". W domu mieliśmy porządną bibliotekę, mieszkaliśmy skromnie, ale na książki nie żałowało się pieniędzy. Sasza dużo czytał, ja także". Syn jak maskotka

Z Galiną Rodionowną Łukaszenka ma dwóch synów: Wiktara i Dymitra. To już dorośli mężczyźni, Wiktar urodził się w 1975 r., a jego brat pięć lat później, dawno założyli własne rodziny. Wiktar i Dymitr - podobnie jak ich ojciec - to wysocy, postawni mężczyźni. Z rodzinnej wsi przyjechali do Mińska, robią karierę i interesy, korzystając z pozycji ojca. Istnienie trzeciego syna - Koli przez cztery lata ukrywano przed światem. Łukaszenka przemilczał ten fakt nawet wypełniając deklaracje podatkowe. W 2008 r. Kola zaczął się pojawiać u boku ojca. Uśmiechniętego blondynka przebierano w wojskowy mundur i wyprostowany jak struna, w krawacie, odbierał parady wojskowe. Wręczano mu do ręki pistolet, uczono strzelać.

Kola uczestniczył w najważniejszych uroczystościach państwowych. Asystował ojcu, kiedy ten spotykał się z ówczesnym prezydentem Rosji Dmitrijem Miedwiediewem. Miedwiediew podarował zresztą Koli złoty pistolet.

Kola mieszka w rezydencji z ojcem. Prezydent odizolował syna od matki. Łukaszenka mówi o nim: "To mój ogon", ponieważ Kola jest podobno tak przywiązany do ojca, że ten nie może go ani na chwilę spuścić z oka. Musi go osobiście karmić, usypiać, zabierać w podróże zagraniczne. W rzeczywistości świat dziecięcy musi być Koli obcy, jest najpilniej strzeżonym dzieckiem na Białorusi. Do szkoły z innymi dziećmi chodził tylko pół roku, Łukaszenka zdecydował, że jego syn będzie pobierać indywidualne lekcje w domu.

Prawdopodobnie Kola nie ma w ogóle kontaktu z innymi dziećmi. Zamiast uczestniczyć w dziecięcych zabawach i rozrywkach, spotyka się z państwowymi notablami i maszeruje podczas propagandowych demonstracji. Jest jak maskotka prezydenta. I potwierdzenie jego seksualnej siły - Łukaszenka miał pięćdziesiątkę na karku, kiedy począł Kolę - piszą Brzeziecki i Nocuń. Ten romans trwał dekadę

Jak piszą autorzy książki "Łukaszenka. Niedoszły car Rosji" przez długi czas Kola był wielką tajemnicą Łukaszenki. Najpierw cały kraj huczał, że prezydent ma romans. Kobietą, w której Aleksander Grigoriewicz się zadurzył, była Irina Abelska. Jako trzydziestolatka w 1994 r., pierwszym roku urzędowania Łukaszenki, dosłużyła się posady lekarki prezydenta. Ze zdjęć z tamtego okresu spogląda przyjemna twarz brunetki. Towarzyszyła Łukaszence wszędzie - na imprezach państwowych i podczas międzynarodowych wizyt. Na początku swojej prezydentury Łukaszenka wybrał się z wizytą do Francji, protokół dyplomatyczny przewidywał zakwaterowanie prezydenta i ówczesnego ministra spraw zagranicznych Białorusi w apartamentach. Łukaszenka nie wahał się zaryzykować wywołania skandalu, żeby tylko spać w apartamencie drzwi w drzwi z Abelską. Kazał wykwaterować przedstawiciela białoruskiej dyplomacji, a jego miejsce oddać lekarce.

Romans trwał dekadę, Abelską nazywano najbardziej wpływową kobietą na Białorusi, jej rodzina opływała w przywileje. Wystarczy wspomnieć, że jej matka została mianowana ministrem zdrowia (naród nazwał ją "teściową"). Potem pomiędzy kochankami zaczęło zgrzytać. W opozycyjnej prasie pojawiły się informacje, że oprócz Abelskiej Łukaszenka ma inne kobiety, że w towarzystwie potrafi chamsko odezwać się do Iriny.

W 2004 r. Abelska urodziła syna Nikołaja. Kiedy rodziła, w szpitalu pojawiły się służby specjalne. Wszystko miało się odbyć w największej tajemnicy. Prezydent i jego najbliżsi doradcy myśleli, jak poradzić sobie z "problemem", którym stał się nowo narodzony Kola, tym bardziej że romans Łukaszenki i Abelskiej musiał być burzliwy, sądząc choćby po późniejszych ruchach Łukaszenki. Aleksander Grigoriewicz pozbawił Abelską jej funkcji, gdy urodziła syna, lecz przywrócił ją na stanowisko w 2009 r.










  PRZEJDŹ NA FORUM