Mroczna historia restauracji o. Sowy. Kiedyś(?) była to miejscówka gangu

moje trzy dni w państwie, które nie istnieje
„Państwo Polskie istnieje tylko teoretycznie” – tako rzecze minister Sienkiewicz. Przez ostatnie trzy dni miałem okazję na własnej skórze odczuć, co to oznacza.
Zaczęło się od niedzielnych protestów pod Sejmem. Jako uczestnik wielu manifestacji mogę stwierdzić z czystym sumieniem – było dość spokojnie. Mimo to dzisiejszy dzień jest pierwszym, w którym nie czuję już gazu pieprzowego na swoim ciele. Nic to.

Razem przeciw systemowi

Godzinę po manifestacji mogłem już przynajmniej normalnie widzieć, toteż chciałem spokojnie wrócić do domu. Widziałem, że kręcący się w okolicy policjanci spisują wracających protestujących. Choć ciągłe legitymowanie obywateli nie powinno być chyba czymś normalnym w demokratycznym kraju, to zupełnie do tego przywykłem. Nihil novi. Tym razem jednak na spisaniu się nie skończyło. Po długim sprawdzaniu moich danych („system się zawiesił, musi się Pan uzbroić w cierpliwość”) okazuje się, że panowie policjanci „zapraszają” mnie do suki. Skuty w kajdanki trafiam na komisariat na Wilczej. Po drodze pytam o co chodzi. „My mamy tylko doprowadzić Pana do dyżurnego”. Umywanie rąk i zrzucanie odpowiedzialności na przełożonych to policyjny standard.

Na dołku dowiaduję się, że zostałem zatrzymany z powodu stosowania przemocy wobec policji. Zarzut zabawny, z czego zdają sobie sprawę sami „stróże prawa”. Jedna z policjantek w przypływie szczerości wprost przyznaje, że prokuratura wyśmieje ten zarzut. Nie zmienia to faktu, że wieczorne plany muszę zweryfikować. Noc spędzam w celi na Jagiellońskiej. Nie jest to przyjemne miejsce, zdają sobie z tego sprawę mundurowi, którzy zabierają mi również pasek od spodni oraz sznurowadła, na wypadek pojawienia się myśli samobójczych.
W międzyczasie odwiedzam jeszcze szpital, gdzie ma zostać zbadane, czy policyjne „środki przymusu bezpośredniego” nie uszkodziły mnie zanadto. Wszystko oczywiście z eskortą policyjną i w kajdankach. Ludzie w szpitalu z zainteresowaniem przyglądają się kryminaliście.

Rano przesłuchanie (standardowo nie przyznaję się do niczego i odmawiam składania zeznań), dostaję wezwanie jako obwiniony, ale już z innego paragrafu. Przemoc wobec policji chyba mi wybaczono, dla odmiany oskarżając mnie o … zwoływanie i przewodniczenie zakazanemu zgromadzeniu. W poniedziałek po południu wychodzę na wolność. Zarzut przewodniczenia zgromadzeniu zakazanemu również został zmieniony (przesłuchująca mnie dziś policjantka wyjaśniła to błędem wynikającym z problemów na łączach (?)). Ostatecznie oskarżony jestem o udział w nielegalnym zgromadzeniu.

We wtorek kolejne protesty, pojawiam się pod MSW. Po pewnym czasie udaje się w swoją stronę. Okazuje się, że wśród rodziny i znajomych powstaje plotka o moim ponownym zatrzymaniu. Powód: znów wyłączony telefon, podobnie jak poprzedniego wieczoru. Telefon miałem jednak ciągle przy sobie i był on jak najbardziej włączony. O tym, że coś jest nie tak, zorientowałem się, gdy po północy usiłowałem wysłać smsa, a na ekranie pojawiały się jakieś dziwne błędy (pierwszy raz widziałem coś takiego). Dziś na komendzie (miałem kolejne wezwanie) okazało się, że dokładnie to samo miał kolega, z którym zostałem zatrzymany. Co więcej, inny kumpel, z którym byłem na dołku sprawdził bilingi i okazało się, że w momencie, gdy jego telefon teoretycznie znajdował się w policyjnym depozycie z wyjętą baterią, wykonano z niego kilka połączeń! Centrum obsługi klienta wyjaśniło, że numer, na który dzwoniono służy do przekazywania połączeń na inne numery. Stało się jasne, to co i tak podejrzewałem: nasze kochane nieistniejące państwo zakłada niepokornym podsłuchy! Protest przeciw skorumpowanym, nieudolnym ,podsłuchiwanym politykom kończy się więc dla mnie podsłuchem!

Represje Sienkiewicza nie przestraszą oczywiście ani mnie ani innych zatrzymanych, dobrych chłopaków. Przeciwnie, dawno nie czułem się tak zmotywowany do walki z tą bandą. Ta walka trwa nadal, nie odpuszczamy. Wkrótce kolejne protesty. Nie bądźcie bierni, nie dajmy zamieść tego pod dywan.
RZĄD NA BRUK, BRUK NA RZĄD!
Piotr Głowacki


  PRZEJDŹ NA FORUM