STANISŁAW MICHALKIEWICZ

O szczęśliwa wino!
„Tusku matole! Twój rząd obalą kibole!” – wykrzykiwali kibice demonstrujący w Białymstoku przeciwko zamykaniu stadionów. Miejscowy policmajster („policmajster powinność swej służby zrozumiał”) najwyraźniej zwietrzył okazję do awansu, bo zarządził masowe zatrzymania demonstrujących pod zarzutem „demonstracyjnego okazywania w miejscu publicznym lekceważenia narodu polskiego, Rzeczypospolitej Polskiej lub jej naczelnych organów”. Jestem całkowicie przekonany, że autor tej kwalifikacji prawnej nie był w momencie jej sporządzania pijany. To wszystko z lizusostwa i nadgorliwości.

Jakże inaczej wytłumaczyć sytuację, gdy wykrzykującym „Tusku matole!” stawia się zarzut „ demonstracyjnego lekceważenia narodu polskiego”? Przecież Donald Tusk nie jest „narodem polskim” W ogóle nie jest żadnym „narodem”, tylko pojedynczą osobą – o czym policja nie może nie wiedzieć, bo przecież każdy policjant potrafi zliczyć do trzech, a cóż dopiero – do jednego?

Nie jest również Rzeczpospolitą Polską – bo konstytucja powiada, że Rzeczpospolita Polska jest „demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”. Czy Donald Tusk jest „demokratycznym państwem prawnym”? W żadnym wypadku! Państwo musi mieć pewne artybuty, jak np. terytorium, ludność i władzę. Czy Donald Tusk ma terytorium? Nic na ten temat nie wiadomo. Może ma jakieś nieruchomości, ale żeby uznawać je za „terytorium”, to gruba przesada. Ludność? Czy Platformę Obywatelską można uznać za „ludność” Donalda Tuska? Z pozoru może na to wyglądać, ale warto zwrócić uwagę, że o przynależności jakiejś ludności do państwa decyduje obywatelstwo. Czy członkowie Platformy obywatelskiej są obywatelami Donalda Tuska? W żadnym wypadku. Gdyby byli obywatelami Donalda Tuska nie mogliby być ani posłami, ani senatorami Rzeczypospolitej Polskiej. Może mogliby zostać ministrami, bo w naszym nieszczęśliwym kraju zdarzało się już, że ministrami zostawali np. poddani brytyjscy.

Wreszcie władza. Czy Donald Tusk jest władzą? Formalnie tak – ale w takim razie dlaczego nie wolno mu było zdymisjonować ministra Aleksandra Grada, kiedy ten w wyznaczonym przez Donalda Tuska terminie nie znalazł inwestora strategicznego dla stoczni? Dlaczego Donald Tusk zrezygnował z kandydowania w wyborach prezydenckich – chociaż wszyscy wiedzą, że bardzo chciał? Czy opinia publiczna zna odpowiedzi na te pytania? A jakże! Wygląda zatem na to, że wszyscy skazani jesteśmy na domysły, ale skoro już jesteśmy skazani, to nie żałujmy sobie, domyślajmy się! Ja na przykład się domyślam, że Donald Tusk jest postawiony pod władzą Sił Wyższych. Skoro tak, to znaczy, że sam żadną władzą nie jest, to chyba jasne? Wreszcie – czy Donald Tusk „urzeczywistnia zasady sprawiedliwości społecznej”? Wolne żarty! No dobrze – ale skoro tak, skoro ani nie ma terytorium, ani nie ma ludności, ani nie ma władzy, ani nawet nie urzeczywistnia zasad sprawiedliwości społecznej to znaczy, że Donald Tusk nie jest również Rzeczpospolitą Polską. Więc może Donald Tusk jest „naczelnym organem” Rzeczypospolitej Polskiej? Też nie jest, bo według konstytucji organem takim jest prezydent i Rada Ministrów, a premier ją tylko „reprezentuje” – ale na miłość Boską – przecież nie wobec kibiców!

Wygląda zatem na to, że policja w Białymstoku lekce sobie waży obowiązujące prawo, tylko, podobnie jak za cara i za komuny – podlizuje się każdemu, kto może komendantowi zapewnić awans. Okazuje się, że mimo sławnej transformacji ustrojowej, jaką pod nadzorem generała Czesława Kiszczaka i wojskowej razwiedki przeprowadzili agenci i pożyteczni idioci, kontynuacja jest większa, niż komukolwiek mogłoby się wydawać i gdyby tak dzisiaj jakimś cudem zmartwychwstał Józef Stalin, to nie ulega dla mnie wątpliwości, że cała policja natychmiast przestawiłaby się na myślenie po stalinowsku bez potrzeby zmieniania jakiejkolwiek ustawy czy nawet rozporządzenia. A wszystko dlatego, że kibice sprofanowali redaktora Adama Michnika, przypominając przy pomocy olbrzymiego transparentu, skąd wyrastają mu nogi. Takie to ci świętokradztwo – ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. O szczęśliwa wino, dzięki której mogliśmy przecież poznać nie tylko prawdziwą hierarchię władzy w naszym nieszczęśliwym kraju, ale również – zorientować się, że dyspozycyjność tak zwanych „organów” jest dzisiaj taka sama, jak za czasów Feliksa Dzierżyńskiego i gdyby tak zaszła potrzeba, gdyby tylko Siły Wyższe dały cynk, to nasz nieszczęśliwy kraj spłynąłby krwią wrogów ludu, na których jakieś paragrafy przecież by się znalazły.

Nie jest to zresztą jedyne świętokradztwo, jakiego świadkiem był nasz nieszczęśliwy kraj. Oto 11 kwietnia, podczas spotkania zorganizowanego przez studentów KUL na temat jego filmu o eugenice, Grzegorz Braun odpowiadając na pytanie któregoś z uczestników spotkania powiedział, że JE abp Józef Życiński był „kłamcą i łajdakiem”, po czym opinię tę o nieboszczyku uzasadnił. Odpowiedź najwyraźniej publiczności przypadła do gustu, o czym świadczyły tzw. burnyje apłodismienty.

Aliści ponad miesiąc później, dokładnie w dniu, gdy na skutek jakiegoś niedostatku koordynacji, państwowa telewizja puściła ów film, „Gazeta Wyborcza” podniosła niebywały klangor z powodu obrazy majestatu nieboszczyka, a właściwie – NIEBOSZCZYKA. Na znak dany przez tresera, władze KUL, z Jego Magnificencją, ks. prof. Wilkiem na czele, natychmiast zaczęły posłusznie skakać z gałęzi na gałąź, wykazując się nie tylko świetną znajomością całego stalinowskiego repertuaru w postaci zbiorowych protestów, zastosowania zasady odpowiedzialności zbiorowej (J.M. zawiesił kolo naukowe historyków na cały rok) i „świergolenia” – ale również wzbogacając go o elementy dawniej nie znane w postaci solennego nabożeństwa ekspiacyjnego. Czy NIEBOSZCZYK został dzięki temu udobruchany i przebłagany – tego nikt nie może być pewnym, więc na wszelki wypadek świętokradztwo Grzegorza Brauna napiętnował również zarząd warszawskiego Klubu Inteligencji Katolickiej.

Pikanterii dodaje okoliczność, że zarządowi temu przewodniczy pani Joanna Święcicka, nee Szyrówna – córka odwiecznego wicepremiera w okresie PRL, a wcześniej – dąbrowszczaka, którego Ojciec Narodów wysłał był do Hiszpanii, by tam zadawał dzięgielu m.in. „reakcyjnemu klerowi”. Widać wyraźnie, że inteligencja katolicka w Polsce trafiła wreszcie pod właściwe kierownictwo. Takie to ci historia zatoczyła koło. I dopiero na tym tle możemy ocenić postęp, jaki dokonał się w naszym nieszczęśliwym kraju od czasów Bolesława Prusa, który w zapomnianej już dzisiaj powieści „Placówka” wkładał w usta księdza proboszcza taką oto samokrytykę: „Otom dobry pasterz. Moje owce gryzą się jak wilki; Niemcy ich trapią, Żydzi im radzą…” – i tak dalej. Dzisiaj Żydzi nikomu już nie „radzą”, tylko bezceremonialnie tresują mniej wartościowy naród tubylczy i to nie tylko jakichś szaraczków, ale najbardziej utytułowane elity. Jeszcze tylko kibice próbują się odgryzać, ale policja, zwłaszcza w Białymstoku, już tam sobie z nimi poradzi i kiedy po jesiennych wyborach powołany przez izraelski rząd Zespół Zadaniowy do wyszlamowania Europy Środkowej przystąpi do działania, nikt już nie będzie mógł pisnąć słowa protestu. Czy można oczekiwać czegoś więcej? Może jeszcze radosnego „świergolenia”, więc pewnie doczekamy i tego.

Stanisław Michalkiewicz

Komentarz • tygodnik „Goniec” (Toronto) • 22 maja 2011


  PRZEJDŹ NA FORUM