STANISŁAW MICHALKIEWICZ
Kto upilnuje strażników?
Szanowni Państwo!

Leopold Tyrmand w swoim „Dzienniku 1954” przytacza opowieść Stefana Kisielewskiego o meczu piłkarskim rosyjskiego „Dynama” w Krakowie. Rosjanie grali bardzo brutalnie, sędzia – Rosjanin oszukiwał na ich korzyść, więc oczywiście wygrali, wzbudzając nienawiść 50 tysięcy kibiców. Ale właśnie o to im chodziło, żeby pokazać, że ani sportowe reguły, ani nienawiść, nie mają żadnego znaczenia. Rosjanie wygrywają, bo muszą wygrać, nawet gdyby świat stanął na głowie.

Dokładnie według tej zasady postępuje Platforma Obywatelska i jej przywódca, premier Donald Tusk, któremu tę strategię zasuflowali – jak podejrzewam – jego bezpieczniaccy protektorzy podczas soboty i niedzieli, kiedy jeszcze nie wiedział, co myśli. Toteż w poniedziałek dał do zrozumienia, że przecież nic się nie stało, a rozmowy dygnitarzy podsłuchane w restauracji „Pod Pluskwami”, były w jak najlepszym porządku. Jeśli pojawią się jakieś konsekwencje, to wobec podsłuchujących – o ile oczywiście zostaną wykryci. A to właśnie wydaje się mało prawdopodobne, bo do energicznego śledztwa zabrała się Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego i Biuro Ochrony Rządu, których funkcjonariusze przez wiele tygodni, a może nawet miesięcy, niczego nie zauważyli, chociaż podobno restaurację „Pod Pluskwami” wielokrotnie sprawdzali.

Jeszcze raz potwierdziła się zasadność pytania, jakie stawiali już starożytni Rzymianie – kto mianowicie upilnuje strażników, zwłaszcza w sytuacji, gdy nie jest do końca jasne, komu naprawdę ci wszyscy tajniacy służą. Wiadomo, że przede wszystkim sobie, przerabiając okupowany kraj na swój obraz i podobieństwo. W rezultacie z roku na rok III Rzeczpospolita zaczyna coraz bardziej przypominać organizację przestępczą o charakterze zbrojnym. Taka metamorfoza obecnej formy polskiej państwowości wychodzi naprzeciw oczekiwań sąsiadujących z nami państw poważnych, więc nie jest wykluczone, że bezpieczniacy po prostu dla tych państw pracują. Te przewerbowania rozpoczęły się jeszcze w drugiej połowie lat 80-tych, kiedy wiadomo było, że sowieckie imperium wkrótce ewakuuje się ze Środkowej Europy. Tajniacy, którzy dotychczas wiernie służyli Związkowi Sowieckiemu, przewerbowali się wtedy na służbę do przyszłych sojuszników – bo wiadomo było, że prędzej, czy później nastąpi odwrócenie sojuszy. I tak to zostało do dnia dzisiejszego, bo w tę służbę wchodzą kolejne pokolenia ubeckich dynastii.

Te ubeckie dynastie wysuwają na fasadę naszej młodej demokracji rozmaitych Umiłowanych Przywódców, którzy na użytek obywateli odgrywają przedstawienie mające utwierdzić ich w przekonaniu, że to wszystko naprawdę. W zamian za to bezpieczniackie watahy pozwalają raz tym, a raz tamtym potrzymać zewnętrzne znamiona władzy. Bo prawdziwy punkt ciężkości władzy leży poza konstytucyjnymi organami państwa. Poszlaką, która na to wskazuje, jest choćby fakt, że premier Tusk nie odważył się zdymisjonować ministra Bartłomieja Sienkiewicza tak samo, jak wcześniej nie odważył się zdymisjonować ministra Aleksandra Grada, chociaż wcześniej buńczucznie się odgrażał. Najwyraźniej jednak ani minister Grad, ani obecnie minister Sienkiewicz premieru Tusku nie podlega, a skoro tak, to odwołać go z rządu może tylko ten, kto go tam delegował.

W tej sytuacji podstawową i na dobrą sprawę jedyną troską Umiłowanych Przywódców jest to, by nie pojawiła się ani z jednej, ani z drugiej strony, żadna polityczna alternatywa. Dopóki bowiem się nie pojawi, dopóty trwa stan symbiozy bezpieczniackich watah z Umiłowanymi Przywódcami – a podejrzenia, że te dwa środowiska w znacznym stopniu się pokrywają, nie są przecież bezpodstawne.

W tej sytuacji powierzenie Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Biuru Ochrony Rządu, czy prokuraturze zadania wykrycia sprawców podsłuchów nie tylko skierowane jest na ochronę łajdactw dygnitarzy, ale również – na zatuszowanie całej sprawy, podobnie jak sprawy Józefa Oleksego. Jak pamiętamy, oskarżony był on o szpiegostwo na rzecz Rosji, ale chociaż minęło od tamtej pory aż 18 lat – nikt nie został pociągnięty do odpowiedzialności. Zarówno bowiem bezpieczniackie watahy, jak i Umiłowani Przywódcy wiedzą, że dopóki będą wysługiwać się swoim protektorom z państw poważnych, to włos im z głowy nie spadnie. Dlatego afera podsłuchowa zupełnie wyciszyła sprawę emerytur, jakie Polska już od przyszłego roku będzie wypłacać ocalałym z holokaustu Żydom z Izraela i diaspory. Jak wiadomo, głosowały za tym wszystkie kluby i koła poselskie, co pokazuje, że w sprawach naprawdę ważnych, porozumienie ponad podziałami osiągane jest natychmiast i bez trudu.

Mówił Stanisław Michalkiewicz


  PRZEJDŹ NA FORUM