Życie towarzyskie elit PRL
Życie towarzyskie elit PRL - ciąg dalszy

Generałowie co miesiąc otrzymywali przydział: trzy butelki wina, trzy butelki wódki, trzy puszki jesiotra i kilogram suchej kiełbasy

Jak dowiadujemy się z książki, w sprawie hulaszczego trybu życia kadry oficerskiej rzadko interweniowało dowództwo. Raz na jakiś czas organizowano jednak pokazowe postępowanie dyscyplinarne, z reguły dotyczyło to żołnierzy niższych stopniem - pewnego oficera, wykładowcę w szkole podoficerskiej, w 1968 r. wydalono z partii i przeniesiono do rezerwy z powodu gorszącego stylu życia: "(...) Za naruszenie etyki partyjnej, wyrażające się w tym, że wraz z innymi oficerami prowadził różne machinacje samochodowe, nadużywał alkoholu, spóźniał się, opuszczał dni pracy oraz ukradł swemu koledze oś z samochodu syrena i przy pomocy trzech elewów szkoły zamontował ją do swego samochodu".

W każdej armii świata istnieją poważne dysproporcje pomiędzy poziomem życia kadry oficerskiej i Ludowe Wojsko Polskie nie było pod tym względem wyjątkiem. Robotniczo-chłopska proweniencja komunistycznych sił zbrojnych nie przeszkadzała w tym, aby generalicja żyła na poziomie niedostępnym dla większości podwładnych.

"W sklepach specjalnych - pisał generał Tadeusz Pióro - przeznaczonych dla oficerów na generalskich stanowiskach oraz (oddzielnych) dla generałów, zawsze można było kupić towary zdobywane na mieście wielogodzinnym staniem w kolejkach. Oficerowie garnizonu warszawskiego, zajmujący generalskie etaty, mogli jeździć na weekendy do przejętego przez MON dworu w Komorowie, gdzie wyżywienie było tańsze niż w barze mlecznym. Generałowie mieli pałac Potockich w Helenowie, trzydzieści kilometrów od Warszawy, a tam - kuchnia jak za dawnych czasów. Oficer przyjeżdżający do Warszawy zatrzymywał się w marnym raczej hotelu garnizonowym przy ulicy Mazowieckiej. Gdy przyjeżdżał generał - w willi na Saskiej Kępie czekały dwupokojowe apartamenty (bezpłatnie), wyżywienie a la carte i ceny nadzwyczaj umiarkowane; dowolne trunki - na miejscu dobrze mieli dowódcy dywizji, co miesiąc otrzymywali przydział: trzy butelki wina, trzy butelki wódki, trzy puszki jesiotra i kilogram suchej kiełbasy, a na Nowy Rok - skrzynkę butelek Sowietskoje szampanskoje". "Nie umiał z ludźmi rozmawiać. Nie nawiązywał łatwo kontaktów"

Zdaniem Sławomira Kopra, Wojciech Jaruzelski doskonale kierował swoją karierą i wiedział, na kogo postawić. W 1956 r.u poparł Gomułkę, nie angażował się specjalnie w wydarzenia Marca 1968 r., natomiast dwa lata później odegrał decydującą rolę w intronizacji Edwarda Gierka. Dzięki temu w latach 70. miał mocną pozycję w strukturach władzy i nie musiał specjalnie uczestniczyć w życiu towarzyskim ówczesnej elity partyjnej.

"Samotnik, introwertyk, nieufny wobec ludzi otwartych - pisał Włodzimierz Sokorski - i zupełnie bezradny wobec nachalnej arogancji, w gruncie rzeczy sam siebie oszukiwał i sam siebie skazywał na miernotę swojego otoczenia. (...) Nie umiał z ludźmi rozmawiać i raczej wypluwał z siebie słowa, niż je wypowiadał. Nie nawiązywał łatwo kontaktów (...) nawet towarzyskich. (...) Brakowało mu charyzmy, o czym wiedział i nie sprawiał wrażenia szczerego, nad czym bolał".

Utrzymywanie się w elicie władzy wymagało jednak przestrzegania "dworskich" rytuałów. Należała do nich pamięć o imieninach i urodzinach najważniejszych prominentów, z tego powodu generał nie żałował pieniędzy swojego resortu na prezenty dla Gierka czy Jaroszewicza.

"Gdy wszystko było załatwione, kupione, zgromadzone, wystawione - wspominał Gotówko - i sprawdzone, czy przypadkiem jakiś przedmiot nie był identyczny lub podobny do tego, który wręczono w poprzednich latach, zjawiał się Jaruzelski, aby zaakceptować prezenty. Oglądał, przeglądał, zastanawiał się i nakazywał przygotować wybrane dobra do wręczenia. Wówczas do akcji przystępowali pakowacze. Zawijali, pakowali, szykowali, przygotowywali prezenty do aktu wręczenia. W drukarni zamawiano specjalnie ozdobny papier z symbolami rodzajów służb Wojska Polskiego. Nawet sznurek był w kolorze biało-czerwonym".

Prezenty osobiście wręczał Jaruzelski, w tym świecie liczyło się zresztą pierwszeństwo w odwiedzinach solenizanta. Generał jeździł wcześnie rano, aby "wyprzedzić konkurentów", a następnie pilnie nasłuchiwał informacji o wizytach innych.

"Brałem butelkę, jechałem do KC PZPR - opowiadał Gotówko - składałem wizytę szefowi ochrony Gierka pułkownikowi Zdzisławowi Chełmińskiemu i ciągnąłem go za język. On znał słabość generała, nie utrudniał mi pracy. Mogłem zameldować szefowi, co kto przywiózł, kto dostąpił zaszczytu tete-e-tete z Gierkiem, jak długo rozmawiali itp. Jaruzelski był usatysfakcjonowany. Nigdy nie było lepszych od niego". Nigdy nie uczestniczył w alkoholowych orgiach, które odbywały się po polowaniach

Chociaż Jaruzelski nie znosił polowań, to jednak osobiście organizował je dla partyjnych prominentów. Podobnie jak dla wyższych wojskowych Armii Czerwonej z marszałkiem Kulikowem na czele. Inna sprawa, że polowanie z udziałem sowieckich oficerów nie miało nic wspólnego z etyką łowiecką - czytamy w "Życiu towarzyskim elit PRL".

"Łowy z udziałem największych dostojników krajowych - opowiadał z niesmakiem Gotówko - były prowadzone w sposób prostacko-lizusowsko-cywilizowany. Natomiast w momencie pojawienia się towarzyszy radzieckich polowanie przekształcało się natychmiast w ordynarną strzelaninę. Myśliwi stawali półkolem, aby polować na przykład na kaczki, przeważnie oswojone. Nikt nie przestrzegał etyki myśliwskiej. Podejrzewam, że to pojęcie u naszych wschodnich sąsiadów nie istnieje. Z chwilą pojawienia się pierwszej kaczki płynącej zazwyczaj, jak była przyzwyczajona, po pożywienie, rozpoczynała się ordynarna strzelanina. Czekałem tylko, w którym momencie myśliwi wystrzelają się nawzajem".

Jaruzelski brał udział w tych imprezach, sam jednak nigdy nie strzelał. Nie uczestniczył również w alkoholowych orgiach, jakie odbywały się po zakończeniu polowania. Miał jednak ambicje zdobycia władzy w kraju, wiedział, że musi zgadzać się na daleko idące kompromisy. I był w tym niezwykle konsekwentny, chociaż nigdy nie zmienił swoich poglądów na spożycie alkoholu.

Abstynentem pozostał również w najważniejszej dla każdego mężczyzny chwili: "Przez całe życie nie palił, oprócz kilku miesięcy stanu wojennego - pisała jego córka, Monika. - Jedyną jego słabością są słodycze, których również sobie odmawia, klepiąc się znacząco po brzuchu. Pofolgował sobie tylko raz - w czasie moich narodzin. Zamiast iść z kolegami na wódkę, jak robi to większość mężczyzn, siedział samotnie w domu, pochłaniając kilogram mieszanki czekoladowej i z nerwów rozrzucając wokół siebie papierki". "Nie lubił alkoholu tak jak ktoś, kto nie cierpi np. szpinaku"

Czytając opinie osób z otoczenia Jaruzelskiego, można chwilami odnieść wrażenie, że generał przejawiał niewiele ludzkich cech - zwraca uwagę Koper. Pracoholik drobiazgowo czytający każdy dokument, jaki trafił na jego biurko, człowiek właściwie niemający przyjaciół. A już całkowicie zaskakiwał fakt, że Jaruzelski nie utrzymywał bliższych znajomości z ludźmi, z którymi służył w czasie wojny czy też w pierwszych latach PRL. Generał miał właściwie tylko współpracowników i podwładnych. "Zawsze mnie to dziwiło - mówił Gotówko. - Z własnego doświadczenia wiem, że przyjaźnie z początku służby bywają najsilniejsze, tym bardziej z wojny. W opowiadaniach o moim byłym szefie pojawia się wspomnienie kolegi, który zginął. To wszystko. (...) Jaruzelski jakby wymazał ten okres z pamięci".

Ze względów wizerunkowych podtrzymywał jednak znajomość z niektórymi absolwentami Wyższej Szkoły Piechoty. Uznał to za konieczne dla kreowania własnego obrazu w siłach zbrojnych. "Generał zapraszał do gabinetu kilka osób z tamtego grona, na 40 minut. Podawano kawę, paluszki, rozmawiano, wspominano dawne czasy i wzorowego słuchacza, który zrobił tak błyskawiczną karierę. Uczestnicy spotkania nie omieszkali później pochwalić się tym w swoich środowiskach. Fama o równym, swoim chłopie, który jest ministrem, a później zaszedł jeszcze wyżej, szła w Polskę".

Było to tym ważniejsze, że z powodu abstynencji alkoholowej Jaruzelskiego postrzegano jako osobę nieco egzotyczną. Florian Siwicki opowiadał, że gdy byli jeszcze młodymi oficerami, to wielokrotnie "wpadał do Jaruzelskiego z flaszką". Namawiał go jednak bezskutecznie, bo podobno generał "nie lubił alkoholu tak jak ktoś, kto nie cierpi np. szpinaku". Być może z tego powodu obaj oficerowie właściwie nigdy się nie zaprzyjaźnili, a Siwicki pozostał wyłącznie podwładnym.

"Na jedzenie nie zwraca uwagi - opisywał Jaruzelskiego Jerzy Urban. - Kiedyś spędziłem z nim całą dobę. Pracowaliśmy i co trzy, cztery godziny podawano nam te same parówki na gorąco. Stołując się w Urzędzie Rady Ministrów czy w Komitecie Centralnym, jadał to, co podawano wszystkim prominentom. Jedynie na specjalne życzenie podawano mu mleko. Jadł też dużo owoców, ale to nie było nic ekstra, po prostu wszystkim podawano owoce, ale większość stołowników nie jadła ich, gdyż owoce są ohydne z natury rzeczy". Kiedy stanął na czele KC, zanikło picie alkoholu w miejscu pracy

W sprawach spożycia alkoholu pozostał idealistą wierzącym, że zarządzeniami administracyjnymi można zwalczyć skłonności dominujące w społeczeństwie. To właśnie za czasów jego kadencji na stanowisku premiera wprowadzono nakaz, aby alkohol sprzedawać od godziny 13. Wraz z objęciem przez Jaruzelskiego stanowiska pierwszego sekretarza KC PZPR zmianom uległo jednak życie towarzyskie w organizacjach partyjnych.

"Właściwie prawie zanikło picie alkoholu w miejscu pracy - wspominał jeden z urzędników KC, Wojciech Wiśniewski. - Zapanowała atmosfera lęku i wzajemnej podejrzliwości, co zniechęcało do śpiewów i tańców. (...) Byłem kiedyś na naradzie sekretarzy komitetów wojewódzkich w Poznaniu, gdzie po całodziennej, wielogodzinnej naradzie, w której uczestniczył gen. Jaruzelski, późnym popołudniem podano obfity obiad. Na drugie danie była tłusta golonka. Zgromadzeni sekretarze i inny centralny aktyw partii mieli nadzieję, że do popicia zostanie przynajmniej podane piwo. Niestety, do wyboru była tylko woda i coca-cola".

Zdaniem pisarza, Jaruzelski czuł się wyobcowany towarzysko w środowisku partyjnym i wojskowym, jednak rekompensował to sobie w życiu prywatnym. Wraz z Barbarą Jaskólską stworzyli udane małżeństwo, chociaż ich córka uważa, że "trudno sobie wyobrazić parę, która by bardziej do siebie nie pasowała". Pani Barbara pozostawała w cieniu męża, zrobiła doktorat z germanistyki i przez wiele lat pracowała zawodowo na Uniwersytecie Warszawskim.

"Poza dyskusją pozostaje za to jego erudycja - charakteryzował generała prof. Paweł Wieczorkiewicz. - Mając szerokie, choć dość konwencjonalne zainteresowania humanistyczne i wyjątkowy szacunek dla słowa, potrafił zaskakiwać nawet wytrawnych rozmówców, np. oświadczając (jeszcze w czasach PRL!), choć oczywiście w zamkniętym gronie, że za najwybitniejszego współczesnego pisarza i publicystę historycznego uważa Józefa Mackiewicza, zażartego antykomunistę, autora znajdującego się na czele listy integralnych zapisów cenzuralnych. Innym razem, podczas jednej z rzadkich wizyt u przyjaciół, zachwycił się wystawionym tam na sprzedaż płótnem Ireny Dylewskiej w stylu ultrapatriotycznym, przedstawiającym wspartego na szabli Józefa Piłsudskiego i alegoryczną dziewczynę, wyciągającą do swego zbawcy ręce skute kajdanami. Podziwiając dzieło, zauważył: 'Chętnie kupiłbym ten obraz, ale jeszcze nie teraz'". Był skrajnym pedantem, życie z nim nie było najłatwiejszą próbą

Życie z generałem pod jednym dachem nie było jednak najłatwiejszą próbą. Jaruzelski (jak przystało na oficera) okazał się skrajnym pedantem, a ta cecha charakteru w większych dawkach bywa kłopotliwa dla domowników. Do tego dochodziła jeszcze specyfika służby w armii, tajemnica wojskowa i państwowa, nic zatem dziwnego, że obie panie Jaruzelskie niechętnie przyjmowały kolejne szczeble kariery męża i ojca. Barbara była przeciwna jego wyniesieniu na stanowisko premiera, przeczuwając, że wiąże się to z kolejnymi problemami.

"Barbara Jaruzelska przebywa w sławnym 'dworku' w Kościelisku - relacjonowała Maria Kiszczak. (...) - Tym razem jest bez męża, jedynie z córką Moniką. Jej męża, ani wtedy, ani później, już na tym stoku nikt nie zobaczy. Narty nie będą mu w głowie.

Tam, na tym stoku, złożyłam Barbarze gratulacje z powodu objęcia przez męża stanowiska Prezesa Rady Ministrów. Widziałam, że nie przyjęła radośnie wiadomości o tej nominacji, była raczej niezadowolona z tego powodu. - Mąż przyjął to stanowisko wbrew moim życzeniom, prosiłam go przed wyjazdem do Zakopanego, aby tego nie robił - mówi".

Zapewne był to jeden z ostatnich przypadków, gdy gen. Jaruzelski konsultował z żoną swoje decyzje polityczne. Kilka miesięcy później został pierwszym sekretarzem KC PZPR, a 13 grudnia wprowadził stan wojenny. O tym fakcie obie panie Jaruzelskie dowiedziały się z radiowego przemówienia swojego męża i ojca...

Fragmenty książki "Życie towarzyskie elit PRL" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne.

http://wiadomosci.wp.pl/gid,16711876,kat,1342,title,Zycie-towarzyskie-elit-PRL,galeria.html









  PRZEJDŹ NA FORUM