Bitwa pod Grunwaldem – największa bitwa średniowiecznej Europy |
Bitwa pod Grunwaldem, stoczona 15 lipca 1410, należy do największych batalii wojska polskiego w historii. Było to nieprawdopodobne wręcz w swojej skali i zażartości walk wydarzenie. Starły się tu dwie największe w średniowieczu armie europejskie. Przytłaczająca klęska wojsk Zakonu Krzyżackiego, triumf polsko-litewskiej wojskowości nad Teutonami, niewyobrażalne, heroiczne i miażdżące zwycięstwo pierwszego władcy zjednoczonego państwa polsko-litewskiego. Tomasz Pietrzyk – Bitwa pod Grunwaldem Wieść o porażce wojsk zakonnych obiegła cały ówczesny chrześcijański świat. Zwycięstwo wojsk Jagiełły i Witolda wywołało największe kontrowersje w historii średniowiecznej Europy. Jedni cieszyli się z porażki Zakonu, inni nie. Bitwa szybko urosła do rangi niemal mitycznej. Krążyły nieprawdopodobne pogłoski dotyczące liczby uczestników. Mówiono wręcz o garstce rycerzy zakonnych, usiłujących powstrzymać miliony rozwścieczonych pogan, zagrażających Europie, dowodzonych przez „fałszywego chrześcijanina” – Jagiełłę. Inni rozpowiadali pogłoski o rycerzach zakonnych – krwiożerczych, fanatycznych bestiach z piekła rodem, zakutych w stal, którzy omamili swoimi fałszywymi opowieściami cały ówczesny chrześcijański świat. Zapewne oba mity były łagodnie mówiąc, mocno przesadzone. W rzeczywistości bitwa ta była wielogodzinnym starciem na ogromną wprost skalę, starciem dwóch potężnych mocarstw europejskich, w której o zwycięstwie zdecydowało wiele czynników: logistyka, dowodzenie, sprawność bojowa, taktyka, morale, odwaga, wytrwałość, karność, uzbrojenie, liczebność, umiejętne wykorzystanie zalet własnej armii i błędów wroga, a także spryt przeciwników. Zwyciężył ten, który uzyskał przewagę, zwyciężył lepszy, a ten gorszy raz na zawsze pożegnał się z pozycją potęgi europejskiej. Wokół bitwy do dziś krąży wiele mitów, mówi się np. o zastosowaniu przez Krzyżaków pułapek, i o tym, jakoby przybyli wcześniej na pole bitwy, i lepiej się do niej przygotowali. Mówi się o gorszym uzbrojeniu wojsk polskich i litewskich, o dwukrotnej przewadze liczebnej naszych wojsk, a także o tym, jakoby lekka kawaleria krzyżacka miała na chwilę zająć polski obóz. W rzeczywistości wszystkie te mity nie są prawdą. Prawda jest natomiast taka, że Jagiełło i Witold przez cały czas bitwy kontrolowali sytuację, potrafili sobie poradzić w krytycznych momentach, i po mistrzowsku wykorzystywali nadarzające się okazje. W pełni wykorzystali wszystkie zalety i możliwości własnych wojsk. Ani na chwilę nie pozwolili Krzyżakom na uzyskanie przewagi. Wielki Mistrz także umiejętnie dowodził własnymi oddziałami, rozważnie dysponował odwodami i umiejętnie przerzucał swe siły. W końcowej fazie bitwy nie potrafił jednak zapanować nad własnymi wojskami i dopuścił do całkowitego załamania walczących wojsk krzyżackich, w rezultacie czego poniósł upokarzającą klęskę. I. Przygotowania do ostatecznej rozprawy: Bezpośrednią przyczyną wybuchu wojny między Zakonem Krzyżackim, a Zjednoczonym Królestwem Polskim i Wielkim Księstwem Litewskim, czyli tzw. Unią Jagiellońską, był konflikt o litewską Żmudź, która wbijając się klinem między posiadłości krzyżackie w Prusach i w Kurlandii, rozdzielała ich państwo na dwie części. Ruszając na jej podbój, rycerze zakonni użyli swojego ulubionego argumentu, konieczności walki z „pogaństwem”. W 1409 roku Krzyżacy zagarnęli Ziemię Dobrzyńską, dopuszczając się przy tym mordów i grabieży na ludności zajmowanych polskich miast i twierdz. Wywołało to oburzenie w części świata chrześcijańskiego, co wpłynęło na zmniejszenie się liczby tzw. „Gości”, czyli rycerzy przyjeżdżających do Państwa Zakonnego na „krucjaty przeciw poganom”. W 1409 obie strony nie były jeszcze gotowe do rozpoczęcia otwartej, walnej wojny, dlatego jesienią 1409 roku zawarły zawieszenie broni aż do Zielonych Świątek roku 1410. Przez całą zimę i wiosnę, Polacy, Litwini i Krzyżacy przygotowywali się do nadchodzących walk – gromadzono zapasy żywności, produkowano broń, pozyskiwano sojuszników i rekrutowano żołnierzy. Prowadzono też wzmożoną akcję propagandową – Polska i Litwa przekonywały o agresywnych zamiarach Krzyżaków, a Krzyżacy przedstawiali Jagiełłę i Witolda jako barbarzyńskich pogan zagrażających Europie, i namawiali do krucjaty przeciw nim. Obie strony miały podobne możliwości militarne i dokładnie tyle samo czasu, na należyte przygotowanie się do nadchodzącej wojny. Trzeba przy tym dodać, że strona polsko-litewska lepiej wykorzystała ten czas i przygotowała się do niej zdecydowanie lepiej. Zgromadziliśmy większą armię, lepiej zabezpieczyliśmy własne granice, obsadziliśmy zamki pełnymi załogami (w przeciwieństwie do Krzyżaków którzy w Malborku zostawili połowę maksymalnej liczebności załogi) i pozyskaliśmy sobie sojuszników tatarskich, ruskich i czeskich, co świadczy o niezwykłej sprawności działań ówczesnego państwa litewsko-polskiego i o mądrości, systematyczności i sprycie jego przywódców. Tymczasem popularność Krzyżaków wśród ich sojuszników, państw zachodnioeuropejskich, zmalała. Państwa zachodniej Europy zaczynały bowiem wątpić, czy aby faktycznie, jak głosiła propaganda zakonna, jest jeszcze kogo nawracać w Europie, i tym samym, czy walcząc przeciwko ich zdaniem pogańskiej Litwie, rycerze zakonni mają słuszność. II. Przed bitwą: Latem 1410 roku walki zostały wznowione, zgodnie z postanowieniami rozejmu. Od samego początku Władysław Jagiełło i książę Witold wykazali się lepszym dowodzeniem, większą pomysłowością od Wielkiego Mistrza, i to oni decydowali o kolejnych posunięciach w „grze”. Plan Jagiełły i Witolda zakładał koncentrację wojsk pod Czerwińskiem i uderzenie na Malbork. Już na samym początku wojska Unii Jagiellońskiej zaskoczyły Krzyżaków, dokonując niemożliwego – przeprawiając się przez Wisłę. Dokonano tego używając mostu pontonowego, co było całkowicie nowatorskim przedsięwzięciem w tamtych czasach. Krzyżacy nawet nie znali czegoś podobnego. Przez kolejne 300 lat właśnie takie nowatorskie manewry i idee, szybkość, zwinność, zaskoczenie, ruchliwość, świetne dowodzenie, siła ofensywna, a później także siła ognia wojska polskiego będą jego największymi atutami w boju. Dzięki temu, będzie ono górować zarówno nad mniej ruchliwymi wojskami typu zachodniego, jak i nad posiadającymi mniejszą siłę ognia armiami typu wschodniego. Krzyżacy sądzili początkowo, że Jagiełło kieruje się na Gdańsk. Dopiero gdy wojska Unii Jagiellońskiej pojawiły się nad Drwęcą, prawdziwy cel ich wyprawy – Malbork, stał się dla wszystkich jasny. Krzyżacy w pośpiechu przerzucili wojska, aby zastąpić drogę siłą Jagiełły. Obie armie spotkały się rano 15 lipca 1410 roku, na rozległym, pofałdowanym i porośniętym gdzieniegdzie niewielkimi zagajnikami dębowymi terenie między Grunwaldem a Stębarkiem (Tannenbergiem). Obie strony zjawiły się na polu bitewnym mniej więcej równocześnie. III. Liczebność wojsk: Liczebność obu wojsk do dziś jest przedmiotem sporów, podawane są liczby od 44 tysięcy do 81 tysięcy walczących, a nawet większe, z czego na stronę Unii Jagiellońskiej przypada od 29 do 43 tysięcy, a na stronę Zakonu Krzyżackiego i sojuszników od 15 do 38 tysięcy. Tak wielkie niejasności wynikają być może z tego, że Kronika Konfliktu i Roczniki Jana Długosza, czyli najważniejsze źródła informacji o bitwie pod Grunwaldem, w liczbę walczących wliczają jedynie konne rycerstwo, natomiast piechota, obsługa taborów i służba, nie są przez te źródła uznawane za właściwych kombatantów, co zresztą nie dziwi, bo tak było w realiach tamtych lat, z większością bitew. W niektórych źródłach, zarówno dawnych, jak i współczesnych można się spotkać z liczbami sięgającymi nawet 200 – 400 tysięcy walczących, co jednak jest moim zdaniem wysoce nieprawdopodobne. Takie przesadzone liczby wynikają z błędnej interpretacji. Otóż jeśli chodzi o jazdę, to po stronie krzyżackiej było 51 chorągwi, po stronie polskiej także 51, a po stronie litewskiej 39. Chorągiew, podstawowa jednostka organizacyjna jazdy w tamtych czasach, składała się z 40 – 300 mniejszych jednostek zwanych kopiami. Każda kopia to 1 rycerz (kopijnik) + od 1 do 4 giermków (strzelców). Autorzy tych mocno wyolbrzymionych danych dotyczących liczebności obu armii, w swoich wyliczeniach, jak nietrudno się zresztą domyślić, założyli, że każda chorągiew miała maksymalną możliwą liczebność, a więc 5 x 300 = 1500. Wystarczy pomnożyć 1500 przez liczbę chorągwi i otrzymamy 135 tysięczną armię Unii Jagiellońskiej i 76,5 tysięczną armię Krzyżaków, razem 211,5 tysięcy samej tylko jazdy, jest to jednak na pewno liczba mocno zawyżona, tym bardziej, że chorągwie Wielkiego Księstwa, były zazwyczaj słabsze liczebnie od polskich i krzyżackich. Natomiast liczba 81 tysięcy jest nawet prawdopodobna, gdyż należy pamiętać, że wraz z armią rycerzy i piechoty, wyruszała w pole wielka rzesza służby, ochrony taborów, straży obozowej i rozmaitych pachołków pomocniczych, lepiej lub gorzej uzbrojonych. Najprawdopodobniej siły Krzyżaków i sojuszników, pod wodzą wielkiego mistrza – Ulryka von Jungingen, liczyły razem 29 tysięcy wojska, w tym 21 tysięcy jazdy w 51 chorągwiach i 8 tysięcy piechoty oraz nawet do 100 armat – gładkolufowych, prymitywnych bombard, strzelających litymi, kamiennymi lub żelaznymi pociskami. Być może do tego 28 tysięcy można by jeszcze doliczyć służbę, czeladź obozową, ochronę taborów i straż obozową, i wtedy najwyższa podawana liczba – 38 tysięcy, będzie całkiem prawdopodobna. Należy jednak pamiętać, że służba i ochrona taborów obu stron, nie brała raczej większego udziału w bitwie, natomiast krzyżacka straż i czeladź obozowa wzięła udział jedynie w ostatniej fazie walk – desperackiej obronie krzyżackiego obozu. Jazda Krzyżaków była podzielona na 51 chorągwi. Elitarną grupę rycerstwa krzyżackiego stanowiło ok. 300 braci-rycerzy, którzy pełnili rolę dowódców i z pewnością byli najlepiej uzbrojeni. Liczba ta była bardzo duża, biorąc pod uwagę, że ogólnie wszystkich braci-rycerzy w zakonie na początku XV wieku nie było nawet 700, a w Prusach było ich ok. 570. Trzeba przy tym pamiętać, że część braci-rycerzy była w wieku podeszłym i ta część zapewne nie wzięła udziału w bitwie. Liczbę 38 tysięcy ludzi w armii Zakonu Krzyżackiego, stanowili rodowici rycerze zakonni – bracia-rycerze, półbracia i bracia-służebni, a także „Goście” z Europy Zachodniej przybywający do Prus w charakterze „krzyżowców”, zaciężni rekrutowani za pieniądze z Niemiec, Burgundii, Czech, Szwajcarii i innych krajów, a także oddziały tzw. zaciężnych krajowych, które Krzyżacy szkolili i zaopatrywali w broń. Najliczniejszą grupę kombatantów tworzyli jednak zwykli poddani krzyżaccy, czyli rycerze, chłopi i mieszczanie, powoływani pod broń na zasadach podobnych jak w Polsce. Byli wśród nich głównie Niemcy, a także miejscowa ludność z Prus, oraz Polacy z zajętej Ziemi Chełmińskiej i Pomorza Gdańskiego. Rodowici Krzyżacy, czyli bracia-rycerze, półbracia i bracia-służebni walczyli wyłącznie konno i wszyscy należeli do grupy kopijników, czyli najlepiej uzbrojonych rycerzy. Niektórzy z nich byli dowódcami piechoty. Należy wspomnieć, że kopijnicy, czyli ciężka jazda, stanowili w przeciętnej europejskiej armii, a więc także w armii polskiej i krzyżackiej, ok. 1/3 wszystkich konnych. Oczywiście nie znaczy to wcale, że wspomniani wcześniej rodowici krzyżacy, którzy wszyscy byli kopijnikami, stanowili 1/3 konnicy krzyżackiej, bowiem było ich znacznie mniej, najwyżej 1500 – 2000, z czego 300 to bracia-rycerze, a pozostali to półbracia i bracia służebni. Kolejne 2/3 jazdy krzyżackiej i polskiej stanowili lżej zbrojni, tzw. „strzelcy” (Ich uzbrojenie stanowiły miecze lub kordy, czasem lekkie włócznie, tarcze, a często także kusze lub łuki. Zasadniczą różnicę między strzelcami i kopijnikami było to, że strzelcy nie posiadali kopii, ani innej przełamującej broni drzewcowej, i zazwyczaj mieli gorsze uzbrojenie ochronne). Siły polskie są bagatela, jeszcze trudniejsze do oszacowania niż krzyżackie. Wynika to z jeszcze większej różnorodności wojsk Unii Jagiellońskiej. Co źródło to podaje inne informacje na temat liczebności wojsk Jagiełły i Witolda. Najbardziej prawdopodobna wydaje się liczba 37 tysięcy. W tym 20 tysięcy jazdy polskiej i czesko-morawskiej (3 chorągwie) w 51 chorągwiach (w tym 2 królewskie, 3 złożone z zaciężnych, 16 chorągwi ziemskich, 3 z lennego Mazowsza, 22 wystawione przez możnowładców i rody rycerskie i 5 innych chorągwi) oraz 3 tysiące polskiej i zaciężnej – czeskiej piechoty (zaciężna piechota czeska liczyła pod Grunwaldem 300 ludzi) . Natomiast siły Wielkiego Księstwa Litewskiego liczyły 12 tysięcy jazdy litewskiej, ruskiej (3 chorągwie) i tatarskiej, a także 2 tysiące piechoty litewskiej i ruskiej (głównie Żmudzini i Smoleńszczanie). Po doliczeniu służby, czeladzi obozowej, ochrony taborów i straży obozowej, liczba 43 tysiące staje się równie prawdopodobna, co liczba 38 tysięcy w przypadku wykonania podobnego rachunku dla armii krzyżackiej. Armia Unii Jagiellońskiej składała się z wielu bardzo różnorodnych formacji wojskowych. Obok siebie występowały formacje podobne do tych, jakie posiadali Krzyżacy, ale jednocześnie były także formacje typu wschodniego, którymi Krzyżacy nie dysponowali, a które miały także swoje zalety i wady. Nasza armia była więc bardziej elastyczna i wszechstronna od armii krzyżackiej, ale jednocześnie z tego powodu trudniejsza w kontrolowaniu, dowodzeniu i w koordynacji działań. Bez sprawnego dowódcy, wojska Unii Jagiellońskiej mogłyby się łatwo zmienić w bezładny motłoch. Na szczęście mieliśmy świetnych dowódców. Wojskami z Korony i posiłkami czeskimi kierował król Władysław II Jagiełło, który był także naczelnym dowódcą całości wojsk. Wielki książę litewski – Witold kierował wojskami Wielkiego Księstwa Litewskiego, i oddziałami posiłkowymi z Rusi i Złotej Ordy Tatarskiej. Dowódcą oddziałów tatarskich wchodzących w skład wojsk Unii Jagiellońskiej był cieszący się opinią okrutnego i bezlitosnego dla przeciwników wodza, Dżelal ed-Din, syn Tochtamysza, a oddziałami ze Smoleńska dowodził niezwykle odważny w boju, charyzmatyczny kniaź Semen-Lingwen Olgierdowicz. Głównodowodzącym chorągwi czeskich wchodzących w skład wojsk koronnych, był Jan Żiżka, który w bitwie stracił oko. Wojsko Unii Jagiellońskiej, podobnie jak armia zakonna, posiadało liczną artylerię, były to podobnie jak w przypadku Krzyżaków, prymitywne bombardy, strzelające litymi kulami. Polacy jednak nie zabrali własnych armat pod Grunwald, przeczuwając, zresztą całkowicie słusznie, że nie wyrządzą one większych strat wrogowi. Natomiast koszt operacji logistycznej – transportu tych armat, do którego potrzeba by było całej masy koni i służby, oraz koszt wystrzelonych pocisków, a nawet zużytego prochu, byłby nieporównywalnie wielki w stosunku do ich przydatności w bitwie. Bombardy były przydatne przy oblężeniach zamków, wykorzystano je np. w czasie oblężenia Malborka, ale na polu bitwy nie czyniły wielkiego spustoszenia. IV. Uzbrojenie walczących stron: Upowszechniony jest mit, jakoby uzbrojenie którym posługiwali się wojacy Jagiełły, było gorszej jakości niż to, które zabrali ze sobą na wojnę rycerze von Jungingena, czy też „Goście” z Europy Zachodniej. Jest to czysta fantazja. Otóż uzbrojenie wojowników polskich i krzyżackich było niemal identyczne. Jeśli wybrano by losowo 100 wojowników z armii koronnej, 100 z armii np. szwajcarskiej czy francuskiej, i 100 z armii zakonnej, i usunięto by białe orły, herby, barwy rodowe, czarne krzyże i tym podobne znaki świadczące o tożsamości i przynależności rycerza, nie sposób byłoby odróżnić rycerzy polskich od krzyżackich i szwajcarskich czy też francuskich. Kolejnym bzdurnym mitem, jest ten, który mówi o stalowej masie rycerzy zakonnych, odzianych bez wyjątku od stóp do głów w stal, jeżdżących na koniach także odzianych bez wyjątku od kopyt do łbów w stal. Taki wojownik praktycznie nie byłby w stanie poruszać się na polu bitwy, nie mówiąc już o koniu. Zbroje konne, czyli tzw. landry, stosowano prawie wyłącznie w turniejach, a na europejskich polach bitew na początku XV wieku były spotykane sporadycznie. Na początku XV wieku landry należały do rzadkości w Europie, nawet na turniejach, nie mówiąc już o walce. Na szerszą skalę zaczęto je stosować na polach bitewnych dopiero w drugiej połowie tego stulecia, a mimo to nigdy nie stosowano landr, które pokrywały by konia w całości. Zazwyczaj zakładano rumakom tylko metalową osłonę łba i karku, ewentualnie boków zwierzęcia, czyli miejsc najbardziej narażonych na ostrzał, cięcia mieczy i pchnięcia pik. Jeżeli już wojownik chciał osłonić całego rumaka, to używał do tego landry wykonanej z kolczugi, a nie z metalowych płyt, które bardzo ograniczały szybkość i zwrotność zwierzęcia, a to cechy bardzo ważne w bitwie. Pod Grunwaldem dużo bardziej popularne od landr, były ozdobne tkaniny zakładane na konia, zwane kropierzem. Co do połyskujących w słońcu, odzianych w stal szeregów wojowników krzyżackich, to jest to oczywiście bujda, bowiem większość z nich wcale nie miała na sobie aż tyle tego żelastwa. Jednak nie popadajmy ze skrajności w skrajność. Tak dobrze opancerzeni, odziani w stal, w pełne zbroje płytowe wojownicy, oczywiście się zdarzali. Co więcej, nie należeli wcale do rzadkości. Występowali oni jednak nie tylko po stronie krzyżackiej, ale w równie wielkiej liczbie po stronie polskiej, a nawet czasami po stronie litewsko-ruskiej. Wojownicy wyposażeni w pełne zbroje (nie płytowe ale np. w słynne karaceny wzoru wschodniego), a nawet w końskie landry wykonane z metalowej siatki kolczej, zdarzali się też wśród Tatarów! Wśród średniowiecznych armii koczowniczych i armii typu wschodniego, oddziały posiadające zbroje, także końskie, nie były wcale rzadkością. Dobrym przykładem są tu bizantyjscy i perscy Katarafakci. Tatarzy i Mongołowie posiadali oddziały jazdy, które były wzorowane właśnie na Katarafaktach. Tak więc uzbrojenie armii polskiej i krzyżackiej, było niezwykle podobne. Obie armie były uzbrojone na wzór zachodnioeuropejski, w przeciwieństwie do Litwinów, Rusinów i Tatarów, którzy byli typowymi armiami wschodu, stawiającymi na ruchliwość i szybkość konnicy, a w mniejszym stopniu na jej siłę przełamującą. Na początku XV wieku, w całej Europie Zachodniej i Środkowej, a więc również w armii polskiej i krzyżackiej, występowała ogromna różnorodność uzbrojenia i pancerzy. Przeplatały się wzorce archaiczne z tymi nowocześniejszymi, walczono uzbrojeniem zarówno starym, jak i nowym. Średniowieczna jazda z tego okresu, była bardzo różnorodnie uzbrojona i wyekwipowana. Kopijnicy, siła przełamująca armii byli uzbrojeni w zbroje, hełmy, tarcze, czterometrowe kopie lub inną broń drzewcową, miecze i puginały. Na tym jednak podobieństwa się kończą. W zależności od zamożności, upodobań i możliwości rycerza-kopijnika, jego uzbrojenie było bardzo różnorodne. Zbroje były zarówno pełne płytowe, jak i niepełne płytówki, uzupełnione kolczugą tam, gdzie nie było blachy, niepełne osłony z blachy, czasami noszono tylko sam kirys – osłonę tułowia, wreszcie część wojowników nosiła tzw. płaty, czyli skórzane kamizele, zbrojne długimi metalowymi płytkami, a czasem noszono zbroje ćwiekowane. Pod zbroję, czy to pełną płytową, czy też niepełne osłony z blachy, wkładano zwykle jeszcze kolczugę. Noszono hełmy z przyłbicą, hełmy otwarte – szłomy, lub kapaliny, czyli hełmy przypominające kształtem kapelusz. Uzbrojenie ochronne strzelców, było niekiedy nawet tak dobre, jak najlepiej uzbrojonych kopijników, czyli były to czasem nawet pełne zbroje płytowe. Przeważnie jednak strzelcy nosili niepełne osłony z blachy, płaty, lub rzadziej, same tylko kolczugi. Uzbrojeniem zaczepnym strzelca, nie były kopie, ale miecze lub kordy i często także kusze, lub włócznie i oszczepy. Co ciekawe, duża część rycerzy krzyżackich posługiwała się nie kopiami, ale właśnie lekkimi włóczniami wzoru litewskiego – sulicami. Choć były krótsze od kopii, to można było nimi sprawniej władać, gdyż były lżejsze. Istnieją też przypuszczenia, że ci rycerze krzyżaccy, którzy przybyli ze wschodniej, najbardziej „dzikiej” części państwa, nierzadko byli uzbrojeni jeszcze bardziej na wzór litewski, czyli „lekko”. Zresztą niektórzy rycerze polscy pewnie też. Piechota polska i krzyżacka, także niewiele różniła się uzbrojeniem. Piechota miejska uzbrojona była w długie tarcze – pawęże, miecze, włócznie, piki, lub kusze nie nosiła zbroi, lub też nosiła pikowane kaftany skórzane, zbroje ćwiekowane, kolczugi, ewentualnie płaty. Na głowach miała otwarte hełmy – szłomy, bądź „kapeluszowate” kapaliny. Piechota zaciężna była uzbrojona podobnie, z tym, że była zazwyczaj lepiej wyszkolona. Niekiedy też posiadała halabardy. Po obu stronach oprócz kuszników walczyli też łucznicy, świadczą o tym szkielety ludzi zabitych strzałami, znalezione na polu bitwy przez archeologów. Polscy łucznicy, jak wskazują źródła, byli w większości lepiej wyszkoleni i uzbrojeni od krzyżackich. Piechota chłopska obu stron uzbrojona była w topory, łuki, włócznie, tarcze, nie posiadała innego uzbrojenia ochronnego, ewentualnie skórzane, pikowane kaftany. Wśród wojsk litewskich i ruskich dominowały hełmy – szyszaki, bądź też szłomy i kapaliny, nie było przyłbic. Litwini nosili zbroje łuskowe i segmentowe, zrobione z łączonych kawałków metalu, zbroje ćwiekowane, kolczugi, skórzane pikowane kaftany, bądź płaty, ale jak już pisałem, czasem także niepełne osłony płytowe, a nawet pełne zbroje płytowe, u jazdy tatarskiej karacenowe. Część jazdy litewskiej zbrojna więc była w oręż i konie zachodniego wzoru. Z kolei niektórzy wojownicy tworzyli całkowicie lekką konnicę, w ogóle nie posiadającą pancerzy. Litwini i Rusini najczęściej walczyli lekkimi włóczniami – sulicami, a u jazdy litewskiej łuk był odpowiednikiem kuszy wśród konnicy polskiej i krzyżackiej. Litwini i Rusini używali okrągłych małych tarcz, bądź większych prostokątnych pawęży, w użyciu były topory, wspomniane wcześniej sulice, miecze, ale także szable. Uzbrojenie wojsk tatarskich było podobne. Jeśli chodzi o broń strzelecką to dominowały łuki refleksyjne, stosunkowo krótkie, ale szybkie. Konie były zazwyczaj mniejsze i szybsze od krzyżackich i polskich. W armii Witolda walczyła też jazda pochodzenia polskiego – z części Podlasia należącego wówczas do Litwy, uzbrojona była ona tak, jak wojska koronne. Podobnie wśród wojsk koronnych, z pewnością zdarzali się wojownicy pochodzenia litewskiego, zbrojni z kolei na wzór litewski. Konnica ruska i tworzona na jej wzór jazda litewska, nie nadawały się raczej do frontalnego przełamywania szyków ciężkozbrojnego rycerstwa zachodnioeuropejskiego, ale przewyższały je zdolnościami manewrowymi i szybkością, a to w boju liczące się zalety. V. Taktyka walki: O ile uzbrojenie Polaków i Krzyżaków walczących pod Grunwaldem i taktyka walki piechoty, były prawie takie samo co uzbrojenie i taktyka walki piechoty wojsk państw zachodnioeuropejskich, to taktyka walki konnicy, była już zupełnie inna, bardziej przystosowana do toczenia długotrwałych bitew manewrowych, a nie tylko jednego, chaotycznego uderzenia zmasowanej grupy jeźdźców. W Europie środkowo-wschodniej poszczególne chorągwie jazdy zazwyczaj ustawiane były w głębokie, prostokątne kolumny, przy czym każdą kolumnę poprzedzał klin, złożony z najlepiej zbrojnych i opancerzonych rycerzy, zwanych „przedchorągiewnymi”. Przód kolumny stanowili głównie pozostali kopijnicy, natomiast tylnią część kolumny tworzyli głównie strzelcy. Taki szyk zapewniał chorągwi dużą siłę przebicia, zwartość i znaczną zdolność manewrową. Jeśli szarża nie przełamała, lub nie odrzuciła szeregów wroga, każda chorągiew z osobna mogła się wycofać, uporządkować, zaopatrzyć w świeże kopie na miejsce połamanych, a nawet wymienić zmęczone konie, aby następnie znów włączyć się do bitwy. Taka taktyka zakładała niskie straty w ludziach w czasie starć, a wysokie dopiero po przełamaniu szyków jednej ze stron (najlepszym przykładem jest Grunwald), pozwalała na skuteczne skupienie sił w najważniejszym punkcie, nie powodowała ogromnych strat zaraz w pierwszym starciu, lecz umożliwiała odtwarzanie zużytych odwodów i prowadzenie kawaleryjskiej walki przez długie godziny, jak to miało miejsce pod Grunwaldem. Te bardziej ciężkozbrojne formacje litewskie, ruskie i tatarskie prowadziły podobną taktykę, jednak zdecydowana większość wojsk wielkiego księstwa stosowała taktykę typowo wschodnią. Taktykę wojny podjazdowej, manewrowej, niemal partyzanckiej. W większości lżej zbrojna od krzyżackiej, kawaleria litewska, ruska i tatarska, starała się wymanewrować przeciwnika, znaleźć jego słaby punkt, i wtedy uderzyć, np. od boku. Obsypywała też wroga strzałami z łuków, na co zresztą strzelcy krzyżaccy zapewne odpowiadali ogniem z kusz. Bardzo prawdopodobne jest, że Krzyżacy stosowali nieco odmienną taktykę w walce z wojskami litewsko-rusko-tatarskimi, ponieważ stara taktyka mogła okazać się nieskuteczna, przeciwko na ogół szybszym i zwrotniejszym wojskom księstwa. VI. Przebieg bitwy: „Najjaśniejszy królu! Wielki mistrz pruski Ulryk posyła tobie i twojemu bratu, przez nas tu obecnych posłów dwa nagie miecze ku pomocy, byś wespół z nim i jego wojskami nie ociągał się i z większą niż to okazujesz, odwagą przystąpił do boju, a także żebyś się nie krył w lasach i gajach i nie odwlekał walki. Jeśli zaś uważasz, że masz zbyt szczupłą przestrzeń, aby rozwinąć szyki, mistrz pruski Ulryk ustąpi ci jak daleko zechcesz, tego pola, które zajął swoim wojskiem, albo wreszcie wybierz jakiekolwiek miejsce bitwy, byś tylko dalej nie odwlekał walki”(Roczniki Jana Długosza – 1455) „Ponieważ mam w mym wojsku wystarczająco wiele mieczów, przeto nie potrzebuję mieczów mych wrogów, jednakże dla większej pomocy, opieki i obrony mej słusznej sprawy, przyjmuję, w imię Boga, te dwa miecze przysłane przez wrogów pragnących zguby mojej i mego narodu, a doręczone przez was.”(Roczniki Jana Długosza – 1455) „Na prawym skrzydle wystąpił do boju książę Witold ze swym ludem, [a także] z chorągwią świętego Jerzego [chorągiew czesko-morawska] i z chorągwią przedniej straży [chorągiew polska]. Na krótką zasię chwilę przed rozpoczęciem bitwy spadł lekki i ciepły deszcz, [który] zmył kurz z końskich kopyt. A na samym początku deszczu, działa wrogów, bo wróg miał liczne działa, dwukrotnie dały salwę kamiennymi pociskami, ale nie mogły naszym sprawić tym ostrzałem żadnej szkody. [Ruszyli]. Spotkali się z wielkim zgiełkiem i niezmiernym pędem koni w pewnej dolince, w ten sposób, że przeciwna strona z góry, a nasza strona również z góry wzajemnymi ciosami razić się poczęły. Inna zasię część wrogów spośród tychże wyborowych ludzi krzyżackich zwarła się z największym impetem i krzykiem z ludem księcia Witolda i po bez mała godzinie wzajemnej walki liczni z obu stron polegli, tak iż ludzie księcia Witolda przymuszeni byli do odwrotu.”(Kronika Konfliktu – 1410) „Ponieważ także Krzyżacy dążyli z uporem do zwycięstwa, wielka chorągiew króla Władysława z białym orłem w herbie, [symbol całego rycerstwa polskiego], którą niósł chorąży krakowski, rycerz Marcin z Wrocimowic herbu Półkozic, pod naporem nieprzyjaciół upadła na ziemię. Ale walczący pod nią najbardziej zaprawieni w bojach i doświadczeni rycerze, podźwignęli ją natychmiast i umieścili na swoim miejscu, nie dopuszczając do jej utraty. Nie dałoby się jej podźwignąć, gdyby jej nie osłonił własnymi piersiami i orężem znakomity hufiec najdzielniejszych rycerzy. Rycerstwo polskie pragnąc zetrzeć haniebną zniewagę, w najzawziętszy sposób atakuje wrogów i rozbija ich zupełnie, kładąc pokotem te oddziały, które się z nimi starły”.(Roczniki Jana Długosza) „Ludzie księcia Witolda przymuszeni byli do odwrotu. Tedy wrogowie ścigający ich sądzili, iż już odnieśli zwycięstwo i w rozproszeniu odbiegli od swych chorągwi i szyku swoich hufców, [a ludzie księcia Witolda niespodziewanie zawrócili (*) ], i przed tymi, których uprzednio do odwrotu zmusili, zaczęli z kolei [Krzyżacy] uchodzić. Niebawem, gdy pragnęli zawrócić, oddzieleni od swych ludzi i chorągwi przez ludzi królewskich, którzy ich chorągwie na wprost od skrzydeł [szyku] przecięli, przepadli albo wzięci w niewolę albo wytępieni mieczem. Ci zasię, którzy pozostali przy życiu, powrócili do swoich ludzi i znów zwarli się wzajemnie z wielką chorągwią kasztelana krakowskiego, z chorągwiami wojewody sandomierskiego, ziemi wieluńskiej, ziemi halickiej i wieloma innymi. Zebrawszy siły mistrz mający ze sobą piętnaście lub więcej chorągwi zapragnął obrócić swe hufce przeciw osobie króla. Król wówczas, skoro Krzyżacy sprawiwszy szyki stali przeciw niemu, chciał pochwyciwszy kopię w dłoń z największą śmiałością skierować przeciw nim konia, lecz powstrzymany wbrew [swej] woli siłą i z największym trudem przez dostojników, nie mógł uczynić zadość swym chęciom. Przeto pewien dobrze zbrojny rycerz z zakonu Krzyżaków [Dypold Kokeritz von Dieber z ?użyc], chcąc w pojedynkę zwrócić swego konia przeciw królowi, podjechał bliżej ku niemu [i zaszarżował]. Król zaś ująwszy w dłoń swą kopię zranił go śmiertelnie w twarz i zaraz też [Niemiec] przez innych z konia strącony, padł na ziemię martwy.”(Kronika Konfliktu) „Rycerz Dobiesław z Oleśnicy, z rodu zwanego Dębno, mającego w herbie krzyż, samotnie, z pochyloną kopią, dając koniowi ostrogę [rusza] w kierunku wrogów. Spośród jazdy pruskiej wyjeżdża przeciw niemu Krzyżak, dowódca chorągwi i wojsk [prawdopodobnie chodzi tu o samego wielkiego mistrza – Ulryka von Jungingena] i zastąpiwszy drogę atakującemu go Dobiesławowi, własną włócznią kopię Dobiesława przerzuca przez głowę [jak widać Krzyżak walczy lekką sulicą]. Wprawdzie Dobiesław pchnął kopią, jednak Krzyżak uchyleniem głowy i podbiciem kopii do góry uniknął ciosu, którym Dobiesław usiłował go ugodzić. A Dobiesław widząc jasno, że cios jego chybił, uznając za ryzykowne i nierozsądne walczyć z licznymi nieprzyjaciółmi, wracał szybko do swoich. Krzyżak, który puścił się za nim w pogoń, bodąc konia ostrogami i godząc włócznią w Dobiesława, zadał koniowi Dobiesława, okrytemu ozdobną kapą, którą nazywamy kropierzem, ranę w lędźwie, ale nie śmiertelną i aby go nie zagarnęli rycerze polscy, szybko umknął do swoich.”(Roczniki Jana Długosza) „Hufce mistrza z miejsca na którym stały ruszając przeciw królowi, natknęły się na [naszą] wielką chorągiew [a także na wiele innych] i wzajem mężnie zderzyły się [z nimi] kopiami. I w pierwszym starciu mistrz, marszałek, komturzy całego zakonu krzyżackiego zostali zabici. Pozostali zaś, którzy ocaleli, widząc że mistrz, marszałek i inni dostojnicy zakonu polegli, zwróciwszy się do odwrotu, cofnęli się w owym czasie aż do swych, uprzednio rozłożonych, taborów. W miejscu zasię obozów liczni [wrogowie] widząc, że ucieczką żadnym sposobem nie zdołają ujść śmierci, utworzywszy z wozów jakoby wał, tamże wszyscy zaczęli się bronić, lecz niebawem pokonani, wszyscy w paszczy miecza poginęli [lub w zostali wzięci w niewolę]. W owym zaś miejscu więcej poległych stwierdzono niźli na całym pobojowisku.”(Kronika Konfliktu) „Znaleziono zaś w wojsku krzyżackim kilka wozów wyładowanych pętami i kajdanami, które Krzyżacy… przywieźli do wiązania jeńców polskich. Znaleziono też inne wozy pełne żagwi nasączonych łojem i smołą, a także strzały wysmarowane tłuszczem i smołą, którymi zamierzali razić pokonanych i uciekających… Za słusznym jednak zrządzeniem Bożym, który starł ich pychę, Polacy zakuwali ich [Krzyżaków] w te pęta i kajdany… Kilka tysięcy wozów wrogów w ciągu kwadransa złupiły wojska królewskie tak, iż nie pozostało po nich najmniejszego śladu. Były nadto w obozie i na wozach pruskich liczne beczki wina, do których po pokonaniu wrogów zbiegło się znużone trudami walki i letnim skwarem wojsko królewskie, aby ugasić pragnienie. Jedni rycerze gasili je czerpiąc wino hełmami, inni rękawicami, jeszcze inni – butami. Ale król polski Władysław w obawie, by jego wojsko upojone winem nie stało się niesprawne i łatwe do pokonania… kazał zniszczyć i porozbijać beczki z winem. Gdy je na rozkaz królewski bardzo szybko rozbito, wino spływało na trupy poległych, których na miejscu obozu było wiele i widziano, jak zmieszane z krwią zabitych ludzi i koni płynęło czerwonym strumieniem aż na łąki wsi Stębarka.”(Roczniki Jana Długosza) „Krzyżacy widząc, iż wiele jeszcze było hufców królewskich, które [dotąd] nie weszły do bitwy, zobaczywszy też, iż wódz ich padł zabity, rzucili się do prawdziwej ucieczki i w rozsypce poczęli pierzchać. [Rozpoczął się pościg oddziałów polskich i litewskich za uciekającym wrogiem, który był ścigany na przestrzeni co najmniej 15, a nawet do 30 km, w kierunku na Lubawę, Samin i Elgnowo]. Król zasię nie pozwolił [swoim] ścigać tak [daleko i] szybko uchodzących wrogów, nie chcąc, aby lud [jego] oddalił się odeń w rozproszeniu. Nazajutrz więc rano król polecił śpiewać msze bardzo uroczyście… Po mszach przeto przez cały ten dzień i podobnie przez następny znoszono do króla wzięte w bitwie chorągwie wroga i przyprowadzano jeńców. Przez trzy dni bez przerwy król zatrzymał się na miejscu bitwy (**), w ciągu których to [dni] przynoszono królowi chorągwie nieprzyjaciół, tak że wszyscy mogli je oglądać. W tych dniach również król polski polecił odszukać wśród trupów ciało mistrza, a znalezione polecił przywieźć do swego namiotu, owinąć w białe prześcieradło, okryć z wierzchu najdroższą, królewską purpurą i z czcią na wozie odwieźć do Malborka. Pozostałe zaś zwłoki poległych dostojnych mężów tak naszych, jak i nieprzyjaciół, z czcią i szacunkiem pochować kazał w pewnym kościele w pobliżu pola bitwy.” (Kronika Konfliktu) (*) Niektórzy historycy sugerują, że „ucieczka” wojsk Witolda mogła być w rzeczywistości zamierzonym manewrem, mającym rozproszyć szyki części wojsk krzyżackich i je rozciągnąć. Moim zdaniem najbardziej prawdopodobna jest wersja taka, że kilka chorągwi litewskich w rzeczywistości zamierzało wykonać manewr, ale pozostałe, widząc jak tamte chorągwie „uciekają”, także rzuciły się do odwrotu. Niezależnie jednak od tego, czy był to zamierzony manewr, kontrolowany odwrót, czy też paniczna ucieczka, to zdołano opanować sytuację i jak czytamy w Kronice, wszystko obróciło się na niekorzyść ścigających. (**) W rzeczywistości większość oddziałów polskich wyruszyła pod Malbork wcześniej, niż 3 dni po zakończeniu walk. Oczywiście pogoń za wrogiem, znoszenie rannych z pola walki, sprowadzanie jeńców, zbieranie łupów z pobojowiska, reorganizacja oddziałów, przygotowywanie taborów i transportu, wyprawienie pogrzebów i uroczystości, z całą pewnością mogło trwać podane w Kronice 3 dni, a nawet dłużej, ale tylko przez pierwsze 2 dni brała w tych czynnościach udział większość wojska. Najprawdopodobniej już 17 lipca główne siły wyruszyły pod Malbork i dotarły tam już 25 lipca. Natomiast wydzielone oddziały zwiadowcze wyruszyły najprawdopodobniej jeszcze wcześniej, gdyż stanęły pod Malborkiem już 22 lipca. Jednak i to okazało się zbyt późno, ponieważ już 18 lipca załoga Malborka została wzmocniona przez oddziały Henryka von Plauen, komtura Świecia i późniejszego wielkiego mistrza. Oddziały te nie brały udziału w bitwie Grunwaldzkiej i w ten sposób ocalały z ogólnego pogromu. Przez kolejne dni, tzn. od 20 lipca do 22, a może i 25 lipca, do Malborka napływały powoli pojedyncze grupy niedobitków spod Grunwaldu, które także nieco wzmocniły załogę twierdzy. VII. Po bitwie: Walki wygasły pod wieczór 15 lipca 1410 roku. Armia Krzyżacka praktycznie przestała istnieć, większość jej członków nie żyła lub znajdowała się w niewoli, ci którzy uciekli nie byli już armią, tylko bezładnym motłochem. Prawie cała elita dowódcza zginęła. Największe straty, jak wspomina Kronika Konfliktu, Krzyżacy ponieśli w końcowej, chaotycznej fazie bitwy i w obronie własnego obozu. Straty krzyżackie były naprawdę ogromne. Nie wiadomo dokładnie, jak wielkie były straty po obu stronach, można to jednak oszacować, na podstawie strat poniesionych wśród najwybitniejszej elity obu wojsk. Te straty zostały bowiem odnotowane. Po stronie krzyżackiej, spośród 300 braci-rycerzy, poległo 230, kilku wzięto do niewoli. Tak wielkie straty wśród elity, i tak niewielka ilość wziętych do niewoli, była spowodowana tym, że Polacy zazwyczaj nie okazywali litości dla braci rycerzy. Tych 230 poległych wybitnych rycerzy krzyżackich, można porównać do liczby 12 wybitniejszych (ale nie najwybitniejszych) rycerzy, którzy polegli po stronie polskiej (wojska Korony). Obrazuje to stosunek strat polskich do krzyżackich, przy czym straty wojsk księstwa litewskiego, były prawdopodobnie ok. 2 razy większe od polskich. Całkowite straty wojsk krzyżackich i sojuszników, to najpewniej ok. 15-18 tysięcy poległych, i ok. 14-17 tysięcy wziętych do niewoli (w tym większość rannych), ze wskazaniem na liczbę większą, czyli co najmniej 76% z ogólnej liczby 38 tysięcy ludzi w armii zakonnej. Pośród wziętych do niewoli, było ok. 900 znacznych i znanych dostojników i rycerzy. Straty krzyżackie to także cała artyleria, wszystkie zapasy, kilka tysięcy wozów, niezliczone bogactwa, potężny arsenał uzbrojenia i ostatecznie rozwiane sny o potędze Państwa Zakonu. Po stronie wojsk Unii Jagiellońskiej straty w zabitych były ok. sześciokrotnie lub pięciokrotnie mniejsze od strat zakonnych, i najprawdopodobniej wyniosły 2200-3600 zabitych (jednak mało prawdopodobne, że były większe niż 3 tysiące), z czego ok. 700-1300 to wojska Korony, a dalsze 1500-2300 to polegli w armii Wielkiego Księstwa. Po naszej stronie było także 5 – 8 tysięcy lżej lub ciężej rannych. Taka dysproporcja strat, wynikała z tego, że większość Krzyżaków zginęło w końcowej fazie bitwy, w czasie ucieczki i okrążenia obozu krzyżackiego. W tej fazie bitwy wojska Unii Jagiellońskiej miały przewagę, wojska krzyżackie były zdezorganizowane, załamane, część rycerzy porzuciła broń i uciekała w panice, lub była ciężko ranna. W takiej sytuacji Krzyżacy nie mogli skutecznie się bronić, tym bardziej, że król Jagiełło posłał wtedy do walki swoje ostatnie rezerwy – świeże, najlepiej wyszkolone, wypoczęte i żądne walki oddziały, które po prostu zmiażdżyły zmęczone, wykrwawione i załamane wojsko krzyżackie. Podobne „rzezie” pokonanych były charakterystyczne dla wszystkich bitew średniowiecznej Europy i zazwyczaj największe straty pokonani odnosili w trakcie panicznej ucieczki, lub kiedy zapanowywał w ich szeregach chaos. Tak było pod Crecy, pod Azincourt, pod Hastings, w bitwie o most Stirling, pod Bunnockburn, na Kulikowym Polu, pod Legnicą, pod Chattin, w bitwie nad rzeką Kalka, i tak samo było też pod Grunwaldem, tyle, że na większą skalę. Piotr Kapuściński – „Domen” piotrkap1a@wp.pl Cytaty zaczerpnięte z „Kroniki Konfliktu” według przekładu Jolanty Danki i Andrzeja Nadolskiego, oraz z „Roczników” Jana Długosza według przekładu Julii Mrówkówny. http://dumnizpolski.pl |