STANISŁAW MICHALKIEWICZ |
Tu felix Polonia nube Wydarzenia polityczne można tłumaczyć na rozmaity sposób. Na przykład – przy pomocy geopolityki. Pamiętam na przykład, jak koledzy przekonywali mnie do sojuszu polsko-rosyjskiego przy pomocy tzw. „leja kontynentalnego”, który niby nieubłaganym palcem wskazywał na taką konieczność. I kiedy już prawie zostałem przekonany, Polska została przyłączona do Unii Europejskiej, a koledzy – mimo, że wspomniany „lej kontynentalny” nadal istniał – z równie gorącym przekonaniem uzasadniali dziejową konieczność sojuszu z Niemcami. Skłoniło mnie to do traktowania argumentacji geopolitycznej z rezerwą, zwłaszcza po kolejnym zwycięstwie demokracji na Ukrainie. Kolejnym – bo pierwsze zwycięstwo miało miejsce po „pomarańczowej rewolucji”, na którą tylko finansowy grandziarz miał wyłożyć 20 milionów dolarów. No bo popatrzmy: w miesiąc po spotkaniu prezydenta Szymona Peresa z prezydentem Dymitrem Miedwiediewem 18 sierpnia 2009 roku w Soczi, prezydent Obama, zgodnie z obietnicą prezydenta Peresa złożoną prezydentowi Miedwiediewowi, że „namówi” Amerykanów do wycofania elementów tarczy antyrakietowej ze Środkowej Europy, nie tylko te elementy wycofał, ale 17 września 2009 roku zadeklarował wycofanie USA z aktywnej polityki w Europie Środkowo-Wschodniej. I kiedy wydawało się, że w związku z tym ramy polityki europejskiej wyznacza już tylko strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, w Afryce Północnej wybucha seria jaśminowych rewolucji, w następstwie których tamtejsi tyrani tracą władzę na rzecz „ludu”, to znaczy – rywalizujących ze sobą ugrupowań muzułmańskich, które wtrącają te kraje w stan permanentnego chaosu, odsuwając w ten sposób zagrożenie od bezcennego Izraela, będącego, jak wiadomo, najukochańszą amerykańską duszeńką. Jedynie w Syrii, gdzie „bezbronni cywile” wystąpili zbrojnie przeciwko tamtejszemu tyranowi, trafiła kosa na kamień z powodu Rosji, która nie tylko skutecznie wsparła syryjskiego tyrana, ale w dodatku zniechęciła europejskie państwa do interwencji w Syrii nawet kiedy ktoś użył tam sarinu wobec cywilów prawdziwych. Prezydent Obama, który wcześniej zadeklarował, iż użycie broni chemicznej w Syrii będzie warunkiem interwencji, musiał z niej zrezygnować, pozostawiając syryjskich „bezbronnych cywilów” w poczuciu ogromnego rozgoryczenia. Czy ta konfuzja skłoniła prezydenta Obamę do rewizji stanowiska z 17 września 2009 roku i wsparcia drugiej fazy walki o demokrację na Ukrainie? Wykluczyć tego nie można choćby z tego powodu, że ci wszyscy prezydenci też mają swoje ambicje i reagują tak samo, jak zwyczajni ludzie, którzy w przypadku upokorzenia też szukają jakiegoś rewanżu. Jak wy nam tak – to my wam tak! Na taką możliwość wskazywałaby wyraźna rezerwa Unii Europejskiej wobec Ukrainy, wyrażająca się w postawieniu temu państwu niemal zaporowych warunków umowy stowarzyszeniowej z UE – co pokazywało, że Niemcy bardziej cenią sobie strategiczne partnerstwo z Rosją, niż przeciąganie Ukrainy na zachód. Jednak eskalacja aktywności ukraińskich „aktywistów”, będących odpowiednikiem „bezbronnych cywilów” w Syrii z jednej strony, a z drugiej – niezdecydowanie ukraińskiego tyrana, który najwyraźniej miotał się między sprzecznymi sygnałami od tamtejszych „oligarchów”, doprowadziło do przesilenia. Nawet jeszcze wtedy minister Steinmeier i minister Sikorski, próbowali prezydenta Janukowycza ratować, ale podpisane przez nich porozumienie zostało natychmiast przekreślone przez „aktywistów”, którzy najwyraźniej mieli inne rozkazy. W ten sposób drugie zwycięstwo demokracji na Ukrainie zostało stworzone drogą faktów dokonanych. Wywołało to ogromną konfuzję Stronnictwa Ruskiego w Polsce, przede wszystkim dlatego, że Rosja sprawiała wrażenie całkowicie nieprzygotowanej do takiej konfrontacji, chociaż z geopolitycznego punktu widzenia utrzymanie Ukrainy w rosyjskiej strefie wpływów jest jednym z istotnych warunków mocarstwowej pozycji Rosji. Zatem – albo rosyjski plan „B” jest obliczony na działanie długofalowe, albo przecenialiśmy rosyjskie możliwości, czego też wykluczyć nie można. Najbliższe tygodnie pokażą, która możliwość jest bardziej prawdopodobna. Nowy ukraiński rząd zdominowany jest przez batkiwszczyznę, chociaż sama piękna Julia do niego nie weszła, najwyraźniej mając zamiar objęcia urzędu prezydenckiego, na który chrapkę ma również Witalij Kliczko. Na razie domaga się alimentów od domniemanych ojców ukraińskiej demokracji, co jest skądinąd zrozumiałe. Powściągliwość premiera Tuska w tej sprawie wynika nie tylko z braku gotówki, ale pośrednio wskazuje, że Stronnictwo Pruskie w Polsce do tego ojcostwa się nie poczuwa, a w tej sytuacji podejrzenia kierują się w stronę prezydenta Obamy, co potwierdzałoby poszlaki, że wielka polityka może być inspirowana małymi upokorzeniami. Jak tam było, tak tam było, ale z naszego punktu widzenia ważniejsze jest wyciągnięcie z powtórnego zwycięstwa demokracji na Ukrainie jakichś korzyści. Wydaje się, że warto zastanowić się nad umocnieniem związków demokratycznej Ukrainy z Polską przy pomocy polityki dynastycznej. Jeśli rzeczywiście Julia Tymoszenko będzie kandydowała na prezydenta, to przy zdominowaniu rządu narodowego zaufania przez batkiwszczyznę prawdopodobnie wygra, bo już klasyk demokracji Józef Stalin zauważył, że ważniejsze od tego, kto głosuje, jest to, kto liczy głosy. W takiej sytuacji należałoby poważnie rozważyć małżeństwo Jarosława Kaczyńskiego z Julią Tymoszenko. Wprawdzie Julia Tymoszenko nie jest może dziś tak piękna, jak kiedyś, ale dla dobra Polski można się przecież trochę poświęcić. Gdyby w ten sposób doszło do pojawienia się dynastii, to mogłoby to zmienić w zasadniczy sposób układ sił w Europie Środkowej, zapoczątkowując recydywę mocarstwowości Polski. Jeszcze raz widzimy, że są momenty, kiedy rola jednostki w polityce bywa większa niż kiedykolwiek, a tak wielu może zawdzięczać tak wiele tak nielicznym. Austriacki cesarz Maksymilian wypowiedział w swoim czasie te spiżowe słowa: „bella gerant alii, tu felix Austria nube” (niech inni prowadzą wojny, ty szczęśliwa Austrio zaślubiaj). Nic nie wskazuje na to, by taka możliwość była zastrzeżona tylko dla Austrii. Polska też może z tej możliwości skorzystać, zwłaszcza mając na wydaniu tak wybitnego kawalera. Stanisław Michalkiewicz http://michalkiewicz.pl/ |