Boży szaleniec z Holandii |
Pomyśleć, że jeszcze kilkadziesiąt lat temu Holandia była w pełni katolickim krajem i słynęła ze swych misjonarzy i teologów… Dziś jest obszarem, gdzie hula Szatan. Może to takie „dobre owoce” II Soboru? Admin „W tym szaleństwie jest metoda” – hasło to mogłoby być dewizą księdza Jana Koopmana. Ten holenderski duchowny nie uważał żadnego przedsięwzięcia za zbyt szalone, o ile miałoby ono bronić życia. Jego bój o nienarodzonych trwał nieprzerwanie niemal 20 lat. Kiedy w 1973 roku ksiądz Koopman wrócił z placówki misyjnej w Brazylii, napotkał w ojczyźnie kobiety przekonujące, że chcą być „Paniami swojego brzucha”. Fundacja na rzecz Medycznego Przerywania Ciąży Stimezo starała się o legalizację aborcji w specjalnych klinikach. Kapłan szybko rozpoczął organizowanie ruchu przeciwnego: powołał Fundację Prawo Bez Różnicy, której nazwę skracano do Stirezo i od 1974 roku rozpoczął demonstracje u drzwi pierwszej z powstałych „klinik” aborcyjnych Bloemenhove w Heemstede. W szczytowym okresie holenderskiego ruchu pro-life, w 1976 roku, ksiądz Koopman zgromadził 20-tysieczny tłum na haskim marszu przeciwników legalizacji aborcji. W tym samym roku do parlamentu trafił wniosek „o ochronę ludzkiego życia” opatrzony podpisami 700 000 Holendrów, a będący rezultatem ogólnokrajowej akcji przeprowadzonej przy współudziale wszystkich większych organizacji pro-life. Ksiądz Koopman nie tylko jednak rozprzestrzeniał foldery i ulotki, mówiące o tym, że zabijanie dziecka w łonie matki jest obrzydliwe w oczach Boga, ale organizował też bardziej spektakularne akcje. W 1978 roku spędził kilka dni o chlebie i wodzie na szczycie dźwigu w Amsterdamie, a któregoś roku w święto Świętych Młodzianków uruchomił dzwony na Martinitoren, najwyższej, niemal stumetrowej wieży wznoszącej się nad rynkiem w Groningen. Po tym jak w 1980 roku aborcja jednak została zalegalizowana, ksiądz był regularnym gościem pod Binnenhofem, siedzibą holenderskiego parlamentu, gdzie pojawiał się przez 13 lat w każdy trzeci wtorek miesiąca, by wraz z grupą wiernych odmawiać różaniec w intencji nienarodzonych. Nigdy nie opuścił swojego stanowiska. Przy 14 stopniach poniżej zera stał po prostu na stosie gazet. Po raz ostatni pojawił się na pod budynkiem parlamentu we wrześniu 1994 roku. Ksiądz Jan Koopman w swojej czarnej sutannie, z różańcem w ręku i z figurą Najświętszej Marii Panny na ramieniu był postrzegany jako wzorzec katolickiego duchownego. Nie brakowało mu nigdy odwagi. Szybko zauważył, że sojuszników w walce o szacunek dla życia można znaleźć również wśród protestantów. Zaproszony do Radia Ewangelickiego, przybył tam w sutannie i nie miał żadnych oporów przed głoszeniem tego, co głosił zawsze. Legalizacja aborcji była w oczach księdza Koopmana, niegdysiejszego członka ruchu oporu, „najgorszą tragedią”, jaka dotknęła Holandię, ale dostrzegał też inne katastrofy. I tak, kiedy w 1987 roku uprowadzony został przedsiębiorca Gerrit Jan Heijn, zorganizował szturm modlitewny. Rok później przestrzegał przed filmem „Ostatnie Kuszenie” Martina Scorsese: – Oglądać bluźnierczy film to czynić sobie szkodę duchową. Dla każdego życie to podroż w jedna stronę: do wiecznego szczęścia lub potępienia – głosił. Urodzony w 1920 roku Jan Koopman był synem rolnika z prowincji Holandia Północna. Jako młody mężczyzna w czasie wojny brał udział w antynazistowskim ruchu oporu, za co został odznaczony przez królową Wilhelminę. Dopiero po wojnie odkrył powołanie do kapłaństwa i wstąpił do zgromadzenia księży od Najświętszego Sakramentu (Societas Sanctissimi Sacramenti), których dom w Holandii znajduje się w Brekkenstein nieopodal Nijmegen. W mieszczącym się w pobliżu Berchmanianum zmarł w 1997 roku. W ostatnich latach życia ksiądz Koopman nie mógł już mówić i poruszał się na wózku inwalidzkim. W tym czasie jego walka przybrała wyłącznie duchowy charakter. maw http://www.pch24.pl |