Cywilizacja Śmierci przegrała
Szum medialny wokół tak zwanej sprawy profesora Chazana początkowo sprawiał nieco chaotyczne wrażenie co do intencji jego autorów. Klarowną wymowę uzyskał dopiero za sprawą niejakiego profesora Romualda Dębskiego, ginekologa-położnika, zaproszonego do studia TVN, a następnie cytowanego z satysfakcją przez „Gazetę Wyborczą”.

Profesor Dębski powiedział przed kamerami: „Gdyby prof. Chazan przyjechał teraz do kliniki i zobaczył to życie, które uratował, to chyba miałby inne podejście. To jest dziecko, które nie ma połowy głowy, ma mózg na wierzchu, ma wiszącą gałkę oczną, ma rozszczep całej twarzy, nie ma mózgu w środku i będzie umierało dzięki panu profesorowi przez najbliższy miesiąc albo dwa. Bo ma zdrowe serce i zdrowe płuca. Będzie umierało, aż w końcu umrze z powodu jakiegoś zakażenia, a kobieta, która musiała urodziła to dziecko, w związku z tym, że ten dzieciak miał głowę większą niż w ciąży donoszonej, musiała mieć robione cięcie cesarskie.”

Zapytany, czy postępowanie profesora Chazana da się uzasadnić w kategoriach sumienia, odparł: „Nie wiem, czy szpital służy do realizacji sumienia.” W miarę, jak opis dziecka podany przez p. Dębskiego podchwyciły media, generowany przez nie hałas nabrał już jednoznacznej tonacji: jak można było pozwolić, żeby coś tak obrzydliwego przyszło na świat?! Toż choćby z litości trzeba to było czym prędzej zlikwidować!

Wszyscy zawołani przeciwnicy ciemnogrodu za pośrednictwem prasy i innych medialnych (nomen omen) kanałów toczą pianę właśnie w tym stylu. Tak wściekle, jakby swoim chóralnym wyciem próbowali zagłuszyć fakt najbardziej elementarny: że mimo swojego strasznego kalectwa to dziecko pozostało człowiekiem.

W taki sposób przemawia dzisiaj w Polsce to, co św. Jan Paweł II nazwał „cywilizacją śmierci”. Określenie to zawsze wydawało mi się nieco nieprzekonujące, choć zdaję sobie sprawę, że papież nawiązał nim do prastarej chrześcijańskiej symboliki duchowej („droga śmierci” przeciwstawna „drodze życia” w Didache, liście Pseudo-Barnaby itd.), a nie tylko chciał się posłużyć efektownym retorycznie zwrotem. Przecież śmierć jest zjawiskiem naturalnym, wpisanym w normalny porządek rzeczy i w jego ramach nie stanowi żadnego zła. Natomiast to, co pobrzmiewa w stwierdzeniach, że dziecko należało czym prędzej ukatrupić, bo było takie ułomne i wstrętne, wykrzykiwanych przez postępową grandę, tchnie krańcową deprawacją; perwersją łączącą w sobie zarazem zniewieściałość i okrucieństwo.

Gdybym chciał zastosować logikę krytyków profesora Chazana, łatwo mógłbym dojść do wniosku, że ich wypowiedzi gwałcą wszelkie pojęcia moralne i estetyczne, że mogą pochodzić tylko od zdegenerowanych i odczłowieczonych potworów, a społeczeństwa nie można narażać na kontakt z czymś równie odrażającym, co ich poglądy. Patrząc na bulwiasty łeb takiego Urbana, który oczywiście musiał zabrać głos we wspomnianej sprawie, nietrudno przecież nabrać przekonania, że jego posiadacz to zdeformowany stwór, który nie powinien żyć, męczyć się w ohydnej powłoce swojego ciała i jeszcze narażać ludzi na dyskomfort kontaktu ze swoim paskudnym wyglądem (o czynach nie wspominając).

Czyli – wychodziłoby – propagatorów aborcji eugenicznej trzeba odnaleźć i dokonać na nich owego humanitarnego aktu, jakiego ku ich wściekłości nie wykonano na nienarodzonym dziecku.

Pozostaje jedynie problem wyboru metody. Wciągnięcie aborcjonisty do odkurzacza i zmielenie w jego wnętrzu na miazgę – jak w aborcji za pomocą aparatu próżniowego – odpada, bo skąd weźmiemy taki wielki odkurzacz do zabijania? W sprzedaży są tylko wersje do uśmiercania dzieci poczętych w wieku do dwunastu tygodni. Trudności nastręczy też inna technika: urwanie, zmiażdżenie lub przebicie głowy kleszczami ginekologicznymi. Głowa dorosłego chłopa jest duża i twarda, nie to, co miękka główka maleńkiego dziecka. Ale możemy na przykład wbić kleszcze w gardło naszej ofiary i sprawa załatwiona.

Kolejna opcja to poćwiartowanie delikwenta żywcem ostrym narzędziem – jak w aborcji przez łyżeczkowanie, tylko łyżeczkę ginekologiczną musimy oczywiście zastąpić większym odpowiednikiem, może szpadlem lub naostrzoną łopatą. Wreszcie do dyspozycji pozostaje jeszcze trucizna, która sparaliżuje ofierze mięśnie i zatrzyma akcję serca, mniej więcej tak, jak Niemcy dobili św. Maksymiliana Kolbego zastrzykiem z fenolu.

Może mi ktoś powie, że zabić człowieka to nie przelewki? Niech powie to krytykom profesora Chazana, żądającym jego głowy, bo zapobiegł zabiciu dziecka. Może ktoś się oburzy, że snuję pomysły bestialskich egzekucji z torturami? Oni nazywają zrobienie jednej z tych rzeczy dziecku zabiegiem humanitarnym.

I dlatego ich logika nie nadaje się do zastosowania. Nie żywię wobec nich żadnych morderczych, pardon, humanitarnych intencji. Nie można skazać na śmierć w męczarniach profesora Dębskiego ani jego medialnych klakierów za wypisywanie czy wygadywanie publicznie głupot. Wielu z nich może jeszcze przejrzeć na oczy. W końcu nawróciła się nawet „Jane Roe”, kobieta, z której powodu w USA wyniesiono dzieciobójstwo do rangi nietykalnego, konstytucyjnego prawa, a która teraz walczy o jego delegalizację. Ale tak samo nie można skazać na okrutną śmierć dziecka za to, że nie z własnej winy zostało dotknięte bardzo ciężkim kalectwem.

Krytycy profesora Chazana zapewne odpowiedzą: to dziecko (łagodzę ich styl, bo widziałem już określenia w rodzaju „kadłubek”) samo nie chciałoby żyć w takiej postaci nawet paru dni, bo nikt by nie chciał. Niech zatem domorośli telepaci poświęcą około pół godziny na obejrzenie głośnego w swoim czasie filmu „Niemy krzyk”. Film pokazuje od początku do końca, jak wygląda aborcja na ekranie USG, bez żadnego komentarza. Komentarz jest zbędny, bo na nagraniu doskonale widać, jak mały człowiek rozpaczliwie opiera się wyrwaniu go z łona matki; walczy o życie, jak umie. I ginie bezbronny, wbrew swojemu niememu protestowi.

Podkreślenia domagają się jeszcze dwie okoliczności. Po pierwsze, skoro dziecko nie miało szans na przeżycie, tym bardziej nie można było pozwolić mu umrzeć bez chrztu. Po drugie, dzięki temu, że się urodziło, mogło przynajmniej zostać pochowane jak człowiek. Gdyby dokonano na nim aborcji, wylądowałoby w kawałkach w kuble z odpadami medycznymi albo innym śmietniku. Profesor Chazan uratował je przed takim właśnie losem. Cywilizacja Śmierci ryczy i miota się ze złości, ponieważ w tej sprawie przegrała.

Profesor Chazan nie zawiódł jako człowiek ani jako lekarz. Zawiodła natomiast matka dziecka, kreowana przez postępowców na męczennicę walki z religianctwem. Zawiodła i jako matka, i jako człowiek. Dziecko miała z probówki, co oznacza, iż by mogła je nosić, uśmiercono szereg innych ludzkich zarodków. Eksperyment się nie udał, a kobieta podobno zamierza kierować do sądu pretensje o to, że nie dano jej możliwości poćwiartowania dziecka i wyrzucenia go w formie sieczki do kosza na śmieci.

15 lutego 2012 r. amerykańskiemu małżeństwu Heather i Patrickowi Walkerom urodziło się dziecko z anencefalią (bezmózgowiem), jedną z najcięższych wad znanych teratologii, zawsze śmiertelną. Rodzice wiedzieli o niej od początku. Odmówili dokonania aborcji. By nie pozostawiać niejasności: ich syn nie miał większej części mózgu, jego czaszka była otwarta, a jej wnętrze widoczne. Jednak gdy przyszedł na świat, nie brzydzili się nim ani nie uznali go za monstrum. Nosili go na rękach, kąpali i przytulali. Chłopiec zmarł po zaledwie ośmiu godzinach. Ale przez te kilka godzin, to znaczy przez całe swoje doczesne życie, żył w rodzinie, która otoczyła go miłością, zamiast potraktować jak odpad i kazać wyrzucić do zsypu. Oto, jak zwyciężać Cywilizację Śmierci.

Adam Danek
http://mysl-polska.pl


  PRZEJDŹ NA FORUM