STANISŁAW MICHALKIEWICZ |
Umrzeć każdy musi Gdyby nie to, że Radio Erewań jeszcze za głębokiej komuny zapewniło, iż żadnej wojny już nie będzie, moglibyśmy sobie pomyśleć, że świat wielkimi krokami zmierza ku globalnemu konfliktowi. Jak pamiętamy do Radia Erewań zadzwonił zaniepokojony słuchacz z pytaniem, czy będzie wojna. Radio Erewań odpowiedziało, że żadnej wojny już nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. I rzeczywiście. Walka o pokój toczy się, a nawet jakby zaostrza na Ukrainie, gdzie perfidni separatyści sami się ostrzeliwują, podczas gdy ukraińska armia tylko się z daleka wszystkiemu przygląda, a następnie zajmuje oczyszczone etnicznie tereny. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak prezydent Piotr Poroszenko dostanie pokojową nagrodę Nobla, oczywiście do spółki z prezydentem Barackiem Obamą, który w ramach walki o pokój nakazał bombardować rejony opanowane przez irackich dżihadystów, co to wystąpili przeciwko dziełu odbudowy, proklamowali kalifat i prześladują tamtejszych chrześcijan. Za Saddama Husajna było lepiej, bo prawdzie przez amerykańską i brytyjską razwiedkę był on oskarżany o wyprodukowanie broni masowej zagłady, której nikt nie potrafił znaleźć i dopiero pan red. Bronisław Wildstein nie ruszając się z Warszawy jednym rzutem oka spenetrował prawdę, że Saddam Husajn ukrył tę złowrogą broń „w miejscach niemożliwych do wykrycia” - ale chrześcijanin Tarik Aziz był u straszliwego Saddama nawet wicepremierem. Kiedy jednak Amerykanie posługując się irackim niezawisłym sądem, nakazali Saddama Husajna powiesić, skazany na powieszenie został również Tarik Aziz. Potem było już tylko gorzej i gorzej, a teraz chrześcijanie w Iraku mają przechlapane całkowicie - ale za to prezydent Obama może kontynuować wojnę o pokój zapoczątkowana przez prezydenta Jerzego Busha, co to podobnież dopuścił sobie do głowy, że sprawiedliwy pokój zapanuje nie wcześniej, aż polityczną władzę nad światem uzyska bezcenny Izrael. Czytając niektórych polskich publicystów można nabrać pewności, że prezydent Bush nie był w tym poglądzie odosobniony. Dzięki temu lepiej rozumiemy konsekwencję, z jaką władze bezcennego Izraela pacyfikują powstanie w getcie nazywanym „Strefą Gazy”. Wprawdzie tu i ówdzie w Europie środowiska niezdolne pojąć spiżowych praw dziejowych próbują wierzgać przeciwko ościeniowi i wygrażać Żydom, ale na pierwszy pomruk ze strony bezcennego Izraela, że w razie czego potrafi on zapewnić bezpieczeństwo Żydom w diasporze niechby nawet przy pomocy atomowych kartaczy, przywódcy Francji, Niemiec, Włoch i Królestwa Niderlandów zapowiedzieli, że odrąbią każdą rękę, która zuchwale wzniesie się przeciwko Żydom w rzymskim pozdrowieniu. Dzięki bowiem wybitnemu przywódcy socjalistycznemu Adolfowi Hitlerowi, który europejskich Żydów zmasakrował, bezcenny Izrael może dzisiaj dokazywać jak mu się tylko podoba, zawsze znajdując obrońców swojej świętej sprawy, również wśród tak zwanych „gojów”, a zwłaszcza - „judeochrześcijan”. Jak widzimy, walka o pokój rozwija się pomyślnie, zgodnie z zapowiedzią Radia Erewań, więc tylko patrzeć, jak nie pozostanie kamień na kamieniu. Ale jeśli nawet, to będzie nas umacniała świadomość, że pod przewodem naszych Umiłowanych Przywódców walczymy i zginiemy za jedynie słuszną sprawę. Czegóż chcieć więcej? Umrzeć przecież i tak każdy musi, ale przecież nie jest bez znaczenia, czy umiera ot tak sobie, to znaczy - byle jak, czy przeciwnie - umiera za jedynie słuszną sprawę. Jak wspomina w „Archipelagu GUŁ-ag” Aleksander Sołżenicyn, różnicę tę pojmowali nawet rosyjscy knajacy, tak zwane „wory w zakonie” i podczas transportowania ich do łagrów wyśpiewywali w niebogłosy: „Zwycięży nasza sprawa, zwycięży nasza z lewa, dlaczego każdy czmycha, dlaczego każdy zwiewa...” - i tak dalej. Więc kiedy tak wszystko milowymi krokami zmierza do ostatecznego, niechby nawet moralnego, niemniej przecież jednak zwycięstwa, wypada odnotować powiększenie w naszym nieszczęśliwym kraju stada autorytetów moralnych. Dołączył do niego „Rafalala”, znany w warszawskim demi-mondzie jako „poetka z penisem”. W odróżnieniu od starego komucha Krzysztofa Bęgowskiego, który zrobił karierę polityczną dzięki rozpuszczaniu pogłosek, jakoby w Bangkoku wyharatał sobie klejnoty, a następnie załatwił sobie dokumenty wystawione na nazwisko „Anna Grodzka” - „Rafalala” podobno ma papiery męskie, więc pani Krystyna Janda strasznie go potrzebuje. Stanisław Michalkiewicz |