NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » CIEKAWY TEMAT

Przejdz do dołu strony<<<Strona: 2 / 2    strony: 1[2]

Ciekawy temat

  
marcus
21.06.2014 19:46:00
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1870832
Od: 2014-5-4
Sensacja z ostatniej chwili

Nasz anonimowy informator dotarł do tajnej treści przemówienia, jakie premier wygłosi na konferencji prasowej w przyszłym tygodniu. Nie ukrywamy, że będzie ono i sensacyjne i przełomowe. Ujawniamy Naszym Czytelnikom kluczowe zdania, które padną już wkrótce z ust Donalda Tuska:



Obywatelki i obywatele!



Zwracam się dziś do Was jako szef rządu polskiego. Zwracam się do Was w sprawach wagi najwyższej. Ojczyzna nasza znalazła się nad przepaścią. Atmosfera niekończących się konfliktów, nieporozumień, nienawiści – sieje spustoszenie psychiczne, kaleczy tradycje tolerancji.

Szeroko rozlewa się po kraju fala zuchwałych podsłuchów. Chaos i demoralizacja przybrały rozmiary klęski. Naród osiągnął granice wytrzymałości psychicznej. Wielu ludzi ogarnia rozpacz. Już nie dni, lecz godziny przybliżają ogólnonarodową katastrofę. Uczciwość wymaga, aby postawić pytanie: Czy musiało do tego dojść? Obejmując urząd prezesa Rady Ministrów wierzyłem, że potrafimy się podźwignąć. Czy zrobiliśmy więc wszystko, aby zatrzymać spiralę kryzysu?



Obywatelki i obywatele!



Wielki jest ciężar odpowiedzialności, jaka spada na mnie w tym dramatycznym momencie polskiej historii. Obowiązkiem moim jest wziąć tę odpowiedzialność. Chodzi o przyszłość Polski.

Dlatego ogłaszam, że w dniu dzisiejszym ukonstytuowała się Platformerska Rada Ocalenia Narodowego (PRON), która postanowiła zamknąć restaurację „Sowa i Przyjaciele”.



Chcę, aby wszyscy zrozumieli motywy i cele naszego działania. Nie chodzi nam o odwet i zemstę, ale o uzdrowienie sytuacji. W najkrótszym jak to możliwe czasie i po uporaniu się z nieprawidłowościami, do jakich doszło w lokalu przywrócimy go Warszawiakom pod tą samą nazwa, z tym że nowym właścicielem odpowiedzialnym za jego funkcjonowanie zostanie ksiądz Kazimierz Sowa i jego przyjaciele.

Tekst pochodzi z Warszawskiej Gazety.
Mirosław Kokoszkiewicz
  
marcus
21.06.2014 19:52:33
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1870838
Od: 2014-5-4
Grzegorz Braun: Komentarz do wydarzeń w redakcji tygodnika „Wprost”
Szanowny Panie Redaktorze,

Z powodu natłoku nawału (montaż filmu) nie zdołam szerzej skomentować bieżących drgawek terminalnych, w jakie wpadła w ostatnich dniach atrapa państwa polskiego – oto zatem tylko garstka spostrzeżeń w paru kwestiach.

1) Dlaczego premier Tusk zwlekał aż dwie doby z zajęciem stanowiska w najnowszej „aferze podsłuchowej”? – Ponieważ jego miejscowym kontrolerom-prowadzącym nie od razu udało się dodzwonić do swych przełożonych-operatorów, którzy znów potrzebowali czasu, by uzyskać wytyczne od najwyższych miarodajnych zwierzchników. Ci ostatni zaś

potrzebowali przecież najpierw dostać kompletne dossier sprawy z tłumaczeniem co celniejszych passusów nagrań – przy czym najwięcej czasu zajęło poszukiwanie niemieckiego idiomu ekwiwalentnego dla „ch…, d… i kamieni kupa”1. Tymczasem kanclerz Merkel była akurat zajęta fotografowaniem się w męskiej szatni w Brazylii – co dodatkowo skomplikowało i opóźniło obieg informacji i dyspozycji. I stąd zwłoka aż do popołudnia – aby, uwzględniwszy różnicę czasu na zachodniej półkuli, właściciele Tuska zdążyli spokojnie zjeść poniedziałkowe śniadanie.

2) Dlaczego funkcjonariuszom ABW nie udała się akcja w redakcji „Wprost”? – Ponieważ niektórzy ze zgromadzonych tam niezależnych dziennikarzy okazali się starsi rangą i godniejsi funkcją.

3) Dlaczego kanapy w salonach Księstwa Warszawskiego solidarnie zatrzęsły się z oburzenia? – Bo najwyraźniej już nie tylko można, ale nawet trzeba. W nowym rozdaniu potrzebne będą nowe twarze – i to jest doskonała okazja, by zrobić sobie korzystny „lifting”. Czas bowiem najwyższy uwiarygodnić się na nowy etap.

4) Jaki będzie ten nowy etap? – Projekt docelowy pozostaje niezmieniony: kondominium rosyjsko-niemieckie pod żydowskim zarządem powierniczym. Ale chwilowa mądrość etapu być może wymagać będzie fazy pośredniej, w której do partycypacji w fasadzie władzy dopuszczeni zostaną p.o. patriotów – aby to oni właśnie podżyrowali wobec narodu akty i zaniechania niezbędne dla wdrożenia projektu docelowego. Kiedy zrobią swoje, będzie ich można łatwo zdjąć ze sceny – wdrażając intensywną kampanię „antyfaszystowską” na skalę międzynarodową.

Być może synchronicznie odpalony zostanie wreszcie „kryzys finansowy” – do czego również bardzo przydatny będzie krótki epizod „rządów prawicowych”, żeby było na kogo zwalić winę. W tej sytuacji ostateczną instalację na ziemiach polskich nowego projektu geopolitycznego będzie można przedstawić jako „plan ratunkowy” – tak aby na koniec tubylcy sami oklaskiwali swoich kolonizatorów.

Jeśli jednak badania nastrojów i opinii wykażą, że pozostała jeszcze grupa nie do końca zdezorientowanych Polaków jest na tyle pokaźna, by nastręczać jakichkolwiek trudności – nie da się wykluczyć pacyfikacji (nota bene: ustawa legalizująca działania służb obcych państw na terenie Polski, a także scenariusze ćwiczeń i gier wojennych wojska i policji w ostatnich latach). Całkiem możliwy jest również wariant auto-pacyfikacji – która nastąpić może w wyniku przekierowania sentymentów patriotycznych na konflikt np. z jedną z ościennych republik (której obywatele w tym samym czasie podlegać będą analogicznej operacji).

5) Co robić? – Przede wszystkim: nie dać się pozabijać. Nie dać się jeszcze gruntowniej ograbić. We wspólnotach parafialnych poważnie zabrać się za realizację programu: KOŚCIÓŁ – SZKOŁA – STRZELNICA – w ramach „czynu społecznego” przed zbliżającą się 1050. rocznicą Chrztu Polski. To jest właściwa perspektywa, w jakiej patrzeć warto na wszelką bieżączkę polityczną. Nie wolno zaniżać aspiracji, nie wolno zadowalać się półproduktem i atrapą – trzeba żądać po prostu niepodległego państwa, w którym bezpieczna będzie Tradycja katolicka i niezagrożona wolna przedsiębiorczość. O czym nie można wszak poważnie myśleć bez pamięci o potrzebie podniesienia Korony Polskiej.

Z poważaniem – Grzegorz Braun – w Warszawie, w Święto Bożego Ciała, 19 czerwca 2014r.

1 Szanując naszych Czytelników i poczucie dobrego smaku, pozwoliliśmy sobie wykropkować wulgaryzmy pana ministra Sienkiewicza — przypis redakcji.
  
marcus
21.06.2014 19:53:36
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1870840
Od: 2014-5-4


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ FILMY » DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
21.06.2014 20:04:23
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1870848
Od: 2014-5-4
Andrzej Rosiewicz i Sowa, i Przyjaciele, i Ośmiornica

– Słyszał Pan, że po aferze taśmowej premier Donald T. podał się do dymisji?
– Nie.
– Ja też nie, ale przyjemnie się słucha.





Nasze media misyjne podały wprost wiadomość o spotkaniu prezesa NBP Marka Be z ministrem spraw wewnętrznych Bartłomiejem Si.

W czasie luźnej rozmowy doszło do wymiany poglądów na temat finansowania Platformy Miłości z zasobów banku NBP za cenę „głowy” byłego już ministra finansów Jacka Wincentego R. – ojca naszej dziury budżetowej zwanej pieszczotliwie zieloną wyspą. Rozmawiający prominenci nie wiedzieli, że restauracja to także studio nagrań, czyli takie dwa w jednym.

Nie wiadomo tylko, kto nagrywa: czy sowa, czy przyjaciele, a może jeszcze ktoś inny… I komu donosi i po co?

Dania w tej restauracji nie są tanie, ale wybrani goście mają dodatkowo nagranie gratis.

Specjalnością szefa kuchni jest ośmiornica w sosie sycylijskim (podobno lubił je Al Capone).

To danie wybrali właśnie bohaterowie spotkania: Marek Be i Bartłomiej (W)Si.

W czasie rozmowy min. spr. wewn. Bartłomiej podał swoją definicję Polski, która kończy się: ch…d…w…c… i kamieni kupa.

Internauci uważają, że doszło do aktu kanibalizmu, bo nasza Ośmiornica zjadła ośmiornicę szefa kuchni.

PS

Żart internetowy:

– Słyszał Pan, że po aferze taśmowej premier Donald T. podał się do dymisji?
– Nie.
– Ja też nie, ale przyjemnie się słucha.
– Nooooo!

Andrzej Rosiewicz i Sowa, i Przyjaciele, i Ośmiornica, NDz
  
marcus
21.06.2014 21:25:13
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1870935
Od: 2014-5-4
Jest o czym plotkować
Ależ nam się ruchawka w Polsce porobiła, jakieś mafie – dokładnie nie wiadomo jakie – zaczęły tłuc się po głowach, tak że odpryski na ulice lecą.

Zrobił nam się kryzys w naszym „teoretycznie istniejącym” państwie polskim. Kryzys nie jest wcale teoretyczny bo kiedy jedna mafia drugiej nastąpiła na odcisk, ta druga, dysponując częścią państwowych urzędów, postanowiła się nie tylko odszczeknąć, ale nawet odgryźć. Aj waj, służby dokonały strasznego najścia na niezależną redakcję niezależnego tygodnika „Wprost”, który w naszym teoretycznym państwie uchodził do tej pory za biuletyn informacyjny jednej z mafijnych familii. W naszym teoretycznym państwie takich rzeczy nikt do tej pory nie widział, zabębniono w tam-tamy, zjechali się niezależni warszawscy dziennikarze i jęli lamentować nad gwałceniem wolności. Jak wiadomo, prasa w Polsce jest wolna i może zawsze pisać prawdę, którą jej jedna czy druga mafia odsłoni.
Uderzające jest to, że ludzie, którzy niby przyjmują do wiadomości trudną wiedzę potwierdzoną przez ministra spraw wewnętrznych, że oto państwo polskie istnieje jedynie na niby odwołują się później do pojęć, takich jak sprawiedliwość, praworządność, zachowując się tak, jakby ono istniało naprawdę.
Skoro polską republikę możemy sobie między bajki włożyć, to jest rzeczą oczywistą, że to wszystko, na straży czego państwo stoi, również istnieje jedynie „teoretycznie”. Wygląda na to, że pożytecznych idiotów siać w Polsce nie trzeba, rosną całymi kępami…
O tym, że Polski nie ma, piszemy na łamach tego tygodnika od lat i miło, że dzisiaj zaczynają nam przyznawać rację ludzie, którzy nie muszą się tego domyślać, bo mają informacje i informatorów.
Tu pozwolę sobie przytoczyć anegdotę z lat 80. Otóż warszawski znajomy mojej koleżanki złapał za guzik pewnego korespondenta prasy zagranicznej, zaciągnął go do siebie do domu i po obaleniu pół litra tudzież przeprowadzeniu całonocnej rozmowy uświadamiającej wyłożył, czym jest PRL i jak się sprawy mają. Oświecony w ten sposób korespondent prasy zagranicznej przyznał, że rzeczywiście nie zdawał sobie z tego sprawy, ale na koniec ma tylko jedno ważne pytanie – „co na to wszystko wasz parlament?”.
Dzisiaj ludzie, którzy niby wiedzą, że Polski nie ma, jednak usiłują odwoływać się do instytucji państwowych, zupełnie tak, jak gdyby ta Polska istniała.
Kryzys, o jakim „w bólu” mówi „nasz prezydent”, jest tymczasem szarpaniem się po szczękach kilku interesów, które mają udziały nad Wisłą. Kryzys ów ma na celu wytworzenie przykrywki do uwiarygodnienia dalszych ruchów.
Bo dzisiaj nie tylko nie ma Polski, ale nie ma też Polaków. Istnieje jedynie apatyczne „społeczeństwo”, które łyknie wszystko, co tam mu się w telewizorach zapoda.
W 1956 roku z powodu dodatkowego podatku nałożonego na przodowników pracy i robotników akordowych, zapłonęły komitety w Poznaniu.
W 1970, z powodu podwyżki cen żywności średnio o 23 proc. – zapłonęły komitety na Wybrzeżu.
W 1976 roku z powodu podwyżki cen żywności zapłonęły partyjne budynki w Radomiu i rząd cofnął podwyżki.
Mam kontynuować?
Tymczasem przez minione 25 lat „wolności” okradziono Polaków ze wszystkiego, co mieli wartościowego do ukradzenia, całe warstwy społeczne wypchnięto na margines nędzy, o siedem lat wydłużono czas pracy kobiet, skazano na emigrację zarobkową kilka milionów młodych ludzi, w biały dzień na oczach całego społeczeństwa wybudowano republikę złodziei.
I nie tylko, że nic nie zapłonęło, ale jeszcze kolejne pokolenia po tych rozkrzyczanych robotnikach 56., 70., 76. i – last but not least – 80. roku, złodziei całują w mankiet.
Nie tylko, że nie wychodzą na ulice, ale im przyklaskują.
Dzisiaj, kiedy mafie zaczęły się sprzeczać, dziennikarze rzekomo niezależnej prasy – proszę mi uświadomić, które to tytuły – lamentują, że państwowe instytucje są bezprawnie wykorzystywane…Drodzy koledzy, przylecieliście z księżyca?! W państwach gangsterskich tak to wygląda – i tak na razie jest bardzo „mięciutko”, bo przecież można by zamiast prokuratury uruchomić seryjnego samobójcę, albo mogłoby się okazać, że ktoś jest słabego zdrowia, lub jakaś załoga nie zna się na pilotażu…
Niczym mój zagraniczny dziennikarz z anegdoty, warszawscy Polacy nadal chcą wierzyć, że te patiomkinowskie atrapy nad Wisłą to jednak prawdziwe domy. A tu im – psiakość – siłą, ręcznie tłumaczą zasady polskiego realu.
Kto i w jakim celu wywołał obecny „kryzys”? Nie mam pojęcia, nie jestem cynglem żadnej mafii. A pewnie gdybym wiedział, to i tak ze strachu bym tego nie napisał.
Wariantów jest wiele. Wokół Polski mają miejsce różne przesilenia, zaczęły się ruszać płyty tektoniczne geopolityki. Więc może jest jakaś ważna przyczyna zewnętrzna…
A może po prostu jeden urażony mafioso pogroził palcem, dając do zrozumienia, że ma haki, które nie tylko skompromitują „ważne osoby” przed polską ulicą – bo ta przełknie każdą żabę – ale nawet podważą wiarygodność w oczach „partnerów zagranicznych”. To byłaby już dużo poważniejsza rzecz, o przykrych i rychłych konsekwencjach.
Tak więc mamy wszyscy na lato polski teatrzyk. Będzie o czym plotkować przy piwku nad grillem.
Andrzej Kumor
http://www.goniec.net/

Obrazek
  
marcus
22.06.2014 00:29:31
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871036
Od: 2014-5-4
„Człowiek-motyl” znów bluźni w Boże Ciało. Dostał więc gazem w twarz

Obrazek

„Człowiek-motyl” znów bluźni w Boże Ciało. Dostał więc gazem w twarz

Łódzki „happener” Paweł Hajncel, którego media lansują na gwiazdę antykościelnych hucp, znów zakłócał jedną z łódzkich procesji Bożego Ciała. Tym razem jednak katolicy nie pozostali bierni. Jeden z nich potraktował Hajncela gazem. Obrońca procesji został zatrzymany przez policję.



Hajncel od kilku lat zakłóca procesje Bożego Ciała. Zaczął od krążenia między wiernymi a Najświętszym Sakramentem w stroju motyla. W tym roku pojawił się w ochronnym stroju chemika z tablicą „Uwaga substancja drażniąca” oraz sprzętem do odkażania, po to, by oczyścić ulicę po procesji. Towarzyszył mu mężczyzna w stroju arabskiego szejka w okularkach z trupimi czaszkami. Pogryzał opłatki w kształcie hostii.

Artysta dogonił procesję na ul. Czerwonej i zaczął udawać odkażanie terenu. Kilka osób zaczęło fotografować happenera. Wtedy jeden z idących w procesji mężczyzn wyciągnął gaz i psiknął na jednego z fotografów, potem zaczął gonić Hajncla. Dogonił i potraktował gazem.



Obrońca procesji został zatrzymany przez policję. Hajncel nie został zatrzymany, policja po raz kolejny postanowiła chronić bluźniercę.


dzienniklodzki.pl
  
marcus
22.06.2014 17:56:59
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871476
Od: 2014-5-4
Obrazek
  
marcus
22.06.2014 18:13:55
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871490
Od: 2014-5-4


Ilość edycji wpisu: 1
Obrazek
Obrazek
Perwers z MSZ: ” Zrobiliśmy laske amerykanom”

Kończ waść, wstydu oszczędź!

Sikorski, wulgarnie kpiąc z relacji polsko-amerykańskich, kompromituje się jako szef MSZ i naraża polskie interesy międzynarodowe. Czy można sobie wyobrazić polsko-amerykańskie negocjacje z Sikorskim na czele naszej delegacji? Jakim dowcipem w rozmowie z Barackiem Obamą Sikorski spróbuje obrócić w żart swoje dywagacje o „robieniu laski Amerykanom” i „murzyńskości”, która jest dla szefa MSZ synonimem „płytkiej dumy i niskiej oceny” ?

Nowa porcja taśm pogrąża ostatecznie Donalda Tuska, bo pokazuje, że struktura, jaką zbudował przez siedem lat swojej władzy – dogorywa. Mamy państwo w rozkładzie. Sikorski nie powinien powiedzieć tego, co powiedział. Służby specjalne nie powinny dopuścić do podsłuchu Sikorskiego. A Tusk… nie powinien rządzić!

Zabawa się skończyła. Coraz więcej wskazuje na to, że wydarzeniami w Polsce manewruje Moskwa. Zgniłe państwo nie gwarantuje nam bezpieczeństwa. Premierze Tusku – posiłkując się cytatem z pradziadka szefa MSW - kończ waść, wstydu oszczędź!

CZYTAJ WIĘCEJ: Taśmy pogrążają Radosława Sikorskiego. „Sojusz polsko-amerykański jest nic nie warty. (…) Zrobiliśmy laskę Amerykanom…”

CZYTAJ WIĘCEJ: Nagrania topią szefa MSZ. Sikorski o tym, jak „dorżnąć watahę”: „Uważam, że można zaj…ć PiS komisją ws. Macierewicza! (…) Można zrobić dwuletni cyrk!”




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA





TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA


pan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielonypan zielony
  
marcus
22.06.2014 18:17:41
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871493
Od: 2014-5-4
Obrazek
  
marcus
22.06.2014 18:37:07
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871501
Od: 2014-5-4
Niemieccy ekoterroryści zniszczyli Polakowi biznes!

Obrazek

Przedstawiciele organizacji Soko-Tiershutz w towarzystwie dziennikarzy z „Die Welt” zdemolowali polską fermę zwierząt futerkowych.


Wczoraj wieczorem Wojciech Wójcik, właściciel „Gospodarstwa Rolnego Wojciech Wójcik” otrzymał od brata informację, że ktoś się włamał się do ich fermy norek w Granowcu niedaleko Ostrowa Wielkopolskiego.

- Nie wiedzieliśmy kto to. Od razu wezwaliśmy policję, próbowaliśmy złapać tych ludzi. Po krótkim pościgu zostali zatrzymani poza fermą. Byli świetnie przygotowani. W pobliżu czekały na nich samochody. Po zatrzymaniu okazało się, że włamywaczami są obywatele Niemiec, którzy są członkami zorganizowanej grupy oraz dziennikarze niemieckiej gazety – relacjonuje Wójcik.

Włamywacze zniszczyli ogrodzenie i klatki, z których wypuścili około 200 zwierząt. Według właściciela fermy straty są poważne i wylicza je na kilkaset tysięcy złotych.

Informację o udziale w całym zajściu niemieckich dziennikarzy potwierdził st. asp. Artur Kurczaba, oficer prasowy Komendanta Powiatowego Policji w Ostrowie Wielkopolskim.

- Mieliśmy zgłoszenie o włamaniu na fermę norek. Interweniujący policjanci ustalili, że wśród legitymowanych są dziennikarze (kobieta i mężczyzna) z niemieckiej gazety „Die Welt”. Chcieli rozmawiać z właścicielem fermy, który nie chciał wpuścić ich do środka. Interwencja została przeprowadzona bez użycia siły. Napastnicy zostali wylegitymowani i pouczeni – informuje oficer prasowy policji. [Pouczenie na pewno odniesie skutek - admin]

Na razie nie wiadomo, czy redakcja „Die Welt” zleciła swoim dziennikarzom udział w akcji niemieckich ekstremistów ekologicznych. Policja odmówiła podania nazwisk osób, które zostały wylegitymowane. Na podstawie zdjęć z miejsca zdarzenia udało jednak ustalić, że wśród napastników był Marcus Müller z Soko-Tiershutz. W Niemczech uważany jest on za skrajnego radykała ekologicznego. W Polsce jego działalność uznawana jest jednak za formę ekoterroryzmu. Müller podejrzewany jest o dokonanie całej serii włamań połączonych z niszczeniem polskich ferm hodowlanych.

Polska zajmuje obecnie drugie miejsce na świecie w produkcji i hodowli zwierząt futerkowych. Hodowcy uzyskują rocznie 400 mln euro przychodu. Cała polska branża producentów i hodowców zwierząt futerkowych zatrudnia 50 tys. osób.

Źródło: wGospodarce.pl
KR
http://narodowcy.net/
  
marcus
22.06.2014 18:45:19
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871506
Od: 2014-5-4


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ FILMY » DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
22.06.2014 18:48:05
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871510
Od: 2014-5-4


Ilość edycji wpisu: 2


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA


Obrazek
Obrazek


NAPEWNO NASZEJ OJCZYŹNIE BRAKUJE TAKIEGO SPRZĘTU WOJSKOWEGO!!!
  
marcus
22.06.2014 19:16:04
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871534
Od: 2014-5-4
Obrazek
Generał zwycięzca o swoim życiu
Generał Józef Dowbor-Muśnicki to postać nietuzinkowa, choć dziś niestety nieco zapomniana. Ten niezwykle inteligentny wojskowy był jednym z głównych twórców zwycięskiego Powstania Wielkopolskiego. Historię jego życia możemy poznać dzięki opublikowanej przez Wydawnictwo Zysk i S-ka autobiografii generała zatytułowanej „Moje wspomnienia”.

Zaprzysiężenie Straży Ludowej w Poznaniu, 23 lutego 1919 r. Sztandar wręcza gen. Dowbor-Muśnicki.

Urodzony w 1867 r. w majątku rodzinnym Garbów na Sandomierszczyźnie wychowywał się w atmosferze powstania styczniowego. Był jedynakiem. Dużą rolę w jego młodości odegrała matka, która nauczyła miłości do Ojczyzny oraz rycerskości, a także wpajała wiarę w odrodzenie Polski.

Już jako młody uczeń radomskiego gimnazjum miał problemy ze względu na narodowość i swoje przywiązanie do Ojczyzny. Na kartach swojej autobiografii wspomina nauczycieli, którzy w sposób szczególny próbowali mu obrzydzić wartości patriotyczne. Spośród nich wyróżniał się niejaki Strietienskij, w ordynarny sposób bagatelizujący i wyśmiewający historię Polski, która według niego nigdy nie istniała, a Polacy są jedynie szczepem słowiańskim korzystającym z wysokiej kultury rosyjskiej. Prawdziwą historię Polski poznawał w rodzinnym domu oraz na stancji, gdzie wraz z rówieśnikami przyrzekał, że w przyszłości odzyska dla Narodu utraconą wolność i niepodległość. [W Polsce znajdziemy również pełno takich "Strietienskich", głupich dupków, pełnych pogardy do "kacapów" i wyższości, jaką im daje przywilej lizania zachodnich łajdaków po dupach - admin]

W wieku 14 lat wstąpił do Korpusu Kadetów, który ukończył w 1886 r. ze stopniem podoficerskim. W międzyczasie zdecydował, że wojsko jest jego jedyną przyszłością, dlatego też następnym krokiem w jego edukacji była Konstantynowska Szkoła Wojskowa w Petersburgu. Ukończenie kolejnego etapu zaowocowało awansem do stopnia podporucznika.

Z tego okresu pochodzą również obserwacje kulturowych różnic między Polakami a Rosjanami. Młody wojskowy zauważa, że rosyjscy urzędnicy w znaczącej większości byli ludźmi głupimi, bez wykształcenia, pochodzącymi z ciemnej i poniżonej klasy. Jedynymi warunkami, które musieli spełniać kandydaci na urzędników było prawosławne wyznanie i nienawiść do wszystkiego co polskie i katolickie. Dowbor-Muśnicki zwraca również uwagę na powszechną korupcję oraz skłonność do nadużywania alkoholu. „Upijano się z byle błahego powodu i tym częściej, im niżej stała kulturalnie dana warstwa społeczeństwa” – pisze autor, który wspomina również o braku zrównoważenia Rosjan, niestałości w przekonaniach i opiniach oraz o ich nieskrywanej sympatii do Niemców.

Na kolejnych stronach autobiografii przyszły generał opowiada o swojej edukacji w Akademii Sztabu Generalnego, o codziennym życiu, a także o swej wojskowej praktyce. Czytając kolejne strony „Wspomnień” możemy zauważyć jak kształtował się charakter młodego oficera, który aspirował do najwyższych pozycji wojskowych. Książka pełna jest osobistych opinii i analiz. Wśród nich autor przedstawia m.in. polskie wady narodowe, ogromne różnice kulturowe między Polakami a Rosjanami, a także kreuje swoją wizję sprawnego wojska. Opisując konflikty zbrojne, w których brał udział, jak choćby wojna japońska, z niezwykłą starannością przedstawia sceny batalistyczne, a także ruchy taktyczne dowodzonych przez niego pułków. Komentuje również błędy innych rosyjskich dowódców, a także nie pozostawia „suchej nitki” na politykach, którzy według Dowbor-Muśnickiego odpowiadają za niepowodzenia na Dalekim Wschodzie.

„Moje wspomnienia” zawierają również rozmyślenia nad przyczynami wybuchu I wojny światowej, których autor upatruje m.in. w odbudowie i polepszeniu jakości armii rosyjskiej, a także w słabości Niemiec, którym „zabrakło Bismarcka i Moltkego”.

Dowbor-Muśnicki z pieczołowitością opisuje skomplikowaną walkę o Warszawę. Autor poświęca temu wydarzeniu cały rozdział, w którym przytacza wszelkie, nawet najdrobniejsze szczegóły. Opowiada o taktyce, założeniach obronnych i koncepcjach zaczepnych. Barwna kompozycja językowa sprawia, że czytając fragmenty opowiadające o walkach czujemy się jak ich uczestnicy. Autor zwraca również uwagę na przyczyny zakończenia I wojny światowej i ogromny spadek morale wojskowego – wynikiem defetyzmu i leninowskiej propagandy.

Kolejna część wspomnień Dowbor-Muśnickiego poświęcona jest Rewolucji Rosyjskiej oraz losom Polski, która po wielu długich latach odzyskuje niepodległość. Autor przedstawia również kulisy tworzenia I Polskiego Korpusu, zamachu majowego z 1926 r., który określał mianem „najprzykrzejszych chwil swego życia” oraz dowództwa Armią Wielkopolską, mężnie walczącej w obronie polskich terytoriów.

Niezwykle interesującą częścią dzieła gen. Dowbor-Muśnickiego jest ponad dwieście załączników, wśród których znajdziemy m.in. artykuły oraz korespondencje wojskowe z gen. Józefem Hallerem, generałem Francuskiej Misji Wojskowej czy też ministrami Rządu Polskiego.

„Moje wspomnienia” gen. Dowbor-Muśnickiego są autentycznymi zapiskami wydanymi po raz pierwszy w 1935 r., co pozwala poczuć klimat trudnych czasów przełomu XIX i XX w. Wertując poszczególne rozdziały osobistych przemyśleń przywódcy Powstania Wielkopolskiego odkrywamy postać wielkiego Polaka, odważnego i rycerskiego mężczyzny, któremu przyświecał jeden cel – odzyskanie przez Ojczyznę niepodległości.

Wielokrotnie można zauważyć jego głęboki szacunek do hierarchii i Kościoła oraz miłość do Polski. Nienawidził kłamstwa i oszustwa. Bardzo krytycznie odnosił się wobec socjalizmu i jego wyznawców, wśród których zauważał ogromną część półinteligentów i marzycieli. „Nie ma nigdzie tyle wypadków ohydnego szpiegostwa, donosicielstwa, przekupstwa i zdrady swoich, jak właśnie wśród socjalistów” – pisze autor. Jako największą nagrodę w swoim życiu uznawał odzyskanie przez Polskę niepodległości oraz możliwość pośmiertnego pochowania w ziemi ojczystej.

Dzieło gen. Józefa Dowbor-Muśnickiego ma ogromny walor historyczny, ukazuje też autoportret niezłomnego, szlachetnego bohatera. Wartkość akcji i bardzo przystępny literacki styl powodują, że czytelnik nie potrafi oderwać się od książki. Obok tych wspomnień nie można przejść obojętnie.

Paweł Ozdoba
Gen. Józef Dowbor-Muśnicki, Moje wspomnienia, Wydawnictwo Zysk i S-ka, 2013, s. 868
http://www.pch24.pl

Obrazek
  
marcus
22.06.2014 19:18:11
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871535
Od: 2014-5-4
Obrazek
Tu spoczywa dolar
Wojny dewaluacyjne są w toku i śmierć dolara jako waluty międzynarodowej wydaje się nieuchronna. Rosja i Chiny planują uwolnić się od dolara w swoich rozliczeniach gazowych. Czy ten plan może zostać zrealizowany?

Znany ekspert gospodarczy, Francuz Jacques Sapir, dzieli się z Głosem Rosji prognozami na temat przyszłości światowego kapitału finansowego:

Bez wątpienia to, co zamierza zrobić rosyjski i chiński rząd ma znaczący potencjał! Dolar w rzeczywistości pełni w gospodarce światowej trzy funkcje: to jednostka rozliczeniowa, ponieważ wiele cen oblicza się w dolarach, między innymi dotyczy to surowców, nie tylko gazu i ropy naftowej… To dotyczy i pszenicy, i różnych zbóż… To także waluta transakcji, czyli waluta, wykorzystywana w rozliczeniach w transakcjach międzynarodowych. A jeszcze jest to waluta rezerwowa. To, co chciałby zmienić rosyjski i chiński rząd podpisując to porozumienie, to właśnie wykorzystywanie dolara jako waluty w niektórych transakcjach, szczególnie gazowych i naftowych. Można sobie wyobrazić, że tak się stanie, jednak wymaga to, aby rubel został uznany w Chinach (co już uczyniono), a juan w Rosji, co także uczyniono pod koniec zeszłego roku, kiedy juan po raz pierwszy został odnotowany na Moskiewskiej Giełdzie.

W szerszym sensie ten krok świadczy o problemie, z którym stale styka się wiele państw, a to dotyczy już nie tylko Rosji i Chin… To dotyczy państw Zatoki Perskiej i państw Ameryki Łacińskiej, producentów surowców. Te państwa chcą wyjść ze strefy dolarowej w tym, co dotyczy waluty transakcji. Dodajmy do tego jeszcze skargę rządu amerykańskiego na francuski bank BNP Paribas… Na to, że ten bank realizował operacje sprzeczne z amerykańskim prawem, choć oddziały tego banku znajdują się nie na terytorium Stanów Zjednoczonych, ale ponieważ wykorzystywany w nich był dolar i Izba Kontroli znajduje się w USA, to amerykański rząd uznał, że amerykańskie prawo zostało naruszone. To niezwykle trudna kwestia prawna, ale świetnie rozumiemy, że to precedens, w prawnym sensie tego słowa, który może zaniepokoić cały szereg państw, realizujących transakcje w dolarach i skłonić je do przejścia na inne waluty transakcji.

Czy istnieje realna możliwość stworzenia jeszcze jednej waluty rezerwowej zamiast dolara?

To bardzo dawny problem! Trzeba wspomnieć, że dolar jako waluta rezerwowa był atakowany przez generała de Gaulle’a jeszcze w latach 1965-66. I za każdym razem, gdy tylko następuje nowy międzynarodowy kryzys walutowy, o tym problemie znów zaczyna się mówić. Z jednej strony, jasne, że obecny system oparty na nieekskluzywnym, jednak dominującym użyciu dolara jako waluty rezerwowej jest niezadowalający! O tym można przekonać się na podstawie struktury rezerw walutowych różnych banków centralnych. Można zobaczyć, na przykład, że oprócz dolara jest euro, a teraz jeszcze i wiele nowych walut – kanadyjski dolar, australijski dolar, singapurski dolar itd. Zatem istnieje potrzeba co najmniej dywersyfikacji, a może nawet potrzeba zmiany systemu.

Można zrozumieć, jakie drogi się otwierają. Dla realizacji pełnej przebudowy międzynarodowego sytemu walutowego potrzeba, aby stało się politycznie możliwe przeprowadzenie międzynarodowej konferencji w rodzaju porozumienia Bretton Woods, które miało miejsce w 1944 roku. Wydaje się, że czas jeszcze nie nadszedł: USA, które w pewnym sensie czerpały korzyści z obecnej sytuacji, uczynią wszystko, aby tak pozostało, albo przynajmniej spróbują zamrozić zmiany.

A inna droga, to rozwój walut, które na poziomie regionalnym zaczynają odgrywać coraz bardziej rolę regionalnej waluty rezerwowej. Myślę, że Chiny mają cel, aby ich waluta narodowa, juan, stała się za kilka lat walutą rezerwową na poziomie regionu Azji i Pacyfiku, możliwe, że wraz z australijskim dolarem, czy nawet walutą singapurską. Jak wiadomo, jest jeszcze projekt uczynienia rubla walutą rezerwową dla państw WNP… W ten sposób, bardzo możliwe, że będzie istnieć wiele walut, które stopniowo nadwątlą pozycję dolara jako międzynarodowej waluty rezerwowej.

http://polish.ruvr.ru/
  
marcus
22.06.2014 19:20:15
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1871536
Od: 2014-5-4
Tomasza Lisa i ojca Marysi życiorysy równoległe. Dwaj panowie z ziemi lubuskiej, rocznik 1966
Prawdziwa opowieść o tacie 17-latki z Gorzowa

Grozili, że jeśli nie powie, kto mu dał ulotki, wypadnie z okna komendy. A oni ogłoszą, że to było samobójstwo. Przesłuchanie trwało cały dzień, bez jedzenia i picia. W końcu, po uderzeniu pałką w kark, 19-letni Kazik udał, że stracił przytomność. Wtedy przestali. Potem za odmowę przysięgi wojskowej na wierność Związkowi Sowieckiemu siedział w więzieniu w Rawiczu, w jednej celi z mordercami

- pisze Piotr Lisiewicz w „Gazecie Polskiej”.

„Przysięgam stać wiernie na straży pokoju w braterskim przymierzu z Armią Radziecką” – tak brzmiała przysięga wojskowa w latach 80. w PRL, państwie wedle propagandy niepodległym. – Bardzo niewielu stać było na to, by odmówić jej złożenia i iść dobrowolnie za kraty. Wśród tych nielicznych to Kazimierz Sokołowski stał się największą legendą. Może przez to, że trafił do najcięższego więzienia – wspomina Sławomir Wieczorek, działacz gorzowskiej Solidarności Walczącej.

Dwaj panowie z ziemi lubuskiej, rocznik 1966

„Rozumiem, że tatuś i mamusia są z córeczki dumni. Nie uznali, że zachowała się niestosownie. Nie kazali przeprosić” – zaatakował na swoim portalu rodzinę 17-letniej Marysi z Gorzowa za jej słowa o premierze Tusku Tomasz Lis.

Tak się składa, że „tatuś” Marysi Kazimierz Sokołowski i Tomasz Lis wywodzą się z tej samej ziemi lubuskiej. Na dodatek obaj są z tego samego rocznika – 1966.

Obaj mają też nastoletnie córki. Tylko że bardzo różne. Marysia pisze wiersze i zasłynęła z „niestosownego” potraktowania premiera. Natomiast Pola Lis zaczęła karierę celebrytki na portalu Pudelek.pl od publikacji wzorcowo „stosownych” – o tym, że weekend bez sushi jest weekendem straconym oraz o wycieczce na drugą stronę Atlantyku.

W równoległych życiorysach Sokołowskiego i Lisa odbija się jak w zwierciadle prawda o III Rzeczypospolitej.

Daching, czyli jak Kazik wnerwił milicję

– To Kazik wymyślił daching – wspomina Marek Rusakiewicz, który do matury przygotowywał się, siedząc w zielonogórskim areszcie. Sokołowski wymyślił ten daching w drugiej połowie lat 80., gdy manifestacje opozycji słabły, a milicja nauczyła się sprawnie wyłapywać „prowodyrów chuligańskich zajść”.

Jeden z pierwszych dachingów odbył się w Międzyrzeczu. Tamtejsi mieszkańcy, wspierani przez gorzowskich młodzieżowych buntowników, protestowali przeciwko decyzji komunistycznej władzy, by z bunkrów tamtejszego Międzyrzeckiego Rejonu Umocnionego zrobić składowisko radioaktywnych odpadów.

SB zastraszała mieszkańców, za posiadanie choćby jednej ulotki o składowisku groziły represje. Ci zaczęli się bać, marsze protestacyjne były coraz mniej liczne.

Ale pewnej niedzieli grupa trzech opozycjonistów z Gorzowa wdrapała się na daszek międzyrzeckiego baru i stamtąd zaczęła zrzucać tysiące ulotek. – Na początku pomysł Kazika wydał nam się głupi, ale szybko okazało się, że jest świetny – wspomina Rusakiewicz. Na ulicy zrobiło się biało od nielegalnych ulotek. Tłumy mieszkańców Międzyrzecza roznosiły je po cały mieście. Niektórzy wyrzucali je potem z własnych okien.

Milicja zgłupiała, bo nie potrafiła wdrapać się na dach. Wezwano straż pożarną. – Ale strażacy powiedzieli, że oparcie drabiny o ten bar grozi zawaleniem jego konstrukcji i że w związku z tym ryzykiem nie podejmują się nas zdjąć – opowiada Kazimierz Sokołowski.

A oni stali na dachu już od trzech godzin. Efekt przeszedł najśmielsze oczekiwania. Miejscowi rzucili na dach wiązankę biało-czerwonych goździków. – Nagle bariera strachu została przełamana. Okazało się, że tu, w centrum miasta, kilka osób odważyło się rozrzucić tysiące ulotek, pokazało swoje twarze, stojąc na daszku, i nic się strasznego nie stało. Ze skóry nas nie obdarli. To było dodanie otuchy tym ludziom, że diabeł nie taki straszny – mówi wynalazca dachingu.

Powód zakończenia akcji był prozaiczny – jeden z uczestników musiał iść się wysikać. Zeskoczyli więc z baru przekąskowego na dach pobliskiego kiosku, a stamtąd na dół. Tam czekała milicja, by ich wreszcie zwinąć. Ale ściśnięty tłum nie pozwolił.

Wobec tego rozwinęli transparenty i ruszył marsz główną ulicą miasta do kościoła. Starzy, młodzież, dzieci. Dopiero w drodze na PKS milicja odważyła się zatrzymać ich i zamknąć na 48 godzin.

Wieść o sukcesie akcji rozeszła się wśród młodej opozycji i dziesiątki dachingów stały się zmorą milicji w całym kraju.

Wtedy był 17-latek z Gorzowa

O nastoletnim Tomaszu Lisie wiadomo, że był synem prominentnego działacza PZPR oraz dyrektora Stacji Hodowli Zwierząt oraz krewnym jednego z tajnych współpracowników Wojskowej Służby Wewnętrznej. Potem, w latach 80., odbywał praktyki studenckie w NRD na Uniwersytecie im. Karola Marksa w Lipsku.

Jego rówieśnik Kazik Sokołowski zaczął swój bunt wobec systemu w tym samym wieku, w którym dziś jest jego córka Marysia. W czasie nauki w gorzowskim Technikum Elektrycznym. Razem z kolegami ze szkoły Grzesiem i Jarkiem Sychlami jeździli na rowerowe wycieczki do lasu. Zatrzymywali się i na przystankach PKS malowali kredą znaki Polski Walczącej i Solidarności Walczącej. Bunt młodego Kazika związany był z wartościami wyniesionymi z domu – rodzice byli spod Grodna i ucierpieli wiele od komunistów.

W szkole młodzi buntownicy zrywali propagandowe plakaty ze ściennych gazetek. Bojkotowali 1 maja i mimo zakazów dyrektora nosili znaczki z Matką Boską Częstochowską na tle narodowej flagi.

Za chwilę popełnisz samobójstwo

Gdy nawiązali kontakt z Ruchem Młodzieży Niezależnej, zaczęli robić to samo, tylko w sposób zorganizowany. Kazik miał 19 lat, gdy namierzyła go SB. Brutalnie bity i zastraszany kolega przyznał, że dawał mu ulotki. Wcześnie rano usłyszał mocne walenie w drzwi. Potem była rewizja, przewracanie wszystkiego do góry nogami, przerażenie rodziny.

Znaleźli ulotki. Na komendzie przesłuchanie trwało cały dzień. Nie dostał jeść ani pić. 19-latek usłyszał, że esbecy za chwilę otworzą okno i może wypaść. – A przesłuchiwali mnie na Kwiatowej, na trzecim lub czwartym piętrze. Sugerowano, że będzie to „samobójstwo”, że oni będą tłumaczyć, że ja po prostu wyskoczyłem, jeśli nie powiem, od kogo te ulotki dostałem – wspomina Sokołowski.

Nie powiedział, więc zaczęło się bicie. Po uderzeniu pałką w kark, w okolice głowy, poczuł się źle, ale udawał, że jest znacznie gorzej. Symulował, że mdleje i nie ma z nim kontaktu. Esbecy chyba się wystraszyli, bo przynieśli jakieś tabletki.

Potem była „nocka” na dołku i od nowa. Po tym wydarzeniu kolejne wezwania stały się codziennością.

Członkowie RMN zaangażowali się też w protesty przeciwko przysiędze wojskowej. – To było nie do pogodzenia z naszymi sumieniami. Wojsko powinno stać na straży pokoju i obrony granic Polski. A było wykorzystywane do „trzymania społeczeństwa za mordę” – mówi Sokołowski.

W skali ogólnopolskiej protestami przeciwko wojsku zajmował się Ruch Wolność i Pokój. Przedstawiciele RMN postanowili nawiązać z nim kontakt. Ale zaskoczył ich klimat WiP – alkohol i palenie trawki. Koledzy Sokołowskiego powiedzieli, że do takiej organizacji nie wstąpią. – Na polu bitwy musiałem zostać sam – wspomina. Rozumiał, że choć klimaty są odmienne, bez wsparcia ogólnopolskiej struktury niewiele zwojują. I został przedstawicielem WiP w Gorzowie. Z tym że urządził go po swojemu – WiP Sokołowskiego organizował protesty w obronie dzieci nienarodzonych.

Wejście w WiP wiązało się z podaniem w nielegalnych pismach jego numeru telefonu i adresu. Lokalna SB długo nie mogła tego zrozumieć, o co chodzi z tą jawnością. „Syn pcha się do więzienia” – usłyszeli rodzice.

Dwóch do Rawicza: Kazik i podziergany małolat

„Bilet” do wojska dostał jesienią 1987 r. Było to krótko po amnestii wobec innych WiP-owców. Wypuścili ich, bo władza chciała uniknąć niewygodnego dla siebie kłopotu. Gdy Sokołowski odmówił przysięgi, panowie z WKU z uśmiechem poinformowali go, że Zakłady Mechaniczne „Ursus” wystąpiły o odroczenie mu służby wojskowej, ponieważ jest… bardzo cenionym fachowcem (w wieku 21 lat!). Potem jednak przyszło wezwanie do służby w Obronie Cywilnej. Sokołowski odmówił tym razem złożenia junackiej przysięgi na wierność socjalizmowi.

Tego już było władzy za wiele. Wyprowadzono go z zakładów „Ursus” w kajdankach. Dostał 2,5 roku więzienia. Powinien jako niekarany siedzieć w zakładzie półotwartym, ale pobyt w Areszcie Śledczym w Zielonej Górze się przedłużał. Jak się okazało, przekwalifikowano go w międzyczasie z kategorii „otwartej” na „zamkniętą”. Uznano bowiem, że może być szkodliwy dla otoczenia.

Dowiedział się o tym w czasie transportu. – Z całego dużego transportu więźniów – a tak było tam ciasno w tej „kabarynie”, że niektórzy się wręcz podduszali, a nawet wymiotowali w tym ścisku, tłoku i dymie papierosów – tylko ja i jakiś „podziergany małolat” trafiliśmy do Rawicza – wspomina Sokołowski.

Trafił do celi z ludźmi, którzy mieli wyroki po 25 lat więzienia, byli karani za gwałty i morderstwa. Dla „recydywy” to, że mają siedzieć z kimś, kto dostał tylko dwa i pół roku, było podejrzane. Może to jakaś wtyka? Gdy udawało mu się w końcu w celi zaaklimatyzować, celę rozbijano, trafiał gdzie indziej i wszystko zaczynało się od nowa.

My z ZSMP

Gdy Tomasz Lis studiował i jeździł na zagraniczne praktyki, Sokołowski w Rawiczu szył piłki do nogi. – Najpierw jedną dziennie. Potem doszedłem do wprawy i szyłem dwie. Dziś mogę ostrzec, że w wielu ręcznie szytych piłkach są w środku igły – śmieje się. Za „drobne” zarobione przy tej okazji kupował cebulę, smalec czy margarynę.

W pewnym momencie w więzieniu z ust występującego w telewizji Jerzego Urbana dowiedział się, że wygrali – rota przysięgi została zmieniona. Wyszedł po dwustu paru dniach odsiadki, w wyniku kolejnej amnestii. Na wolności znalazł się 21 lipca 1988 r.

Od razu wrócił do działalności opozycyjnej. Dostał pracę w szpitalu, więc usiłując poza przydziałem kupić papier w sklepie papierniczym, mówił, że to dla szpitala. Pewnego razu usłyszał, że ten szpital już papier brał. – Kazik powiedział, że jak nie na szpital, to weźmiemy na ZSMP – Związek Socjalistycznej Młodzieży Polskiej. I wydali nam. Nie było żadnego problemu – wspomina działacz RMN Norbert Żal.

Flagi przed myjnią „Szaniec”

W III RP Tomasz Lis stał się medialnym celebrytą inkasującym rekordowe honoraria. Natomiast Kazimierz Sokołowski założył myjnię samochodową. Ale niektóre służby i teraz nie dawały mu spokoju. Myjni nadał bowiem nazwę „Szaniec”, a przed nią – w stylu amerykańskim – załopotały na masztach polskie flagi.

W 1997 r. policja postanowiła skierować przeciwko bohaterowi podziemia sprawę do Kolegium ds. Wykroczeń. Powołała się na stary komunistyczny paragraf, zgodnie z którym flagi wywieszać można tylko w… święto państwowe.

Sprawę nagłośniła „Gazeta Polska”, a za nią inne media, i policjanci podkulili ogony. A w sejmie grupa posłów doprowadziła do zmiany kuriozalnego paragrafu. Już drugi raz w życiorysie Kazimierza Sokołowskiego…

Dziś przed myjnią flagi dumnie łopoczą, a przed domem ojca sławnej Marysi stoi Maryjna kapliczka. Zaangażowanie Sokołowskiego w sprawy wiary należy do jednego z najważniejszych.

Wieczorek pamięta zabawną anegdotę, jak to wybrał się wspólnie z Sokołowskim i najbliższymi mu ludźmi na spotkanie z Janem Pawłem II w Skoczowie w 1995 r. Po uczestnictwie we mszy św. wracali do domu przez całą Polskę samochodem, a współpasażerowie fundowali hot dogi. – Na jednej ze stacji benzynowych kupiłem więc wszystkim, oprócz oczywiście kierowcy, piwo. Jakież było moje zdziwienie, gdy okazało się, że wszyscy oni ślubowali abstynencję – wspomina działacz Solidarności Walczącej. Jak mówi, nie miał innego wyjścia, jak samemu wypić po drodze wszystkie piwa.

Sokołowski głęboko wierzy, że tak jak Węgrom pomogła Krucjata Różańcowa, tak może ona pomóc Polsce. Jak mówi, Polacy gubią się w zalewie medialnych kłamstw i powinni zacząć od uporządkowania podstawowych wartości, a wtedy Duch Święty da im dość mądrości, by przestali być zagubieni. Podkreśla, że to dziś najważniejsze.

Czas na nowy daching

Gdy cytuję mu słowa jego krajana Tomasza Lisa, który napisał ironicznie, iż „tatuś i mamusia” Marysi z pewnością „są z córeczki dumni”, przytakuje. – Bardzo zadowoleni i dumni. W tym momencie historycznym, w jakim znalazła się Polska, nie mamy już czasu na owijanie w bawełnę. Czas na przywrócenie znaczenia słowom, prawdziwego znaczenia. Zdrada musi być nazywana zdradą – stwierdza.

Jak niegdyś wymyślony przez niego daching niszczył w ludziach barierę strachu, tak potrzebę jej przełamania widzi dziś. – Marysia wylała kubeł zimnej wody na głowy grillujących. Skoro ludzie tacy jak Antoni Macierewicz narażają się dziś obcemu mocarstwu w naszej sprawie, to my też musimy przestać się bać. Znów jest potrzebna międzyludzka solidarność. Mam nadzieję, że tym, którzy boją się „tak na wszelki wypadek”, zrobiło się trochę wstyd, że młoda dziewczyna jest odważniejsza od nich. Bo gdybyśmy tak na przestrzeni naszych dziejów tchórzyli, dzisiaj żylibyśmy w kołchozie – mówi.

Korzystałem z książki „Chcieliśmy być sobą. Ruch Młodzieży Niezależnej we wspomnieniach uczestników (1983–1989)”

http://niezalezna.pl/
  
Electra28.03.2024 14:10:53
poziom 5

oczka

Przejdz do góry strony<<<Strona: 2 / 2    strony: 1[2]

  << Pierwsza     < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » CIEKAWY TEMAT

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny