Grupa: Administrator
Posty: 7596 #1182691 Od: 2012-7-24
| Za: http://marucha.wordpress.com/2013/02/11/po-co-narodowi-potrzebne-jest-wojsko/
Nie trzeba nikogo przekonywać, że w epoce niezwykle rozwiniętej techniki służbę wojskową muszą wykonywać eksperci i fachowcy w wielu dziedzinach. Z drugiej strony armia nie może być totalnie wyalienowana z narodowej wspólnoty, a taki charakter nadaje jej przejście na zawodowstwo.
[Panie autorze, Pan nie nadąża. Wojskowości można się świetnie nauczyć z Internetu, zwłaszcza Youtube. Nie potrzeba nawet umieć czytać, bo ruchome obrazki są zaopatrzone w głos. Do obrony kraju wystarczy strzelba w każdym domu. Każdy specjalista sztuki wojennej zza klawiatury kompa Panu to potwierdzi. Najlepsze wojsko to płatni najemnicy zza granicy - admin]
Nie jest tajemnicą, że polskojęzyczni dysydenci pozostają pasjonatami militarnych wzorców amerykańskich, ale najwyraźniej nie znają ich do końca. Wojsko w Stanach Zjednoczonych to sprawna machina komputerowa ze znakomicie wyszkolonym zawodowym korpusem oficerskim, podoficerskim i szeregowo-ochotniczym w elitarnych formacjach (piechota morska itp.), lecz także bardzo ważny segment systemu poborowego, dzięki któremu USA może wystawić do boju – w pokojowym trybie – kilkaset tysięcy dobrych żołnierzy, czego przykładem jest Irak.
Armia amerykańska to również kuźnia postaw nacjonalistycznych i militarystycznych, co poborowi wynoszą do cywila i fanatycznie wierzą w idealny kraj z idealnymi obywatelami i ustrojem.
Spójrzmy na współczesną kinematografię zza oceanu, gdzie króluje szlachetny wojak pod gwiaździstym sztandarem, który wyzwala spod dyktatury tyranów kolejne krainy. W niebyt odeszły łzawe pacyfistyczne produkcje o Wietnamie.
Jeszcze bardziej niż w USA społeczny nacisk etosu wojskowego występuje w Izraelu. Tam cały żydowski naród z kobietami włącznie podlega poborowi. Stąd mocny syjonistyczny nacjonalizm, potrafiący godzić zwaśnione stronnictwa polityczne. Izrael stanowi groźną siłę nie tylko przez nowoczesną amerykańską broń, lecz powszechność wychowania militarno-nacjonalistycznego. Analizuję tę kwestię na zimno bez podnoszenia moralnych aspektów żydowskiego ekspansjonizmu.
Podobny model panuje w Rosji, gdzie dyshonorem dla mężczyzny jest brak w życiorysie epizodu służby w wojsku. Dodatkowo armia rosyjska funkcjonuje jako poważny element odrodzenia narodowo-prawosławnego. Szkoli młodzież(kadeci), często ratując młodocianych przed losem kryminalistów. Rosyjskie wojsko posiada własną stację TV i ogólnie gęstą sieć medialnego wpływu na społeczeństwo. Wojna z rebelią w Czeczenii i konflikt gruziński, stała się w rosyjskim odbiorze słuszną walką o zjednoczoną i narodową prawosławną Ruś. Filmy w rodzaju „Dziewiątej kompanii” stworzyły obraz żołnierzy wiernych wyższym ideałom przyjaźni i braterstwa aż do śmierci.
Tymczasem w opanowanej przez marazm i anarchię Polsce, wojsko spycha się na margines – kiedy wzorzec podszytej narodowym honorem dyscypliny – jest być może dla nas ostatnim ratunkiem. Jak sobie armię zawodową wyobraża prominentny, były członek specgrupy Grom, nieżyjący już podpułkownik Leszek Drewniak? Przede wszystkim na kontraście „my elita” i szary motłoch w mundurach. Oto jego wypowiedzi: „ Żołnierz z poboru nadaje się do stania na bramie (…) Wojsko z poboru to zbieranina ludzi, którzy nie zostali przesiani przez sito, od neurotyków po dewiantów”. Na tym tle lśni Grom, który za pomocą długotrwałego szkolenia i wzajemnego zaufania odnosił sukcesy w rodzaju „aresztowania terrorystów w Afganistanie i zdobywania platform wiertniczych w Iraku”.
Właśnie takie myślenie rujnuje specyfikę armii jako zbrojnego ramienia narodu. Mamy po prostu grupkę herosów o mentalności klasycznie najemniczej, wykonujących akcje pod obcym dowództwem i dla obcych interesów. Powszechny skandal wywołało sławne zdjęcie komandosów z Gromu, którzy po zdobyciu irackiej platformy naftowej demonstrowali z uniesieniem amerykańską flagę. Komu ci nadludzie służą, bo przecież nie Polsce.
Leszek Drewniak zapominał, że ze „zbieraniną neurotyków i dewiantów” z poboru Napoleona i paru innych wodzów w historii, zawojowała kawał Europy i zbudowała parę imperiów. Przecież i taka „zbieranina” pokonała bolszewików w 1920r., a Bitwa Warszawska jest ostatnim wielkim polskim (nie w obcych armiach!) zwycięstwem militarnym. Złapanie kilku talibów, ganianie Murzynów na Haiti albo zajęcie platformy, jest przy tym maleńkim pryszczem na kartach dziejów polskiego (amerykańskiego?) oręża.
Tzw. prawica i zlewaczała postkomuna ciągle rozumują PRL-owskimi kliszami i straszą wojskiem z „trepami” i „falą”. Tymczasem armia poborowa, pomimo swych wad , funkcjonuje jako nietuzinkowy wychowawca młodych ludzi. Ilu z nich nauczyło się w wojsku dyscypliny, nowego zawodu, nie wspominając o niezłym przygotowaniu bojowym? Garnizon w mieście był nobilitacją, dawał miejsca pracy, umacniał więź lokalnych społeczności z armią poprzez wspólne obchodzenie państwowych świąt i spotkania towarzyskie.
Puknijmy się w głowę, toż przecież nie komuna wymyśliła wojsko z poboru! Wyobraźmy sobie odbudowanie państwa i wytworzenie instynktu narodowo-obywatelskiego po 1918 r. bez powszechnej służby wojskowej. Obecna sytuacja nie jest bynajmniej zbytnio odmienna. Państwo jest pustym słowem, a naród tym bardziej; gdzie uczyć obywatela patriotyzmu jeżeli nawet armia będzie elitarnym klubem poza sferą zainteresowania żyjących w błogim pacyfizmie cywilów?
Postulat zawodowych sił zbrojnych ma swoje uzasadnienie, które wynika z postępów współczesnego pola walki. Jednakże należy stanowczo zaprotestować przeciwko kształtowi profesjonalnej armii, która wykonuje zadania kolonialnego korpusu ekspedycyjnego. Przechodzimy z poboru na zawodowstwo, aby wynajmować polskich żołnierzy do tzw. misji pokojowych lub enigmatycznej walki z terroryzmem. O tym bez przerwy mówią kolejni ministrowie obrony i ideolodzy proamerykańskiego i prosyjonistycznego atlantyzmu. W ten sposób ogołocimy z wojska nie tylko polską tkankę społeczną, lecz i samą Rzeczypospolitą. Narodowa opcja ideowa zawsze podkreślała doniosłą rolę wojska w systemie obronno-wychowawczym państwa. Dlatego nie odrzucamy koncepcji zawodowego jądra armii, ale obudowanego ograniczonym obowiązkiem powszechnej służby wojskowej
Warto też rozważyć ustawowe pozwolenie na powstawanie szerokich, paramilitarnych formacji obywatelskich, gdzie mogliby znaleźć miejsce Polacy, którzy obok pracy zawodowej chcą realizować swe militarne pasje (musztra, strzelectwo, podstawy szkolenia służb pomocniczych na tyłach, taktyki, strategii itd.). Instruktorami w tego typu grupach byliby oficerowie i podoficerowie służby czynnej – ale głównie renciści i emeryci, pragnący dalej w mundurze oddawać własny czas ojczyźnie. Szczególnie ten ostatni pomysł pozwoli nasycić militarnym pierwiastkiem szersze warstwy narodu.
Niech istnieje wyspecjalizowana armia zawodowa, poborowa rezerwa (przynajmniej 500 tys. osób, dużo szersza od de facto półzawodowych Narodowych Sił Rezerwowych), ale również paramilitarna alternatywa dla 2-3 milionów rodaków. Pamiętajmy – wojsko w różnych formułach to nie tylko maszynka do strzelania, lecz w zasadniczej mierze system wychowawczy z silnym rdzeniem narodowo-patriotycznym. O tym powinien pamiętać każdy Polak.
Robert Larkowski http://sol.myslpolska.pl/ _________________ http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee
http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp |