Grupa: Administrator
Posty: 1196 #1711596 Od: 2012-7-18
| Przetarg na woźnych sądowych - pierwszy taki w Polsce - postanowił przeprowadzić Sąd Apelacyjny w Szczecinie. - Zaczyna się upadlanie ludzi nawet w instytucjach, które mają dbać o sprawiedliwość - komentuje szef Solidarności w regionie Najbardziej zaskakująca była forma rekrutacji nowych pracowników: nie nabór, nie konkurs, tylko właśnie przetarg.
Ogłoszenie ukazało się na stronie szczecin.sa.gov.pl. Kandydaci na woźnego sądowego mogli do piątku do godz. 11 składać dokumenty. Warunki przetargu? Chętni musieli m.in. wskazać "spodziewane wynagrodzenie brutto" (w "Ogłoszeniu o przetargu na pracowników" podkreślono to wytłuszczonym drukiem).
Jaka stawka jest nie za wysoka?
- Zaproponowałam ok. 7 zł brutto na godzinę - twierdzi 50-latka po studiach (nie chce ujawniać nazwiska), którą spotkaliśmy w sądowym Biurze Obsługi Interesantów. Niechętnie się wypowiada, bo od kilku lat bez efektu szuka pracy. Popytała na mieście, jaką stawkę podać w swojej ofercie, by nie była zbyt wysoka. Bo chciałaby w końcu coś znaleźć. 13 stycznia dowie się, czy przeszła do następnego etapu przetargu - rozmowy kwalifikacyjnej.
Szczeciński sąd chce zatrudnić trzech woźnych na umowę-zlecenie do grudnia 2014 r. Będą m.in. odbierać i przygotowywać korespondencję, rozwozić akta na sale rozpraw. Jeden z nich będzie miał szerszy zakres obowiązków - podobny do pracownika biurowego z dostępem do części dokumentacji.
Skąd pomysł na przetarg?
- Nie mamy etatów, a wydziały muszą jakoś funkcjonować - mówi autor nowatorskiego rozwiązania Roman Bilski, dyrektor Sądu Apelacyjnego w Szczecinie. Zainspirowało go to, co zdarzyło się, gdy ogłosił nowy przetarg na ochronę sądu. W ubiegłym roku płacił firmie ochroniarskiej 8,5 tys. zł miesięcznie. A w tym roku będzie płacił 7,7 tys. Firmy ochroniarskie, w nadziei na wygraną w przetargu, zaoferowały niższe stawki.
Dyrektor zarzeka się, że jemu wcale nie chodzi o to, by znaleźć najtańszych pracowników. - Najbardziej liczą się kwalifikacje - zapewnia.
Dostrzegł głód pracy
Dlaczego więc w ogłoszeniu nie podkreślił kwalifikacji, ale właśnie wynagrodzenie? Dyrektor twierdzi, że dostrzegł "głód na rynku pracy". Chciał się przekonać, jaki on jest faktycznie, "zrobić rozeznanie".
Zobaczył głód ogromny. Stopa bezrobocia w Zachodniopomorskiem sięga 17,4 proc. W regionie jest 107 tys. zarejestrowanych bezrobotnych.
W sądowym przetargu wystartowało 28 chętnych. M.in. mężczyzna (w CV ma same kierownicze stanowiska), który oczekuje 2,8 tys. zł. Ale większość kandydatów chciałaby około 1,6-1,8 tys. zł. Choć są i gotowi pracować za 1250 zł brutto czy właśnie 7 zł na godzinę.
- I tak będziemy woźnym płacić 1,7 tys. zł brutto. Jeśli nawet ktoś oczekiwał mniej, ale będzie miał dobre kwalifikacje, to tyle mu zaproponujemy. Będziemy im opłacać ZUS. Chcemy, żeby ci ludzie byli zadowoleni. Mogłem jak inne sądy zatrudnić ludzi przez agencję pracy tymczasowej, ale wtedy dostaliby jeszcze mniej, bo pośrednik musiałby coś zarobić.
Urzędnicy się dziwią, zapowiadają kontrolę
- Przetarg na pracowników? - dziwią się kolejno w powiatowym i wojewódzkim Urzędach Pracy, w Państwowej Inspekcji Pracy, a nawet Ministerstwie Pracy, gdzie pytam o taką formę pozyskiwania pracowników. - Pierwsze słyszę - mówią po kolei urzędnicy.
Nie dowierzają, każą sobie przesyłać link do ogłoszenia. Po przeczytaniu ogłoszenia komentują: - To chyba jakieś niefortunne określenie.
- Będziemy musieli sprawdzić, zwłaszcza to, czy sąd może zatrudnić te osoby na umowy zlecenia - mówi Grażyna Pawlata-Ich z PIP w Szczecinie. - Bo jeśli to byłaby praca w tym samym miejscu, czasie i pod nadzorem, to powinna to być umowa o pracę.
PIP zapowiedziała, że skontroluje, czy rodzaj zawieranych przez sąd apelacyjny umów, w tym umów cywilnoprawnych, jest zgodny z charakterem pracy zatrudnionych.
Podadzą sąd do sądu pracy?
Gdyby się okazało, że sąd łamie prawo, wezwą go do zmiany umów. Pawlata-Ich wyjaśnia, że PIP może nawet wystąpić w imieniu pracowników do sądu pracy. O ile ci pracownicy będą tego chcieli. Nie wiadomo jednak, czy woźni się na to zdecydują, zwłaszcza ten z apelacyjnego sądu pracy.
Co roku PIP w całym kraju interweniuje w podobnych sprawach. Dzięki temu w 2012 r. umowę o pracę zyskało 5,4 tys. Polaków zatrudnionych na umowy cywilnoprawne i 3,4 tys. pracujących bez żadnej umowy.
Dyrektor się wycofuje
Już w trakcie rozmowy z naszym dziennikarzem dyrektor Bilski żałował, że dał takie ogłoszenie. Godzinę później (trzy godziny po terminie przyjmowania ofert) na stronie internetowej zamieścił sprostowanie, że nie chodziło mu o przetarg, ale o zwykły nabór.
Solidarność: To upodlanie ludzi
O ocenę zorganizowania przetargu na pracowników poprosiliśmy Mieczysława Jurka, przewodniczącego zachodniopomorskiego regionu NSZZ "Solidarność". Oto jego komentarz:
Przetarg na pracowników to po prostu wykorzystywanie poziomu bezrobocia w naszym regionie. Bulwersujące, że ktoś wpadł na taki pomysł. A zwłaszcza że wpadł na to w sądzie. Zaczyna się upadlanie ludzi nawet w instytucjach, które mają dbać o sprawiedliwość i godność pracowników. Przecież są przyzwoite procedury zatrudniania. Można było np. ogłosić konkurs. Nie wierzę w tłumaczenie dyrektora, że chodzi tylko o niefortunną nazwę. Po co kazałby ludziom podawać, jakiej płacy oczekują? Chce wiedzieć, jak są zdesperowani. Samotna matka czy ktoś, kto ma w rodzinie chorego bliskiego, zgodzą się na wszystko, byle utrzymać dom. Wygląda to tak, jakby dyrektor już na starcie chciał wiedzieć, kto się później nie postawi. Z kim pracodawca będzie mógł zrobić co zechce. Dopiero gdy "Wyborcza" zainteresowała się sprawą, dyrektor się wycofuje: tłumaczy jak dziecko, mydli oczy. Moim zdaniem na starcie upodlił ludzi. http://szczecin.gazeta.pl
|