Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1847594 Od: 2014-5-4
| "Zaraz po katastrofie, gdy wracałam z Warszawy, chciałam chwycić za telefon i powiedzieć, że już dojechałam. To są nawyki, rodzinne rytuały, które są częścią mnie i już do końca pozostaną w mojej pamięci. Brakuje mi rodziców. Odczuwam to codziennie. Brakuje mi rozmów, zwyczajnego kontaktu" - przyznaje w rozmowie z Dorotą Łosiewicz Marta Kaczyńska. 21 maja do księgarń trafiła książka "Moi rodzice", wywiad-rzeka z córką zmarłej w katastrofie smoleńskiej pary prezydenckiej. Bratanica Jarosława Kaczyńskiego dodaje, że choć pewnie nigdy nie pogodzi się z tym, że jej rodzice tak wcześnie i niespodziewanie odeszli, to jednak czuje odpowiedzialność związaną z pielęgnowaniem dobrej pamięci o nich. "Nie chciałabym, żeby idee, którym wierny mój tata, moi rodzice, odeszły wraz z nimi" - stwierdza.
W książce opisuje proces "zakłamywania rzeczywistości", który jej zdaniem ma miejsce po katastrofie, wszelkie informacje na jej temat są rozmywane, a ci, którzy stawiają pytania, są zakrzykiwani. Marta Kaczyńska uważa, że tezę o zamachu w Smoleńsku należy badać. "Widać dziś, że każdy fragment oficjalnej wersji wzięty pod lupę nie wytrzymuje krytyki. Naukowcy wskazują np., że nawet gdyby przyjąć opis oficjalny, gdyby samolot rzeczywiście po wykonaniu beczki uderzył plecami o ziemię, to skala zniszczeń nie mogłaby być tak ogromna, a lej wyryty w ziemi byłby dużo głębszy. Pojawiają się wątpliwości, kiedy tak naprawdę złamała się słynna brzoza" - wymienia. Jej zdaniem zastanawia także wiele okoliczności związanych z remontem samolotu i przygotowaniem go do feralnego lotu.
Kaczyńska sugeruje, że wielu osobom zależało i wciąż zależy na ukryciu prawdy o tym, co naprawdę zdarzyło się 10 kwietnia. "Może chcieliby zataić swój udział w katastrofie? Może podjęli grę przeciwko prezydentowi własnego kraju z przywódcą Rosji? Może mieli informacje o fatalnym stanie lotniska na kilka tygodni przed katastrofą i tę wiedzę, celowo lub nie, zbagatelizowali? A może z góry odrzucili informację o zagrożeniu terrorystycznym? A może na ukryciu prawdy zależy również tym, którzy latami podważali autorytet prezydenta, osłabiając go do granic możliwości?" - zastanawia się.
Marta Kaczyńska po raz pierwszy opowiada o rodzicach. W książce "Moi rodzice" zdradza szczegóły z życia Marii i Lecha, nie brakuje w niej też opowieści o Jarosławie. Poznaj nieznane fakty z życia rodziny Kaczyńskich, zobacz unikalne zdjęcia z prywatnego archiwum Marty Kaczyńskiej! Opowiadali jej historie o wielkim kocurze
"Na zdjęciach z mojego wczesnego dzieciństwa widać tatę, który mnie karmi i usypia. Wiem jednak, że gdy byłam niemowlakiem, obawiał się zostawać ze mną sam na sam. Rodzice opowiadali mi np., że pewnego dnia, gdy tata przejął nade mną całkowitą opiekę, po powrocie mama zastała mnie siedzącą na rozłożonej pieluszce. Tata poradził sobie z pozbyciem się brudnej pieluchy i higieną, ale nie był w stanie prawidłowo zawiązać świeżej" - wspomina Marta Kaczyńska.
Zdradza, że ojciec wspólnie ze stryjem opowiadał jej, kiedy miała cztery-pięć lat, opowieści o wielkim kocurze, który przeżywał różne przygody. "Kiedy już trochę podrosłam, a ojcu i stryjowi skończyła się wena twórcza do wymyślania kolejnych opowieści, kot wyjechał do Afryki i został tam na zawsze" - mówi.
Rodzice Marty Kaczyńskiej bardzo kochali zwierzęta - mieli dwa psy Tytusa i Lulę oraz dwa koty Molly (Lech Kaczyński często sypiał z nią na jednej poduszce) i Rudolfa. Co się stało ze zwierzakami po katastrofie? "Tytus miał zawał w 2009 r. w Juracie. Luli niestety nie mogłam zabrać po katastrofie. Po prostu nie miałam jak się nią zająć. Kursowałam między Sopotem a Warszawą. Lula była zaprzyjaźniona z przyjaciółmi rodziców, oni wzięli ją więc do siebie i nie było mowy o tym, by się z nią rozstali. Niestety, też niedawno odeszła po ciężkiej chorobie. Rudolf powędrował z panią z sekretariatu i mieszka w Warszawie, a Molly odeszła znacznie wcześniej" - czytamy w "Moi rodzice".
Książka "Moi rodzice" Marty Kaczyńskiej dostępna na Allegro. Sprawdź ceny i wybierz najlepszą ofertę! W latach 80. bardzo dużo palili, nawet niedopałki
Marta Kaczyńska opowiada, że jej matka od pierwszej chwili, gdy poznała przyszłego męża, który miał zostać jej sąsiadem, troszczyła się o niego. Dbała, żeby zawsze miał odpowiednio skrojony garnitur i dobrze zawiązany krawat, bo Lech Kaczyński takimi sprawami się w ogóle nie przejmował. Co prawda, zawsze nosił ze sobą grzebień, lecz nie zawsze pamiętał, żeby go użyć. Żona starała się więc go w tym wyręczać. "Tata nie robił sobie samodzielnie zakupów. Chyba tylko raz w latach 80. udał się po buty i wrócił z pierwszą lepszą parą, której później ani razu nie włożył" - opowiada Marta Kaczyńska.
Dowiadujemy się, że w latach 80. Maria i Lech Kaczyńscy bardzo dużo palili, nawet niedopałki, gdy brakowało papierosów. Prezydentowa rzuciła palenie w połowie lat 80. Po bardzo poważnym zatruciu, jej mąż jednak niezmiennie palił dużo. Zrezygnował dopiero, gdy dostał ataku choroby wrzodowej i trafił do szpitala. Córka przyznaje, że tak samo jak nie przywiązywał wagi do swojego wyglądu, ojciec nie dbał o własne zdrowie. Zdarzało się, że gdy bardzo dużo pracował, potrafił nie jeść przez cały dzień. "Tak ich zapamiętałam: czułych, patrzących na siebie z miłością"
"Właśnie tak ich zapamiętałam: czułych, patrzących na siebie z miłością. Nasz dom wypełniony był uczuciem, ciepłem, wzajemnym zrozumieniem i poczuciem humoru. Byliśmy ze sobą mocno związani" - przyznaje Marta Kaczyńska w "Moich rodzicach".
Opowiada, że rodziców poznali ze sobą wspólni znajomi z Wydziału Prawa Uniwersytetu Gdańskiego. Lech Kaczyński podobno oczarował swoją przyszłą żonę nie tylko inteligencją i wiedzą, ale również empatią, którą wykazał w związku ze śmiercią dziadka Marty Kaczyńskiej, Czesława. "Myślę, że dla taty bardzo ważna była wrażliwość i troskliwość mojej mamy. Sądzę, że zaimponowała mu także biegła znajomość kilku języków i jej ciekawość świata oraz bezkompromisowy optymizm" - stwierdza córka. Mówił do żony: "Przepraszam cię, Maluszku" i było po wszystkim
Maria i Lech Kaczyńscy rzadko się kłócili. Ich córka pamięta z lat 80., jak ojcu zdarzyło się kilka razy zdenerwować i wyjść z domu na spacer. Po powrocie mówił do żony: "Przepraszam cię, Maluszku" i było po wszystkim. Maria Kaczyńska zawsze miała swoje zdanie, ale wiedziała, kiedy jest odpowiedni na zakończenie dyskusji.
Czasami Lech Kaczyński się denerwował, gdy żona zbyt długo szykowała się przed wyjściem. "Trzeba przyznać, że mama nie lubiła się spieszyć. Pamiętam, jak kiedyś, gdy mieszkaliśmy w Warszawie, tata ze zdenerwowania rzucił na podłogę swój płaszcz, co w sumie było dość zabawne, i chwilę później wszyscy się z tego śmialiśmy" - opowiada córka pary prezydenckiej.
Jej rodzicom nie zdarzało się do siebie nie odzywać. Lubili długie spacery, umawiali się na nie z przyjaciółmi i potrafili brzegiem morza przejść razem kilka kilometrów, uwielbiali też wędrówki po lesie. "Jest sam, ale bije od niego ogromna siła"
Stryj jest bardzo bliski Marcie Kaczyńskiej. "Jest sam, ale bije od niego ogromna siła" - stwierdza bratanica prezesa PiS. Zdradza, że potrafi do późnych godzin nocnych pracować, by następnego dnia wstać wcześnie i sprawiać wrażenie wypoczętego. "Co najważniejsze, ma w sobie ogromną wiarę i determinację, by aktywnie działać dla Polski" - dodaje.
Bratanica ujawnia, że Jarosław Kaczyński nie jest typem człowieka, który chce mówić o swoich emocjach. Natomiast ona z tembru jego głosu, z tego, jak się zachowuje, wie, jakie uczucia towarzyszą mu w danym momencie. "Stryj jest dla mnie, podobnie jak ojciec, autorytetem. Jest dobrym człowiekiem, niezwykle skromnym i bezinteresownym. Ma ogromną wiedzę, którą stale poszerza, mnóstwo czytając. Słuchanie go jest przyjemnością. Opowiada barwnie i zawsze z pewną dozą poczucia humoru. Jest też ciągle ciekaw moich spraw i problemów mojego pokolenia" - mówi w rozmowie z Dorotą Łosiewicz. "PS Jarek przywiózł forsę"
Zapytana o to, czy kiedykolwiek bała się stryja, opowiada: "nigdy w życiu". Zdradza, że stryj był zawsze bardzo blisko jej ojca, jednak nie mieli stałego, codziennego kontaktu, bo mieszkał w Warszawie, a oni w Trójmieście. Widywali się w święta, spędzali wspólne wakacje. W latach 80. Jarosław bardzo pomagał rodzinie brata finansowo. W jednym z listów, które Lech Kaczyński napisał do żony tuz po urodzeniu Marty, widnieje informacja: "PS Jarek przywiózł forsę".
Okazuje się, że stryj przywoził im także... jedzenie. "Tata pracował wówczas na uczelni, mama zrezygnowała z pracy, żeby być ze mną w domu" - tłumaczy Marta Kaczyńska. Stryj pomagał także swojej bratanicy po urodzeniu pierwsze córki Ewy, kiedy ona i jej mąż jeszcze studiowali. Stryj co miesiąc pakował część swojej poselskiej pensji w kopertę i przysyłał do Sopotu. "Byli sobie bezwzględnie oddani. Tej relacji nie pojmie nikt, kto nie ma brata bliźniaka"
"W dzieciństwie tata mówił na stryja Jarkacz. Tata był Lechkaczem" - zdradza Marta Kaczyńska. Lecha i Jarosława łączył specyficzny rodzaj więzi. Byli sobie bezwzględnie oddani. "Myślę, że tej relacji nie pojmie nikt, kto nie ma brata bliźniaka" - stwierdza. W wakacje mieli czas na długie rozmowy podczas spacerów w lesie, na co dzień częściej niż osobiście rozmawiali przez telefon.
"Tata był wobec stryja bardzo opiekuńczy, martwił się o niego, więc często dzwonił 'kontrolnie?, żeby zapytać, ot tak, po prostu, co słychać, czy wszystko w porządku. Przeważnie robił to późnym wieczorem, przed zaśnięciem" - ujawnia w rozmowie z Dorotą Łosiewicz. Bratanica prezesa PiS zaprzecza jakoby ich kontakty sprowadzały się do gorącej linii politycznej, regularnych konsultacji. "Ośrodek prezydencki był odrębny i niezależny od partii" - stwierdza.
Marta Kaczyńska została zapytana także o to, czy jej rodzice próbowali swatać stryja. Córka pary prezydenckiej nie przypomina sobie takiej sytuacji. Zdradza, że w młodości Jarosław Kaczyński był z kimś związany, ale później działalność polityczna pochłonęła go do tego stopnia, ze nie myślał o założeniu rodziny. "Wiem, że do dziś ma powodzenie. Czasem słyszę różne plotki i przekazuję je stryjowi, a on zawsze żartuje np. mówiąc, że 'jedna z pań rozbiła się pod domem w namiocie, a druga śpi na kanapie w salonie'. Stryj wybrał samotną drogę i tak zostanie. Nie jest to łatwe, zwłaszcza gdy straciło się najbliższą rodzinę. Ma jednak wielu przyjaciół i znajomych" - mówi. "O! Druga tata"
Córka Lecha Kaczyńskiego ujawnia, że nigdy nie zdarzyło jej się pomylić ojca i stryja, z wyjątkiem jednej sytuacji, gdy była jeszcze bardzo mała, ale już trochę mówiła. "Stryj przyjechał do nas wówczas w odwiedziny. Najpierw zobaczyłam tatę i podobno zawołałam radośnie: 'Tata!'. A potem ujrzałam stryja i powiedziałam z lekkim zaskoczeniem: 'O! Druga tata'" - opowiada. Poza tym zdarzało jej się kilka razy nie rozpoznać ojca przez telefon, bo on i Jarosław Kaczyński mieli podobny ton głosu. Łączyły ich także pewne gesty, mimika, ale byli jednak różni. Zdaniem Marty Kaczyńskiej, mylić ich z wyglądu mogły tylko osoby, które ich nie znały. Marta Kaczyńska przyznaje, że po śmierci Lecha Kaczyńskiego zdarzyła się kilkakrotnie taka sytuacja, że gdy zobaczyła stryja z tyłu, pomyślała przez sekundę: "tata", podobieństwo było tak uderzające. Zawsze jednak stara się szybko unikać od takich skojarzeń, bo łączą się z nimi zbyt duże emocje.
Marta Kaczyńska przyznaje, że jej stryj nie jest typem dziadka, który pobawi się w berka z jej córkami, ale lubi z nimi rozmawiać i żartować. "Jest bezkonkurencyjny w opowiadaniu wymyślonych, śmiesznych historii z kamienną twarzą tak, że ci, którzy go słuchają są przekonani, że opowiada o zdarzeniach, które miały miejsce. Zawsze, kiedy się spotykamy, stara się mieć dla dziewczynek prezent" - zdradza. Bardzo przeżyli jego śmierć. "Wtedy pierwszy i ostatni raz widziałam, jak tata płacze"
Marta Kaczyńska opowiada też o swoim dziadku Rajmundzie (na zdjęciu). W dzieciństwie jej ojca i stryja, Rajmund pracował na kilku etatach, żeby zapewnić rodzinie jak najlepszy byt. Był bardzo opiekuńczym ojcem, może nawet trochę nadopiekuńczym. Zdaniem Kaczyńskiej było to spowodowane tragicznymi doświadczeniami z dzieciństwa - jego rodzeństwo odeszło przedwcześnie, dlatego tak dbał o zdrowie synów. Jak zdradza córka Lecha Kaczyńskiego, jej dziadek starał się zawsze dużo rozmawiać z synami. Ona sama zawsze mu współczuła, bo u prawej ręki nie miał kciuka. Stracił go w pierwszych dniach Powstania Warszawskiego, w którym dowodził 7. Drużyną kampanii K1 Pułku "Baszta".
Opowiada, że Rajmund Kaczyński uwielbiał czytać i strofował ją, gdy okazało się, że nie znała którejś z lektur. Zdenerwował się np., że nie przeczytała "Wojny i pokoju". Jako inżynier miał też zwyczaj przepytywania wnuczki z matematyki. Wiele razy też chciał się przekonać, na jakim poziomie jest jej angielski, ale nie zawsze udawało mu się wciągnąć wnuczkę w rozmowę w tym języku.
Pod koniec życia Rajmund Kaczyński ciężko zachorował. Zdaniem wnuczki to, że mnóstwo palił, bardzo zaszkodziło jego zdrowiu. Dzwonił do niej ze szpitala, narzekając, jak bardzo nie chce w nim być. Zmarł nie doczekawszy wyborów prezydenckich w 2005 r. "Tata i stryj bardzo przeżyli jego odejście. Wtedy pierwszy i ostatni raz widziałam, jak tata płacze" - ujawnia Marta Kaczyńska. Przyjaciółki żartowały, że Leszkowi nie można podawać daty urodzin, bo zawsze będzie wiedział, ile która ma lat
Lech Kaczyński zawsze pamiętał o rocznicach i świętach, kupował żonie kwiaty i jakiś jubilerski drobiazg, np. pierścionek. Sam nie przywiązywał wagi do prezentów - niespecjalnie interesowały go zegarki czy krawaty. Największą przyjemność sprawiały mu muzyka i książki. Przeważnie czytał kilka pozycji równolegle. Pochłaniał przede wszystkim książki historyczne, przed śmiercią czytał "Wojnę z Rosją 1920". Interesował się również literaturą współczesną, cenił prozę Jacka Dehnela, z zainteresowaniem przeczytał "Reisefieber" Mikołaja Łozińskiego.
Lech Kaczyński nie miał żadnego notatnika, wszystkie daty urodzin, imienin, rocznic miał w głowie. Nie tylko rodziny, ale także przyjaciół. Niektóre przyjaciółki żartowały, że Leszkowi nie można podawać daty urodzin, bo zawsze będzie wiedział, ile która ma lat. Zawsze obchodził Dzień Kobiet. "Dostawałam od niego wtedy piękne kwiaty. Mówił, że ma coś z okazji Dnia Kobiet dla dużego i małego Babusika. To zawsze mnie wzruszało" - wspomina jego córka. "Posiłek był dość obrzydliwy, ale tata, nie komentując tego, wszystko zjadł"
Z książki możemy się też dowiedzieć, jakie były kulinarne upodobania zmarłego prezydenta. Otóż Lech Kaczyński uwielbiał pieczonego kurczaka z ziemniakami i zupę pomidorową z makaronem. Przepadał też za chlebem, zwłaszcza takim przyprószonym mąką, wyglądającym jak prawdziwy, wiejski. "I choć mama twierdziła, że zaokrąglony brzuch taty to właśnie wynik jedzenia białego pieczywa w zbyt dużych ilościach, potrafiła jeździć do odległego miejsca, żeby kupić mu właśnie taki chleb, jaki lubił najbardziej" - stwierdza jego córka.
Kaczyńska opowiada, jak któregoś dnia pod nieobecność mamy, przygotowała z kolegą wegetariański obiad, którego głównym daniem były nie najlepiej doprawione kotlety sojowe. "Posiłek był dość obrzydliwy, ale tata, nie komentując tego, wszystko zjadł" - wspomina. Maria Kaczyńska nie była wybredna. Ceniła zdrową kuchnię, zawsze starała się, by jej najbliżsi jedli dużo warzyw i owoców. "Tusk to człowiek o dwóch twarzach"
Zapytana o to, czy w latach 80. w domu jej rodziców Donald Tusk, Marta Kaczyńska nie przypomina sobie takich wizyt. "Być może odwiedził nas za czasów, gdy mieszkaliśmy na Armii Krajowej. Wcześniej przez dobrych kilka lat byliśmy sąsiadami z jednej dzielnicy. Pamiętam, że kiedyś mama zwróciła się z prośbą do Małgorzaty Tusk o przekazanie tacie koszuli, kiedy był w Warszawie" - odpowiada. Przyznaje jednak, że jej ojciec lubił rozmawiać z Tuskiem. Jednak porównując opowieści Lecha Kaczyńskiego z zachowaniem premiera w mediach, Marta Kaczyńska miała wrażenie, że to człowiek o dwóch twarzach. "Można z nim było kilka godzin o czymś rozmawiać, umawiać się na konkretne rozwiązania, a potem okazywało się, że ustalenia nie były dotrzymywane" - stwierdza. Jak mówi, taka sytuacja miała miejsce w Juracie w 2008 r., kiedy prezydent i premier rozmawiali o traktacie lizbońskim i o tym, żeby nie popierać referendum w sprawie przyjęcia traktatu.
"Rozmowa trwała wiele godzin. Ojciec był bardzo zadowolony, a potem okazało się, że Donald Tusk nie dotrzymał słowa. Podobnie zresztą było przed wyborami w 2005 r. Było dużo rozmów, wydawało się, że koalicja PO-PiS jest pewna, jednak wszystko prysło po przemówieniu Donalda Tuska na Torwarze" - opowiada.
Fragmenty książki Marty Kaczyńskiej i Doroty Łosiewicz pt. "Moi rodzice"
źródło: http://wiadomosci.wp.pl/gid,16617852,kat,1342,title,Tajemnice-Marii-i-Lecha-Kaczynskich,galeria.html
|