NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » O SZKOLNICTWIE WYŻSZYM ROZWAŻANIA NIEPOPULARNE

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

O szkolnictwie wyższym rozważania niepopularne

  
MareczekX5
07.02.2013 16:25:53
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)

Grupa: Administrator 

Posty: 7596 #1176334
Od: 2012-7-24
Za: http://marucha.wordpress.com/2013/02/07/o-szkolnictwie-wyzszym-rozwazania-niepopularne/

Uniwersytet na rynku? A może raczej na bazarze lub w supermarkecie?

Przecież dzisiaj każdy może studiować, tak samo jak każdy może kupować marchewkę w Lidlu. Nawet nie trzeba mieć szczególnych predyspozycji – wystarczą pieniądze, żeby posiadanie przed nazwiskiem co najmniej skrótu “lic.” stało się całkiem realne i możliwe do osiągnięcia. Jeśli nie na państwowej uczelni, to na prywatnej.

Czy ideał już sięgnął bruku? Może jeszcze nie, ale niebezpiecznie się do niego zbliża. W końcu jeśli się świadczy “usługi edukacyjne”, to trzeba ich zakres dostosować do wymagań “klientów”. Czy to przypadek, że proces, który od jakiegoś czasu maltretuje polskie uczelnie, nazywa się “boloński”? Nawet jeśli trudno w to uwierzyć, skojarzenie nasuwa się samo – właśnie w Bolonii powstał w 1088 r. najstarszy uniwersytet, rządzony przez studentów, którzy wynajmowali profesorów i płacili im za nauczanie, czyli “świadczenie usług”! Model ten na szczęście wówczas się nie przyjął i ustąpił miejsca paryskiemu, w którym uczelnią zarządzali profesorowie [1].

Oczywiście nie sposób posądzać współczesnych reformatorów o sentyment do “ciemnego średniowiecza”, kieruje nimi raczej resentyment – wobec uniwersytetu klasycznego. Zapewne woleliby “postnieklasyczny”, w którym nie ma miejsca na poszukiwanie prawdy absolutnej, a “Nauka rozpatrywana jest (…) jako swoiste przedsiębiorstwo społeczne, którego cele i wartość ustalane są poprzez zamówienie społeczne, wyrażone w sposób jawny lub ukryty” [2]. I nawet trudno się temu dziwić. W świecie zdominowanym przez relatywizm oraz utylitaryzm nie ma miejsca na bezinteresowne zdobywanie obiektywnej wiedzy. Konieczność konfrontowania swoich poglądów z rzeczywistością jest zbyt trudna, bo czasami trzeba uznać, że rację ma ktoś inny. Łatwiej głosić równoprawność różnych, nieraz sprzecznych, “punktów widzenia”.

Jak w takiej sytuacji pogodzić się z istnieniem miejsca, gdzie tego typu myślenie jeszcze do końca się nie zagnieździło? Stąd pomysły “reinterpretacji idei uniwersytetu”, która podobno “znajduje się w sprzeczności z sytuacją kulturową”, bo “nie istnieje jedna wiedza”, a świat współczesny “z natury wymyka się poznaniu”. Stąd próby oceniania wiedzy “nie na podstawie jej prawdziwości, lecz na podstawie znaczenia praktycznego” [3]. Teraz może być już tylko coraz gorzej…

Bez wątpienia najbardziej zagrożona jest humanistyka, szczególnie podatna na manipulacje i wpływy rozmaitych ideologii, a w dodatku zupełnie niepraktyczna. Bo w jakim biznesie może się przydać znajomość starocerkiewnosłowiańskiego albo historii filozofii? Studenci narzekają więc, że muszą się uczyć nieużytecznych przedmiotów. I oczywiście, jeśli ich celem jest tylko zdobycie jakiegokolwiek dyplomu, a potem kariera w biznesie, to właściwie mają rację. Tylko po co biznesmenowi jakikolwiek dyplom? Po co dyplom szkoły wyższej managerowi, sekretarce, przedstawicielowi handlowemu, sprzedawcy? Żeby nim pomachać przed oczami potencjalnego pracodawcy, zrobić wrażenie, a potem schować w szufladzie do czasu następnej rekrutacji? Najwyższy czas uświadomić sobie, czym uniwersytet jest, a czym nie jest i być nie może!

Według “Powszechnej Encyklopedii Filozofii”, “Uniwersytet (łac universitas magistrorum et scholarium)” to “zespół nauczających i ich słuchaczy biorących udział w określonym studium na określonym terenie; wszechstronne metodyczne uprawianie wiedzy naukowej i jej przekazywanie na poziomie możliwie najwyższym w danej epoce kulturowej, stąd charakter i poziom naukowy u. świadczy o poziomie kultury społeczności, w której u. działa” [4].

Właśnie: “wszechstronne metodyczne uprawianie wiedzy naukowej”, a nie zdobywanie umiejętności, jak by chcieli współcześni reformatorzy. Owszem, umiejętności są ważne, ale ich cel jest odmienny. “Celem nauki są także prawdy interesujące same przez się, podczas gdy w umiejętnościach chodzi tylko o prawdy praktycznie cenne” [5].

Uniwersytet zatem nie kształci umiejętności, nie przede wszystkim. Nie przygotowuje też do wykonywania zawodu. Studenci, pod kierunkiem wykładowców, zgłębiają interesującą ich dziedzinę, doskonaląc przy tym umiejętności analizowania, wyciągania wniosków, pisania i przekazywania wiedzy. Doskonaląc! – bo kto ich nie posiada, nie powinien się w ogóle wybierać na studia. Tylko jak to sprawdzić, skoro egzaminy wstępne skasowane, i żeby zostać studentem, wystarczy dobrze napisać kilka testów, chyba tylko z przyzwyczajenia nazywanych jeszcze maturą. Umiejętności oczywiście powinno się zdobywać w szkole, ale też nie w oderwaniu od wiedzy!

Chyba już wszyscy widzą, że w szkolnictwie, nie tylko wyższym, źle się dzieje. Pacjent zaczął gorączkować, więc choroby nie da się ukryć. Co jakiś czas burzliwe dyskusje przetaczają się przez media, a chory już jedną nogą w grobie. I to się nie zmieni, dopóki prawidłowa diagnoza nie przedostanie się do świadomości publicznej i nie znajdzie swojego miejsca w dyskusji o polskim systemie kształcenia.

Na razie dominują w niej opinie podobne do tej, którą zaprezentował Jan Stanek, profesor w Zakładzie Fizyki Medycznej Instytutu Fizyki Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. Zaczął interesująco i jeszcze niestereotypowo: “Drodzy Młodzi Przyjaciele. Czuję się w obowiązku zwierzyć się Wam z bardzo przykrej tajemnicy. Nie jesteście – większość z Was – dobrze wykształceni, a jedynie tak Wam się wydaje” [6]. Dalej też ciekawie: “Ale czy przypadkiem nie jest tak, że zostaliście oszukani, bo chcieliście być oszukani? Czy przyszliście na studia po to, aby zdobyć wiedzę i umiejętności, czy aby uzyskać dyplom? Czy wspieraliście wymagających nauczycieli, czy zwalczaliście plagiaty, czy chodziliście na wykłady, czy nie odpisywaliście (lub dawali odpisywać) na egzaminach? Teraz jesteście oburzeni, bo uważacie, że należy się Wam praca. Pracy jest wiele, ale nie ma ludzi potrafiących ją wykonać”.

Oczywiście profesor ma tu rację. Większość studiuje dla dyplomu, jakiegokolwiek dyplomu, sądząc, że będzie on atutem na tzw. “rynku pracy”. Owszem, kiedyś był, w czasach, gdy uczelnie nie produkowały takich ilości absolwentów. Teraz “muszą”. I tu profesor też się nie myli. Jeśli “pracownicy dydaktyczni są płaceni od liczby wydanych dyplomów”, a “rzetelne wypełnianie obowiązków dydaktycznych nieuchronnie prowadzi do zawodowej klęski”, trudno się dziwić, że “naukowcy z szafarzy wiedzy stali się handlarzami marzeń”.

Dalej jednak myśl profesora zbacza niestety na manowce “ponowoczesności”… Twierdzi, że “ilość dostępnej wiedzy uległa zwielokrotnieniu, a umysł ludzki, “nasza jednostka centralna”, się nie zmienił”, trzeba więc… przeprogramować mózg! “Jego zasoby wykorzystać jako pamięć operacyjną z szybkim dostępem do pamięci zewnętrznej, na przykład do internetu”. Ma to być “nowy wzór wykształcenia”. Jakiego wykształcenia? Co to za “wykształcony” człowiek, który nie umie sobie poradzić bez laptopa i dostępu do internetu? Pojawią się rzesze “wykształconych” nieuków, bez żadnej wiedzy, uzależnionych od “zewnętrznych pamięci”. I będzie to jeszcze większe oszustwo niż to obecne! Dzisiaj szkoła daje ogólną wiedzę o świecie, uczy zarówno przedmiotów ścisłych, jak i humanistycznych. Ale pan profesor uważa, że jest to “chora sytuacja”! Aż trudno uwierzyć, że pisze to człowiek, który sam niewątpliwie solidne wykształcenie odebrał, również ogólne. W imię czego chce wmówić młodym, że bez ogólnej wiedzy będą mogli nazywać się ludźmi wykształconymi?

To prawda, ilość dostępnej wiedzy jest dziś ogromna, nie sposób zgłębić całej. Podobno Goethe był ostatnim człowiekiem, który wiedział wszystko. Tylko dlaczego popadać w skrajności, twierdząc, że skoro nie można posiadać całej wiedzy, to lepiej specjalizować się w jakimś minimalnym wycinku? W dodatku przechowując go, zamiast w głowie, na “zewnętrznych nośnikach”? Nie każda nowa wiedza jest warta tego, aby ją przyswajać, a minimum, obowiązujące wykształconego człowieka, nie zmienia się zbytnio. Paryż nadal jest stolicą Francji, rocznicę bitwy pod Grunwaldem ciągle obchodzimy 15 lipca, a 2+2 w systemie dziesiętnym niezmiennie daje 4. Nasz mózg rozwija się, przyswajając informacje, a uczenie się na pamięć tylko zwiększa jego możliwości. Bez wiedzy również umiejętności są bezużyteczne. Wyobraźmy sobie np. mistrza ciętej riposty, który podczas najgorętszej wymiany poglądów co kawałek musi zaglądać do internetu. Czy ktokolwiek traktowałby go poważnie? Nie mówiąc już o tym, że trudno mieć własne poglądy bez prawdziwej wiedzy. Chyba, że chodzi o jakiekolwiek poglądy, wzięte z księżyca bądź telewizora, czyli z cudzej głowy.

Wiedza chroni przed manipulacją. To zdumiewające, jak ogromne jej zasoby są dziś dla przeciętnego człowieka niedostępne, nie dlatego, że przestały istnieć, albo że są tajne czy nieosiągalne. Po prostu mało kto wie, że istnieją i są tak ważne! Ale i tak większość myśli, że pozjadała wszystkie rozumy. A może właśnie o to chodzi? Obalić autorytety, każdy niech ma swoją “wiedzę”. Nieważne, że szanowany profesor zgłębiał swoją dziedzinę przez 40 lat albo i dłużej, zawsze można powiedzieć, że jest głupi, jeśli to, czego naucza, nam nie pasuje. Sofiści pokazali, że każdą bzdurę da się obronić, zwłaszcza w dyskusji z kimś, kto nigdy nie uczył się logiki. A kto dziś uczy się logiki?

Te rozważania mogą zaprowadzić nas na skraj pesymizmu, skąd nie ma już odwrotu. Sytuacja rzeczywiście wygląda niewesoło. Szkolnictwo potrzebuje pilnie kontrrewolucji i to na wszystkich szczeblach! Kontrrewolucji, która nie zdobędzie uznania ani wśród nauczycieli, ani wśród rodziców, ani tym bardziej wśród uczniów. Rządzącym też nie spodoba się, że trzeba zlikwidować gimnazja i powrócić do starej matury. Nawet osoby dostrzegające konieczność zmian, mogą odrzucać te bardziej radykalne, choć samo stwierdzenie prof. Zbigniewa Mikołejki, że “Na szybko, to należałoby się wycofać z błędnego systemu edukacyjnego i zaostrzyć progi awansu dla młodych”7, już stanowi krok w dobrym kierunku. Trzeba iść jeszcze dalej.

Dzisiejsi reformatorzy chcą przede wszystkim “uzawodowienia” szkół wyższych, aby odpowiadały one na “potrzeby społeczne”, wymagania tzw. “rynku pracy”. Nie tędy droga! Należy właśnie odwrotnie – unaukowić uniwersytety jeszcze bardziej, tak, aby przestały być atrakcyjne zarówno dla “rynku pracy”, jak i dla niezainteresowanej uprawianiem wiedzy naukowej młodzieży, która będzie się kształcić w szkołach zawodowych i na kursach, zresztą z korzyścią dla siebie, bo szybciej zdobędzie zawód a potem łatwiej pracę.

Uniwersytety zaś z molochów produkujących zastępy bezrobotnych staną się znów prawdziwymi instytucjami naukowymi. Oczywiście trzeba będzie wtedy zmienić zasady ich finansowania – nie “od studenta”, bo to właśnie rodzi patologie, a według potrzeb. Liberałom się to nie spodoba, ale rozwój polskiej nauki, wolnej od kaprysów biznesu i terroru utylitaryzmów jest ważniejszy od ideologii oraz dobrego humoru liberałów. Uniwersytety muszą być elitarne, ale predyspozycji do studiowania nie zdobywa się za pieniądze.

I tu wracamy do punktu wyjścia, do pytania o miejsce szkoły wyższej na rynku… Dzisiaj wręcz na siłę się ją tam wpycha, wmawiając studentom, że są “usługobiorcami”, spychając uczelnie na obrzeża miasta, gdzie powinno się budować co najwyżej supermarkety. Te z kolei stają się lokalnymi centrami…

Rynek to nie jest miejsce odpowiednie dla uniwersytetu. Czas to zrozumieć i wprowadzić w życie, dopóki nie jest za późno…

Przypisy
1. Patrzałek T., Nowe średniowiecze, w: Glosariusz od starożytności do pozytywizmu, Wrocław 1992, s. 54.
2. Wasilkowa W., Od uniwersytetu klasycznego do postnieklasycznego, “Tygiel Kultury” 2007, nr 10-12, s. 11.
3. Ibidem.
4. Powszechna Encyklopedia Filozofii, t. 9, Lublin 2008, s. 605.
5. Tatarkiewicz W., Historia filozofii, t. 1, Warszawa 1990, s. 24.
6. Stanek J., Profesor do młodych, wykształconych bezrobotnych: Zostaliście oszukani, “Gazeta Wyborcza”, [online], 2012. Dostępny w World Wide Web:

http://wyborcza.pl/1,76842,11633916,Profesor_do_mlodych__wyksztalconych_bezrobotnych_.html#

7. Kęsicka K., Bo gardzicie starymi, “Metro” 2012, nr 2443, s. 1.

Marzena Zawodzińska
http://www.jednodniowka.pl
_________________
http://www.youtube.com/user/MareczekX5?feature=mhee



http://praca-za-prace.iq24.pl/default.asp

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » O SZKOLNICTWIE WYŻSZYM ROZWAŻANIA NIEPOPULARNE

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny