Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1894547 Od: 2014-5-4
| „Dziady” w reżyserii Konrada Swinarskiego – 1971 (fot. Teatr Stary)
Poszukiwanie odpowiedzi na pytania o porządek świata i sens istnienia, o to, w jaki sposób ludzie mogą przyjaźnie i twórczo między sobą współżyć, jest wciąż aktualne, bo jest nieodłączną częścią ludzkiego myślenia. Obok filozofii i religii, współczesna sztuka może być również przejawem takiego poszukiwania.
Awangardowa twórczość może służyć człowiekowi do spojrzenia na nowo na problemy egzystencji, poszerzania myślowych horyzontów, do odkrywania jej nowych obszarów.
Jednak dzisiaj niektórzy „odważni” artyści, jej „misjonarze” uważają inaczej – w swoim działaniu niszcząc granice arogancji. Babrając się w swym egoistycznym samouwielbieniu, krzyczą bezwstydnie, że przekraczają tabu i granicę poznania. Bezczelnie i despotycznie narzucają swoje ideologiczne, cyniczne wizje, jako jedynie słuszne drogi do jakiegoś „postępu”, traktując swoją twórczość, jak jakąś krucjatę! Zadufani i butni chcieliby, aby co najmniej część tradycji rozsypywała się w pył, by ostawała się tylko taka, którą zdołają po swojemu zdeformować.
Zniszczyć to, co przeszłe, tradycyjne, inne, to cel ich tworzenia. Nie przyjdzie im do głowy, ze jeśli taki bardzo nowoczesny, ale egoistyczny człowiek pozostanie bez przeszłości, bez mądrości z przeszłości, bez doświadczeń, może pogubić się, zatracić sens swojej ludzkiej wędrówki, doprowadzić do katastrofy…
Telewizja, teatr, tak zwane galerie sztuki współczesnej, to miejsca, gdzie toczy się walka z naszymi wartościami kulturowymi, historycznymi, narodowymi i wreszcie religijnymi. Czynione jest to przede wszystkim w celu zdyskredytowania tradycyjnego światopoglądu, ale też w celu rozgłosu i propagowania własnej osoby. Jeśli ktoś nie ma rzeczywistego talentu, to sfera publiczna go nie zauważy, chyba że doprowadzi do skandalu. Te wybryki pseudoartystów, plugawiących przede wszystkim symbole chrześcijańskie czy uczucia patriotyczne, są coraz częstsze i coraz bardziej obrzydliwe, jak miało to miejsce kilka miesięcy temu w Teatrze Starym.
Teatr Stary w Krakowie (pamiętający czasy Stanisława Koźmiana czy swojej patronki), a dokładnie Narodowy Stary Teatr im. Heleny Modrzejewskiej, przez lata uznawany był za pierwszą scenę w Polsce. Przyciągał tłumy widzów i wielkich artystów. Większość spektakli tam wystawianych stawało się wydarzeniem artystycznym, zwłaszcza od czasów Władysława Krzemińskiego, czy później Zygmunta Hübnera, którzy nie tylko bardzo starannie dobierali repertuar i świadomie łączyli klasykę ze współczesnością, lecz również angażowali znakomitych aktorów, stawiających publiczności bardzo istotne kwestie.
To za dyrekcji Hübnera pojawiły się na jego scenie legendarne przedstawienia Konrada Swinarskiego: „Nie-Boska Komedia” Zygmunta Krasińskiego, „Dziady” według Adama Mickiewicza i „Wyzwolenie” – Stanisława Wyspiańskiego z niezapomnianymi kreacjami Jerzego Treli. Sztuki Swinarskiego budowały polską tożsamość w latach 60. i 70. XX wieku, wywoływały dyskusje, prowokowały widzów i krytyków, słowem teatr ten był rzeczywistym „sumieniem świata” – jak określił kiedyś teatr Jan Paweł II.
Pod koniec 2013 r. w czasie spektaklu wybuchł – chyba pierwszy raz w jego historii – skandal. Najpierw niektórzy widzowie zaczęli wychodzić, a w końcu publiczność przerwała spektakl „Do Damaszku” według Strindberga (w reżyserii Klaty), krzycząc : Hańba! Hańba! Dość!
Zorganizowani przez Stanisława Markowskiego, fotografa, dokumentalistę i wykładowcę w Krakowskiej Szkole Teatralnej protestujący, nie dali się sprowokować do ordynarnej kłótni, choć sytuacja na scenie była wulgarna. Byli również świadomi obecności wozów policyjnych przed teatrem [sic! - admin], bowiem dyrektor wiedział o planowanym proteście. Pytali aktorów, jak mogli tak nisko upaść? Spektakl Klaty uderza w te sfery, dla których stworzona została ta sztuka, czyli rozważań o granicy miłosierdzia Bożego, o nawróceniu i życiu po śmierci.
„Doszliśmy do wniosku, że miara się przebrała, że to nie jest tak naprawdę narodowy teatr” – powiedział w rozmowie z portalem pch24.pl Stanisław Markowski. „Na deskach tego teatru powinny być odgrywane sztuki, które wzbogacają widzów o coś, a nie służą jedynie skandalowi. Tymczasem zmierza to do rynsztoku… Było tu wiele patologii, psychodelicznej i satanistycznej muzyki. Na granicy kiczu i perwersji znalazła się gra Krzysztofa Globisza i Doroty Segdy, skądinąd dobrych aktorów, znanych z wielu świetnych spektakli i filmów. … Globisz w roli psa odgryza sobie rękę i ją wypluwa, albo wykonuje ruchy frykcyjne mające udawać kopulację z czaszkami czy z sarkofagiem, w którym leży trup. Z kolei Dorota Segda na scenie obrzydliwie gra kopulację ze swoim scenicznym bratem” – opowiada Markowski. „Teatr to nie rynsztok. Nie mogliśmy milczeć”.
Każdy, nawet najbardziej szokujący środek wyrazu się broni w momencie, gdy stoi za nim jakiś zamysł twórczy, pewna inteligencja, która pobudza do myślenia. Tymczasem w tej sztuce jest żenująca pustka intelektualna i estetyka narkotycznego. Skoro intelektu nie staje, to reżyser bawi się w cyrk, żeby ukryć pod pseudoartystycznym bełkotem własną niemoc i pustkę (Witold Gadowski).
Według Markowskiego, zorganizowany protest miał doprowadzić do tego, by aktorzy poczuli się wreszcie zawstydzenie oraz do zwrócenia uwagi opinii publicznej negatywnymi zmianami, jakim ulega teatr i zachęcił widzów w teatrach całej Polski, którzy są świadkami podobnych sytuacji, do ostrego reagowania.
Rzeczywiście, niedługo potem siedmioro aktorów z Anną Polony (która na znak protestu odeszła definitywnie z teatru) i Anną Dymną odmówiło udziału w próbach w innym skandalicznym widowisku, noszącym tytuł „Nie – Boska Komedia” (reżyserował je Olivier Frljić), które oczywiście nie miał nic wspólnego z inscenizacją genialnego dzieła narodowego wieszcza, lecz było jedynie pretekstem do rzucania obelg na Krasińskiego-wieszcza oraz na Polaków-„antysemitów”. Miał być np. śpiewany Hymn „Jeszcze Polska nie zginęła” po polsku i po rosyjsku… na melodię Deutschland Deutschland uber alles!, który poprzedza scenę gwałtu zbiorowego na jednej z postaci. W efekcie tego odejścia przerwano jednak próby przed planowaną na początku grudnia 2013r., premierą (relacja „Dziennika Polskiego”).
Zdaniem Anny Polony (która w spektaklu Swinarskiego grała Orcia), szkalowanie imienia wybitnego reżysera, współtwórcy wielkości Starego Teatru, w celu stworzenia, pod szyldem „Nie-Boskiej Komedii”, klasycznego dramatu, jakiegoś współcześnie prowokującego wydarzenia, jest czynem niegodnym artysty. Przypisywanie inscenizacji Swinarskiego antysemickiej wymowy to ogromne nadużycie. Swinarski nie był antysemitą, miał wśród Żydów wielu przyjaciół, reżyserował również w Tel Awiwie Przecież by tam nie jeździł, a przede wszystkim by go nie zapraszali. [A nawet gdyby był antysemitą, to i co z tego? Każdy ma prawo lubić albo nie lubić kogo mu się żywnie podoba - admin]
Bogdan Zdrojewski, ówczesny Minister Kultury i Dziedzictwa Narodowego (sic!), finansujący z budżetu te kloaczne, antypolskie pomysły, nie widział w działaniach dyrektora nic złego i oczywiście bronił Klaty i jego „prawa do indywidualnej twórczości”. Jak widzimy, wojna może się odbywać nie tylko na polu bitwy. Może dotyczyć to również naszego codziennego życia w obronie tych wartości, dla których inni przelewali swoją krew.
Nie pierwszy to przypadek wulgaryzacji sztuki. Odnośnie zaś ostatnich skandali wokół tego teatru, najlepiej chyba podsumowuje go poniższy fragment Listu Protestacyjnego krytyka teatralnego, pani Elzbiety Morawiec, który został wręczony Sebastianowi Majewskiemu (zastępcy dyrektora ds. artystycznych) publicznie, tym razem po zakończeniu czytania tekstu „Zamach na Swiniarskiego”:
„Zanim zaczniecie swój happening, proszę o wysłuchanie paru słów od byłego kierownika literackiego Starego Teatru. Nie trzeba być Sherlockiem Holmesem, aby z waszego afisza wyczytać dokąd zmierzacie. Śledztwo w sprawie śmierci Konrada Swinarskiego pod Damaszkiem. Konrad Swinarski, którego wielkość z bezprzykładnym brakiem kultury staracie się zniszczyć w tym teatrze – to zaledwie pretekst. Konrad Swinarski zbudował wielkość tego teatru i żadne wasze happeningi nie są w stanie jej zniszczyć. Po nim została wielkość, w tych murach, po was zostaną ruiny”.
Przed Warszawskim Centrum Sztuki Współczesnej z kolei demonstrowano przeciwko skandalicznej profanacji Krzyża. Modlono się o uszanowanie Krzyża w naszej Ojczyźnie, który dla ludzi wierzących jest znakiem wiary i miłości Boga do człowiek! Bezpośrednim przedmiotem protestu, zorganizowanego m.in. przez Ruch Światło Życie oraz Akcję Katolicką, był zaprezentowany tam film Jacka Markiewicza „Adoracja”, który przedstawia nagiego mężczyznę ocierającego się genitaliami o figurę Chrystusa. Krzyż pochodzi ze zbiorów Muzeum – jest średniowiecznym zabytkiem. Ta haniebna produkcja to element wystawy „British British Polish Polish: sztuka krańców Europy w latach 90. i dziś”. CSW w Warszawie – film Jacka Markiewicza uważa za „dzieło historyczne”.
Posłanka Małgorzata Sadurska z Parlamentarnego Zespołu ds. Przeciwdziałania Ateizacji Polski, pełną odpowiedzialnością za tę hańbę obarczyła ministra Zdrojewskiego:
„Po to ustanawia dyrektora, żeby pilnował tego nurtu, jakiego życzy sobie jego organizator, w tym wypadku Państwo Polskie, czyli minister kultury i dziedzictwa narodowego. Krzyż jest fundamentem polskiej tożsamości, polskiej kultury i polskiego rozumienia rzeczywistości i cywilizacji zachodniej i wszyscy, którzy tego nie rozumieją, nie mogą zarządzać rzeczywistością polską, bo ich miejsce – jak widać – jest dopiero w szkole podstawowej”.
Należy w pełni zgodzić się z protestującymi, że ten film jest największą profanacją najważniejszego symbolu religijnego, jakim jest Krzyż. Oburzające jest więc dopuszczenie przez CSW, jednostki utrzymywanej z pieniędzy podatników, ekspozycji godzących w uczucia religijne katolików. Niedopuszczalne jest zasłaniając się ekspresją twórcy, przyzwalanie na wulgarne bluźnierstwa.
Maria Rozesłańska Myśl Polska, nr 29-30 (20-27.07.2014) http://mysl-polska.pl |