Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1891706 Od: 2014-5-4
Ilość edycji wpisu: 1 |
TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA
Głowa żmij, sznur wisielca, kości wykopane o północy z cmentarza – to niezbędne składniki tajemnej praktyki magicznej, która przetrwała w Karpatach. – To nie bajki, a niebezpieczna wiedza, w której ponoć maczał palce sam diabeł – przestrzegają ludzie gór. Kto ma bacę wyłącznie za wesołka z owieczkami, jest w błędzie. To najpotężniejszy z czarnoksiężników.
„U szczytu hierarchii czarowników stoją bezsprzecznie bacowie. Umiejętności magiczne są nierozerwalnie związane z tym zawodem. A mianem bacy obdarza się nie tylko starszego pasterza, ale tego pasterza, który umie czarować” – pisała etnograf Anna Kowalska-Lewicka, która w latach 60. prowadziła badania terenowe w społecznościach pasterskich. Wiedzę tę najbarwniej oddają karpackie legendy. Opowieści o adeptach sztuki czarodziejskiej przekazywane są w górach od pokoleń. Podążamy ich tropem.
Magia biała i diabelska
- W górach się gada, że baca to umiał „pocynić”. To był człowiek niezwykły i zaufany. Taki lekarz i czarodziej można by rzec. Do baców się po radę szło i po pomoc w chorobie. Każdy baca miał swoje wielkie tajemnice i ich nie zdradzał – opowiada gospodarz z Ochotnicy Górnej, malowniczej wsi w paśmie Gorców. Niemal pod każdą strzechą wspominają tu Bulandę, pasterza i maga, którego sława przetrwała w opowieściach.
– On to musiał mieć spółkę z samym diabłem, bo wszystko wiedział, co i gdzie się zdarzyło, nawet jak na własne oczy nie widział. Mówili, że to sam Zły mu donosił – podpowiada miejscowa bajarka i sypie legendami o tajemnych sprawkach gorczańskiego bacy.
Józef Michałek, baca z Beskidu Żywieckiego podkreśla, że pasterska wiedza – hermetyczna i niedostępna – przetrwała do dziś.
- Żaden baca o tej sferze nie będzie opowiadał, bo bacowską legendę buduje aura tajemnicy. Ta wiedza jest nadal używana, a ludzie często zwracają się o pomoc w różnych sprawach. Niestety dużo złego robią różnej maści znachorzy, którzy bazują na ludzkiej naiwności. Tymczasem mądrość bacy płynie z doświadczenia i dziedziczonych przekazów – opowiada. Podkreśla jednocześnie, że działania takie opierają się wyłącznie na białej magii, czyli tej, która służy dobrym celom i nie wyrządza krzywdy.
Juhasi z Beskidu Sądeckiego widzą jednak w czarodziejskich sprawkach siły piekielne.
– Ej, wielu takich było i jest do tej pory, co umiało czarami poważnie zaszkodzić. Taki baca czarownik, to musiał opowiedzieć się po której jest stronie: boskiej, czy diabelskiej. Bez wątpienia, ci potężniejsi, to pakty z samym diabłem zawierali. I to nie żadne bajania, a prawda, bo wielu na oczy widziało, co umieli poczynić. Ten, co się w potężnej magii „babrał”, musiał być po ciemnej stronie mocy – opowiadają.
Znawcy folkloru Beskidów również podkreślają demoniczną stronę bacowania.
– Temat bacowskiej magii jest w pewnym sensie tematem przeklętym i niedostępnym. O tym się głośno nie mówi. Przecież konszachtowanie z diabłem czy używanie magii jest powiązane z kultem satanistycznym. A ludzie gór – tak bardzo z kościołem związani – jednak swoje problemy zawierzali nie księdzu, a bacy, doskonale wiedząc z jakimi mocami spółkuje – opowiada folklorystka i mieszkanka karpackiego przysiółka. Trudno tu znaleźć rozmówcę, który czarodziejską moc bacy poddawałby w wątpliwość.
- Nikt jednak nie chce mówić otwarcie, bo tu chodzi o moce potężne. To nie bajki dla dzieci, a poważne sprawy. Moc bacy brała się z diabelskich konszachtów. I tu wątpliwości nie ma – przekonuje starszy pasterz z Wierchomli. Na górskich halach, w towarzystwie baców, spędził kilkadziesiąt sezonów i niejedno widział.
Za górami, za lasami
Opowieść o bacowskiej potędze musi sięgnąć realiów dawnej wsi karpackiej. Przez setki lat, aż do początków XX wieku, podstawą gospodarki wiejskiej była hodowla owiec. Nabiał, mięso i skóry stanowiły o bogactwie gospodarstwa. Baca, któremu oddawano zwierzęta na wielomiesięczny wypas, zarządzał majątkiem społeczności, a więc musiał być człowiekiem obdarzonym największym zaufaniem.
– Przekładając to na język współczesny można powiedzieć, że baca był menadżerem firmy. To od jego działań zależał dobrobyt i powodzenie całej społeczności. Tradycyjna społeczność wpisana była mocno w cykl przyrody i od niej uzależniona. A baca, jako przebywając najbliżej natury, postrzegany był jako ten, który wie i widzi więcej – opowiada Józef Michałek.
Trudne warunki wypasu – często na odległych halach, smaganych deszczem i wiatrem – wymagały od pasterzy wielu umiejętności związanych z medycyną, zarządzaniem, przepowiadaniem pogody, a przede wszystkim wiedzą magiczną. Wiara w czary i uroki była powszechna na polskiej wsi. Obrządek magiczny podczas wypasu chronić miał zwierzęta przed szkodliwym działaniem innych czarowników, którzy mogli odebrać zwierzętom mleczność lub sprowadzić na nie choroby. Baca łączył więc funkcję wodza, maga i szamana. – Do bacy szło się nie tylko zaklinać i odczarowywać zwierzęta. Znane w górach było rzucanie klątw między rodami. Jak się chciało pomocy w uleczeniu, albo i zaszkodzeniu komu, to się szło do niego, bo miał w tym temacie wiedzę największą. Użycie czarnej magii zawsze jednak pozostawiało ślad. Takie „babranie się carami” ciążyło na wiele pokoleń. I te złe moce w górach ciągle krążą, bo z urokiem to jest tak, że on nigdy nie znika, nie można go usunąć, a co najwyżej przenieść na inną osobę – opowiada juhas.
Każdy z baców wiedzę magiczną zdobywał drogą dziedziczenia, ale przez całe życie starał się ją wzbogacać, zdobywać od innych czarowników czy wyczytywać w księgach czarnoksięskich.
„Zdobywanie wiedzy magicznej było jednym z najważniejszych zadań, a, że najpotężniejsi czarnoksiężnicy zamieszkiwali tereny Słowacji, polscy pasterze wyruszali do nich na praktykę, czy poradę w trudniejszych sprawach. Bacowie słowaccy do dziś cieszą się sławą potężnych czarowników. Specjalizacja w czarnej magii przysparza im wielu klientów” – pisze Anna Kowalska-Lewicka w „Magii Hodowlanej”.
- Nie raz będąc na bacówce widziałem, jak ludzie ze sprawami przychodzili. Baca zawsze z góry wiedział, po co kto przyszedł. Przewidywać umiał wszystko. Czasem towarzyszyliśmy mu podczas tych obrzędów, a czasem – jak to poważniejsze sprawy były – baca zostawał sam. Zawsze jednak zaczynał czary od tego, że szaty wkładał i laskę pasterską brał – relacjonuje juhas.
Teresa, mieszkanka łomnickiego przysiółka, na własne oczy widziała te bacowskie czary.
– Raz, gdy owca zachorowała, po ugryzieniu żmii, poszliśmy do bacy na Wierchomlę. Baca nas pyta: „chcecie widzieć tego, co zło zrobił?”. A my odpowiadamy, że chcemy. Wtedy pod bacówkę żmija przypełzła i padła.
Księgi i kości
„Koniecznym atrybutem prawdziwego czarnoksiężnika była i jest nadal książka czarnoksięska (‚ksiąska z carami’) gdzie wpisane są formuły zaklęć” – podaje Kowalska–Lewicka.
- Rzeczywiście takie książki istnieją i na własne oczy widziałem – zarzeka się juhas. – Ale rzecz to bardzo niebezpieczna jak dostanie się w niepowołane ręce – dopowiada gospodarz z Wierchomli. Jak bardzo niebezpieczna? Jedną z opowieści przytacza muzykant z Krościenka nad Dunajcem. – Raz podobno tak było, że wybrał się baca z pienińskiej hali do słowackich magów. W tym czasie juhasów podkusiło i otworzyli zakazaną skrzynię, a tam księga w czarne skóry oprawiona, zaczęli czytać. Naraz zaczęły dziać się rzeczy dziwne i straszne. Koliba zaczęła unosić się nad ziemią i wirować, przerażeni juhasi powstrzymać tego nie mogli. Baca, powiadomiony przez tajemne siły w porę wrócił i zaklęcie odwołał – opowiada góral.
Kufer bacy, oprócz księgi czarnoksięskiej, zawierał wiele przedmiotów niezbędnych do odprawiania praktyk magicznych.
– Różne to były rzeczy, o stuła wykradziona z kościoła, wosk z gromnicy postawionej na ołtarzu, przystęp, czyli ziele magiczne i czosnek wyhodowany w paszczy żmij. A co najważniejsze, kości zmarłego z grobu wygrzebane – wylicza juhas z Sądecczyzny.
Dr Urszula Janicka-Krzywda, etnograf specjalizująca się w magii pasterskiej tak opisuje rytuał zebrania kości. „Baca wędrował nago, bez świadków, na cmentarz, aby zaopatrzyć się w kości i zęby nieboszczyka, drzazgi z trumny, ziemię z mogiły. Cennym ‚lekiem’ była również woda użyta do obmywania zwłok zmarłego, sznur wisielca i drzazgi z drzewa powalonego przez piorun (…)”.
Dziedziczenie tajemnicy
W górach mówi się, że baca nie umarł, dopóki nie przekazał swojej wiedzy. Zazwyczaj rody czarnoksięskie miały w prostej linii przynajmniej kilku magów, więc tradycja przekazywana była z ojca na syna.
- Zdarzało się czasem, że baca uznawał, że potomek jest tej wiedzy niegodny, albo źle ją wykorzysta i wybierał innego dziedzica. Wybraniec musiał przejść szereg różnych obrzędów. A jak baca umierał, to księgę magiczną mu oddawał. Ale wtajemniczanie trwało długo, całymi latami – opowiada juhas.
Jeśli zdarzyło się, że z jakichś przyczyn tajemnej wiedzy nie przekazał, wszystkie przedmioty należące do bacy konfiskował ponoć sam diabeł – tak przynajmniej mówi legenda, zasłyszana na bacówce w Beskidzie Sądeckim. – Mówiono, że jak nikt dziedzictwa nie przejmie, to szatan wysyła stado kruków, by zniszczyły chałupę i cały dobytek, żeby jaka wiedza się nie przedostała w niepowołane ręce – opowiada pasterz.
A co dziś pozostało po tamtym dziedzictwie?
- Magiczna wiedza w górach nie umarła. Tylko z pozoru się wydaje, że tamten świat odszedł w niepamięć. On trwa potężny, uśpiony. Bacowska wiedza dalej jest przekazywana, a w różnych sprawach ludzie szukają nadal pomocy w górach – podkreśla juhas z Wierchomli.
-A co do księgi magicznej, to niech nikogo nie świerzbi, żeby ją odnaleźć. Chronią jej takie moce, że biada temu, kto znajdzie i bezmyślnie użyje – przestrzega na koniec.
Na podstawie relacji zebranych w Beskidzie Sądeckim, Gorcach i Pieninach oraz publikacji: - Kowalska-Lewicka Anna, Hodowla i pasterstwo w Beskidzie Sądeckim, Kraków, 1980. - Janicka-Krzywda Urszula „ Pasterska magia”, etnomuzeum.eu.
http://strefatajemnic.onet.pl |