Grupa: Użytkownik
Posty: 2113 #1936836 Od: 2014-5-4
| - Mamy świat, który jest w rozsypce. Przestają obowiązywać dotychczasowe reguły. Z opóźnieniem jest to wynik roku 1989 – rozpadu wielkiego imperium, ale też kryzysu gospodarczego, zmiany układu sił gospodarczych i upadku prestiżu, potęgi i woli Stanów Zjednoczonych. Te czynniki sprawiają, że znaleźliśmy się w sytuacji chaosu – mówił w „Poranku Radia TOK FM” prof. Aleksander Smolar.
Prezes Fundacji Batorego przekonywał również, że jednym z głównych czynników, który doprowadził do tej nieprzewidywalności w sytuacji międzynarodowej, jest polityka Rosji oraz jej agresja na Ukrainę. – Nie wiadomo, czy Rosjanie nie posuną się w innych kierunkach, czy nie będą ponawiali tego gdzie indziej, w stosunku do innych krajów. A z drugiej strony mamy to, co się dzieje w świecie islamskim – tłumaczył.
Smolar podkreślił również, że za sprawą polityki Rosji pod rządami Władimira Putina i niewypowiedzianej wojnie wydanej Ukrainie, mamy obecnie do czynienia z „powrotem NATO do Europy„. – Centrum uwagi NATO znów jest w Europie, to jest zgodne z naszymi interesami, ale Sojusz nie będzie się ograniczał tylko do tego. Jeżeli chcemy mieć bezpieczeństwo u nas, to nie możemy odmawiać solidarności naszym sojusznikom wtedy, gdy podejmują się oni działań ważnych dla całego świata – mówił gość Jana Wróbla.
- Ład międzynarodowy ustanowiony po wojnie opiera się między innymi na niekwestionowaniu granic ustanowionych po wojnie. To było respektowane i w Afryce, i w Europie. Rosja w sposób otwarty, poprzez najazd na Krym, zakwestionowała ten fundament pokoju – dodał szef Fundacji Batorego.
Mimo naruszeń rozejm między ukraińskimi siłami rządowymi a prorosyjskimi separatystami formalnie utrzymuje się. Unia Europejska przyjęła wczoraj nowe sankcje wobec Rosji. Prezydent Petro Poroszenko przekonuje również, że udało się osiągnąć porozumienie w sprawie dostaw broni dla wojsk ukraińskich.
Według władz w Kijowie, prorosyjscy rebelianci na wschodniej Ukrainie kilka razy złamali jednak w ciągu ostatniej doby warunki zawieszenia broni w konflikcie z siłami rządowymi.
Jednocześnie prezydent Barack Obama rozpoczyna od dziś spotkania z kongresmenami, by przekonać ich do zaostrzenia walki z Państwem Islamskim, która może potrwać nawet kilka lat. Z kolei sekretarz stanu USA leci na Bliski Wschód, by budować w tej sprawie międzynarodową koalicję.
USA już od 8 sierpnia prowadzą naloty przeciwko IS w Iraku. Choć cel tej misji był początkowo ograniczony głównie do niesienia pomocy humanitarnej oraz ochrony mieszkających w Iraku obywateli amerykańskich, USA stopniowo rozszerzyły bombardowania także na obiekty wojskowe IS. Po tym, jak dżihadyści dokonali niedawno egzekucji dwóch amerykańskich dziennikarzy, wzrosła presja na Obamę, by znacznie zintensyfikować naloty, rozszerzając je na sąsiednią Syrię, gdzie mieści się główna baza IS.
Obama zapowiedział w ubiegłym tygodniu, że USA „zamierzają osłabić i ostatecznie pokonać Państwo Islamskie w taki sam sposób, jak uporaliśmy się z Al-Kaidą”. Jednocześnie zapewnił, że na razie nie ma „danych wywiadowczych, które bezpośrednio wskazywałyby na zagrożenie dla USA” ze strony Państwa Islamskiego. Wskazał jednak, że ugrupowanie to przyciąga bojowników z państw Zachodu, którzy mogliby „bez przeszkód” przekroczyć granicę USA i z czasem stać się poważnym zagrożeniem dla Ameryki. Opracowanie Onet.pl na podstawie: TOK FM, PAP
|