Czy Norman Finkelstein jest pionkiem syjonistów?
Źródło: http://www.thetruthseeker.co.uk/?p=57893

Za: http://gazetawarszawska.com/2013/03/06/czy-norman-finkelstein-jest-pionkiem-syjonistow/



Przez większość ostatniej dekady Normana Finkelsteina uważano za niedościgły wzór prawdy i sprawiedliwości. Jest pupilkiem sfery antywojennej, antysyjonistycznej, i przyjacielem grup arabskich i muzułmańskich na całym świecie. Czy może być coś lepszego? – Żyd krytykujący państwo Izrael i obrońca Palestyńczyków. Ale według mnie nadszedł czas by ujawnić kilka słabych punktów w jego rycerskiej zbroi, i pokazać go takim jaki jest, być może bezwiednie, apologeta Izraela i opowiada się za żydowska supremacją. Uważam, że można udowodnić, że faktycznie jest syjonistycznym pionkiem.

Przede wszystkim, każdy znający współczesny syjonizm powinien domyślić się, że Finkelstein nigdy nie mógłby publikować jak to robi, wypowiadać się jak to robi, czy zdobywać rozgłos jaki ma, bez ukrytego wsparcia różnych żydowskich lobby na całym świecie. Gdyby naprawdę stanowił zagrożenie jak go się przedstawia, na pewno zostałby powstrzymany – cenzorowany, stawiany przed sądem, albo wieziony. Każdy kto ma wątpliwości, niech tylko zastanowi się nad traktowaniem muzułmańskich ‘ekstremistów’ i holokaustycznych sceptyków.

Dlatego musi być w pewnym sensie ‘akceptowany’; może nawet ‘pożyteczny’. Nie jest trudno doszukać się tej ‘pożyteczności’. Każda struktura władzy na świecie czuje potrzebę kontroli i mitygowania oponentów. Dawno temu robiono to przy pomocy kulki w głowę albo wyprawy do gułagu. Teraz trzeba być bardziej subtelnym. Nowoczesne podejście to wytyczenie pola opozycji, albo wszczepienie ‘miękkiego’ przeciwnika. Wątpię czy Norman jest taka roślinką, ale służy temu samemu celowi: miły, bezpieczny, wiarygodny ‘krytyk’ syjonizmu, który zna swoje granice, i nie posuwa się zbyt daleko.

Co mam na myśli? Dwie rzeczy. Przede wszystkim, w głębi serca nie mam wątpliwości, że Finkelstein jest tajnym syjonistą – prawdziwym syjonistą, czyli żydowskim suprematą. To odnosi się do ogromnej większości amerykańskich Żydów, i praktycznie do wszystkich izraelskich Żydów. Oni twardo wierzą w to, że Izrael ma prawo do istnienia jako wyłącznie (albo przynajmniej przeważająco) żydowskie państwo. To jest zwykły rasizm i całkowicie nie do przyjęcia dla żadnego innego państwa poza Izraelem. Z pewnością tak jest w samym Izraelu; niedawno pisał o tym Al-Quds Al-Arabi (15 luty), że 15% izraelskich Żydów popiera jakąś formę czystek etnicznych, żeby powstało czyste żydowskie państwo. podobnie myślą amerykańscy Żydzi. Bez względu na to czy lewicowi czy prawicowi, republikańscy czy demokratyczni, prowojenni czy antywojenni, niemal wszyscy Żydzi popierają ideę państwa wyłącznie dla Żydów; jedynie różni ich sposób realizacji tego zamierzenia.

Finkelstein nigdy nie kwestionuje sedna syjonizmu. Prawdą jest to że on, tak jak każdy myślący człowiek mający w sobie odrobinę przyzwoitości, byłby zbulwersowany tym co Izrael robi na terytoriach okupowanych, ale to nie czyni go antysyjonistą (w głębszym sensie). On nie kwestionuje prawa istnienia państwa Izrael. On nie popiera prawa powrotu wszystkich Palestyńczyków, czy przyznania im odszkodowań finansowych. On nie wzywa do przyznania pełnych praw izraelskim Arabom. Finkelstein jest nadal, w głębi serca, żydowskim suprematą.

Jeszcze gorsza jest jego postawa wobec holokaustu. Sławę zdobył w 2000 roku swoją ‘radykalną’ książką “The Holocaust Industry” [Przemysł holokaustu]. Jak wcześniej, można być pewnym, że ani jego angielski wydawca Verso, ani drukarz wersji niemieckiej Piper Verlag, ani żaden inny z 15 wydawców w innych językach, nie opublikowałby książki gdyby zajmowała się sednem opowieści o holokauście. Głównym zadaniem Finkelsteina jest zdobycie rozgłosu dla tego wydarzenia i złe wykorzystywanie tych pieniędzy – to, że nie idą do ‘właściwych ludzi’. Ale on niejawnie akceptuje praktycznie całość tej tradycyjnej opowieści.

Trzy razy słuchałem Finkelsteina na żywo. Nawet raz nie wykazał się żadną prawdziwą wiedzą na temat holokaustu. Podczas jednej imprezy nawet zapytano go o tym, i odpowiedział : “Nie jestem ekspertem holokaustu” – co jest dość zaskakującym przyznaniem się człowieka, którego sława opierała się właśnie na tym wydarzeniu. Kiedy pytający wspomniał o niewiarygodności liczb – że ’6 milionów’ nie ma twardej podstawy, że Hilberg mówił o 5,1 miliona, że Reitlinger mówił o 4,2 miliona, że Yad Vashem ma mniej niż 3 miliony nazwisk, że według rewizjonistów jest to liczba1 miliona lub mniej – machnął ręką na tę sprawę: “Ja tylko słucham ekspertów”.

Finkelstein bezkrytycznie akceptuje liczbę 6 milionów, nie wiedząc nic o jej ogromnych problemach. Nie ma żadnej wiedzy na temat fizycznej niemożliwości łączącej się z rzekomym masowym mordem i spalaniem; o całkowitym braku na nie dowodów, pomimo, że wie gdzie ich szukać; o zdjęciach lotniczych z czasów wojny, na których nie ma żadnych dowodów masowego mordu; o prowadzonych przez 20 lat dziennikach Josepha Goebbelsa pokazujących stały proces ewakuacji i deportacji, a nie masowy mord; itd. W pewnym momencie wyraził wątpliwość w wykorzystywanie komór gazowych w masowym mordzie, ale nic więcej; teraz się podporządkowuje. I w tym sensie jest czempionem tradycjonalizmu, a zatem nie stanowi żadnego prawdziwego zagrożenia.

W rzeczywistości opowieść o holokauście jest najeżona trudnościami, co próbowałem wykazać w książce “Debating the Holocaust” [Debata o holokauście]. Normalnie można oczekiwać, że człowiek taki jak Finkelstein będzie znał tę sprawę, gdyż faktycznie ona służy jego celowi, twierdząc, że podkreślanie żydowskiego cierpienia był wyolbrzymiany i wykorzystywany dla korzyści finansowych. Ale wierny Norman wie, że gdyby zaczął zajmować się tymi sprawami, albo poważnie podszedł do idei Rudolfa, Mattogno, Grafa czy Faurissona, to on, tak jak oni, zostałby wyeliminowany. Źle dla sprzedaży książek, prawda, Norm?

Nawet ten rzekomy sprzeciw z jakim spotyka się na różnych spotkaniach, co najmniej w części jest pozorny. Więcej niż raz kiedy jego spotkania były rzekomo odwoływane przez “lokalną opozycję żydowską”. to on sam je odwoływał. Pozostaje w stałym kontakcie z żydowskimi liderami wszędzie dokąd się udaje, a jeśli dojdzie do niego informacja o tym, że tłum może ‘nie współpracować’, albo może poruszać niewygodne tematy (np. rewizjonizm holokaustu), odwołuje spotkanie. Zapytajcie go na przykład co się wydarzyło podczas wieczornego spotkania z lokalną grupą katolickich studentów w Ghent, Belgia, w 2008 roku.

Zapraszam czytelników do postawienia następujących pytań na następnym spotkaniu: (1) Czy odżegnujesz się od prawa Izraela do istnienia jako państwo żydowskie? Jeśli nie, to jak zaprzeczysz temu, że jesteś rasistą? (2) Na jakiej podstawie akceptujesz symboliczne ’6 milionów’ żydowskich zgonów w holokauście, nie mając wiedzy o wielu poważnych trudnościach z tą liczbą?

One mogłyby wywołać ciekawą reakcję; przygotuj się na poważne myślenie.

Być może nie mam racji o Normie Finkelsteinie; może nie mam. Naprawdę chciałbym tylko by udowodnił, że nie mam racji, publicznie, wyraźnie ujawniając żydowski suprematyzm i rasizm w samym Izraelu, i ujawniając, a przynajmniej przyznać, że w opowieści o holokauście jest wiele dziur. Ale nie licz na wiele.


  PRZEJDŹ NA FORUM