NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » ŻYCIE TOWARZYSKIE ELIT PRL

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Życie towarzyskie elit PRL

  
marcus
27.06.2014 17:07:33
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1875663
Od: 2014-5-4


Ilość edycji wpisu: 1
Romanse, alkoholowe orgie. Tylko on nie brał udziału

Stosunek kolejnych władców Polski Ludowej do uroków życia towarzyskiego przypominał sinusoidę. Po okresie nieskrępowanego korzystania z uciech tego świata przychodził czas wyciszenia, po czym po przejęciu władzy przez kolejną ekipę partyjni decydenci powracali do starych przyzwyczajeń. Skrzętnie ukrywano to jednak przed społeczeństwem, w ustroju sprawiedliwości społecznej nie było bowiem miejsca na podobne ekstrawagancje - pisze w swojej najnowszej książce historyk Sławomir Koper.

Zdaniem Kopra, Bierut i jego otoczenie przypominali plebejuszy, którzy z czworaków trafili na salony. Luksusowe rezydencje w najpiękniejszych zakątkach kraju, domy w Konstancinie, eleganckie apartamenty w Warszawie. A do tego odpowiednio wyszkolona służba, doskonali kucharze, świetnie zaopatrzone stoły. Wszystko zgodnie z najlepszymi wzorami burżuazyjnego świata.

Także życie osobiste prominentów tej epoki odbiegało od oficjalnie propagowanych wzorów. Towarzysz "Tomasz" i jego otoczenie nie zwykli przejmować się podobnymi drobiazgami jak wierność małżeńska czy chociażby monogamia. Bierut niemal oficjalnie mieszkał ze swoją okupacyjną łączniczką, a legalną małżonkę widywał tylko podczas jej rzadkich wizyt w Belwederze. Legendy krążyły również o rozwiązłości Jakuba Bermana i jego skłonności do młodych adeptek służby państwowej.

Koper zdradza, że w tym gronie alkohol lał się strumieniami, a Bierut (szczególnie pod koniec życia) zdecydowanie nadużywał trunków. Gust miał jednak plebejski, preferował czystą wódkę, a pod jej wpływem zdarzały mu się nawet przypadki niegrzecznego traktowania sowieckiego ambasadora...

Poznaj skrywane tajemnice władców PRL, które odsłania w nowej książce pt. "Życie towarzyskie elit PRL" Sławomir Koper! Tylko w Wirtualnej Polsce, dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne, publikujemy jej najbardziej pikantne fragmenty! Umył ręce w wazie z ponczem

Odwrotnie postępował Władysław Gomułka. Jak pisze Koper, towarzysz "Wiesław" miał niewielkie potrzeby życiowe i szczerze wierzył w komunizm. Uważał, że każdy obywatel powinien prowadzić skromne życie, a czarna kawa czy cytrusy to zbytek. W efekcie nawet Zofia Gomułkowa ukrywała przed mężem namiętność do małej czarnej, paradoksalnie jednak w tym samym czasie w wiejskich świetlicach preferowano spotkania przy kawie, uważając je za alternatywę dla alkoholowych rozrywek, jakim oddawał się lud pracujący wsi.

Gomułka głosił również publicznie, że cytryny nie są potrzebne, albowiem podobną ilość witaminy C zawiera kiszona kapusta. Jednak pod wpływem Józefa Cyrankiewicza zaprzestał tego rodzaju wypowiedzi. Premier wykazał się bowiem znakomitym refleksem i gdy Gomułka zażądał kiedyś herbaty, to podano mu do niej miseczkę kiszonej kapusty...

Pisarz ujawnia, że towarzysz "Wiesław" nie nadużywał również alkoholu, podobno upijał się tylko raz do roku podczas balu sylwestrowego (zawsze czystą wyborową). I to dopiero po północy, gdy już zdążył zatańczyć ze wszystkimi przodownicami pracy.

Gomułka był chyba najmniej wyrobionym towarzysko ze wszystkich przywódców PZPR, do legendy przeszło też jego zachowanie podczas uroczystego przyjęcia w ambasadzie francuskiej. Gdy podano owoce morza, a do nich naczynia z wodą do obmycia rąk, to Wiesław, widząc pływające w wodzie plastry cytryny, przechylił naczynie i zaczął pić. Dyskretnie wytłumaczono mu przeznaczenie wody. Ale pod koniec przyjęcia podano poncz - Gomułka zauważył, że w wazie pływają pokrojone cytrusy i oczywiście umył w niej ręce... Hedonista, który nie odmawiał sobie niczego

Podobnych problemów nie miał natomiast nigdy Józef Cyrankiewicz. Hedonista i światowiec doskonale znał obyczaje panujące na eleganckich salonach. Opowiadano nieprawdopodobne historie o jego alkoholowych ekstrawagancjach oraz słabości do pięknych pań.

Faktycznie, pisze Koper, nie odmawiał sobie niczego i nawet podczas sejmowych przemówień popijał tonik Schweppesa, co w tych czasach było wyrafinowanym luksusem. A kiedy w trakcie jednego z przyjęć w partyjnym ośrodku w Łańsku doniesiono mu, że niebawem przyjedzie Gomułka, to zareagował natychmiast. Ze stołów zniknęły koniak, łosoś i kawior, a w zamian pojawiły się kaszanka, ser i kawa zbożowa. Pozwalał współpracownikom bogacić się i korzystać z uroków życia

Członkowie ekipy Edwarda Gierka, którzy przejęli władzę w grudniu 1970 r., nigdy specjalnie nie ukrywali upodobania do wystawnego trybu życia - zwraca uwagę Sławomir Koper. Przykład dawał sam pierwszy sekretarz, "dorodny pan ubrany w świetnie skrojony garnitur i pachnący pierwszorzędnymi kosmetykami", który nie przeszkadzał otoczeniu w prowadzeniu bujnego życia towarzyskiego.

Zachowywał się jak "patriarchalny władca" pozwalający swoim współpracownikom "bogacić się i korzystać z uroków życia", a symbolem tej epoki stał się szef telewizji, Maciej Szczepański. Z podległej sobie instytucji uczynił państwo w państwie, przy okazji postawił jednak telewizję na europejskim poziomie, nie żałując środków na zakup zachodniego sprzętu i technologii. Pewien procent tych inwestycji trafiał zapewne do jego prywatnej kieszeni, "krwawy Maciek" prowadził bowiem wyjątkowo wystawne życie. Pijał w pracy, a gdy zwracano mu uwagę odpowiadał: "A gówno tam, poczekają"

Stanisław Kania, który zastąpił na fotelu pierwszego sekretarza Edwarda Gierka, przejawiał - jak ujawnia autor "Życia towarzyskiego elit PRL" - nadmierne upodobanie do alkoholu. Pijał nawet w godzinach urzędowania w gmachu KC, a gdy przypominano mu o czekających go spotkaniach, to z reguły odpowiadał: "A gówno tam, poczekają".

Nic zatem dziwnego, że na niższych szczeblach partyjnej machiny postępowano podobnie. Pito praktycznie zawsze i wszędzie, a obyczaje panujące w prowincjonalnych ośrodkach władzy potrafiły nawet zadziwić towarzyszy z Warszawy.

"Posiedzenie Komisji Spraw Zagranicznych Sejmu - wspominał Mieczysław Rakowski. - Zabrałem głos w dyskusji, podobno nieźle; taka była opinia kilku posłów. Nie byłem jednak w najlepszej formie, ponieważ rano wróciłem zmęczony ze spotkań poselskich w Zielonogórskiem. Byłem w Żaganiu, gdzie po rozmowach zaproszono mnie na obiad, na którym 'pękło' dwa litry wódki. Że też ci towarzysze nie mogą żyć bez wódki, a gdy człowiek się wzbrania, to mówią: 'Jak to, towarzyszu, nie wypijecie z nami?'". Abstynent na czele ostro pijącego towarzystwa

Korpus oficerski z reguły uchodzi za środowisko, gdzie alkohol leje się bez ograniczeń, a bez trunków nie ma żadnej zabawy. Podobnie było w czasach Polski Ludowej, zdarzył się jednak jeden poważny wyjątek. Na czele tego ostro pijącego towarzystwa stał całkowity abstynent, Wojciech Jaruzelski (minister obrony narodowej od 1968 r.), będący zajadłym wrogiem alkoholu w każdej postaci.

"(...) Nigdy nie pił - wspominał pułkownik Artur Gotówko, szef ochrony generała. - Czasami, nadzwyczaj rzadko, kieliszek wina. Pozostali nie krępowali się. Starali się jednak trzymać fason. Nadmiar jedzenia i napitku przeważnie nikomu nie szkodzi. Tylko Sawczuk (generał Włodzimierz Sawczuk - przyp. red.) zachowywał się jak facet spod budki z piwem. Przepraszam za wyrażenie, ale wielokrotnie widziałem, jak (odwożony do domu) siedząc za kierowcą, puścił na niego pawia. Mnie też przy okazji ochlapał. W takim wypadku (...) brałem szefa Głównego Zarządu Politycznego na krótki spacer po lesie, doradzając mu głębokie oddychanie. Później Sawczuk bardzo się sumitował przed Jaruzelskim, przepraszał ministra".

Włodzimierz Sawczuk w ogóle lubił prymitywne rozrywki. Na imprezach organizowanych dla wyższej kadry oficerskiej pojawiał się wyłącznie po to, aby "najeść się, napić i pierdolić". Wszystkich "stojących niżej uważał za śmieci", słynął przy tym "z ordynarnych, brutalnych wystąpień". Rakowski uważał go za "prostaka i w dodatku chama", który "rozmawiał z generałami tak jak przedwojenny kapral z szeregowcami".

Wyżsi oficerowie doskonale zarabiali, stać ich było na mocne trunki, co sprawiało, że często popadali w alkoholizm. Sawczuk nie stanowił tu wyjątku. Znakomita większość kadry potrafiła się jednak odpowiednio zachowywać pod wpływem procentów, chociaż wódka była obecna na każdej imprezie towarzyskiej. "Pilnował, żebyśmy się nie urżnęli"

"Do niedawna, co roku urządzaliśmy z żoną hucznie moje urodziny, 50-60 gości - wspominał Czesław Kiszczak. - Ale Jaruzelski na takie przyjęcia z wódką się nie nadaje. Każdy pił, ile mógł. Generał nie pije i nie znosi, kiedy piją wokół niego. Dawniej, kiedy zbliżały się jego urodziny, koledzy mnie delegowali, żebym dzwonił i zapowiedział, że chcemy przyjść z życzeniami. Sami faceci, bez kobiet. Mruczał, ale się zgadzał. Kiedyś się ośmieliłem i powiedziałem, że mógłby dobrą wódkę postawić. Obruszył się. Gdy przyszliśmy, wyciągnął z kredensu nalewkę, wlał do naparstków i schował butelkę. Chyba po to, żebyśmy się nie urżnęli".

Przykład szedł z oddziałów "bratniej" Armii Czerwonej stacjonujących w PRL. Jej oficerowie w większości byli alkoholikami, a podczas spotkań z polskimi "towarzyszami broni" przekraczano wszelkie normy spożycia wódki. Do legendy przeszły wyczyny dowódcy wojsk pancernych, Iwana Suchowa, który wprawdzie posiadał "wszechstronną znajomość spraw, do jakich go wyznaczono", ale bez alkoholu nie potrafił funkcjonować - czytamy w "Życiu towarzyskim PRL".

"(...) Już z rana, przed śniadaniem - opisywał Pióro - wychylał szklaneczkę czystej, a potem co kilka godzin wlewał w siebie jeszcze po szklaneczce, do wieczora pół litra, może i więcej, i tak codziennie, choć nigdy nie wydawał się być pijany. Nie dorównywał jednak pod tym względem swemu poprzednikowi, Iwanowi Mierzycanowi, który dzień zaczynał od półlitrówki i zmarł w wieku czterdziestu lat, wywołując zdumienie dokonujących sekcji lekarzy, że udało mu się przeżyć tak długo".

Wspólne manewry, spotkania czy narady były doskonałym pretekstem do hucznych imprez. Polscy oficerowie występowali w rolach gospodarzy i starali się odpowiednio ugościć sowiecką generalicję. "Przed pałacem na łące rozbijano namiot - relacjonował Gotówko - rozstawiano stoły, szykowano frykasy i transportery wódki. Dziewczyny wymyte w strojach regionalnych, gotowe do usług. Obżarstwo, pijaństwo, politykowanie, poklepywanie. Dziewczyny pozwalały na wiele, chętnie siadały na kolanach utrudzonym (...) marszałkom, generałom... wiedziały zresztą, komu i jak siadać".

"Pilnował, żebyśmy się nie urżnęli"

"Do niedawna, co roku urządzaliśmy z żoną hucznie moje urodziny, 50-60 gości - wspominał Czesław Kiszczak. - Ale Jaruzelski na takie przyjęcia z wódką się nie nadaje. Każdy pił, ile mógł. Generał nie pije i nie znosi, kiedy piją wokół niego. Dawniej, kiedy zbliżały się jego urodziny, koledzy mnie delegowali, żebym dzwonił i zapowiedział, że chcemy przyjść z życzeniami. Sami faceci, bez kobiet. Mruczał, ale się zgadzał. Kiedyś się ośmieliłem i powiedziałem, że mógłby dobrą wódkę postawić. Obruszył się. Gdy przyszliśmy, wyciągnął z kredensu nalewkę, wlał do naparstków i schował butelkę. Chyba po to, żebyśmy się nie urżnęli".

Przykład szedł z oddziałów "bratniej" Armii Czerwonej stacjonujących w PRL. Jej oficerowie w większości byli alkoholikami, a podczas spotkań z polskimi "towarzyszami broni" przekraczano wszelkie normy spożycia wódki. Do legendy przeszły wyczyny dowódcy wojsk pancernych, Iwana Suchowa, który wprawdzie posiadał "wszechstronną znajomość spraw, do jakich go wyznaczono", ale bez alkoholu nie potrafił funkcjonować - czytamy w "Życiu towarzyskim PRL".

"(...) Już z rana, przed śniadaniem - opisywał Pióro - wychylał szklaneczkę czystej, a potem co kilka godzin wlewał w siebie jeszcze po szklaneczce, do wieczora pół litra, może i więcej, i tak codziennie, choć nigdy nie wydawał się być pijany. Nie dorównywał jednak pod tym względem swemu poprzednikowi, Iwanowi Mierzycanowi, który dzień zaczynał od półlitrówki i zmarł w wieku czterdziestu lat, wywołując zdumienie dokonujących sekcji lekarzy, że udało mu się przeżyć tak długo".

Wspólne manewry, spotkania czy narady były doskonałym pretekstem do hucznych imprez. Polscy oficerowie występowali w rolach gospodarzy i starali się odpowiednio ugościć sowiecką generalicję. "Przed pałacem na łące rozbijano namiot - relacjonował Gotówko - rozstawiano stoły, szykowano frykasy i transportery wódki. Dziewczyny wymyte w strojach regionalnych, gotowe do usług. Obżarstwo, pijaństwo, politykowanie, poklepywanie. Dziewczyny pozwalały na wiele, chętnie siadały na kolanach utrudzonym (...) marszałkom, generałom... wiedziały zresztą, komu i jak siadać".



TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA





TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
27.06.2014 17:18:07
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1875679
Od: 2014-5-4
Życie towarzyskie elit PRL - ciąg dalszy

Generałowie co miesiąc otrzymywali przydział: trzy butelki wina, trzy butelki wódki, trzy puszki jesiotra i kilogram suchej kiełbasy

Jak dowiadujemy się z książki, w sprawie hulaszczego trybu życia kadry oficerskiej rzadko interweniowało dowództwo. Raz na jakiś czas organizowano jednak pokazowe postępowanie dyscyplinarne, z reguły dotyczyło to żołnierzy niższych stopniem - pewnego oficera, wykładowcę w szkole podoficerskiej, w 1968 r. wydalono z partii i przeniesiono do rezerwy z powodu gorszącego stylu życia: "(...) Za naruszenie etyki partyjnej, wyrażające się w tym, że wraz z innymi oficerami prowadził różne machinacje samochodowe, nadużywał alkoholu, spóźniał się, opuszczał dni pracy oraz ukradł swemu koledze oś z samochodu syrena i przy pomocy trzech elewów szkoły zamontował ją do swego samochodu".

W każdej armii świata istnieją poważne dysproporcje pomiędzy poziomem życia kadry oficerskiej i Ludowe Wojsko Polskie nie było pod tym względem wyjątkiem. Robotniczo-chłopska proweniencja komunistycznych sił zbrojnych nie przeszkadzała w tym, aby generalicja żyła na poziomie niedostępnym dla większości podwładnych.

"W sklepach specjalnych - pisał generał Tadeusz Pióro - przeznaczonych dla oficerów na generalskich stanowiskach oraz (oddzielnych) dla generałów, zawsze można było kupić towary zdobywane na mieście wielogodzinnym staniem w kolejkach. Oficerowie garnizonu warszawskiego, zajmujący generalskie etaty, mogli jeździć na weekendy do przejętego przez MON dworu w Komorowie, gdzie wyżywienie było tańsze niż w barze mlecznym. Generałowie mieli pałac Potockich w Helenowie, trzydzieści kilometrów od Warszawy, a tam - kuchnia jak za dawnych czasów. Oficer przyjeżdżający do Warszawy zatrzymywał się w marnym raczej hotelu garnizonowym przy ulicy Mazowieckiej. Gdy przyjeżdżał generał - w willi na Saskiej Kępie czekały dwupokojowe apartamenty (bezpłatnie), wyżywienie a la carte i ceny nadzwyczaj umiarkowane; dowolne trunki - na miejscu dobrze mieli dowódcy dywizji, co miesiąc otrzymywali przydział: trzy butelki wina, trzy butelki wódki, trzy puszki jesiotra i kilogram suchej kiełbasy, a na Nowy Rok - skrzynkę butelek Sowietskoje szampanskoje". "Nie umiał z ludźmi rozmawiać. Nie nawiązywał łatwo kontaktów"

Zdaniem Sławomira Kopra, Wojciech Jaruzelski doskonale kierował swoją karierą i wiedział, na kogo postawić. W 1956 r.u poparł Gomułkę, nie angażował się specjalnie w wydarzenia Marca 1968 r., natomiast dwa lata później odegrał decydującą rolę w intronizacji Edwarda Gierka. Dzięki temu w latach 70. miał mocną pozycję w strukturach władzy i nie musiał specjalnie uczestniczyć w życiu towarzyskim ówczesnej elity partyjnej.

"Samotnik, introwertyk, nieufny wobec ludzi otwartych - pisał Włodzimierz Sokorski - i zupełnie bezradny wobec nachalnej arogancji, w gruncie rzeczy sam siebie oszukiwał i sam siebie skazywał na miernotę swojego otoczenia. (...) Nie umiał z ludźmi rozmawiać i raczej wypluwał z siebie słowa, niż je wypowiadał. Nie nawiązywał łatwo kontaktów (...) nawet towarzyskich. (...) Brakowało mu charyzmy, o czym wiedział i nie sprawiał wrażenia szczerego, nad czym bolał".

Utrzymywanie się w elicie władzy wymagało jednak przestrzegania "dworskich" rytuałów. Należała do nich pamięć o imieninach i urodzinach najważniejszych prominentów, z tego powodu generał nie żałował pieniędzy swojego resortu na prezenty dla Gierka czy Jaroszewicza.

"Gdy wszystko było załatwione, kupione, zgromadzone, wystawione - wspominał Gotówko - i sprawdzone, czy przypadkiem jakiś przedmiot nie był identyczny lub podobny do tego, który wręczono w poprzednich latach, zjawiał się Jaruzelski, aby zaakceptować prezenty. Oglądał, przeglądał, zastanawiał się i nakazywał przygotować wybrane dobra do wręczenia. Wówczas do akcji przystępowali pakowacze. Zawijali, pakowali, szykowali, przygotowywali prezenty do aktu wręczenia. W drukarni zamawiano specjalnie ozdobny papier z symbolami rodzajów służb Wojska Polskiego. Nawet sznurek był w kolorze biało-czerwonym".

Prezenty osobiście wręczał Jaruzelski, w tym świecie liczyło się zresztą pierwszeństwo w odwiedzinach solenizanta. Generał jeździł wcześnie rano, aby "wyprzedzić konkurentów", a następnie pilnie nasłuchiwał informacji o wizytach innych.

"Brałem butelkę, jechałem do KC PZPR - opowiadał Gotówko - składałem wizytę szefowi ochrony Gierka pułkownikowi Zdzisławowi Chełmińskiemu i ciągnąłem go za język. On znał słabość generała, nie utrudniał mi pracy. Mogłem zameldować szefowi, co kto przywiózł, kto dostąpił zaszczytu tete-e-tete z Gierkiem, jak długo rozmawiali itp. Jaruzelski był usatysfakcjonowany. Nigdy nie było lepszych od niego". Nigdy nie uczestniczył w alkoholowych orgiach, które odbywały się po polowaniach

Chociaż Jaruzelski nie znosił polowań, to jednak osobiście organizował je dla partyjnych prominentów. Podobnie jak dla wyższych wojskowych Armii Czerwonej z marszałkiem Kulikowem na czele. Inna sprawa, że polowanie z udziałem sowieckich oficerów nie miało nic wspólnego z etyką łowiecką - czytamy w "Życiu towarzyskim elit PRL".

"Łowy z udziałem największych dostojników krajowych - opowiadał z niesmakiem Gotówko - były prowadzone w sposób prostacko-lizusowsko-cywilizowany. Natomiast w momencie pojawienia się towarzyszy radzieckich polowanie przekształcało się natychmiast w ordynarną strzelaninę. Myśliwi stawali półkolem, aby polować na przykład na kaczki, przeważnie oswojone. Nikt nie przestrzegał etyki myśliwskiej. Podejrzewam, że to pojęcie u naszych wschodnich sąsiadów nie istnieje. Z chwilą pojawienia się pierwszej kaczki płynącej zazwyczaj, jak była przyzwyczajona, po pożywienie, rozpoczynała się ordynarna strzelanina. Czekałem tylko, w którym momencie myśliwi wystrzelają się nawzajem".

Jaruzelski brał udział w tych imprezach, sam jednak nigdy nie strzelał. Nie uczestniczył również w alkoholowych orgiach, jakie odbywały się po zakończeniu polowania. Miał jednak ambicje zdobycia władzy w kraju, wiedział, że musi zgadzać się na daleko idące kompromisy. I był w tym niezwykle konsekwentny, chociaż nigdy nie zmienił swoich poglądów na spożycie alkoholu.

Abstynentem pozostał również w najważniejszej dla każdego mężczyzny chwili: "Przez całe życie nie palił, oprócz kilku miesięcy stanu wojennego - pisała jego córka, Monika. - Jedyną jego słabością są słodycze, których również sobie odmawia, klepiąc się znacząco po brzuchu. Pofolgował sobie tylko raz - w czasie moich narodzin. Zamiast iść z kolegami na wódkę, jak robi to większość mężczyzn, siedział samotnie w domu, pochłaniając kilogram mieszanki czekoladowej i z nerwów rozrzucając wokół siebie papierki". "Nie lubił alkoholu tak jak ktoś, kto nie cierpi np. szpinaku"

Czytając opinie osób z otoczenia Jaruzelskiego, można chwilami odnieść wrażenie, że generał przejawiał niewiele ludzkich cech - zwraca uwagę Koper. Pracoholik drobiazgowo czytający każdy dokument, jaki trafił na jego biurko, człowiek właściwie niemający przyjaciół. A już całkowicie zaskakiwał fakt, że Jaruzelski nie utrzymywał bliższych znajomości z ludźmi, z którymi służył w czasie wojny czy też w pierwszych latach PRL. Generał miał właściwie tylko współpracowników i podwładnych. "Zawsze mnie to dziwiło - mówił Gotówko. - Z własnego doświadczenia wiem, że przyjaźnie z początku służby bywają najsilniejsze, tym bardziej z wojny. W opowiadaniach o moim byłym szefie pojawia się wspomnienie kolegi, który zginął. To wszystko. (...) Jaruzelski jakby wymazał ten okres z pamięci".

Ze względów wizerunkowych podtrzymywał jednak znajomość z niektórymi absolwentami Wyższej Szkoły Piechoty. Uznał to za konieczne dla kreowania własnego obrazu w siłach zbrojnych. "Generał zapraszał do gabinetu kilka osób z tamtego grona, na 40 minut. Podawano kawę, paluszki, rozmawiano, wspominano dawne czasy i wzorowego słuchacza, który zrobił tak błyskawiczną karierę. Uczestnicy spotkania nie omieszkali później pochwalić się tym w swoich środowiskach. Fama o równym, swoim chłopie, który jest ministrem, a później zaszedł jeszcze wyżej, szła w Polskę".

Było to tym ważniejsze, że z powodu abstynencji alkoholowej Jaruzelskiego postrzegano jako osobę nieco egzotyczną. Florian Siwicki opowiadał, że gdy byli jeszcze młodymi oficerami, to wielokrotnie "wpadał do Jaruzelskiego z flaszką". Namawiał go jednak bezskutecznie, bo podobno generał "nie lubił alkoholu tak jak ktoś, kto nie cierpi np. szpinaku". Być może z tego powodu obaj oficerowie właściwie nigdy się nie zaprzyjaźnili, a Siwicki pozostał wyłącznie podwładnym.

"Na jedzenie nie zwraca uwagi - opisywał Jaruzelskiego Jerzy Urban. - Kiedyś spędziłem z nim całą dobę. Pracowaliśmy i co trzy, cztery godziny podawano nam te same parówki na gorąco. Stołując się w Urzędzie Rady Ministrów czy w Komitecie Centralnym, jadał to, co podawano wszystkim prominentom. Jedynie na specjalne życzenie podawano mu mleko. Jadł też dużo owoców, ale to nie było nic ekstra, po prostu wszystkim podawano owoce, ale większość stołowników nie jadła ich, gdyż owoce są ohydne z natury rzeczy". Kiedy stanął na czele KC, zanikło picie alkoholu w miejscu pracy

W sprawach spożycia alkoholu pozostał idealistą wierzącym, że zarządzeniami administracyjnymi można zwalczyć skłonności dominujące w społeczeństwie. To właśnie za czasów jego kadencji na stanowisku premiera wprowadzono nakaz, aby alkohol sprzedawać od godziny 13. Wraz z objęciem przez Jaruzelskiego stanowiska pierwszego sekretarza KC PZPR zmianom uległo jednak życie towarzyskie w organizacjach partyjnych.

"Właściwie prawie zanikło picie alkoholu w miejscu pracy - wspominał jeden z urzędników KC, Wojciech Wiśniewski. - Zapanowała atmosfera lęku i wzajemnej podejrzliwości, co zniechęcało do śpiewów i tańców. (...) Byłem kiedyś na naradzie sekretarzy komitetów wojewódzkich w Poznaniu, gdzie po całodziennej, wielogodzinnej naradzie, w której uczestniczył gen. Jaruzelski, późnym popołudniem podano obfity obiad. Na drugie danie była tłusta golonka. Zgromadzeni sekretarze i inny centralny aktyw partii mieli nadzieję, że do popicia zostanie przynajmniej podane piwo. Niestety, do wyboru była tylko woda i coca-cola".

Zdaniem pisarza, Jaruzelski czuł się wyobcowany towarzysko w środowisku partyjnym i wojskowym, jednak rekompensował to sobie w życiu prywatnym. Wraz z Barbarą Jaskólską stworzyli udane małżeństwo, chociaż ich córka uważa, że "trudno sobie wyobrazić parę, która by bardziej do siebie nie pasowała". Pani Barbara pozostawała w cieniu męża, zrobiła doktorat z germanistyki i przez wiele lat pracowała zawodowo na Uniwersytecie Warszawskim.

"Poza dyskusją pozostaje za to jego erudycja - charakteryzował generała prof. Paweł Wieczorkiewicz. - Mając szerokie, choć dość konwencjonalne zainteresowania humanistyczne i wyjątkowy szacunek dla słowa, potrafił zaskakiwać nawet wytrawnych rozmówców, np. oświadczając (jeszcze w czasach PRL!), choć oczywiście w zamkniętym gronie, że za najwybitniejszego współczesnego pisarza i publicystę historycznego uważa Józefa Mackiewicza, zażartego antykomunistę, autora znajdującego się na czele listy integralnych zapisów cenzuralnych. Innym razem, podczas jednej z rzadkich wizyt u przyjaciół, zachwycił się wystawionym tam na sprzedaż płótnem Ireny Dylewskiej w stylu ultrapatriotycznym, przedstawiającym wspartego na szabli Józefa Piłsudskiego i alegoryczną dziewczynę, wyciągającą do swego zbawcy ręce skute kajdanami. Podziwiając dzieło, zauważył: 'Chętnie kupiłbym ten obraz, ale jeszcze nie teraz'". Był skrajnym pedantem, życie z nim nie było najłatwiejszą próbą

Życie z generałem pod jednym dachem nie było jednak najłatwiejszą próbą. Jaruzelski (jak przystało na oficera) okazał się skrajnym pedantem, a ta cecha charakteru w większych dawkach bywa kłopotliwa dla domowników. Do tego dochodziła jeszcze specyfika służby w armii, tajemnica wojskowa i państwowa, nic zatem dziwnego, że obie panie Jaruzelskie niechętnie przyjmowały kolejne szczeble kariery męża i ojca. Barbara była przeciwna jego wyniesieniu na stanowisko premiera, przeczuwając, że wiąże się to z kolejnymi problemami.

"Barbara Jaruzelska przebywa w sławnym 'dworku' w Kościelisku - relacjonowała Maria Kiszczak. (...) - Tym razem jest bez męża, jedynie z córką Moniką. Jej męża, ani wtedy, ani później, już na tym stoku nikt nie zobaczy. Narty nie będą mu w głowie.

Tam, na tym stoku, złożyłam Barbarze gratulacje z powodu objęcia przez męża stanowiska Prezesa Rady Ministrów. Widziałam, że nie przyjęła radośnie wiadomości o tej nominacji, była raczej niezadowolona z tego powodu. - Mąż przyjął to stanowisko wbrew moim życzeniom, prosiłam go przed wyjazdem do Zakopanego, aby tego nie robił - mówi".

Zapewne był to jeden z ostatnich przypadków, gdy gen. Jaruzelski konsultował z żoną swoje decyzje polityczne. Kilka miesięcy później został pierwszym sekretarzem KC PZPR, a 13 grudnia wprowadził stan wojenny. O tym fakcie obie panie Jaruzelskie dowiedziały się z radiowego przemówienia swojego męża i ojca...

Fragmenty książki "Życie towarzyskie elit PRL" publikujemy dzięki uprzejmości wydawnictwa Czerwone i Czarne.



TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ LINKI » DARMOWA REJESTRACJA




Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek
Obrazek

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » ŻYCIE TOWARZYSKIE ELIT PRL

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny