NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » SZLACHTA-GOŁOTA

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Szlachta-gołota

  
marcus
16.06.2014 16:33:46
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1866992
Od: 2014-5-4
Felieton • „Nasz Dziennik” • 19 kwietnia 2014

Na Wielkanoc należy się nam trochę odpoczynku zarówno od Umiłowanych Przywódców, stręczących nam swoich faworytów do Parlamentu Europejskiego, jak i od statystów i strategów, co to nie tylko doradzają całemu światu, co powinien robić, ale nawet już dzielą skórę na rosyjskim niedźwiedziu - co prawda chińskimi rękami, bo własne za krótkie i skrępowane przez Naszą Złotą Panią - niemniej jednak. Żeby jednak podczas świątecznej nirwany nie tracić do końca kontaktu z rzeczywistością, spróbujmy pomyśleć nad naszą młodą demokracją - dlaczego właściwie nie jesteśmy z niej zadowoleni?

Na skutek trwającego pięć lat (1655-1660) „potopu szwedzkiego” Polska została straszliwie zdewastowana. W rezultacie pojawiła się tu nieznana przedtem warstwa społeczna w postaci „szlachty-gołoty” - ludzi wyzutych z majątku, ale posiadających prawa polityczne. Szlachta-gołota zaczęła te swoje polityczne prawa kapitalizować, to znaczy - sprzedawać za pieniądze albo magnatom, albo obcym ambasadorom. W rezultacie coraz większą plagą życia publicznego w Polsce stawał się jurgielt, to znaczy - agentura nie tylko bezkarna, ale w dodatku wpływowa. W XVIII wieku, wykonując zlecenia rosyjsko-pruskie wynikające z tajnego traktatu, zawartego przez te państwa w 1720 roku w Poczdamie, potrafiła zablokować każdą próbę powiększenia wojska w Polsce. I dopiero Sejm Czteroletni próbował radykalnie zaradzić niebezpieczeństwu, pozbawiając „szlachtę-gołotę” prawa głosowania na sejmikach, to znaczy - pozbawiając ją praw politycznych - ale było już za późno.

Ciekawe, że podobna sytuacja występuje obecnie na Ukrainie. Magnatami są tak zwani „oligarchowie”, jak np. Piotr Poroszenko, Rinat Achmietow, czy Julia Tymoszenko, którym w zamian za jurgielt wysługuje się tamtejsza „szlachta-gołota” w osobach Umiłowanych Przywódców ze wszystkich politycznych partii. Nie tylko zresztą „oligarchom” - bo oni też się wysługują; jedni Rosji, inni - Zachodowi, tzn. Stanom Zjednoczonym, albo Niemcom. Ponieważ nasi Umiłowani Przywódcy to w przeważającej większości - właśnie „szlachta-gołota”, nie tylko bez majątku, ale bardzo często również bez zawodu, więc mamy do czynienia z dokonywanym na masową skalę kapitalizowaniem przez nią swoich praw politycznych, co przybiera postać wszechogarniającej korupcji, a niekiedy - również zdrady stanu, która - jak pokazuje casus „Olina” - uchodzi bezkarnie, podobnie jak w wieku XVIII.

Widać wyraźnie, że demokracja polityczna może funkcjonować prawidłowo tylko w odpowiednim społecznym otoczeniu, to znaczy - w warunkach upowszechnienia własności prywatnej, która zapewnia obywatelom konieczny margines autonomii wobec władzy publicznej, a także przy tzw. ograniczonym rządzie, to znaczy - sytuacji, gdy władza publiczna ma tylko tyle uprawnień, ile jest konieczne do zarządzania sektorem publicznym. Ten sektor publiczny powinien być też możliwie jak najmniejszy, bo jeśli się powiększa, to zawsze kosztem prywatnej własności obywateli. Ponadto, wraz z powiększaniem sektora publicznego władza publiczna, to znaczy - Umiłowani Przywódcy, czyli mówiąc inaczej - „szlachta-gołota” - dąży do rozszerzenia zakresu swoich uprawnień, a to zawsze dokonuje się kosztem uszczuplenia zakresu wolności obywateli i wiąże się z wyzuwaniem ich z władzy nad bogactwem, jakie swoją pracą wytwarzają.

Niestety w ciągu ostatnich 100 lat, na skutek zaczadzenia milionów ludzi etatystyczną i socjalistyczną propagandą, szlachcie-gołocie udało się przechwycić władzę nad bogactwem wytwarzanym przez obywateli, ale też pozbawić ich znacznego zakresu wolności, pod pretekstem rozszerzania opiekuńczych funkcjo państwa. W rezultacie zdecydowana większość obywateli została zmuszona do pokornego proszenia o ochłap tego, co wcześniej zostało im odebrane przez pozujących na dobroczyńców ludzkości Umiłowanych Przywódców. W tej sytuacji nie ma mowy o żadnej autonomii obywateli względem władzy publicznej, nie może być też mowy o żadnym partnerstwie, bo jakim znów partnerem dla Umiłowanych Przywódców może być człowiek zmuszony do jedzenia im z ręki?

Stanisław Michalkiewicz

Stały komentarz Stanisława Michalkiewicza z cyklu „Ścieżka obok drogi” ukazuje się w „Naszym Dzienniku” w każdy piątek.



TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
16.06.2014 17:24:57
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1867036
Od: 2014-5-4
Judejczykowie zaradni i zazdrośni
Ach, jak ta historia się powtarza! Ale jakże ma się nie powtarzać, skoro składa się ona przecież z powtarzających się sekwencji? Na przykład teraz znowu powtórzyła się sekwencja z roku 2006, kiedy to nasz nieszczęśliwy kraj, zgodnie z rozkazem rzuconym przez Kondolizę, z wielką energią zajmował się wprowadzaniem demokracji na Ukrainie i Białorusi, a tymczasem od tyłu zaczęli nas zachodzić Judejczykowie.

Konkretnie jeden, za to w postaci obdarzonej wielkim ciężarem gatunkowym osobie Davida Harrisa, dyrektora wykonawczego Amerykańskiego Komitetu Żydowskiego. Od ówczesnego premiera Kazimierza Marcinkiewicza uzyskał on obietnicę spełnienia żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski, szacowanych na 60-65 mld dolarów.

Kiedy ujawniłem to na antenie Radia Maryja, poprzebierani za dziennikarzy funkcjonariusze zatrudnieni w niezależnych mediach głównego nurtu, na rozkaz swoich szczwaczy rzucili się na mnie z zamiarem natychmiastowego rozszarpania, zaś Stowarzyszenie Otwarta Rzeczpospolita oraz mniej znane Stowarzyszenie im. Jana Karskiego z Kielc pod kierownictwem pana Bogdana Białka, złożyło donosy do prokuratury. Skończyło się na jazgocie, to znaczy – niezupełnie, bo rząd chyba się zreflektował i nie tylko żydowskich roszczeń nie spełnił, ale nawet wypierał się tej obietnicy.

Minęło 8 lat i co się dzieje? Historia się powtarza. Nasz nieszczęśliwy kraj, tym razem na rozkaz prezydenta Obamy, który podczas pobytu w Warszawie niemożliwie nam zakadził, że jesteśmy „najlepszym sojusznikiem Ameryki” i w ogóle, nadal z niezwykłą energią zajmuje się krzewieniem demokracji na Ukrainie, a tymczasem od tyłu zachodzą nas, a właściwie nie tyle zachodzą, co właśnie zaszli Judejczykowie.

Oto z wypowiedzi pana Sebastiana Rejaka, pełniącego w warszawskim Ministerstwie Spraw Zagranicznych operetkową funkcję ambasadora do kontaktów z diasporą żydowską, dla izraelskiej gazety „Times of Israel” dowiedzieliśmy się, że na skutek uchwalenia przez Sejm rządowego projektu ustawy – nowelizacji ustawy o kombatantach, Żydzi uważający się za ocalałych z holokaustu będą od Polski otrzymywali emerytury w wysokości co najmniej 100 euro miesięcznie. Pretendentów jest ponoć w samym Izraelu 50 tysięcy, a ilu w diasporze – to się dopiero okaże, kiedy wiadomość o tej radosnej możliwości rozejdzie się po świecie.

Ta nowelizacja przypominała las zasadzony specjalnie w celu ukrycie listka; były tam przepisy o Korpusie Weterana, o legitymacjach, o Dniu Weterana i tego rodzaju makagigach, ale chodziło o to, by w gąszczu tych rewelacji łatwiej ukryć zapis umożliwiający Żydom uzyskanie od Polski odszkodowań za holokaust. I pieniądze nie są tu najważniejsze, bo najważniejszy jest fakt, że odszkodowania za holokaust zaczyna wypłacać Polska.

W takiej sytuacji tylko patrzeć, jak świat dojdzie do wniosku, że skoro Polska wypłaca Żydom z tego tytułu odszkodowania, to znaczy, że poczuwa się do odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej. Nie wiem, czy taki efekt został przez rząd pana premiera Tuska przewidziany, ale tak czy owak, mamy dwie możliwości: albo ten rząd składa się z durniów – jeśli nie przewidział, albo z łajdaków i zdrajców – jeśli przewidział. Tertium non datur. Nawiasem mówiąc, za nowelizacją tej ustawy głosowały wszystkie kluby i koła parlamentarne, więc odpowiedzialność z tego tytułu spada również i na nie: albo durnie, albo zdrajcy i łajdacy. Tertium non datur.

Nie jest to tylko teoretyczna możliwość, bo właśnie wszystkie kluby i koła parlamentarne zaczęły spierać się o różnicę łajdactwa na tle głosowania nad immunitetem pana posła Mariusza Kamińskiego, byłego szefa Centralnego Biura Antykorupcyjnego. Jest on oskarżany przez prokuraturę o przekroczenie uprawnień – o ile wiem, w dwóch sprawach. Po pierwsze – w sprawie tzw. afery gruntowej, a po drugie – w sprawie willi Jolanty i Aleksandra Kwaśniewskich w Kazimierzu nad Wisłą.

Jeśli chodzi o sprawę pierwszą, przekroczenie uprawnień przez agentów CBA miałoby polegać na tym, że zgodnie z ustawą o CBA, mają oni prawo posługiwać się sfałszowanymi dokumentami – ale tylko takimi, które uniemożliwiają ich identyfikację jako agentów CBA, a więc – sfałszowanymi dowodami osobistymi, fałszywymi prawami jazdy, fałszywymi dowodami rejestracyjnymi samochodów – ale nie wolno im fałszować np. aktów własności, ani decyzji administracyjnych. A właśnie o to agenci CBA preparujący „aferę gruntową” byli oskarżani.

Sprawa willi Kwaśniewskich jest bardziej skomplikowana i wynika z dopuszczenia przez polskie prawo tzw. prowokacji policyjnej. Polega ona na tym, że policja organizuje prowokację w postaci np. kontrolowanego zakupu narkotyków, czy wręczenia urzędnikowi łapówki – i w ten sposób delikwenta uziemia. Problem polega na tym, że prowokacja policyjna jest elementem działań operacyjnych, które można podjąć w ramach wszczętego postępowania karnego. Kodeks zaś stanowi, że postępowanie karne wszczyna się w razie uzasadnionego podejrzenia popełnienia przestępstwa. Oznacza to, że postępowanie karne można wszcząć dopiero wtedy, gdy przestępstwo zostało dokonane, a w każdym razie – gdy pojawiły się stosowne podejrzenia, że zostało – ale nie wcześniej. Oznacza to zatem, że jeśli nikt jeszcze nie popełnił przestępstwa, to nie wolno stosować prowokacji policyjnej, by w jej następstwie do przestępstwa dopiero doprowadzić.

Tymczasem w sprawie Kwaśniewskich agent CBA zastosował wobec osoby podstawionej przez Kwaśniewskich w charakterze właścicielki owej willi policyjną prowokację w postaci zakupu kontrolowanego. W związku z tym Kwaśniewscy twierdzą, że padli ofiarą politycznego ataku, chociaż okoliczność, że posługiwali się osobą podstawioną w charakterze właścicielki nie ulega wątpliwości.

I Mariusz Kamiński podczas tajnego posiedzenia Sejmu (nawiasem mówiąc, kompletne informacje z tego tajnego posiedzenia pojawiły się w internecie już w godzinę po jego zakończeniu, co potwierdza opinię, że państwa dzielą się na poważne i pozostałe) przedstawił machlojki państwa Kwaśniewskich. Podobno zrobiło to na niektórych posłach takie porażające wrażenie, że zapomniawszy o swojej klubowej przynależności, albo głosowali przeciwko pozbawieniu posła Mariusza Kamińskiego poselskiego immunitetu, albo wstrzymywali się od głosu, co skutkowało tak, jakby też głosowali przeciw.

Polityczni przyjaciele posła Kamińskiego, podobnie zresztą, jak i on sam twierdzą w związku z tym, że w Sejmie pojawił się kryształowy powiew uczciwości. Wszystko to oczywiście być może, ja jednak uważam, że ten nieoczekiwany rezultat głosowania nad immunitetem posła Kamińskiego, już prędzej potwierdza podejrzenia, iż część posłów jest od samego początku tajnymi współpracownikami CBA i ten związek uważają za ważniejszy od przynależności klubowej.

Teraz akurat ujawnić się mogła część tajnych współpracowników CBA, ale przecież oprócz CBA mamy w Polsce jeszcze sześć oficjalnie działających tajnych służb, uprawnionych do prowadzenia działalności operacyjnej, a więc również – do werbowania agentury. Mam na myśli Centralne Biuro Śledcze, Agencję Bezpieczeństwa Wewnętrznego, Agencję Wywiadu, Służbę Wywiadu Wojskowego, Służbę Kontrwywiadu Wojskowego i Policję Skarbową.

Ponieważ każda z tych bezpieczniackich watah stara się umacniać swoją pozycję, to jest wysoce prawdopodobne, że swoich konfidentów starają się lokować w miejscach, gdzie podejmowane są ważne decyzje, albo tworzone masowe nastroje, albo wreszcie – w wymiarze sprawiedliwości, gdzie niezawisłe sądy wydają sprawiedliwe wyroki. Zatem jest wysoce prawdopodobne, że znaczna, a może nawet przeważająca część posłów i senatorów, to po prostu konfidenci tej czy innej tajnej służby, delegowani akurat tam, no i oczywiście – pilnowani przez swoich oficerów prowadzących.

Dlatego właśnie pojawienie się w środowisku parlamentarnym osoby, która niczyim agentem nie jest, budzi takie powszechne zgorszenie, zarówno w koalicji rządowej, jak i w opozycji, a przede wszystkim – w niezależnych mediach głównego nurtu, gdzie konfident na konfidencie siedzi i konfidentem pogania.

Najlepszym tego przykładem jest zgorszenie, jakie w żydowskiej gazecie dla Polaków, kierowanej przez pana redaktora Michnika, wzbudził widok Janusza Korwina-Mikke, który przyszedł do rosyjskiej ambasady na przyjęcie. Według informacji w tejże gazecie, w przyjęciu tym uczestniczyło 1500 gości, ale cyngle pana redaktora Michnika, który w swoim czasie też popijał i zakąszał i to nie tylko w ambasadzie, ale nawet u samego prezydenta Włodzimierza Putina w Klubie Wałdajskim, zauważyli w tym tłumie tylko Korwina-Mikke. Najwyraźniej ścisłe kierownictwo musiało uznać, że jego monopol na kontakty z Putinem został zagrożony.

Stanisław Michalkiewicz
http://www.michalkiewicz.pl



TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
16.06.2014 18:50:09
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1867076
Od: 2014-5-4


Ilość edycji wpisu: 1
Jedność moralno-polityczna III RP
Elity postsolidarnościowe dużo mówią w wolności, także o wolności słowa, o którą – jak się chwalą – ciężko walczyły. Nawet pod dawnym budynkiem cenzury na Mysiej w Warszawie odsłonięto pomnik „wolnego słowa”. Nie chcą zauważyć, że stworzyły system, w którym urzędowej cenzury nie ma, ale zastąpiła ją nie mniej opresyjna cenzura poprawności politycznej, cenzura redakcyjna, wreszcie najgorsza z możliwych – autocenzura.

Spis tematów zakazanych nie jest może długi, ale za to dotyczy kwestii zasadniczych. Na czoło wysuwają się dwie – interpretacja najnowszej historii Polski, czyli tzw. solidarnościowej rewolucji („obalenie komuny”) i stosunek do Rosji.

Wizja „obalenia komuny” przypomina słynny bolszewicki „Krótki kurs WKP (b)”, natomiast w odniesieniu do Rosji obowiązuje teza o odwiecznym „rosyjskim imperializmie” zagrażającym Polsce i światu, mimo że nawet przeciętny uczeń szkoły średniej wie doskonale, że to inne potężne państwo jest imperialistyczne, a Rosja mniej lub bardziej udanie się broni.

Kryzys ukraiński uświadamia nam w całej rozciągłości, jak ten system nowej cenzury działa. Nie ma ani jednaj stacji radiowej i telewizyjnej (prywatnej czy państwowej), nie ani jednej gazety, która by wyłamała się z tego frontu jedności. Od „Naszego Dziennika” po „Gazetę Wyborczą”, od „Gazety Polskiej” po „Newsweek”, od Radia WNET do Radia ZET – mamy ten sam przekaz, te same kłamstwa i oszustwa, te same tendencyjne i prostackie komentarze. Nikt się nie wychyli, bo zostanie szybko spacyfikowany.

Połowa narodu, mająca zdanie odmienne w tej sprawie (tak jednoznacznie wykazują badania opinii publicznej), nie ma gdzie się wypowiedzieć, nikt tej części narodu nie reprezentuje. Ci nieliczni, którzy głośno mówią inaczej niż obowiązujący kanon – są piętnowani a nawet denuncjowani (wezwania o interwencję ABW były formułowane publicznie).

Najbardziej spektakularny jest przypadek prof. Anny Raźny z Uniwersytetu Jagiellońskiego, która w głośnym Liście na Narodu Rosyjskiego i władz Federacji Rosyjskiej naruszyła tabu. O swoich kłopotach z tego powodu mówi w wywiadzie dla „Myśli Polskiej” (nr 25-26, od wtorku kioskach).

Prof. Andrzej Nowak, główny ideolog rusofobii politycznej w Polsce, zamiast bronić wolności wypowiedzi – wyraził tylko zdziwienie, że jest ktoś z tytułem naukowym, w dodatku z przeszłością solidarnościową, kto ma inne zdanie niż obowiązujące. Jego reakcja dowodzi raz jeszcze, że tocząca się w Polsce walka polityczna i ideologiczna między PO i PiS to mistyfikacja. Obie strony mają takie samo oblicze ideowe, obie stworzyły system, w którym nie ma wolności dla wrogów wolności. Ich „wolności”.

Jan Engelgard
http://mysl-polska.pl

Dodam komentarz Stanisława Michalkiewicza:


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ FILMY » DARMOWA REJESTRACJA




TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA

  
marcus
16.06.2014 19:37:51
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1867118
Od: 2014-5-4
Nie zostaniemy sami


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA


Na początku 2011 roku, z inicjatywy Izraela oraz Agencji Żydowskiej, powstał zespół HEART, którego celem jest „odzyskiwanie mienia żydowskiego w Europie Środkowej”. Chodzi oczywiście o tzw. „mienie bezspadkowe”, to znaczy takie, do którego w normalnym trybie nikt nie może rościć sobie pretensji – bo w innych przypadkach sukcesor odzyskuje własność bez żadnych dodatkowych regulacji.

Jak podały w ubiegłym roku izraelskie media, dyrektor tego zespołu, Robert Brown, na czele delegacji przebywał wiosną w Warszawie, gdzie przeprowadził rozmowy z 6 ministrami rządu premiera Tuska (wymieniono tylko 3 nazwiska: min. Rostowski, min. Sikorski i min. Gowin) oraz przywódcami opozycji parlamentarnej.

Charakterystyczne było to, że żadne z niezależnych mediów głównego nurtu ani słówkiem nie pisnęło o tej wizycie, ani o tym, co tam z tymi wszystkimi ministrami i opozycjonistami Robert Brown uradził. A coś uradzić musiał, bo w wypowiedzi dla „Times of Izrael” stwierdził, że w sprawie restytucji mienia żydowskiego nastąpił „przełom”. Dopiero wtedy MSZ się odezwało, dementując wiadomość o „przełomie” tak samo energicznie, jak dzisiaj dementuje informacje o polskich najemnikach na Ukrainie.

„Nie wierzę nie zdementowanym informacjom” – mawiał rosyjski minister spraw zagranicznych, książę Gorczakow. Chyba miał rację, bo oto po raz kolejny z „Times of Izrael” dowiedzieliśmy się, że Polska już wkrótce rozpocznie wypłacanie emerytur Żydom „ocalałym z holokaustu”. Komentatorzy izraelscy twierdzą, że jest ich około 50 tysięcy, ale znając życie można być pewnym, że znajdzie się znacznie, znacznie więcej.

Trzeba będzie tylko uważać, by liczba ocalałych nie była większa od zatwierdzonej liczby ofiar holokaustu, bo mogłoby to wzbudzić rozmaite wątpliwości. A tych i tak nie brakuje, bo np. Izrael i różne organizacje „przemysłu holokaustu”, pod pretekstem zadośćuczynienia ofiarom, tylko od Niemiec wyłudziły co najmniej 100 miliardów marek, nie licząc dostaw okrętów podwodnych – bo wiadomo, że nic tak nie łagodzi traumy, jak porządny okręt podwodny. Gdyby tak ofiary dostały przynajmniej jedną tysięczną wyłudzonych kwot, to każdą z nich można byłoby szacować na wagę złota.

No a teraz okazuje się, że i Polska będzie musiała dołożyć do interesu co najmniej 100 euro na osobę miesięcznie. Co tu dużo gadać; parafrazując Voltaire’a, gdyby nawet holokaustu nie było, należałoby go wymyślić tym bardziej, że wypracowana została też oryginalna formuła zaliczania do ofiar: ci, którzy zginęli, no to zginęli, ale iluż się z tego powodu nie urodziło! Przy takim podejściu jest oczywiste, że liczba ofiar holokaustu z dziesięciolecia na dziesięciolecie może rosnąć w postępie geometrycznym. Czy budżet naszego nieszczęśliwego kraju wytrzyma takie obciążenie?

Prawdopodobnie nie – ale właśnie dlatego zespół HEART przewiduje możliwość restytucji mienia w naturze, tj, w nieruchomościach. Roszczenia wysuwane wobec Polski szacowane są na 60, może nawet 65 mld dolarów. Jeśli więc decyzje w sprawie „restytucji” już zapadły – a cisza w niezależnych mediach i wśród Umiłowanych Przywódców wskazuje, że zapadły – to środowisko dysponujące w Polsce majątkiem tego rzędu, będzie miało dominującą pozycję ekonomiczną, a co za tym idzie – dominującą pozycję polityczną. Będzie ono w stosunku do mniej wartościowego narodu tubylczego pełniło rolę szlachty.

Okazało się, że prezydent Obama, przemawiając 4 czerwca na Placu Zamkowym w Warszawie, nie rzucał słów na wiatr. Rzeczywiście – już nigdy nie będziemy sami!

Stanisław Michalkiewicz
http://www.michalkiewicz.pl
  
marcus
17.06.2014 19:50:40
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1867858
Od: 2014-5-4
Stanisław Michalkiewicz: Rocznicowe rozpamiętywania


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ ZDJĘCIA. DARMOWA REJESTRACJA


Niezawisłe sądy bardzo nam się bowiem ostatnio rozdokazywały, uzurpując sobie na przykład prawo zabraniania ludziom mówienia o faktach powszechnie znanych, na przykład – że osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi obecnie na nazwisko Anna Grodzka, przedtem, to znaczy – przed operacją chirurgiczną, jakiej podobnież poddała się w Bangkoku – legitymowała się dokumentami wystawionymi na nazwisko starego komucha Krzysztofa Bęgowskiego.
.
Rocznicowe rozpamiętywania

Z okazji 25 rocznicy wyborów do Sejmu, które były elementem umowy, jaką generał Czesław Kiszczak zawarł ze swymi konfidentami o podziale władzy nad narodem polskim, pojawiło się mnóstwo wspominków jak to było za komuny i jak jest teraz. Oczywiście za komuny było gorzej, a teraz jest zdecydowanie lepiej, zwłaszcza byłym (?) komunistom, którzy już nie muszą ukrywać się z szampanem i kawiorem, jak to bywało za Gomułki, tylko używają życia „całą paszczą, hucznie z przytupem i hulaszczo”, własnym przykładem dowodząc, że łajdactwo popłaca. Jest to poniekąd zgodne z ludowym przysłowiem, iż pokorne cielę dwie matki ssie. Najlepszą ilustracją trafności tego ludowego przysłowia jest były prezydent naszego nieszczęśliwego kraju Aleksander Kwaśniewski. Na poprzednim etapie wyssał co tylko było można wyssać z komuny, a na następnym etapie przyssał się do demokracji, z której też niemało wyssał – aż wreszcie przyssał się do jakiegoś ukraińskiego nababa. Jestem pewien, że kiedy nadejdzie czas Bliskiego Spotkania III Stopnia, to Aleksander Kwaśniewski się nawróci – tak samo, jak uczynił to generał Jaruzelski, którego pamięci Aleksander Kwaśniewski ślubował bronić, jak niepodległości. To znaczy – nie jak niepodległości, bo któż dzisiaj broni niepodległości – tylko na baczność. Tak w każdy razie wykrzykiwał podczas obrzędowości świeckiej na Powązkach, gdzie generała Jaruzelskiego na odcinku duchowym zabezpieczał pan Szymon Niemiec, piastujący godność biskupa w zjednoczonym kościele Phallusa Uskrzydlonego, czy jakoś tak – co sprawiało wrażenie, jakby Belzebub jednak jakieś pretensje do generała zgłaszał.

Ale mniejsza już o to, bo przecież tyleśmy ostatnio przeżyli – z wizytą Dostojnego Gościa, co to obsypał komplementami nie tylko nasz nieszczęśliwy kraj, ale nawet osobiście Kukuńka, przypominając wersję o obaleniu komunizmu w następstwie przeskoczenia muru. Teraz ze względu na ustrój i sojusze będziemy musieli tej wersji już się trzymać, a kto wie, czy do kłamstwa oświęcimskiego nie dojdzie kłamstwo wałęsowskie – że mianowicie kto w tę wersję będzie powątpiewał, zostanie ukarany przez niezawisły sąd. Niezawisłe sądy bardzo nam się bowiem ostatnio rozdokazywały, uzurpując sobie na przykład prawo zabraniania ludziom mówienia o faktach powszechnie znanych, na przykład – że osoba legitymująca się dokumentami wystawionymi obecnie na nazwisko Anna Grodzka, przedtem, to znaczy – przed operacją chirurgiczną, jakiej podobnież poddała się w Bangkoku – legitymowała się dokumentami wystawionymi na nazwisko starego komucha Krzysztofa Bęgowskiego. W tej sytuacji tylko patrzeć, jak niezawisłe sądy zadekretują, że w naszym nieszczęśliwym kraju zapanował dobrobyt, wszyscy ze wszystkiego są zadowoleni, a jeśli ktoś się do tego orzeczenia nie akomoduje, zostanie skazany na umieszczenie w gostynińskim izolatorze jako „osoba stwarzająca zagrożenie”.

Ale postępująca za sprawą naszych bezpieczniackich okupantów faszyzacja państwa musi stwarzać rozmaite niespodzianki. Oto dowiedzieliśmy się na że podczas pobytu Dostojnego Gościa objawiła się w Warszawie „biała wdowa”, za którą abewiaki natychmiast ruszyły w pogoń, dopadając ją wreszcie koło Zamościa i wtedy okazało się, że to nie wdowa, tylko żona i to w dodatku – niewinna. Wszyscy odetchnęli z ulgą, bo cóż to byłby za obciach, gdyby „biała wdowa” zaczaiła się na Dostojnego Gościa akurat w naszym nieszczęśliwym kraju! Wprawdzie powiadają, że nie ma ludzi niezastąpionych, ale biorąc pod uwagę środki zastosowane gwoli zapewnienia Dostojnemu Gościowi bezpieczeństwa, to z pewnością nieprawda.

Wróćmy jednak do rocznicowych rozpamiętywań. Transformacja ustrojowa przyniosła wprawdzie ze sobą niebywałe zmiany – na przykład tę, że za komuny nie było internetu, a teraz jest, dzięki czemu Stanisław Lem mógł na własne oczy się przekonać, ilu na świecie jest durniów. Nawiasem mówiąc, odkrycie to powinno skłonić wszystkich do rewizji poglądów na demokrację polityczną, chociaż właśnie z tego samego powodu próżno marzyć o tem. Dureń przecież nie wie, że jest durniem, zgodnie ze spostrzeżeniem Franciszka ks, de La Rochefoucauld, iż nikt nie jest zadowolony ze swojej fortuny, każdy – ze swego rozumu. Zatem demokracja polityczna skazana jest na niereformowalność i kto wie, do czego mogłaby doprowadzić, gdyby nie to, że do Ziemi nieubłaganie zbliża się wielka asteroida, wskutek czego wiele naszych problemów może rozstrzygnąć się w całkiem innych kategoriach. Ciekawe, gdzie ta asteroida uderzy – powiadają, że pod Rogowem, bo tam jest najwięcej katastrof.

Zanim to jednak nastąpi, zwróćmy uwagę, że mimo wielkich zmian, jakie przyniosła ze sobą transformacja ustrojowa, kontynuacja jest większa, niż mogłoby się wydawać. Weźmy dla przykładu taką aferę „Żelazo”. Wprawdzie Biuro Polityczne KC PZPR zdymisjonowało pod tym pretekstem generała Mirosława Milewskiego ze wszystkich funkcji partyjnych i państwowych, ale jednocześnie zabroniło niezależnej prokuraturze wszczynania w tej sprawie śledztwa. I chociaż w „Wolnej Polsce” afera „Żelazo” jeszcze się nie przedawniła, żaden z prokuratorów generalnych – ministrów sprawiedliwości, nie odważył się podważyć tamtej decyzji Biura Politycznego. Ale to jeszcze nic w porównaniu z telewizją. To jest – oczywiście obok bezpieki, która nie zmieniła się od tamtych czasów ani na jotę i nadal pasożytuje na państwie i jego obywatelach – jedyna instytucja, która od czasów komunistycznych nie tylko nic się nie zmieniła, ale nawet jakby się pogorszyła. Nadal bowiem przypomina sforę psów gończych, którą szczwacze doświadczeni co i rusz szczują na upatrzonego.

Trudno się temu dziwić, bo akurat tam najbardziej chyba widoczne jest dziedziczenie pozycji społecznej z pokolenia na pokolenie. Co gorsza, wygląda na to, że kolejne pokolenia dziedziczące tę społeczną pozycję są coraz głupsze. To też stosunkowo łatwo wytłumaczyć, bo o ile pierwsze pokolenie musiało jednak tak czy owak wygrać w wyścigu szczurów („mordem i smrodem pozycje zdobywa i z cielska potwora łapami wyrywa złotą juchą ociekające, wrące szczurami i wszami pieniądze i żre i chłepce wydarte kawały, aż ryczy ze śmiechu Odwłok Wspaniały, kipiący bezmiarem metalu”), to kolejne pokolenia już niczego udowadniać nie muszą. Po prostu wystarczy że urodzą się w starej, albo dla odmiany – świętej rodzinie, między którymi w miarę postępów socjaliz…, to znaczy pardon – oczywiście w miarę postępów transformacji ustrojowej różnica coraz bardziej się zaciera. Widać to przede wszystkim w dziedzinie przemysłu rozrywkowego, w którym chałturnicy już nawet nie fatygują się, by stworzyć jakieś pozory.

Stanisław Michalkiewicz

http://michalkiewicz.pl/
  
marcus
18.06.2014 17:32:03
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1868671
Od: 2014-5-4
Atrapa państwa

Jeśli komuś jeszcze potrzeba dowodów na to, że pan premier Donald Tusk jest figurantem – marionetką w rękach okupujących nasz nieszczęśliwy kraj bezpieczniackich watah, to kolejnych dowodów dostarczyła afera podsłuchowa, a zwłaszcza – konferencja prasowa pana premiera.Fakt, że doszło do niej dopiero w poniedziałek, a więc w dwa dni po ujawnieniu przez tygodnik „Wprost” części stenogramów z podsłuchów dowodzi, że przez pierwsze dwa dni pan premier Donald Tusk po prostu jeszcze nie wiedział, co myśli, aż dopiero ktoś starszy i mądrzejszy poinformował go, co i jak, no i wtedy mógł to wszystko swoimi słowami powtórzyć na konferencji prasowej. Po drugie – wykluczenie dymisji pana ministra Sienkiewicza w sytuacji, gdy ze stenogramów wynika, iż podżegał on prezesa Belkę do złamania art. 220 ust 2 konstytucji, zakazującego finansowania deficytu budżetowego „kredytem NBP”, to znaczy - drukowaniem pieniędzy – pokazuje, ze minister Sienkiewicz premieru Tusku nie podlega, podobnie jak nie podlegał mu minister Grad, który w określonym terminie miał znaleźć strategicznego inwestora dla stoczni, bo w przeciwnym razie miał zostać przez premiera zdymisjonowany. Ale kiedy wyznaczony termin upłynął, a strategiczny inwestor się nie pokazał, premier Tusk ministra Grada nie zdymisjonował, bo widocznie ktoś starszy i mądrzejszy wyjaśnił mu, że on mu nie podlega. Zdymisjonować może go tylko ten, kto go do rządu premiera Tuska wprowadził – podobnie jak obecnie pana ministra Bartłomieja Sienkiewicza. W rządzie premiera Tuska ministrowie są legatami wyznaczonymi przez poszczególne bezpieczniackie watahy i pilnującymi ich interesów, zaś premier jest tylko rodzajem notariusza kompromisu między watahami. Afera podsłuchowa w całej rozciągłości potwierdza moją ulubioną teorię spiskową, według której punkt ciężkości władzy leży poza konstytucyjnymi organami państwa, które pełnią rolę dekoracyjną i fasadową, podobnie jak Umiłowani Przywódcy z panem prezydentem Bronisławem Komorowskim na czele. Pamiętamy przecież, jak przywódca jednej z najpotężniejszych bezpieczniackich watah, pan generał Marek Dukaczewski publicznie zapowiadał, że w razie wygrania wyborów prezydenckich przez marszałka Bronisława Komorowskiego otworzy z radości butelkę szampana. Niezależnie od tego, że deklaracja ta stanowiła wskazówkę dla konfidentów, na kogo mają głosować, z wyborem marszałka Komorowskiego wojskowa razwiedka musiała wiązać nadzieje na zwiększenie swego udziału w okupacji naszego nieszczęśliwego kraju. Prawdziwą władzę mają bowiem bezpieczniackie watahy, dzieląc Polskę na swoje rewiry łowieckie, zaś Umiłowani Przywódcy korzystają jedynie z zewnętrznych znamion władzy. Dla całości obrazu trzeba dodać, iż znaczna część, a może nawet wszyscy uczestnicy bezpieczniackich watah pozostają w służbie różnych państw poważnych, do których przewerbowali się jeszcze w ramach przygotowań do transformacji ustrojowej, a zobowiązania te są kontynuowane przez kolejne pokolenia ubeckich dynastii.
Dlatego uwaga pana ministra Sienkiewicza, iż państwo polskie istnieje jedynie formalnie, w całej rozciągłości tę teorię spiskowa potwierdza.

Stanisław Michalkiewicz

Obrazek
  
Electra26.04.2024 12:07:46
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » SZLACHTA-GOŁOTA

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny