NOWE POSTY | NOWE TEMATY | POPULARNE | STAT | RSS | KONTAKT | REJESTRACJA | Login: Hasło: rss dla

HOME » ROMAN DMOWSKI – „MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA”

Przejdz do dołu stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

Roman Dmowski – „Myśli nowoczesnego Polaka”

  
marcus
29.06.2014 21:30:01
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1877071
Od: 2014-5-4
Cudzoziemiec, zajmujący się z daleka losami Polski a nie znający nas bliżej, musi nas sobie wyobrażać jako naród twardy, żyjący ciągłą troską o byt, naród, dla którego walka stała się żywiołem. Tymczasem my jesteśmy w istocie jednym z najmiększych, najłagodniejszych narodów w Europie, najbardziej skłonnym do życia bez troski, nie tylko marzącym o „spoczynku na łonie wolnej ojczyzny”, ale spoczywającym bez ceremonii na łonie zakutej w kajdany, narodem mającym głęboki wstręt do walki, chętnie załatwiającym się z wrogami… „czapką, papką i solą”.

Pochodzi to stąd, że podstawą naszego charakteru jest bierność. Pozyskiwała nam ona już nieraz miano „narodu kobiecego” a występowała dotychczas jako ogólna i stała wada nasza oraz zdawała się nieodłączną od naszego typu rasowego. W ostatnich wszakże czasach coraz więcej mamy sposobności przekonywać się, że nie jest ona ani tak stałą, ani tak nieodłączną od polskiego typu rasowego, że raczej jest ona wytworem historycznego typu naszych stosunków społecznych.

Jak już mówiłem wyżej, po doprowadzeniu do upadku miast, zrujnowaniu mieszczaństwa i zastąpieniu go w życiu ekonomicznym narodu żywiołem, nie należącym ani kulturalnie, ani politycznie do społeczeństwa, mianowicie Żydami, społeczeństwo polskie składało się prawie wyłącznie z dwóch warstw, z których żadna nie potrzebowała walczyć ani o byt ekonomiczny, ani o wpływ polityczny. Szlachcic-pan miał byt łatwy: potrzeby jego obficie zaspokajała ziemia i chłopi-poddani lub, w braku tych, lekka służba u magnata; o wpływ polityczny nie potrzebował walczyć, bo nikt się z nim nie miał prawa współubiegać, zresztą w końcu tak politycznie zwyrodniał, że mu wystarczała fikcja tego wpływu, przy przelaniu istotnej roli politycznej na rodziny magnackie.

Chłop-poddany miał byt prosty, potrzeby tak zmniejszone, a zaspokojenie ich tak uzależnione od sił wyższych, że wysiłek w kierunku zdobyczy materialnych nie był dla niego ani możliwy, ani potrzebny; co do polityki, to nie miał nawet przeczucia, że będzie kiedyś w tej dziedzinie grał rolę. Zarówno tedy w sferze ekonomicznej, jak w politycznej, pierwszy nie potrzebował walczyć, bo wiele miał bez trudu, drugi – niewiele albo nic nie potrzebował. Poza nimi zaś prawie nic w społeczeństwie nie było, a przynajmniej to słabe mieszczaństwo, które istniało w większych miastach, niezdolne było wpłynąć na zmianę ogólnego typu stosunków.

W tych warunkach życie społeczeństwa było to życie bierne, bez wielkiej troski o jutro, bez walk i wysiłków. W tym życiu utrzymywał się bierny, miękki typ charakteru jednostek, a natomiast dla natur twardych i czynnych nie było miejsca. O ile się natury takie zjawiały, to w braku pola dla siebie i szkoły dla swej energii zużytkowały ją w dziwactwach i wybrykach. Zdaje się, że dzięki tej głębokiej zmianie w charakterze społeczeństwa, niż chwilowemu stanowi moralnemu, potomkowie walecznej i miłującej wolność szlachty polskiej pozwalali się w czasie konfederacji barskiej pędzić Moskalom jak barany przez całą niby wolną jeszcze Polskę na Sybir.

W życiu prywatnym szlachcic nasz wyrodniał nie mniej niż w życiu publicznym, stając się coraz bierniejszym, coraz mniej zabiegliwym. W końcu doszedł do tego, iż niezbędnym jego dopełnieniem stał się Żyd – faktor, opłacany stale za to, żeby we wszystkich możliwych interesach był mózgiem pańskim. Ten Żyd dla zgnuśniałego, zachwaszczonego duchowo potomka twórców potężnego państwa z czasem stał się nawet jedynym źródłem wiadomości politycznych z szerszego świata. Instytucja tego doradcy, pełnomocnika, a w znacznej mierze kierownika szlacheckiego w chałacie doszła do niesłychanego rozwoju i władzy w najcięższej dla szlachty chwili, po zniesieniu pańszczyzny, a przetrwała po dziś dzień na całym prawie obszarze ziem polskich. Dziedziczna zaś wiara w głowę żydowską i skłonność do oddawania się pod jej kierownictwo długo jeszcze będzie wybitnym znamieniem szlacheckiej z pochodzenia części społeczeństwa.

Stan szlachecki dostarczył głównego materiału, z którego się wytworzyły warstwy inteligentne Polski porozbiorowej, nic więc dziwnego, że najcięższy okres naszego życia, wymagający od nas największych wysiłków zastał nas społeczeństwem tak biernym, tak niezdolnym do działania, nawet do myślenia o sobie. Wprawdzie klasy te zasilane są szybko nowymi żywiołami, wychodzącymi z warstw zepchniętych dotychczas z widowni życia polskiego, w ostatnich czasach w coraz większej liczbie ze stanu włościańskiego, co niewątpliwie szybko zmienia charakter naszych klas inteligentnych, ale sam ten fakt nie usuwa jeszcze głównej jego wady – bierności. Wystąpienie na widownię żywiołów inteligentnych pochodzenia chłopskiego wprowadza w życie nasze nowe pierwiastki bardzo cenne, ale samo przez się nie jest zdolne przerobić tego życia na czynny typ nowoczesny.

Chłop we wszystkich krajach, zwłaszcza tam, gdzie niedawno została zniesiona pańszczyzna, odznacza się biernością duchową, ciężkością, brakiem przedsiębiorczości i inicjatywy w rozszerzaniu sfery życia i działania, co mu nie przeszkadza objawiać zdrowego instynktu samozachowawczego, żywotnego egoizmu, który mocno trzyma to, co posiada, nie mówiąc o tym, że z powyższymi właściwościami idzie w parze brak miękkości, sentymentalizmu, będących tak powszechnymi wadami naszego społeczeństwa szlacheckiego. Inteligentne żywioły wychodzące z ludu wnoszą w życie polskie pierwiastki, będące zadatkami siły, ale pierwiastki surowe, z których dopiero ćwiczenie życia współczesnego, przeważnie więcej niż w jednym pokoleniu, wytworzyć może silny, czynny, zdolny do intensywnego życia typ umysłu i charakteru.

Jeżeli życie społeczeństwa szlacheckiego w dawnej Polsce musiało wytworzyć bierność naszego charakteru, która jest taką jego plagą, to upadek Rzeczypospolitej nie przyniósł nam przez się warunków, zmuszających do życia czynniejszego. Można śmiało powiedzieć, że po dziś dzień życie przeciętnego Polaka nie obejmuje nawet połowy tych zabiegów, trosk i wysiłków, co życie przeciętnego Francuza, Anglika lub Niemca. Nie jesteśmy przez to szczęśliwsi od tamtych, bo dla nas, wyobrażających sobie szczęście, jako stan bierny, jako spoczynek bez troski, wszelki wysiłek jest powodem niezadowolenia, gdy dla tamtych stał się on nieodłączną treścią życia. Gdy dla nas potrzeba czynu jeszcze dziś jest smutną koniecznością, dla innych czyn jest warunkiem szczęścia.

Ustrój życia polskiego po upadku Rzeczypospolitej i stosunek społeczeństwa do obcych rządów, jaki się od razu wytworzył, a potem nieprędko i w części tylko zmienił, nie przeszkadzały bujnej wegetacji natur biernych. Ani warunki życia ekonomicznego przez długi czas nie zmieniły się zasadniczo, ani polityczne zachowanie się społeczeństwa, polegające na apatycznym znoszeniu obcych rządów lub co najwyżej na odczuwaniu krzywd bez reakcji na nie, nie wymagały wysiłków, poważnych przejawów energii, nie otwierały pola dla natur czynnych. Na periodycznie powtarzające się powstania można z pewnego punktu widzenia patrzeć, jako na instytucję ochronną narodowej bierności: zabierając co pewną ilość lat wszystkie jednostki energiczniejsze, mniej zdolne do wegetacji w niewoli, pozwalały one reszcie wytrwać bez przeszkody w ustalonym systemie narodowego życia.

My nie zdajemy sobie nawet w części sprawy z tego, do jakiego stopnia nasz pogląd na życie różni się od poglądu przeciętnego cywilizowanego człowieka. Wyraża się on we wszystkich dziedzinach – w wychowaniu, w stosunkach rodzinnych, w sposobie zdobywania środków do życia i używaniu życia, w stosunku naszym do potrzeb i instytucyj publicznych, w zachowaniu się względem rządów panujących nad nami, względem innych narodowości itd.

Wychowanie moralne dzieci i młodzieży naszej, o ile nie polega na demoralizacji, przygotowuje z nich niedołęgów w życiu prywatnym i publicznym.

System świadomej demoralizacji młodszego pokolenia, wynikający z filozofii biernego bezwzględnie używania życia i rozpowszechniony zwłaszcza w sferach zamożnych, szlacheckich i mieszczańskich, polega na cynicznym zachęcaniu synów do szukania na każdym kroku niższych przyjemności bez poczuwania się do jakichkolwiek obowiązków względem społeczeństwa. Dzięki temu stopień zepsucia naszej młodzieży majętnej, w stosunku do intensywności jej życia, jest stanowczo o wiele większy niż w innych krajach. O gangrenie moralnej, jaka toczy te warstwy w młodszym pokoleniu, szerszy ogól zaledwie słabe ma pojęcie. Trzeba widzieć tych gagatków, drwiących sobie po prostu z wszelkich najszlachetniejszych popędów, z wszystkiego co tworzy duchowy postęp człowieka, ażeby zrozumieć jakiego plugastwa dostarczają przeważnie u nas społeczeństwu w swym młodym pokoleniu warstwy zamożniejsze, te właśnie warstwy, które mają odpowiednie środki do starannego wychowania swych synów.

Wśród warstwy średnio zamożnej i ubogiej, o ile istnieje system wychowania moralnego, to polega on wyłącznie prawie na kształceniu moralności biernej, wyrażającej się w zdawkowej szlachetności lub sentymentalizmie. Uczy się dzieci, czego nie należy robić, tylko się ich nie uczy, co robić trzeba. W dbałości o ich przyszłość materialną co najwyżej myśli się o postawieniu ich przy jakimś żłobie, zaopatrywanym stale w obrok, dającym pewność, że tego obroku nie zabraknie, że nie trzeba będzie użyć wysiłku do szukania innego. O tym, żeby kształcić odwagę do życia samodzielnego, energię, rzutkość, inicjatywę, żeby wyrabiać ludzi uczciwie umiejących brać z życia, co im się należy, a nie czekających, aż im będzie dane, o tym w wychowaniu naszym mowy jeszcze nie ma. O ile kształcimy jakie cnoty w młodzieży to nie takie, które dadzą im realną wartość jako ludziom dojrzałym, ale które służą tylko do prezentowania się dobrze, w naszym, naturalnie, rozumieniu.

To samo jest w zakresie wychowania umysłowego – mówię o pozaszkolnym, bo szkoła nie od nas zależy. Zdolności, które wyrabiamy w dzieciach, wiadomości, jakie im dajemy i jakie one później dorastając same w duchu ogólnego kierunku zdobywają, w połowie nawet nie mają żadnej wartości w życiu realnym. Wychowanie umysłowe u nas robi takie wrażenie, jakby nauka miała służyć tylko do ozdobienia życia, którego istota bez niej się tworzy.

Dzięki temu jesteśmy, pomimo wysokiego pojęcia o sobie pod tym względem, jednym z najgorzej wychowanych narodów w Europie. Mamy ogromnie dużo ludzi zdolnych, ale niesłychanie mało uzdatnionych, bardzo dużo „miłych w towarzystwie”, ale nadzwyczaj mało umiejących postępować z ludźmi tam, gdzie interesy w grę wchodzą. Gdy jest posada ze stałą pensją i szablonowymi obowiązkami, zgłaszają się na nią dziesiątki i setki kandydatów, ale gdy trzeba samodzielnego kierownika przedsięwzięcia, nawet bez fachowej wiedzy, dobrego administratora itp., można całą Polskę przejechać i odpowiedniego człowieka nie znaleźć. Tym bardziej nie ma ludzi umiejących dawać początek nowym gałęziom wytwórczości i zarobkowania, dla których tyle pola jest w naszym kraju.

Wychowanie nasze jest takie, że u nas inteligentni i wykształceni ludzie nie mają pojęcia o porównawczej wartości pracy, o istocie handlu, o obrotach bankowych, prawie wekslowym, o elementarnej buchalterii itp. rzeczach, o które w życiu ciągle się muszą ocierać; ci sami ludzie nie umieją w rozmowie o interesach utrzymać się przy przedmiocie, ściśle się wyrażać, pisać, ba, nawet adresować listów. Nawet w życiu towarzyskim, wbrew ustalonej opinii, jesteśmy niesłychanie mało giętcy, w tym znaczeniu, że wywołujemy niepotrzebne konflikty lub, co się o wiele częściej zdarza, niepotrzebnie ustępujemy, a nie umiemy przystosować się do otoczenia i warunków bez uszczerbku dla naszej indywidualności i godności osobistej.

Bierność naszego charakteru i kultura tej bierności w wychowaniu nadaje specyficzny układ naszym stosunkom rodzinnym i społecznym. W żadnym kraju tak jak u nas żony nie rządzą mężami, dzieci rodzicami, a młodzież społeczeństwem. Bez przesady przecie można powiedzieć, że lwią część naszej historii w XIX stuleciu zrobiła młodzież.

Jeżeli się głębiej zastanowimy nad istotą pojęć politycznych, najbardziej rozpowszechnionych w naszym społeczeństwie, to dojdziemy do przekonania, że w nich najlepiej bodaj wyraża się ta bierność naszego charakteru. Najpopularniejsze u nas hasło: „nie drażnić wrogów” – jest hasłem narodu pragnącego sobie zapewnić spokojną wegetację, nie życie, bo wszelkie przejawy naszego życia, naszej energii czynnej z natury rzeczy najsilniej tych wrogów drażnią. Przecie, chcąc zastosować się do programu, według którego nie trzeba dawać powodów do prześladowań, nie trzeba dostarczać wrogom argumentów, a natomiast postępowaniem swoim pozyskać zaufanie obcych rządów, chcąc być z nimi w zgodzie, nie należałoby żadnej pracy narodowej prowadzić. Ogół nasz w głównej swej masie tego właśnie programu przestrzega.

Oceniając postępowanie naszych wrogów, główną mamy do nich pretensję za to, że nie są tacy bierni, jak my, i przejawy ich energii narodowej potępiamy na równi z gwałtami i bezprawiem, nie umiejąc nawet odróżnić pierwszych od ostatnich. Chętnie np. złorzeczymy Niemcom za działalność Schulvereinu i usiłujemy ustanowić zasadę, że bezprawiem z ich strony jest kulturalne podtrzymywanie grup niemieckich poza granicami Niemiec. Robimy zaś to dlatego, że uznanie takiej działalności za zdrowy przejaw poczucia narodowego u Niemców obowiązywałoby nas do robienia czegoś podobnego na rzecz Polski, na to zaś nasza bierność nie pozwala. Naszym ideałem jest, żeby narody nawzajem szanowały swoje terytoria, żeby sobie nie wkraczały na nie nawzajem, żeby każdy mógł spokojnie spać na swoim. Wymyśliliśmy sobie nawet teorię, że rola pobitych jest piękniejszą od roli zwycięzców.

Tak to monstrualność naszego rozwoju dziejowego po dziś dzień mści się na nas, wypaczając nasz charakter i nasze poglądy na życie.

Natomiast twarda rzeczywistość dzisiejsza zaczyna swój wpływ wywierać w odwrotnym kierunku.

Upadek państwa polskiego zamknął nam pole do rozwoju samoistnego życia narodowego, ale nie odebrał nam możności narodowej wegetacji. To sprzyjało naszemu przetrwaniu bez zasadniczej zmiany charakteru społeczeństwa. Dopiero w ostatnim okresie, który nastąpił po r. 63, warunki z gruntu się zmieniły.

Wrogowie nasi postanowili położyć tamę naszej wegetacji, nawet postanowili nas doszczętnie wytępić i rozpoczęli system energicznej eksterminacji.

Pod tym względem w doskonałych względem nas warunkach znaleźli się Prusacy. Mając pod swym panowaniem część Polski najsłabszą, najbardziej niejednolitą pod względem narodowym, bo skolonizowaną silnie przez żywioł niemiecki, a po swej stronie posiadając wyższą kulturę techniczną, silną organizację społeczną, zdrowe podstawy ekonomiczne i świeżo złączone a narodowo jednolite państwo, mogli oni spodziewać się, że uda im się wytępić żywioł polski, zajmujący niesłychanie ważne dla przyszłości politycznej Prus terytorium. Postanowili więc użyć do tego jak najkrótszej procedury, jak najskuteczniejszych środków, wymierzając jednocześnie ciosy we wszystkie interesy polskości.

Odłam społeczeństwa naszego w zaborze pruskim znalazł się w tym położeniu, że na bierną wegetację Prusacy mu nie pozwalali, że pozostawała mu walka albo śmierć. Warunki życia w najstarszej dzielnicy polskiej w krótkim czasie zasadniczo się zmieniły: społeczeństwo polskie zostało zmuszone do walki o język, o wiarę, o ziemię, nawet o chleb wobec organizacji walki ekonomicznej ze strony miejscowych Niemców. W tych warunkach natury bierne, niedołężne musiały padać, ustępować z pola: rujnować się materialnie, tracić ziemię, i jeżeli nie wynaradawiać się, to przynajmniej schodzić na ostatni plan w życiu społecznym: natomiast otworzyło się pole dla charakterów czynnych, energicznych, dla jednostek, których nie nuży nieustanne pasowanie się, codzienna walka z wrogiem. I zaczął się przerabiać charakter narodowy: ma się rozumieć, nie tyle w ten sposób, że niedołęgi przerabiają się na dzielnych ludzi, ile w ten, że niedołęgi idą w kąt, a ludzie dzielni biorą przewagę, bogacą się materialnie i umysłowo, zdobywają stopniowo przewodnie stanowiska i prowadzą społeczeństwo.

Proces ten w pewnej mierze odbywał się w zaborze pruskim od dawna. Od dawna już, niezależnie od stosunku politycznego między Niemcami a Polakami, ekonomiczne życie w tej dzielnicy przedstawiało większe trudności skutkiem udziału we współzawodnictwie żywiołu niemieckiego, posiadającego wyższą kulturę techniczną, lepszą organizację i większą przedsiębiorczość. W ostatnich atoli czasach, gdy względy narodowo-polityczne zaczęły regulować wszelkie stosunki, gdy dążenie do bezwzględnej eksterminacji Polaków wystąpiło silnie i w dziedzinie ekonomicznej, gdy na przechodzenie ziemi z rąk do rąk zaczęły wpływać potężne instytucje rządowe, dążące przy pomocy setek milionów marek do wywłaszczenia Polaków, gdy do stosunków handlowych i kredytowych wniesiono zasadę narodowego i politycznego bojkotu, gdy powstał szeroko rozgałęziony związek Niemców, mający między innymi za zadanie niszczyć ekonomicznie ludzi za to, że są Polakami, stosunki zmieniły się z szybkością rewolucyjną.

Jeden z najbierniejszych, najbardziej miłujących spokój narodów znalazł się w takich warunkach wytężonej nieustającej ani na chwilę walki, jakich przykładu nigdzie indziej w chwili obecnej znaleźć nie można. Skutkiem tego proces odrzucania lub wycofywania na tyły jednostek niezdolnych do walki, a wysuwania na front dobrych bojowników zaczął się posuwać z niesłychaną szybkością.

Polacy z innych dzielnic, spotykając się z Poznańczykami, przykro bywają nieraz dotknięci ich poglądami na życie, ich odmiennymi wprost zasadami etycznymi, razi ich suchy realizm, twardość i nawet w pewnej mierze nielitościwość w pojmowaniu spraw życia. Tłumaczą to sobie zazwyczaj krótko, uważając wszystko za skutek zniemczenia, gdy tymczasem obok pewnego, znacznego, co prawda, wpływu kultury niemieckiej działała tu o wiele silniej zmiana typu życia, konieczność przystosowania się do warunków nieustannej walki.

Ta przeróbka charakteru polskiego w pruskiej dzielnicy jest dopiero w pierwszej połowie swej drogi. Wśród żywiołów, dotychczas przewodzących społeczeństwu, bardzo mało znalazło się materiału czynnego, zdolnego ostać się, wykazać niezbędną energię i zdolność do walki. Ten materiał wydobywa się szybko z warstw świeżych, pozostających dotychczas na tylnym planie, nie korzystających wiele z dóbr duchowych narodu, ale i nie wyjałowionych kulturą narodowej bierności.

Skutkiem tego nowy, czynny typ Polaka w zaborze pruskim tym surowiej się przedstawia, tym mniej jest zrozumiały dla szlacheckiej inteligencji innych dzielnic, tym więcej razi ją niezdolnością do idealizowania sprawy narodowej, co mu nie przeszkadza przewyższać jej wyrobieniem obywatelskim, warunki bowiem życia zmusiły go do traktowania nawet spraw codziennych z punktu widzenia narodowego, a potrzeba łączenia się w walce przeciw idącemu ławą wrogowi wyrobiła silne poczucie narodowej solidarności. Ci szermierze w walce narodowej są żołnierzami bez odpowiednich przywódców – nie zdołali ich jeszcze wytworzyć, a dotychczasowe sfery przewodnie zbyt są przesiąknięte tradycyjnym duchem bierności.

Dlatego to spośród tego czynnego społeczeństwa, dla którego walka stała się już żywiołem, które znakomicie w jej zgiełku żyje, odzywają się tak często głosy tęsknoty za spokojem, dlatego tak niedawno mieliśmy próby łagodzenia Prusaków uległością, których echa jeszcze dziś się odzywają, dlatego słyszymy stamtąd tak liczne westchnienia w kierunku Moskali, którzy w swoim zaborze nie pozwalają nam wprawdzie żyć, ale jeszcze nie są w stanie czynić silnych zamachów na naszą wegetację i tolerują ją, zwłaszcza jeżeli im się okupić pieniędzmi, zaparciem się godności osobistej, abnegacją polityczną lub narodowymi ustępstwami.

Prusacy, chcąc nas wytępić doszczętnie, wyświadczyli nam usługę dziejowej doniosłości, mianowicie wytworzyli w swym zaborze warunki przyśpieszonego przekształcania nas na społeczeństwo czynne, pełne energii bojowej, zdolne do zdobywania sobie bytu w najcięższych warunkach. Zmusili oni i zmuszają coraz bardziej zachodni odłam naszego narodu do wydobycia z siebie tych zdolności, tych sił, które są potrzebne do istnienia nie tylko dzisiaj, ale które jedynie umożliwiają nam w przyszłości zdobycie samoistnego bytu politycznego i utrzymanie żywotnego, silnego państwa polskiego.

Gdy się patrzy na swój naród nie z punktu widzenia jego marzeń o spokojnej wegetacji w chwili obecnej, pod panowaniem trzech rządów obcych, ale z myślą o zdobyciu w przyszłości pełnego życia narodowego w niepodległym państwie polskim, wtedy nie wpada się w rozpacz wobec konieczności walki, wobec bankructwa wszelkich prób przejednania wroga czy to w Prusiech, czy w Rosji, ale przeciwnie, patrzy się na tę walkę w znacznej mierze jako na dobroczynny ogień, przez który musi przejść nasz miękki, „kobiecy” naród, ażeby się zahartować, wydobyć z siebie męskie cnoty, energię czynu, wytrwałość walki – te zasadnicze właściwości, bez których nie tylko nie będziemy mogli zdobyć sobie własnego państwa, ale i utrzymać je, gdyby nam je dano.

Położenie społeczeństwa polskiego w zaborze rosyjskim jest całkiem przeciwne. Tu wróg nie posiada w kraju siły liczebnej, kulturalnej i ekonomicznej Niemców, i przy największych po temu chęciach nie może skutecznie podkopywać elementarnych podstaw bytu ludności polskiej. To ułatwia społeczeństwu trwanie w tradycyjnej bierności, którą w dziedzinie stosunków politycznych podniesiono nawet do zasady. Najpopularniejsza w tym społeczeństwie polityka mówi: znosić cierpliwie zamachy rządu na narodowość, religię, swobodę myślenia i działania nawet w dziedzinie zupełnie prywatnej, nie dopominać się swego nawet tam, gdzie się można oprzeć o ustawę, nie reagować na gwałty, siedzieć spokojnie, by swym postępowaniem rządu nie drażnić, nie dawać mu powodu do nowych ataków ucisku.

Pomimo że najoczywistsze fakty dowodzą, iż takie zachowanie się najlepiej zachęca rząd do przyspieszenia tempa akcji rusyfikacyjnej, pogląd ten trzyma się uparcie wśród masy społeczeństwa, bo ta nie wyciąga dla siebie wskazówek z wolnego sądu, opartego na doświadczeniu, ale myśli i czyni przede wszystkim to, co jej biernemu charakterowi najlepiej dogadza. Człowieka leniwego żadna perswazja nie zmusi do pracy, społeczeństwa biernego żadne argumenty nie wprowadzą na drogę czynu; tamten zawinie rękawy dopiero wtedy, gdy mu głód w oczy zaświeci, to zdobywa się na czyn, szereguje do walki, gdy mu zabronią mówić i modlić się po polsku, gdy mu zechcą chleb od ust odjąć, jak to usiłują Prusacy zrobić w swoim zaborze.

Nie trzeba dowodzić, jak z wyłuszczonego wyżej stanowiska, z punktu widzenia pedagogii narodowej przedstawia się takie postępowanie polityczne. Przez nie społeczeństwo utrwala się w starych wadach, nie wychodzi ze stanu bierności, pozostaje niezdolnym do zdobycia sobie lepszego bytu. Co więcej, nie dając pola działania naturom energiczniejszym, naraża się ono na to, że w chwili większego ich nagromadzenia w młodszej części społeczeństwa, nastąpi wyładowanie tej energii bez planu, w pierwszym lepszym kierunku, bez obliczenia następstw. Z tego punktu widzenia prowadzona w ostatnich latach, acz postępująca powoli, w zaborze rosyjskim organizacja czynnej polityki narodowej i systematycznej walki z rządem ma potrójną doniosłość: z jednej strony utrudnia ona akcję rządową, powstrzymuje postępy rusyfikacji i demoralizacji politycznej, zmusza nawet rząd do cofania się na różnych punktach, na których zaszedł za daleko w swoim kierunku; z drugiej – dając odpowiednie, przez rozum polityczny wskazane pole działania jednostkom energiczniejszym, chroni kraj od żywiołowych, bezplanowych wybuchów narodowej energii, mogących przynieść największe klęski; wreszcie, co może najważniejsze, wychowuje ona powoli społeczeństwo, wyciąga je z bagna bierności, zaprawia stopniowo do czynu, przerabia – co prawda, bardzo powoli – jego charakter w tym kierunku, który mu jedynie może dać lepszą przyszłość.

Nie ma ofiar, którymi by nie było warto okupić tej ostatniej korzyści. Narodowe niebezpieczeństwo otwartej systematycznej walki z rządem w zaborze rosyjskim widzi tylko tchórzliwa bierność: jeżeli mniejszy, słabszy ekonomicznie i wobec silniejszego wroga postawiony odłam naszego narodu w zaborze pruskim w ogniu walki hartuje się, zdobywa siłę charakteru, a nawet liczebnie i materialnie się wzmaga, to tym bardziej spodziewać się tego można w zaborze rosyjskim, gdzie społeczeństwo posiada o wiele większy zapas sił fizycznych i materialnych.

Gdy w zaborze pruskim stosunki polityczne przeobraziły w krótkim czasie życie miejscowego społeczeństwa polskiego, zmuszając je do wytężonej walki na wszystkich polach, w Królestwie stosunki te dotychczas nie zdołały wycisnąć tak silnego piętna na sposobie życia społeczeństwa, ażeby to aż miało się odbić na charakterze narodowym, wywołując w nim głębsze zmiany. Co najwyżej można tu mówić o wpływie na usposobienie, na humor, wreszcie na zdrowie duchowe społeczeństwa, które pod wpływem ucisku politycznego zatraciło spokój, równowagę, zdolność do stałego zadowolenia w życiu, odznacza się zdenerwowaniem, bojaźliwością, przygnębieniem.

Natomiast ogromny tu wpływ na życie wywarły stosunki ekonomiczne. Zniesienie pańszczyzny i ściślejsze uzależnienie rolnictwa naszego od rynków światowych, z drugiej zaś strony polityka ekonomiczna rządu rosyjskiego, świadomie dążąca do zrujnowania szlachty polskiej, wyrzuciły tysiące rodzin szlacheckich z ziemi na bruk miejski, zmuszając niezaradnych, niezdolnych do samoistnego poruszania się na nowym gruncie ich przedstawicieli, do szukania chleba na drodze wymagającej większego niż dotychczas wysiłku. Jednocześnie pomyślne warunki rozwoju przemysłu miejscowego, mającego otwarte rynki wschodnie, i coraz ważniejsze stanowisko handlowe Warszawy, dążącej do stania się pierwszorzędnym ogniskiem handlu międzynarodowego, otworzyły szerokie pole do zdobywania majątku drogą inicjatywy, przedsiębiorczości i energii osobistej.

Wytworzyło to na dłuższy czas nienormalne, dziwne położenie: z jednej strony otwarte pole do zdobywania nie tylko chleba, ale i majątku dla jednostek czynnych, i z drugiej – legion ludzi potrzebujących chleba, zmuszonych skutkiem degradacji społecznej do obniżenia swych potrzeb, ale ludzi biernych, zdolnych od biedy chodzić w zaprzęgu, jeść ze żłobu, ale niezdolnych sięgnąć dalej, wyszukać leżącego częstokroć niedaleko pola działania, stworzyć sobie samemu sposobów życia i źródeł zarobku.

W tych warunkach nowe formy wytwórczości krajowej zaczęły tworzyć żywioły obce, wolne od tradycyjnej bierności polskiej, przede wszystkim Niemcy i Żydzi, a zdeklasowana inteligencja szlachecka korzystała tylko z tego, że tamci dla niej tworzą gotowe posady. Żywioł polski wziął bardzo skromny, zrazu nieznaczny udział w tej samoistnej, twórczej działalności ekonomicznej, udział ten wszakże powiększał się coraz bardziej, a dziś już rośnie szybko, z jednej strony skutkiem wybijania się nowych jednostek z warstw niższych, z drugiej skutkiem stopniowego przerabiania się byłej szlachty, dostarczającej coraz więcej ludzi, zdolnych wedrzeć się na nowe pole działania.

Przemiana tedy stosunków ekonomicznych w Królestwie już się do pewnego stopnia odbiła na charakterze społeczeństwa. Pod jej wpływem już się wytwarza tam nowy typ Polaka – typ czynny, przedsiębiorczy, w zakresie ekonomicznym zdobywczy. Pod względem politycznym nie przedstawia on przeważnie żadnej wartości, bo, wyciągnięty na widownię przez warunki, nie mające nic bezpośrednio wspólnego z polityką, pozostał ślepym na sprawy w jej zakres wchodzące, a zresztą, jako początkujący w walce ekonomicznej zbyt zaprzątnięty jest myślą o niej, ta myśl zbyt opanowuje całą jego świadomość, zresztą zbyt jest materialistyczny, żeby być zdolnym do poświęceń, których polityka w tej dzielnicy wymaga.

Z czasem, gdy się ten typ utrwali, gdy się wyrobi i wewnętrznie zharmonizuje, gdy uzyska przewagę w życiu duchowym społeczeństwa, sięgnie on niewątpliwie w dziedzinę polityczną i przeniesie w nią swój sposób myślenia i postępowania. Wtedy społeczeństwo zrozumie, że naród tak jak jednostka sam przede wszystkim swą przyszłość urabia, że to tylko ma, co własną pracą i walką zdobywa, że zginie, jeżeli będzie biernie czekał „sprawiedliwości” lub uległością i ustępstwami starał się na nią zasłużyć.

Dziś jeszcze przeważający wpływ na opinię polityczną, a stąd i na polityczne zachowanie się społeczeństwa mają te sfery, które i w życiu prywatnym przechowują tradycję narodowej bierności, sfery ziemiańskie i inteligencja zawodów wolnych, żyjąca częstokroć nawet bardzo pracowicie, ale idąca w zarabianiu na chleb utartymi kolejami, bez potrzeby wysiłku moralnego, przedsiębiorczości, inicjatywy, nie zmuszona do walki z silnym współzawodnictwem. Nic dziwnego, że te sfery i w polityce zajmują stanowisko bierne, że tylko jednostki wyjątkowe spośród nich, zdolne do szczególnych poświęceń, kosztem przeważnie nadmiernego wysiłku nerwowego organizują walkę przeciw rządowi i usiłują ogół społeczeństwa do niej pociągnąć.

Te same zmiany, które utrudniły ogromnie położenie szlachty i wiele rodzin szlacheckich wyrzuciły z ziemi na bruk miejski, w życiu chłopa wywołały innego rodzaju rewolucję. Zrobiły go one samodzielnym gospodarzem, mogącym dorabiać się i tracić to, co ma, w zależności od warunków zewnętrznych, a przede wszystkim od przymiotów osobistych. Pod wpływem tych zmian śród ludu zaczęły się wybijać jednostki dzielniejsze, bystrzejsze umysłowo, pracowitsze i bardziej przedsiębiorcze.

W chwili dzisiejszej typ chłopa polskiego, jeżeli nie w masie ogólnej, to przynajmniej w jednostkach, wybijających się na wierzch, bardzo szybko się przerabia – traci stopniowo przysłowiową ociężałość, nieruchawość, a natomiast zadziwia częstokroć swą ruchliwością, przedsiębiorczością i giętkością umysłową, pozwalającą mu nadzwyczaj szybko przystosowywać się do wszelkich zmian w życiu. Jeżeli słusznym jest stwierdzenie, że dzisiejsze społeczeństwo polskie z biernego przekształca się na czynne, to przemiana ta najszybciej na pewno odbywa się wśród ludu wiejskiego we wszystkich dzielnicach kraju, skutkiem tego, że w jego życiu przez zniesienie pańszczyzny nastąpił większy przewrót niż w innych warstwach, a przemianę tę często przyśpiesza wychodźstwo za zarobkiem do obcych krajów, gdzie chłop nasz przechodzi zwykle bardzo szybko szkołę współczesnego życia.

Ważnym przejawem wydobywania się pierwiastków czynnych ze społeczeństwa jest w Królestwie ruch ekonomiczny, wypowiadający walkę Żydom w drobnym handlu. Bez względu na to, czy występuje on tylko w postaci dodatniej, w organizacji samoistnego handlu chrześcijańskiego, czy towarzyszy mu cały aparat zawodowego niejako antysemityzmu, grającego na niższych instynktach mas, widzieć w nim należy przede wszystkim obudzenie się w społeczeństwie zdrowej potrzeby opanowania przez swojski żywioł jednej z ważniejszych funkcyj społecznych, z drugiej zaś mnożenie się w naszej warstwie średniej jednostek czynnych, usiłujących zdobyć opanowane przez żywioł obcy pola zarobkowe.

Zarówno tedy wśród ludu i warstwy średniej w Królestwie, jak wśród klas oświeconych, pod wpływem przemian społecznych i nowych warunków życia ekonomicznego, niezależnie od systemu politycznego rządu rosyjskiego, odbywa się głęboka przemiana moralna, wyciągająca na widownię nowy typ polski, uposażony bardziej od dawniejszego w instynkt samozachowawczy, w zdolność do walki o byt, typ zdolny do czynu i czujący potrzebę czynu. Gdy typ ten się pomnoży, gdy zapanuje w życiu i uspołeczni się, gdy swoje właściwości, kształcone dziś na innych polach, ujawni i w polityce, wtedy społeczeństwo zacznie samo urabiać swą polityczną przyszłość.

http://www.nonpossumus.pl
  
marcus
29.06.2014 21:31:51
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1877073
Od: 2014-5-4
Polska kluczem do mocarstwowości Niemiec

http://abelikain.blogspot.com/2014/03/jak-niemcy-stworzyli-ukraine.html

Również
1. Pasożytnictwo Prus – Pogonowski
2. Jak Niemcy stworzyli Ukrainę i w jakim celu – R. Dmowski
3. Europa bez Prus – Pogonowski
4. Kariera Hitlera i jego zemsta na Polsce – Pogonowski

Pasożytnictwo Prus – Iwo Cyprian Pogonowski [obszerne fragmenty]

Podstawą budowy imperium niemieckiego, ze stolicą w Berlinie, były rozbiory Polski. Warto spojrzeć na historię pasożytniczej działalności Brandenburgii, która to działalność doprowadziła do uformowania się Królestwa Pruskiego.

Pasożytnictwo Hohenzollernów opisywał już Mikołaj Kopernik, kiedy przygotowywał reformę systemu monetarnego Polski i wydał w 1526 roku książkę pod tytułem „Monetae Cudende Ratio,” podstawowego uzasadnienia Aktu Reformy Monetarnej z 1526 roku w Polsce.

Wówczas wprowadzono złotego jako monetę w Polsce, a w Prusach w 1528 roku i na Litwie w 1569 roku. Ciekawe jest, że hołd pruski z 1525 roku, Albrechta von Hohenzollerna, z polskiego lenna Prus, odbył się w Krakowie i był pierwszym układem w Europie między katolickim królem i protestanckim wasalem.

Hołdy Hohenzollernów, na kolanach przed tronem Polski skończyły, się w 1656 roku, kiedy Fredrick Wilhem Hohenzollern, protoplasta cesarzy niemieckich, został wasalem Szwecji z lenna Prus.

Faktycznie Królestwo Prus powstałe w 1701 roku, było sfinansowane w dużej mierze przez bankierów, Żydów polskich, którzy byli przerażeni rzezią Chmielnickiego na Ukrainie, po „złotej dekadzie” eksploatacji żydowskiej Ukrainy w 1648 roku doszli oni do przekonania, że Żydzi będą wypędzani z Polski tak jak z Hiszpanii i z tego powodu Żydzi zaczęli masowo przerzucać kapitały z Polski do Berlina.

Wcześniej w podstawowej książce „Monetae Cudende Ratio”, Kopernik sformułował po raz pierwszy w historii prawo ekonomiczne stwierdzające, że „zły pieniądz wypędza dobry pieniądz z obiegu.”

Powodem kryzysu monetarnego w Polsce było właśnie fałszowanie monety polskiej przez Hohenzollernów.

Należy wspomnieć, że prawo Kopernika przywłaszczyli sobie Anglicy, nazywając je prawem „Thomas’a Gresham’a,” który w 1526 roku był dzieckiem.

Podobnie po Drugiej Wojnie Światowej, angielscy autorzy kłamliwie twierdzili, że niemieckie szyfry Enigmy były rozwiązane przez Anglików, a nie przez Polaków. W rzeczywistości rozwiązanie Enigmy przez Polaków było „jednym z kamieni węgielnych zwycięstwa Aliantów nad Niemcami,” według David’a A. Hatch’a z Center of Cryptologic History, NSA, Fort George G. Meade, Mayland.

Trzeba pamiętać, że Królestwo Prus przeżywało kryzys w wojnie siedmioletniej (1758-1763) i Berlin był spalony przez Rosjan w 1760 roku, kiedy minister, Alexis Bestużew-Ruimin (1693-1766), zaoferował Polsce Prusy i Śląsk, w zamian za część Białorusi.

Rząd Rosji planował zniszczenie Królestwa Prus, w celu nie dopuszczenia do zjednoczenia 350 niezależnych państewek rzeszy niemieckiej, pod królem Prus, ze stolicą w Berlinie.
Wówczas Polscy obywatele na Białorusi nie chcieli być poddanymi cara Rosji i ich protest uratował Królestwo Prus od zagłady.

Pasożytnicza działalność Hohenzollernów wobec Polski powtarzała się i w 1761 roku sejm wydał ustawę regulującą system monetarny w Polsce z powodu powtarzających się oszustw Berlina kosztem waluty polskiej.
Wówczas, Frederick II Hohenzollern zdobył Saksonię wraz z mennicą polskich monet i zaczął bić fałszywe polskie monety. Za pomocą zysków z polskiego pieniądza ratował się on od grożącego mu bankructwa.

„Cudowny” ratunek sytuacji Królestwa Prus miał miejsce po zabójstwie cara Piotra III i objęciu władzy w Rosji przez Niemkę, jego żonę Katarzynę II (1729-1796), 9go lipca, 1762 roku.

Inicjatorem międzynarodowej zbrodni rozbiorów Polski był król Prus Frederic II, Hohenzollern, który wykorzystywał wojnę Polski przeciwko opresji rosyjskiej.

Konfederacja Barska, pod dowództwem Kazimierza Pułaskiego, później generała amerykańskiego, w latach 1768-1772 była przegraną wojną, o w obronie Rzeczypospolitej, przeciwko zbrodniczemu rozbiorowi ziem polskich, który torozbiór nastąpił w 1772 roku jako pogwałcenie traktatu w Westfalii z 1648 roku.

Królestwo Prus wykorzystało, w celu ekonomicznej eksploatacji Polski, trzy wojny rosyjsko-polskie, poprzedzające rozbiory Polski (1772-1795).

Prusy dzięki rozbiorom stały się największym państwem w rzeszy niemieckiej, składającej się z 350 księstw i na tej podstawie było w stanie zdominować i zjednoczyć Niemcy, po raz pierwszy ze stolicą w Berlinie. W czasie przejmowania ziem polskich, żołnierze pruscy mieli rozkaz wypędzania na wschód biedoty żydowskiej, tak zwanych „Bettel Juden”. Wzmocniło to sytuację zamożnych Żydów na terenie Niemiec.

Napoleon Bonaparte, dwulicowy wobec Polaków, zwerbował do swych armii około ćwierć miliona żołnierzy polskich, którym obiecywał odbudowę państwa polskiego, podczas gdy prowadził konszachty z carem Rosji i obiecywał mu w listach, że imię Polski już nigdy nie znajdzie się na mapie Europy.

Napoleon obiecywał Żydom emancypację we wszystkich krajach, które miał zamiar podbić i urzędnicy napoleońscy przydzielali Żydom nazwiska, po raz pierwszy w historii Europy, w celu rejestrowani ich. Przedtem Żydzi mieli imiona i tylko podawali imię ojca.

Po klęsce Napoleona, dzięki staraniom Adama Czartoryskiego, 3go stycznia, 1815 roku, Rosja i Prusy, podpisały pakt o zjednoczeniu ziem polskich w unii personalnej z Rosją, w zamian za dominację Saksonii przez Berlin.

W. Brytania obawiając się wzrostu potęgi Rosji, zaprotestowała pod groźbą wojny i zniszczyła możliwość połączenia ziem polskich w 20 lat po zaborach.

Kanclerz Austrii Klemens von Metternich był architektem układów dyplomatycznych po klęsce Napoleona. Układy te dotrwały do czasów „żelaznego koncerza” Otto Bismarck’a (1815-1898), który walczył o dominację Prus nad Europą Środkową.

Po 1815 roku rząd w Berlinie wznowił usiłowania niszczenia polskiego języka i kultury na Śląsku i innych ziemiach zaboru pruskiego tak, że ludność polska protestowała w 1817 roku w takich miejscowościach jak Ostróda i Nidzica na Mazurach, w Prusach Wschodnich. Tajne polskie organizacje powstawały we Wrocławiu i innych miastach. Wielkie Księstwo Poznańskie miało z początku autonomię i konstytucję. Szczecin został stolicą Pomorza, w którego granicach był Gdańsk.

W 1827 roku sejm w Poznaniu protestował przeciwko dyskryminowaniu Polaków. Królestwo Pruskie wyzyskiwało walki Polaków przeciwko Rosjanom. Rewolucja przemysłowa wzmocniła ekonomicznie, zwłaszcza północne i zachodnie Niemcy, oraz dała okazję do wielkiego wzrostu wpływów, żydowskich rodzin bankierskich, takich jak Rothschild’owie. Na zjeździe we Frankfurcie w 1848 roku omawiano zjednoczenie Niemiec i tam po raz pierwszy użyto wyrażenia „Lebensraum,” które później było hasłem Hitlera.

Faktycznie architektem zjednoczenia Niemiec ze stolicą w Berlinie był Otto Bismark jako premier Prus 1862-1890. Był on od 1867 roku kanclerzem Konfederacji Niemiec Północnych, a po zjednoczeniu Niemiec w 1871 roku „Żelaznym Kanclerzem” Niemiec.

Miał on poglądy talmudyczno darwinistyczne i już w 1861 roku mówił żeby

„Strzelać do Polaków jak do wilków” oraz

„Niszczyć Polaków tak żeby tracili ochotę do życia.”

i pisał że „jeżeli Niemcy chcą przetrwać, to konieczna im jest eksterminacja Polaków.”

(Werner Richter „Bismarck,” Nowy Jork, Putnam Press, 1964, strona 101).

Bismarck uważał, że Prusy tylko mogą być albo niemieckie albo polskie i dlatego nawoływał do eksterminacji Polaków według zasad „socjalnego darwinizmu.” Poglądy te później wprowadzał w życie Adolf Hitler.
[...]
Zwycięstwo Niemiec nad Francją w 1870 roku i wzrost ich potęgi przemysłowej wywołało w Berlinie ambicje stworzenia wielkiego imperium kolonialnego i uczynienia z Rosji takiej kolonii tak jak W. Brytania uczyniła z Indiami. Dwie wojny światowe były spowodowane kolizją ambicji imperialnych Niemiec z Imperium Brytyjskim.
[...]

Iwo Cyprian Pogonowski
  
marcus
29.06.2014 21:32:58
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1877074
Od: 2014-5-4
W czasie reformacji motłoch napełniony antykatolickimi paszkwilami bezbożnika Lutra zachowywał się tak samo jak najemna dzicz, udająca syryjską opozycję, które teraz przeniosła się do Iraku, aby tam kraść ropę naftową na potrzeby Izraela w przerwie ( Maliki nałożył embargo na import ropy do syjonistycznego bantustanu), gdy dewastuje kościoły chrześcijańskie i meczety sunnickie oraz rabuje stanowiska archeologiczne.
———-
http://www.ultramontes.pl/historia_reformacji_2.htm
„Zwróćmy się teraz, idąc za Szanownym autorem, do naukowych korzyści, jakimi reformacja wzbogaciła ojczystą swą niwę. I tu nie dziwno nam będzie, że same tylko obrazy upadku i pustkowia odsłonią się przed nami. Wszak sam Luter nazywał akademie „jaskiniami zbójów Mördergrube… katedrami Molocha, synagogami zepsucia”. W r. 1521 głosił on przecież publicznie, że „wyższe zakłady naukowe warte są tego tylko, by je na proch zetrzeć – bo nic bardziej szatańskiego, od początku świata nie pojawiło się na ziemi”. Najgwałtowniej upadały uniwersytety północno-niemieckie. W Erfurcie było w r. 1520 – 1521, 311 studentów; w roku następnym 120, w r. 1523 już tylko 72, a wreszcie r. 1524 pozostało ich 34. Uniwersytet Lipski w latach 1508 – 1522 miał poważną liczbę słuchaczów do 6,485. W 14 latach następnych już tylko 1,235. Podobne a nawet bardziej jeszcze rażące straty poniosła najobronniejsza warownia luteranizmu – Wittenberga; a Rostock, w którego akademickich aulach w r. 1525 czterech tylko zasiadało słuchaczów, w latach późniejszych ani jednym nawet okazem poszczycić się nie mógł. W Bazylei r. 1526 zapisało się tylko pięciu nowych studentów; w Heidelbergu w r. 1525 więcej było profesorów niż uczniów. Takiż upadek groził akademii wiedeńskiej, gdzie za Maksymiliana 7,000 młodzieży uczęszczało na różne wydziały – a po wybuchu rewolucji – pozostało z nich – ledwie dwunastu, a wydział prawniczy z powodu braku słuchaczów zupełnie zamknąć musiano.

Melanchton, świadek oczywiście niepodejrzany, te napisał słowa: „Gdyby złoty ów wiek umiejętności, którego my (a zatem przed reformacją) słusznie mogliśmy się spodziewać, rzeczywiście był nadszedł, pisma moje więcej zdobiłoby zalet, lecz zgubna niezgoda (reformacja), w następnych wywołana latach, oderwała mię od naukowej pracy”. Tenże Melanchton pisał z Wittenbergi w r. 1524: „Żyję tu jak na puszczy – otoczeniem moim same tylko poziome umysły”. Na podobną nutę rozwodzi się rektor Erfurtskiego uniwersytetu von Eoban Hessus i wielu innych znamienitszych humanistów. Oto nowe błogosławieństwo des reinen Evangeliums! Że wśród tych zaburzeń szkoły średnie (licea) i ludowe były w prawdziwie opłakanym stanie, rzecz to tak powszechnie i tak dobrze znana, że popierać ją nowymi dowodami, żadnego nie miałoby celu.

Nie mniej obfity owoc wydała „czysta ewangelia”, w rozlicznych a oburzających objawach wandalizmu na polu sztuki. Dowodów dostarcza nam 3 księga II-go tomu „Dziejów” Janssena. Mimowolnie odwracamy oczy z bólem i odrazą od tych rot żołdackich i zbrojnych kup chłopstwa niszczących najcenniejsze zabytki, najpiękniejsze arcydzieła sztuki z iście szatańską radością. W Turyngii upadło 68 klasztorów w czasie wojen chłopskich; w całych zaś Niemczech przeszło tysiąc klasztorów, świątyń i zamków stało się pastwą ognia i grabieży. A ile i jakich zniszczono tam wówczas arcydzieł – to chyba Bogu wiadomo!

Nic też dziwnego, że malarstwo musiało upaść. Hans Holbein młodszy, jeden z pierwszorzędnych mistrzów swego wieku, przymuszony ubóstwem podejmował się malowania drzwi, okien itp. W końcu przyszło mu opuścić ojczystą ziemię i na obczyźnie szukać mniej twardego chleba. Takie same fakty zdarzały się i w Bazylei, gdzie malarze udawali się do magistratu, żebrząc dla swych rodzin pożywienia. Za to pojawił się wówczas nowy rodzaj malarstwa a raczej nieestetycznej bazgraniny, której przedmiotem były karykatury świętych. Łukasz Cranach z Wittenbergi zdobył sobie na tym polu rozgłos smutnej sławy.

A w stosunkach politycznych, czyż lepiej się działo? Większość miast cesarskich i luterskich książąt, wzburzona fermentem francuskiego złota, stawiała opór cesarzowi i najwyższym trybunałom państwa. Nawet z muzułmanem wdawano się w konszachty, a czarodziejski urok tureckich cekinów niweczył najszlachetniejsze zamysły cesarza. Wobec spisku Sickingena, który tylko przez związek książąt mógł być złamanym, stał on bezsilny i bezradny. Tak to już wówczas praktyczne miała znaczenie słynna zasada Butzera, że „gdzie siła, tam i prawo być musi”.

Taki więc widok przedstawia nam reformacja, widok tragicznych wypadków, których ona główną była sprężyną. „Przeszło 150.000 poległych włościan, zgliszcza domów, ruiny tysiąca klasztorów i świątyń, pola i winnice nieuprawione leżące odłogiem, szaty i sprzęty domowe złupione, uprowadzone krowy i owce, konie i uprząż zabrane. Boże wieczny! cóż się stanie z wdowami i dziećmi?”. Tak się skarżył kronikarz berneński Cochlaeus i wielu, wielu współczesnych. Cała budowa państwa chwiała się w swych posadach – zda się słychać już było głuchy trzask łamiących się wiązań!… Z jednej strony zagrażał Turek, z drugiej Francuz czyhał na cesarską koronę… Ciemności w naukach, zupełny zamęt w religii, kłótnie i spory, obelgi i przeklęctwa między reformatorami, powszechny upadek rolnictwa i nędza socjalna – oto żniwo z posiewu „czystej Ewangelii” zebrane!”
  
marcus
29.06.2014 21:34:05
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1877076
Od: 2014-5-4
Polska kluczem do mocarstwowości Niemiec
http://abelikain.blogspot.com/2014/03/jak-niemcy-stworzyli-ukraine.html

1. Pasożytnictwo Prus – Pogonowski
2. Jak Niemcy stworzyli Ukrainę i w jakim celu – R. Dmowski
3. Europa bez Prus – Pogonowski
http://www.pogonowski.com/display_pl.php?textid=1034
Napisany przez Iwo Cyprian Pogonowski, z 03-09-2009 08:57

Siedemdziesięciolecie wybuchu Drugiej Wojny Światowej stało się sukcesem polskiej dyplomacji. Na spotkaniu na Westerplatte w Gdańsku premier Rosji Wladimir Putin potępił pakt Ribbentrop-Mołotow jak również zbrodnię katyńską mordu w 1940-tym roku przez NKWD ponad 22,000 polskich jeńców wojennych. Natomiast kanclerz Niemiec Frau Merkel wyraziła ubolewanie z powodu zbrodni niemieckich w Polsce.

4. Kariera Hitlera i jego zemsta na Polsce – Pogonowski

Pasożytnictwo Prus – Iwo Cyprian Pogonowski [obszerne fragmenty]
  
marcus
11.07.2014 20:34:29
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1886444
Od: 2014-5-4
Dmowski – mistrz pisarstwa

Obrazek

„Boże kochany! Ile razy ja sobie mówiłem: dlaczego nie jestem artystą! Taką miałbym ochotę przedstawić tę duchową katorgę, którą przeszedłem w murach gimnazjalnych!… Nie zrobiłbym tego dla polityki, ale dla sztuki, bo co to za temat?” Tak napisał Roman Dmowski w liście do Stefana Żeromskiego z 23 września 1895 roku, na wiadomość o powstawaniu „Syzyfowych prac”.

Roman Dmowski i prof. Ignacy Chrzanowski (1911)

Aluzje osobiste o kłopotach w gimnazjum odnoszą się do jego doświadczeń osobistych, które rzeczywiście zastanawiają tym, jak przyszły ideolog mógł do nich dopuścić. Ale przede wszystkim zwraca uwagę w liście admiracja dla sztuki, dla pisarstwa. Czyżby politykiem został Dmowski z konieczności jako niewydarzony literat?

Polityka i literatura

Wielu wybitnych ludzi wychodzi na świat, w różnych dziedzinach, zaczynając od pisania literatury i nie ma w tym nic dziwnego. Ale Roman Dmowski literatem, z upodobania i z oddania się, pozostał do końca życia. W roku 1890 rozpoczął działalność twórczą (nowelą o uliczniku warszawskim ogłoszoną w „Kurierze Lwowskim”). Skądinąd wiadomo, że uprawiał w tym czasie krótkie formy literackie, ale niewiele o tym da się powiedzieć.

Przez całe życie natomiast jego wielkim pragnieniem było napisać wielką powieść. Podejmował próby w tym zakresie. Sprawdziwszy się w powieści „W połowie drogi” (z ideą przewodnią służby narodowej zamiast szukania kariery), ogłosił w roku 1931 pod pseudonimem Kazimierza Wybranowskiego zaskakująco udaną powieść-reportaż „Dziedzictwo”, utwór wyjaśniający, jakimi metodami działa „związek uczynnym grabarzy”, czyli wolnomularstwo. Trzeci podobny utwór Dmowskiego, który miał być osnuty na kanwie mordu w Sarajewie, nie został dokończony.

Pozycją najwyżej ocenianą w dorobku literackim polityka i ideologa jest utwór pt. „Dziedzictwo”. Jak pisze Michał Kałuski (Wrocław 1993, wyd. III) we wstępie do powieści: „Dmowski poruszył w niej wyjątkowo bardzo aktualny i jak się okazuje zawsze bardzo drażliwy temat, a mianowicie rolę masonerii zarówno w życiu jednostkowym, jak i publicznym. W „Dziedzictwie” masoni występują jako „uczynni grabarze”, a ich czołowym przedstawicielem jest Culmer, najważniejszy przeciwnik głównego bohatera Twardowskiego.

Akcja zaczyna się od przyjazdu głównego bohatera z Paryża do kraju na pogrzeb stryja. Przejmuje on majątek po nim, lecz na przeszkodzie stają masoni. Po sprawiedliwych śmierciach Culmera i służącego Grzegorza, Zbigniew Twardowski szczęśliwie z żoną Wandą osiada w Warszawie, stając się bogatym i wolnym.

Dmowski w tej książce przestrzega przed masonami, podobnie jak gdzie indziej przed Żydami. Ale rzecz jest ciekawa. Akcja pnie się w górę, narasta napięcie, happy end okazuje się dobrym rozwiązaniem. Obecny w niej jest spirytualizm, brak metafizyki, obowiązuje nastrojowość grozy, nie ma czułości; styl jest męski, zdecydowany, unika autor ozdobników. Wydarzenia prowadzi żelazna logika, zwieńczona u końca, jak w dobrym utworze publicystycznym, katharsis, nie wybuchem, rozjaśnieniem, nie doprowadzeniem do niewiadomej.

Szkoda wielka, że nasi krytycy nie zajęli się działalnością literacką Dmowskiego, mając na uwadze jego rolę inspiratorską i pisarską. A śledził życie literackie niewątpliwie. Sam był też wszechstronny; w pisarstwie obok utworów pisywał krytyki literackie. Ta dziedzina interesowała go bardzo długo. W liście do S. Żeromskiego z 23 września 1895 roku narzeka na ogólny brak krytyki w Galicji i Poznańskiem, samemu podejmując próby w tym zakresie bardzo życzliwie przyjmowane. Jako recenzent zamieścił, a tyle przynajmniej wiadomo, ocenę „Bez dogmatu” Sienkiewicza („Głos”, 1891), „Dwóch biegunów” („Głos”, 1893), „Rozdziobią nas kruki, wrony…” Żeromskiego („Przegląd Wszechpolski”, 1 sierpnia 1895), „Ziemi obiecanej” Reymonta („Przegląd Wszechpolski”, 1899).

Wiktor Buttler, który sporządził bibliografię prac Romana Dmowskiego („Prosto z mostu” 1939 nr 3, s. 7) pominął wiele z publikacji beletrystycznych i krytyczno-literackich ich autora, już choćby dlatego, że skrywał się pod pseudonimami (dwa takie odkrył), ale znajomość dorobku artystycznego Dmowskiego jest przez to niepełna i powierzchowna.

Ale nominacja na pisarza wielkiego kalibru została uroczyście podniesiona w 1927 roku (6 grudnia) na Uniwersytecie Poznańskim faktem przyznania Dmowskiemu nagrody literackiej miasta stołecznego Poznania. O dorobku literackim polityka nikt prawie nie wiedział, skąd zatem wziął się pomysł okrzyknięcia Dmowskiego pisarzem? I to godnym najwyższego lauru nazwanego imieniem Jana Kasprowicza, a nadanym w otoczeniu Ignacego Chrzanowskiego i patrona nagrody?

Rzecz trzeba wyjaśnić. W paragrafie I Statutu „Nagrody Literackiej” czytamy: „Nagroda Literacka stołecznego miasta Poznania im. Jana Kasprowicza… przyznawana będzie poczynając od roku 1927, co dwa lata jednemu z żyjących autorów polskich… za całokształt jego działalności na polu literatury (poezji, powieści, dramatu, studiów i krytyki literackiej, piśmiennictwa politycznego i społecznego”. Tyle preambuła statutu, a obronę Dmowskiego i wskazanie jego zasług dla pisarstwa dał sam Ignacy Chrzanowski w artykule „Literatura a naród”, 1936, za co Poznań przyznał nagrodę literacką Dmowskiemu?

To jasne: do nagrody ma prawo także i ten, kto pracuje na polu „piśmiennictwa politycznego i społecznego”, a któż pracuje u nas w tej dziedzinie owocniej od Dmowskiego? „Przegląd Wszechpolski”, „Myśli nowoczesnego Polaka”, „Upadek myśli konserwatywnej w Polsce”, „Niemcy, Rosja i kwestia polska”, „Wewnętrzna polityka narodowa”, „Anglia powojenna i jej polityka”, „Polityka polska i odbudowanie państwa”, „Kwestia robotnicza wczoraj i dziś”, „Społeczeństwo Poznańskiego i Pomorza w odbudowanej Polsce”, „Zagadnienia rządu”, „Kościół, naród i państwo” – oto nie wszystkie wprawdzie, ale najważniejsze – do roku 1927 – owoce pracy Dmowskiego na polu piśmiennictwa politycznego i społecznego; zapewniają mu one bardzo wybitne stanowisko w historii naszej literatury politycznej, a niektóre z nich także w historii naszej literatury w ogóle: bo czy można sobie wyobrazić historię literatury polskiej XX wieku bez „Myśli nowoczesnego Polaka” i bez „Polityki polskiej?” Historyk literatury polskiej, gdyby te pisma pominął, dopuściłby się grzechu równie śmiertelnego, jak gdyby pominął pisma Modrzewskiego, Konarskiego, Staszica, Kołłątaja.

Należy w tym miejscu skierować apel, by „Myśli nowoczesnego Polaka” umieścić dziś w lekturach szkolnych i by pisać o nich w historii literatury polskiej. Odznaczają się przejrzystością stylu, jego oszczędnością, jasnością, prostotą, dobitnością. Styl Dmowskiego jest antytezą stylu „sentencjonalnego”, dlatego jest ciągle nowoczesny czy nawet modny.

Piotr Grzegorczyk w artykule „Pisarstwo Dmowskiego” („Prosto z mostu” 1939 nr. 3. s. 4) podjął się wskazania wartości artystycznych tego pisarstwa i wywodził: „Jak pisał Dmowski? Dukt jego pisania jakby zwierciadło charakteru, taka w nim siła, ekspresja woli, konsekwencja, niezmienność, a przede wszystkim prostota i jasność”. A dalej: „Dmowski nasyca swoje książki wartością intelektualną”. Sumując swoje spostrzeżenia, rzuca syntetyczne zdania: „Dmowski był nie tylko wielkim pisarzem, ale też znakomitym opowiadaczem (…) Przemawia do każdej duszy gorącym patriotyzmem”.

Politykę miał we krwi. Batalia rozegrała się w ostatnim piętnastoleciu XIX wieku i w pierwszym wieku XX. Wtedy zaczął organizować się ruch narodowy i osiągnął apogeum rozwoju w Polsce pod zaborami. Zachodził szeroki proces pogłębiania się życia gospodarczego i umysłowego, wzrost form ujmujących życie publiczne. Brakowało tylko niepodległości i stan ten dawał się odczuć niechęcią do otwartej walki, obawą przed starciem zbrojnym, ustępującą co prawda powoli w kolejnych latach po powstaniu styczniowym, ale ciągle silną. Ze względów politycznych trzeba było inaczej przygotować się do osiągnięcia celu, jakim była niepodległość kraju. Trzeba było zrzeszać się w partie i zajmować dogodne pozycje do zdobycia władzy metodycznie, sposobem, umiejętnie prowadzoną grą, przy stałej czujności patriotycznej.

Dmowski przemawia przez pisarzy

Roman Dmowski wpływał na społeczeństwo nie tylko przez twórczość własną i działalność polityczną, ale także przez liczne kontakty ze środowiskami intelektualnymi. Nie mogąc zrealizować się w sztuce pisarskiej jako literat lubił utrzymywać i prowadzić żywą wymianę myśli z pisarzami. Docierał do nich przez organizacje narodowe i pisma polityczne, wykazując osobisty stosunek do ludzi pióra. Uważa się, że kulturę literacką miał szerszą niż filozoficzną, toteż na jej kanwie docierał do umysłów, serc i pracy pisarskiej wielu twórców. Przystawał chętnie z wybitnymi pisarzami: Sienkiewiczem, Kasprowiczem, Reymontem, Weyssenhoffem, zbliżał się, to znów oddalał od T.T. Jeża, Żeromskiego, zapoznał się ze Stanisławem Wyspiańskim i Adamem Grzymałą-Siedleckim.

Z cudzoziemców odwiedzał we Francji Maurrasa i Bainville’a, gościł w Chludowie Chestertona, przyjaźnił się z Zofią Casanova-Lutosławską, Corradinim, który go zaliczał do polityków „jasnowidzących” rozumiejąc przez to niezwykły jego dar przewidywania przyszłości, a w 1926 roku (w Rzymie) namawiał do rozpropagowania akcji nacjonalistycznej na całym świecie.

Wyrastał w kulcie dla literatury, i to szczególnie klasycznej, poznał ją dogłębnie, przytaczał ją i o niej dyskutował. Tadeusz Bielecki w „Okruchach wspomnień” (Szkoła Dmowskiego, Gdańsk 2000) wspominał tak:

„Prezes miał znakomitą pamięć. Potrafił recytować godzinami zarówno prozaików jak i poetów. Również deklamował własne wiersze, pełnie dowcipu i satyry, nie oszczędzając nikogo. Oczywiście wiersze pisał dla zabawy, a kiedy prof. Ignacy Chrzanowski chciał je zebrać i wydać dla przyjaciół, stanowczo się temu sprzeciwił..

Pamiętam, że deklamował po grecku „Iliadę” Homera i Tucydydesa, po łacinie – Cezara, Tacyta i Cycerona, po hiszpańsku Calderóna, po rosyjsku – Puszkina i Lermontowa, Gogola i wstęp do historii Rosji Karamzina oraz bajki Kryłowa. Nadto klasyków francuskich i romantyków polskich oraz Jana Kochanowskiego i Ignacego Krasickiego. Bardziej go pociągał Mickiewicz niż Słowacki, choć przyznawał temu ostatniemu wielki kunszt poetycki”.

Ludzie pióra to nie tylko pisarze, są nimi również znawcy języka polskiego i historii. Poprzestawał z nimi, by poszerzyć swoją wiedzę, a równocześnie wyćwiczyć i ulepszyć styl wypowiedzi. Wspomniany Bielecki, przez długie lata osoba numer dwa w ruchu narodowym, wspomina dalej: „prof. Ignacy Chrzanowski w czasie pobytu Dmowskiego w Krakowie z okazji zjazdu dzielnicowego obozu Wielkiej Polski, zaprosił do siebie na wieczór obok Prezesa wielką trójkę znakomitych polskich językoznawców: prof. Jana Rozwadowskiego, prof. Jana Łosia i prof. Kazimierza Nitscha. Cóż to była za uczona biesiada. Profesorowie musieli się nielada wysilać, aby wyjaśnić wątpliwe kwestie z zakresu słowotwórstwa, fonetyki i językoznawstwa porównawczego, które wysuwał Prezes”.

Miał również Dmowski zainteresowania historyczne. Zwołał do Chludowa, gdzie mieszkał, dwudniowy „zjazd historyków”. Uczestniczyli w nim, żywo podnosząc kwestie z przeszłości i dzisiejsze, prof. Władysław Konopczyński, prof. Kazimierz Tymieniecki, prof. Ignacy Chrzanowski, Kazimierz Marian Morawski, prof. Zygmunt Wojciechowski, prof. Karol Stojanowski i inni.

Przywódca ruchu narodowego zawierał znajomości również z politykami w różnych okolicznościach, ale to sprawa osobna. Ważne, że znał od młodości środowisko warszawskich pisarzy, wśród którego wyrastał, wchodził z nimi w komitywę jako początkujący działacz i ideolog. Tak zaprzyjaźnił się z założycielem Ligi Polskiej, Zygmuntem Miłkowskim (T.T. Jeż), który z czasem ustąpił mu miejsca w tej organizacji przyczyniają się do powołania ruchu narodowego na ziemiach polskich w ogóle.

W młodości zbliżył się do Stefana Żeromskiego. Jako rówieśnicy studiowali obok siebie w Warszawie, Dmowski na wydziale przyrodniczym Uniwersytetu Warszawskiego, Żeromski w Szkole Weterynaryjnej. Pracowali obydwaj w tajnych kółkach kierowanych przez Związek Młodzieży Polskiej, tzw. „Zet”. Zbliżyły ich podejmowane próby literackie, Dmowski bowiem zaczynał pisarstwo jako nowelista i krytyk. Łączyła ich wreszcie współpraca w „Głosie”, gdzie pisywali niemal w sąsiedztwie. Żeromski zapisał w pamiętnikach pod datą 1889 roku, jak zetknął się z Dmowskim w Warszawie na uroczystościach rocznicy powstania listopadowego. Z czasem do osobistych kontaktów dochodzi wymiana listów, obfita korespondencja, do tej pory nie do końca wydana.

Widywali się, a przynajmniej raz na pewno, Dmowski z Wyspiańskim. Tadeusz Bielecki zanotował: „Dmowski znał i spotykał Wyspiańskiego w domu swych przyjaciół, prof. Lutosławskich. Wspomina o tym córka profesora, Izabella Wolikowska w książce „Roman Dmowski, człowiek, Polak, przyjaciel” (Chicago, 1961): „Wyspiański wpadł kiedyś do profesorstwa na kolację, siedział dwie godziny, ale… milczał i słuchał. Nazajutrz powiedział pani Sewerowej-Maciejowskiej, że się „świetnie bawił”. Słyszałem też o tym epizodzie z ust Dmowskiego z małą odmianą, że Wyspiański mówił tak w kawiarni Michalika na Floriańskiej”.

Dmowski widywał pisarzy i rozmawiał z nimi w różnych okolicznościach. Sienkiewicza pozyskał przed wydarzeniami 1905 roku. We wrześniu 1912 roku w towarzystwie Jarońskiego wybrał się z Janem Weyssenhoffem na polowanie na kuropatwy do znajomych w Suchedębiu (przed wyborami w Warszawie). Na podstawie relacji Jana Skotnickiego, przytoczonej przez Bieleckiego wiadomo, że wiosną 1913 roku w jego obecności w pewną niedzielę gościł Dmowski na obiadku ze zrazami i kaszą i węgrzynem, przy czarnej kawie u Władysławowstwa Reymontów. Widywał polityk Jana Kasprowicza we Lwowie i w Poznaniu.

Wiadomości o tych spotkaniach są fragmentaryczne i zapewne będą stale uzupełniane przez zapisy pamiętnikarskie, listy, dokumenty, które opuszczą przepastne szuflady biurek. Dość powiedzieć, że nie stały się tylko wydarzeniem towarzyskim, ale odcisnęły ślad na dziełach literackich i obrocie myśli politycznej i świadomości narodu. Pomagając pisarzom w publikowaniu ich utworów na łamach swoich pism, wywierając wpływ przez swoje książki i artykuły, przekonując i przyciągając ich do siebie, ukazując nową wizję w procesie odzyskiwania niepodległości Polski, kształtował poglądy pisarzy i wpływał na ich idee wyrażane w postawie i w książkach po to, żeby ich przekaz tchnął nowego ducha, w sposób pośredni, na nieświadomy jeszcze rój siły i tożsamości narodu.

Tak – pod wpływem Dmowskiego zrodziły się „Syzyfowe prace” i „Wiatr od morza” Żeromskiego, „Wyzwolenie” Wyspiańskiego, „Ziemia obiecana” Reymonta, „Wiry” Sienkiewicza, poezje Kasprowicza itd. Rzecz to nieobojętna, od haseł schyłkowych, modernistycznych, idee Młodej Polski przesuwały się do haseł państwowotwórczych. Zaczęto teraz myśleć innymi kategoriami, wysuwać nowe cele, tym razem bliższe potrzebom większości Polaków. U progu I wojny światowej społeczeństwo było, trzeba powiedzieć – przygotowane na wydarzenia dziejowe. W zdrowym organizmie mogło przyjąć na siebie role podmiotu w nowym podziale politycznym Europy.

Polityka a życie

W połowie maja 1920 roku ojczyzna była wolna, ale skłócona sporami stronnictw o konstytucję i reformę rolną uwikłaną też w wyprawę kijowską. Dmowski wraz z całym obozem, tzw. wówczas Związkiem Ludowo-Narodowym, któremu przewodzili w sejmie St. Głąbiński i St. Grabski, był też wyprawie przeciwny. Po zwycięstwie pod Warszawą jego linię graniczną na wschodzie realizowali z pewnymi odchyleniami J. Dąbski i St. Grabski. Był wtedy od stycznia 1919 roku posłem stołecznym na sejm ustawodawczy.

Walka narodowców z lewicą i kołami belwederskimi przeciągała się, a zniecierpliwiony Dmowski coraz krytyczniej patrzył na efekt tego stanu rzeczy: ubożenie kraju, niebezpieczną grę masonerii i żydostwa oraz rozbicie społeczne. Młodzi narodowcy, chcąc zapobiec niekorzystnym zjawiskom podsunęli starym projekt powołania nowej organizacji ideowej. 4 grudnia 1926 roku Dmowski inauguruje na zjeździe w Poznaniu nowy twór polityczny zwany Obozem Wielkiej Polski. Stawiał sobie za cel „przekształcenie psychiki narodu, jego charakteru i pojęć w duchu życiowych powojennych konieczności Polski jako mocarstwa; jego struktura miała się oprzeć na autorytecie moralno-intelektualnym kierowników i na karności członków”.

W roku 1928 Dmowski przekształcił Związek Ludowo-Narodowy w Stronnictwo Narodowe i przyjął taktykę niewiązania się z żadną partią. W lutym 1934 roku powstała w stronnictwie Sekcja Młodych Stronnictwa Narodowego pod przewodnictwem Tadeusza Bieleckiego. Równocześnie wielu młodych w stolicy pozbawił go tego roku Obóz Narodowo-Radykalny.

W 1937 roku Dmowski był wyczerpany pracą, utarczkami i trudami. W Komitecie Głównym Stronnictwa Narodowego zaproponował zarząd złożony z dziesięciu członków i była to jego ostatnia decyzja polityczna. Od czerwca 1938 roku dogasał w Drozdowie pod Łomżą. Niegdyś oddany pozytywista, zbliżył się teraz do integralnego katolicyzmu i wrócił do praktyk religijnych. Częściowo sparaliżowany, dostał zapalenia płuc i pożegnał się ze światem w nocy z 1 na 2 stycznia 1939 roku.

Przed śmiercią na miejsce pochówku wybrał cmentarz najuboższych na Bródnie w Warszawie, gdzie spoczywają jego rodzice. Trumnę przewieziono na chłopskich saniach z Drozdowa do Łomży, stąd koleją pod eskortą sztandarową Stronnictwa Narodowego do Warszawy, a później przyjaciele na swoich barkach do Katedry św. Jana. Olbrzymi pochód kroczył po nabożeństwie na cmentarz bródnowski. Bogate koła Warszawy przeważnie świeciły nieobecnością; ubogie, zwłaszcza na Pradze, pogrążone były w głębokiej żałobie.

Stanisław Stanik

Przypomnienie historii i założeń ruchu narodowego było konieczne, bowiem z nim związały się losy pisarzy. Warto o tym pamiętać w 150. rocznicę urodzin Romana Dmowskiego.

Myśl Polska, nr 27-28 (6-13.07.2014)
http://mysl-polska.pl
  
marcus
11.07.2014 20:35:07
poziom najwyższy i najjaśniejszy :-)



Grupa: Użytkownik

Posty: 2112 #1886445
Od: 2014-5-4


TYLKO ZAREJESTROWANI I ZALOGOWANI UŻYTKOWNICY WIDZĄ FILMY » DARMOWA REJESTRACJA

  
Electra28.03.2024 12:13:02
poziom 5

oczka

Przejdz do góry stronyStrona: 1 / 1    strony: [1]

  << Pierwsza      < Poprzednia      Następna >     Ostatnia >>  

HOME » ROMAN DMOWSKI – „MYŚLI NOWOCZESNEGO POLAKA”

Aby pisac na forum musisz sie zalogować !!!

TestHub.pl - opinie, testy, oceny